Zbyszek, który został Maćkiem

Dorota Karaś, autorka książki „Cybulski. Podwójne salto”: „Popiół i diament” był jego tryumfem i przekleństwem. Wszyscy chcieli dalej oglądać Chełmickiego, który podbił ich serca.

12.12.2016

Czyta się kilka minut

Zbigniew Cybulski z laureatką konkursu tygodnika „Ekran”, pt. „Jeden dzień z Tobą”, Gdynia 1965 r. / Fot. TJ KUBIAK / EAST NEWS
Zbigniew Cybulski z laureatką konkursu tygodnika „Ekran”, pt. „Jeden dzień z Tobą”, Gdynia 1965 r. / Fot. TJ KUBIAK / EAST NEWS

JOANNA WIŚNIOWSKA: Zbigniew Cybulski miał dwa pogrzeby?

DOROTA KARAŚ: Na tę historię trafiłam w trakcie zbierania materiału do biografii. Wiedziałam, że Cybulski ma grób w Katowicach, bo tam leży jego rodzina. Interesował mnie pogrzeb, bo wzięły w nim udział tysiące osób, w kondukcie szli Daniel Olbrychski, Kalina Jędrusik, Bogumił Kobiela, nad trumną przemawiał Gustaw Holoubek. Gdy zaczęłam szukać informacji na ten temat, okazało się, że odbyły się dwa pogrzeby. Pierwszy był kościelny, drugi świecki.

Dlaczego?

Umarł największy gwiazdor polskiego kina. Władze nie wyobrażały sobie innego scenariusza niż pochówek na Powązkach. Zaczęły to uzgadniać z żoną. Matka Zbigniewa, Ewa, która mieszkała w Katowicach, była z kolei gorliwą katoliczką. Dla niej najważniejsze było, żeby syn miał kościelny pogrzeb. Te dwie strony musiały dojść do porozumienia. Władze państwowe poszły na ustępstwo. Cybulski został pochowany w Katowicach, ale odbyły się dwie uroczystości. Pierwsza była kościelna, z mszą w katowickiej katedrze, po brzegi wypełnionej ludźmi.

Po mszy trumnę przejęło państwo.

Wtedy zaczęła się część oficjalna, państwowa. Kondukt, który szedł już za trumną, ruszył dalej. To wszystko działo się na niedużym obszarze, niedaleko dworca, katedry i cmentarza. W Radiowym Domu Muzyki zorganizowano świecką uroczystość, czuwanie przy zwłokach. Przemawiano, kładziono wieńce, przypinano ordery do trumny. Do Katowic zjechał się z Warszawy cały artystyczny świat. Później wszyscy przeszli na cmentarz, gdzie księża mieli wygłosić przemowę nad grobem. Na cmentarzu działy się sceny dantejskie. Ludzie wisieli na drzewach! Operatorzy Kroniki Filmowej i fotografowie podobno zostali zepchnięci do grobu. Członkowie teatru Bim-Bom musieli wziąć się pod ręce i stworzyć kordon, żeby chronić rodzinę przed napierającym tłumem. Tajne służby wyłączały nagłośnienie księżom, żeby skrócić ich przemówienia. Pogrzeb kościelny miał się odbyć przed południem, gdy ludzie są w pracy. Władza nie doceniła jednak skali popularności Cybulskiego.
Jedynym materiałem, który znalazłam w IPN-nie na temat Cybulskiego, jest lakoniczna notatka z tego pogrzebu. A w niej informacja, że księża zgodzili się na pogrzeb, chociaż Cybulski ich zdaniem prowadził niezbyt religijny tryb życia. Ale stwierdzili, iż jego przykład może dobrze podziałać na młodych ludzi. Byli jednak i tacy, których ta decyzja oburzyła, i grozili wystąpieniem z Kościoła.
Cybulski zginął wskakując do ruszającego pociągu. Miał ze sobą walizkę. Była w niej jedna rzecz, która miała świadczyć o jego religijności. Cybulski był zbieraczem. Przez całe życie gromadził różne rzeczy, te ważne i mniej ważne. Ale miał zawsze ze sobą zestaw podróżny. Po jego śmierci neseserem zaopiekował się Alfred Andrys, który razem z Cybulskim wskakiwał do pociągu. Otworzył walizkę i przejrzał jej zawartość, żeby przekazać odpowiednim osobom.

I co znalazł w środku?

Była tam przedwojenna książeczka do nabożeństwa i metalowa plakietka z Matką Boską z Lourdes. Książeczka była prezentem od matki, a plakietkę podarował mu ojciec, który spędził wojnę jako jeniec we francuskich obozach i stamtąd ją przywiózł. To dwie rzeczy, które dla Zbyszka miały ogromną wartość. Nie wiem, czy religijną, ale na pewno emocjonalną. W listach do rodziny pisał zaraz po wojnie, że przez całą okupację nosił na piersi obrazek Matki Boskiej Nieustającej Pomocy.

Kim byli rodzice Zbyszka Cybulskiego?

Ojciec pochodził z ziemiaństwa mazowieckiego, część rodziny osiedliła się w Warszawie. Przed wojną był urzędnikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ale nie zajmował eksponowanego stanowiska. Matka pochodziła z rodziny Jaruzelskich, która posiadała dwór w Kniażu na Pokuciu. Męża poznała, gdy ten przyjechał na Pokucie z komisją z MSZ-u weryfikować przebieg granicy między Polską a Rumunią.
Mimo że byli zamożni, dziadek Jaruzelski nie pozwalał, aby dzieci czy wnuki bawiły się lub grały w tenisa w trakcie dnia pracy. Uważał, że może to być źle postrzegane przez chłopów. Nie przystoi się bawić, gdy inni mają obowiązki. Wszyscy w tej rodzinie byli ze sobą związani, bardzo o siebie dbali. Ten schemat w jakiś sposób powtórzył się w małżeństwie Aleksandra Cybulskiego i Ewy Jaruzelskiej. Nigdzie nie znalazłam nawet cienia informacji, że coś między nimi zgrzytało. Pięknie się do siebie zwracali w listach. Do Zbyszka też pisali z wielką czułością – zarówno matka, jak i ojciec.
Jednak w pewnym momencie Cybulski przeciwstawił się temu, co radzili mu rodzice: porzucił szkołę handlową i wybrał studia aktorskie.

Co się działo z Cybulskim w czasie wojny?

Latem 1939 r. dostał się do Korpusu Kadetów we Lwowie, prestiżowej szkoły, do której w tym samym roku nie zdał egzaminów Andrzej Wajda. Wydawało się, że ma ustawioną przyszłość. Wakacje przed wojną spędzał u dziadków. 17 września wkroczyli Rosjanie. Opłaciło się dobre traktowanie przez właścicieli Kniaża chłopów, bo to oni wybronili rodzinę przed Sowietami. Rosjanie zajęli dwór, ale pozwolili zostać rodzinie w budynku gospodarczym.
Dziadek Zbyszka wiedział, że trzeba uciekać, bo ta łaska może krótko trwać. W tym czasie Aleksander Cybulski pomagał w ewakuacji rządu i dyplomatów do Rumunii. Ponieważ był w pobliżu Kniaża, chciał wrócić do rodziny. Nie był już w stanie. Wysłał kuriera, który miał pomóc Ewie Cybulskiej i ich synom przejść przez granicę. Matka ze Zbyszkiem i Antkiem przebrali się za Hucułów, ale zatrzymał ich patrol. Podczas przesłuchania żołnierze bili Zbyszka, chcieli się dowiedzieć, gdzie idą. Ewa została aresztowana i zesłana do Kazachstanu. I zdarzył się cud, bo dzieci w takiej sytuacji zwykle trafiały do ochronek. A tymczasem radziecki oficer odesłał chłopców do babki do Kołomyi. Cybulski otarł się o wojnę, ale nie walczył w niej. Powstanie warszawskie, w którym brał udział jego kuzyn, spędził pod Warszawą w Woli Pogroszewskiej. Stamtąd było widać płonącą Warszawę. Miał lekki kompleks, że jego najbliżsi walczyli, jego koledzy brali udział w powstaniu, a on nie.

Jak ten kompleks się objawiał?

Powojenne harcerstwo, w które bardzo się zaangażował, noszenie żołnierskich strojów... Wojenne przeżycia były w cenie.
Kazimierz Kutz uważa, że siłą motoryczną był dla Cybulskiego lęk. Uważa, że Cybulski przeżył w czasie wojny coś ostatecznego, co było traumą, która go naznaczyła. Z tego wynikało wiele jego zachowań czy cech. Nie zasypiał, z lęku – według Kutza – przed nocą. Ale Zbyszek nikomu się nie zwierzał. Pytałam dużo osób, czy Cybulski opowiadał im, co robił podczas wojny. Nikt nic nie wiedział. Nie rozmawiał o tym nawet z żoną.

Dlaczego?

Andrzej Wajda mi to wytłumaczył. Dla nich życie zaczęło się dopiero po wojnie, nie chcieli do niej wracać. Odzyskali młodość, którą mogli przecież utracić. Dlatego nie oglądali się w przeszłość.
Ale Polska była dla niego bardzo ważna – i to nie było tylko wyświechtane hasło. Jednym z jego ulubionych powiedzeń było: „Niech żyje polska krew!”. To jest właśnie ten patriotyzm wyniesiony z domu, który dzisiaj bardzo trudno nam zrozumieć, bo nie ma odcienia nacjonalizmu.
Podczas wizyty w Finlandii zaproponowano mu, żeby wystąpił w reklamie koszul. Wiązało się to oczywiście z wysokim honorarium w zachodniej walucie. Nie zgodził się, bo uważał, że polski aktor nie powinien reklamować zagranicznych koszul. To nie była pycha, tylko etos. Padał na kolana przed polskimi kolejarzami, bo miał zakodowany przedwojenny szacunek dla tego zawodu.

Czym był dla niego PRL?

Nigdy nie zapisał się do Związku Młodzieży Polskiej, chociaż większość kolegów z roku należała do tej organizacji. On wstąpił tylko do Związku Studentów Polskich, który nawiązywał do przedwojennej idei bratniej pomocy. Pomagał studentom w sprawach socjalnych, ułatwiał im zdobycie pary butów, ciepłego posiłku czy stypendium. Nie wikłał się w działalność polityczną.

Po co byli potrzebni Cybulskiemu ludzie? Dlaczego do nich lgnął?

Elżbieta Chwalibóg-Cybulska, jego żona, mówiła, że Zbyszek nie potrafił nikomu odmówić. Pewnie również dlatego nikt o nim nie mówił „pan Zbigniew”, dla wszystkich był „Zbyszkiem”, nawet dla nieznajomych na ulicy. Nie stwarzał wokół siebie muru.

Życie ówczesnych celebrytów przypominało życie dzisiejszych?

Borykali się z takimi samymi problemami co rzesze Polaków. Być może częściej udało się załatwić coś po znajomości. Po przeprowadzce do Warszawy Cybulski mieszkał z bratem swojej żony w garderobie Teatru Ateneum, a Elżbieta z dzieckiem przez miesiąc pozostawała w szpitalu, bo nie miała dokąd pójść. Pisał do niej w tym czasie piękne, czułe listy: że brakuje mu rodziny, że czuje się strasznie samotny, że będzie odkładał pieniądze na syrenkę. Jednocześnie biegał po urzędach, aby załatwić jakiś kąt dla rodziny. W końcu, dzięki Oldze Lipińskiej, udało im się dostać mieszkanie na Mokotowie. W środku nie było nic, wprowadzili się z drewnianą skrzynią, w której Zbyszek woził swoje skarby. Elżbieta Chwalibóg ściągała autostopem meble od rodziców z Mazur. Ale nadal mieli kłopoty finansowe, trzeba było zdobyć jedzenie, meble, pieluchy dla Maćka. Jego to przytłaczało.

Dlaczego salon warszawski nie lubił Cybulskiego, a on nazywał salon „księstwem warszawskim”?

Przyjechał z Gdańska, gdzie traktowany był jak bóstwo. Salon warszawski uważał, że Cybulski jest sezonowym aktorem. Nie potrafili wytłumaczyć sobie jego fenomenu. Nagle człowiek spoza ich środowiska odniósł niesamowity sukces. Do tego był tak dostępny dla ludzi. Nie potrafił wejść w rolę gwiazdy, z wszystkimi się bratał. Jeszcze dziś niektóre osoby z tego środowiska, delikatnie mówiąc, nie darzą Cybulskiego sympatią, porównują go z Bogumiłem Kobielą. I to porównanie zawsze wypada na niekorzyść Zbyszka.

W pewnym momencie sam oskarża Kobielę, swojego największego przyjaciela, że staje się częścią salonu.

To zagadka, jak ta ich przyjaźń, ogromna zażyłość, wręcz czułość, rozeszła się właśnie w Warszawie. Próbowałam odpowiedzieć na to pytanie. Obaj weszli w związki małżeńskie. Moja teoria jest taka, że byli w tym czasie tak zajęci, że nie mieli dla siebie czasu, Warszawa ich pożarła. Ze strony Zbyszka zaczęły się pojawiać zarzuty, iż Kobiela wsiąkł w to środowisko warszawskie, robi chałtury i rozmienia talent na dobre. Ale prawda jest taka, że Cybulski robił to samo.
Studiowali na jednym roku. Ich rodziny mieszkały w Katowicach, więc razem jeździli tu na święta czy weekendy. Wymyślili w tym czasie „zastrzyki optymizmu” – mieli nie mówić rodzicom o niepowodzeniach lub przykrościach, które ich spotykały. Przyciągali się na zasadzie przeciwieństw. Kobiela ciągle robił sobie żarty ze Zbyszka, a jemu to nie przeszkadzało. Nawet chętnie wchodził w rolę ofiary tych żartów. Kobiela łatwo nawiązywał kontakty z kobietami, Cybulski był wobec nich nieśmiały. Po studiach wspólnie wyjechali do Gdańska. Tam razem mieszkali i tworzyli teatrzyk Bim-Bom.

Czym był dla niego Bim-Bom?

To było coś, co zbudował od podstaw. Bim-Bom był nie tylko zespołem teatralnym, ale grupą ludzi, która się ze sobą przyjaźniła, mogli na sobie polegać. Zaczynali od przedstawień na stołach, które były związane ze sobą sznurami – rekwizytem mogła być choćby przyniesiona z domu maszynka do mielenia mięsa, kurtyną zaś prześcieradła. A skończyli wystawiając spektakl przed królową Belgii. W Polsce ludzie stali tygodniami w kolejce, żeby zobaczyć ich programy. Byli powiewem świeżości, nieoczywistości. Mówili o rzeczach ważnych, także w świecie wartości Cybulskiego: o przyjaźni, miłości, uczciwości wobec siebie, potrzebie poezji w życiu. Można to dobrze zobaczyć w filmie Morgensterna „Do widzenia, do jutra”.

Mówimy o wielkiej sławie, którą głównie przyniosła mu rola Maćka w filmie „Popiół i diament”. Wajda uważał, iż pozwolił mu grać tak, jak chciał, dzięki czemu zagrał świetnie.

Wajda umiał słuchać aktorów, dawał im swobodę na planie. Weźmy scenę z płonącymi kieliszkami w „Popiele i diamencie”, którą wymyślił Janusz Morgenstern. Jej kręceniu przypatrywał się Jerzy Andrzejewski, czyli autor powieści, który został gościnnie zaproszony na plan. Był w szoku, oglądając tę erupcje twórczą. Każdy dorzucał coś od siebie. Tę jedną scenę kręcili dwa dni.

Ale ta genialna rola zaszufladkowała Cybulskiego. Jak to na niego oddziaływało, jak reagował, próbował się z tego wyrwać?

Stworzył kilka ról, które są zaprzeczeniem roli Maćka. Wcale nie uciekał od wcieleń komediowych – wystąpił choćby w komedii „Giuseppe w Warszawie” czy nowelce „Rozwodów nie będzie”, gdzie gra pracownika fabryki syfonów. On naprawdę miał talent komediowy. Ale publiczność chciała oglądać Maćka Chełmickiego. Reżyserzy w pewnym stopniu odpowiadali na to oczekiwanie ludzi.

Jak reagował na słowa krytyki?

Niewiele osób wiedziało, ale Cybulski był zakompleksiony. W czasach licealnych dziewczyny uważały, że to jego brat Antoni jest przystojniejszy. Mówiły, że Zbyszek był bardziej ofermowaty, ciapowaty, nawet „gorylowaty”. Miał kompleksy, że ma za dużą głowę i pupę, za krótkie nogi. Inni żerowali na tym i żartowali z niego, a on w to wierzył. Krytyczne recenzje też brał bardzo do siebie.

W listach do Wajdy pisał, jak bardzo chce z nim pracować. Beacie Tyszkiewicz powiedział, że to Wajda za nim jeszcze zatęskni. Zatęsknił?

Myślę, że tak, ale w momencie śmierci Cybulskiego. Opowiadał, że był wtedy w Londynie i rozmawiał o scenariuszu, który miał powstać specjalnie z myślą o Zbyszku. Czy do tego by doszło, to inna sprawa. W „Popiołach” też miał wystąpić Cybulski. Są nawet tacy, którzy uważają, że Wajda zrobił krzywdę Cybulskiemu.

Dlaczego krzywdę?

Bo nie zaproponował mu po „Popiele i diamencie” kolejnej ważnej roli, porównywalnej z kreacją Maćka Chełmickiego. W swoich listach do Wajdy Cybulski błaga, żeby ten nakręcił z nim jeszcze jeden film. Pisał, że taka współpraca, jak między nimi, zdarza się raz na milion. Ale wydaje mi się, że nie doszło do niej z braku czasu, jednego i drugiego. Wajda nie miał poczucia, iż jest coś Zbyszkowi winien. Byli młodymi ludźmi, wydawało się, że życie będzie trwało wiecznie, że jeszcze zdążą razem pracować. ©

Dorota Karaś, CYBULSKI. PODWÓJNE SALTO, Znak, Kraków 2016

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2016