Wybory do Parlamentu Europejskiego, czyli jedziemy na wakacje

Bruksela zawsze była miejscem wygodnego uprawiania polityki za godne wynagrodzenie. Dlaczego tak nagle zaczęło to społeczeństwu doskwierać? Przejrzeliśmy na oczy?

06.05.2024

Czyta się kilka minut

Przed Parlamentem Europejskim. Bruksela, 4 maja 2024 r. // Fot. Virginia Mayo / AP / East News
Przed Parlamentem Europejskim. Bruksela, 4 maja 2024 r. // Fot. Virginia Mayo / AP / East News

Czołowe miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego jest formą nagrody za zasługi lub elementem pocieszenia po porażce, jeśli lider docenił pracowitość. Na rękę trafia równowartość 34 tys. zł, do tego kolejne 21 tys. diety na różne wydatki (np. biuro), 1,5 tys. za podpisanie listy obecności na posiedzeniu PE, a na dokładkę zwrot kosztów podróży i leczenia. W porównaniu do uposażeń posłów ogarniętego nieustannym konfliktem Sejmu RP to po prostu finansowy raj; piękne wakacje, podczas których można co prawda zabłysnąć, ale atmosfera poza kluczowymi posiedzeniami jest relaksująca, więc nie sprzyja nadmiernemu wysiłkowi. Naprawdę w ogóle się nie dziwię, że dla większości polskich polityków wyjazd do Brukseli jest marzeniem, nawet dla tych, którzy tej strasznej Unii Europejskiej nienawidzą.

W TYM ROKU coś się jednak zmieniło. Społeczeństwo zaczęło się oburzać na ludzi, którzy jeszcze kilka miesięcy temu deklarowali cztery lata ciężkiej pracy w Polsce i dla Polski, a dziś tratują się w wyścigu po czołowe miejsca na listach, by z niej wyjechać. Miejsca te dają szansę, by trafić na ekskluzywne „cmentarzysko politycznych słoni”, wedle określenia ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Użył go w przypływie szczerości (z czego jest powszechnie znany od czasów słynnego nagrania o państwie teoretycznym), gdy jeszcze się wydawało, że Donald Tusk zmusi go do pozostania na stanowisku szefa resortu kultury. Mówił, że nigdzie się nie wybiera, bo „ma co robić”, ale już kilka tygodni później złożył dymisję na ręce premiera, pozostawiając w ministerstwie bałagan, czego symbolem jest sytuacja w mediach publicznych. Zostały przejęte na granicy prawa, a dziś zmagają się z potężnym kryzysem finansowym z uwagi na blokadę funduszy przez KRRiT, jeden z ostatnich bastionów PiS.

Wyjazd do Brukseli kogoś, kto rozgrzebał różne sprawy, żadnej nie dokończył, a na dodatek ma pogardliwy stosunek do roli europosła – może nas oburzać, ale przynajmniej mamy jasność, co Sienkiewicz będzie w Brukseli robił. Nie napiszę wprost, że będzie tam wypoczywał w ekskluzywnych warunkach, które lubi, ale ta myśl świdruje mój umysł. Bądźmy przy tym uczciwi: ilu z dotychczasowych polskich europosłów zapisało się na kartach wspólnoty europejskiej? Jerzy Buzek, Jan Olbrycht, Andrzej Halicki, Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Belka, no dobra, mogę wymienić też Jacka Saryusza-Wolskiego, a nawet Ryszarda Czarneckiego. Reszta, jeśli była głośna, to tylko po to, by płomienne wystąpienie np. Beaty Szydło mogła pokazać dawna TVP.

TRUDNO SIĘ OBURZAĆ na naszych polityków, że garną się na brukselskie cmentarzysko, skoro w innych krajach jest podobnie. Wiemy to od ponad dekady, gdy wyszło na jaw, jak wielu europosłów potrafiło w piątek podpisać listę obecności w PE, żeby skasować dietę, po czym zamiast na salę obrad kierowało się na lotnisko. Ludzie robią to, na co się im pozwala. Gorzej, że na szczytach naszej władzy wciąż brakuje refleksji, że jednak coś się w kraju zmieniło. 15 października ustanowiliśmy rekord frekwencyjny, bo chcieliśmy zmiany, która polega nie tylko na zastąpieniu PiS-u odmienną ideowo koalicją. Jesteśmy już trochę innym społeczeństwem, i nawet jeśli ogarnia nas populizm, to jednocześnie uważnie patrzymy, czy władza wypełnia złożone obietnice. Wynika to z badań prowadzonych przez IBRiS, ale najwyraźniej nie dociera do elit.

NIEKTÓRZY UNIKNĘLI kłopotów. Zarówno Polska 2050, jak i Lewica nie wysłały do Brukseli ministrów. Uznano, że ich ewakuacja do europarlamentu po pół roku, gdy wcześniej powtarzano jak mantrę, że sprzątanie po ośmiu latach PiS oznacza długotrwały znój i trud – byłaby jednak niezręczna. Takich oporów nie miał dominujący koalicjant. Donald Tusk zgodził się, by złote spadochrony otrzymali Sienkiewicz, szef MSWiA Marcin Kierwiński, a także minister aktywów państwowych Borys Budka. Odwołanie po tak krótkim czasie i wysłanie na zagraniczną misję (średniego znaczenia) tak ważnych członków rządu, którzy robili porządki w najważniejszych dla przyszłości Polski obszarach – jest dość osobliwym pomysłem. Nie usłyszeliśmy logicznego wytłumaczenia tego posunięcia i nie wiemy nawet, czy ci trzej muszkieterowie lecą do Brukseli w nagrodę, czy mają zejść Tuskowi z oczu, bo tak mocno przeskrobali.

W PIS O DZIWO nie słychać wielkiego oburzenia na posunięcia znienawidzonego przez Jarosława Kaczyńskiego premiera, ale to akurat nie jest dziwne. Umieszczenie na pierwszych miejscach list kandydatów takich jak Daniel Obajtek, Mariusz Kamiński czy Maciej Wąsik to klasyczna definicja politycznego złotego spadochronu. Raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że ci ludzie idą do Brukseli z innej przyczyny poza tą, że trzeba im zapewnić bezpieczeństwo na wypadek spraw w sądach.

Działacze PiS, nawet jeśli dziś nienawidzą Kamińskiego i Wąsika, podsłuchujących własnych kolegów, to doceniają dbałość szefa o ludzi, którzy zaryzykowali łamanie prawa dla partii. Można to docenić, być może tak samo, jak dbałość Roberta Biedronia o relację z partnerem Krzysztofem Śmiszkiem. Obaj startują z jedynek Lewicy, by spotkać się w Brukseli. Pal licho, że Śmiszek jest wiceministrem sprawiedliwości, czyli głównego resortu sprzątającego po PiS. Rodzina jest najważniejsza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jako reporter rozpoczynał pracę w dzienniku toruńskim „Nowości”, pracował następnie w „Czasie Krakowskim”, „Super Expressie”, czasopiśmie „Newsweek Polska”, telewizji TVN. W lutym 2012 r. został redaktorem naczelnym „Dziennika Polskiego”. Odszedł z pracy w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Jedziemy na wakacje