Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ojczyźnie Stanisława Lema, Macieja Parowskiego i Jacka Dukaja science fiction jakoś nie podbija dzisiaj ekranów, chociaż gatunek ten ma w Polsce również filmowe tradycje. Doczekał się kilkudziesięciu tytułów, w tym co najmniej kilku wartych uwagi, by wymienić tetralogię Piotra Szulkina (1979-1986), kultową „Seksmisję” (1983) Juliusza Machulskiego, „Na srebrnym globie” Andrzeja Żuławskiego (1987), przeżywające zresztą drugą młodość za sprawą dokumentu Kuby Mikurdy, czy nie tak dawny „Photon” (2017) Normana Leto.
Nie jest bowiem prawdą, jakoby fantastyka zawsze domagała się gigantycznych budżetów. Nie każdy tego rodzaju film musi być wielką kosmiczną operą czy popisem najnowszych technologii, czego dowodem produkcje typu „Moon” (2009) Duncana Jonesa, „Pod skórą” (2013) Jonathana Glazera czy „Ex Machina” (2014) Alexa Garlanda. W czasach, kiedy fabuła SF może równie dobrze, co w odległych galaktykach, rozwijać się we wnętrzu inteligentnej maszyny albo po prostu w ludzkiej głowie, jeszcze bardziej liczy się wyobraźnia i pomyślunek. A że przemiany cywilizacyjne i kryzys klimatyczny sprawiają, iż coraz więcej miejsc na Ziemi zaczyna przypominać krajobraz po katastrofie, podgatunek zwany postapo łatwo znajduje dla siebie gotowe scenerie. Także u nas, czego dowodem kręcony na Górnym Śląsku, na terenie kopalni Bolesław Śmiały i elektrowni w Łaziskach Górnych, film „W nich cała nadzieja” Piotra Biedronia. Czyli kino SF po polsku, zrealizowane za przysłowiową garść złotówek (dokładnie za jeden milion – w produkcji filmowej to kwota niewielka), w ramach specjalnego programu PISF-u dla początkujących twórców.
Sceptyk by rzekł, iż coś takiego nie może wypalić na naszym gruncie – a jednak się udało. Choćby dlatego, że Biedroń dzięki pasji i znajomości gatunkowych reguł potrafił przeskoczyć swoje ograniczenia. Jego film posiada też nieczęsto spotykaną w polskim kinie świadomość ekologiczną tudzież refleksje w wielu innych dziedzinach. Twórca rozpoczyna opowieść, jak to zwykle bywa, od punktu zero: apokalipsa właśnie się dokonała i nie wiadomo, czy przyniesie ostateczny kres wszystkiego, czy może jakiś nowy początek. Oto na skażonej planecie, na gruzach globalnych wojen klimatycznych, pozostały jedynie nikłe ślady życia i ludzkie niedobitki, chociaż wiele na to wskazuje, że dziewczyna o nieprzypadkowym imieniu Ewa może być człowiekiem ostatnim. W położonym na pustyni obozowisku walczy o przetrwanie i czeka na kontakt z innymi ostańcami, a jej jedynym towarzyszem i zarazem aniołem stróżem jest robot z demobilu, noszący imię Artur.
Już z wyglądu daleko mu do sterylnego bystrzaka typu HAL 9000. Przykurzony i zardzewiały, bardziej przypomina Blaszanego Drwala, na dodatek popsuło mu się oczko, niczym „temu misiu” z komedii Barei. I z początku rzeczywiście bywa zabawnie, kiedy testowany przez bohaterkę strażnik okazuje się istotą o bardzo małym rozumku – nie łapie metafor, nie ma poczucia humoru, operuje jedynie wyuczonymi procedurami. Robi się groźnie, gdy Artur, który miał bezwzględnie chronić swoją panią, okazuje się bezdusznym zadaniowcem. Jakkolwiek obce mu są kłamstwa, manipulacje i przekupstwa, to bez prawidłowego hasła cała domniemana inteligencja i przyjazność maszyny biorą w łeb. Co więcej – wdrukowane weń algorytmy mogą z łatwością obrócić się przeciwko człowiekowi.
Podejmuje zatem Biedroń wiele palących i obszernie omawianych dzisiaj kwestii – sukcesywne wyniszczanie naszej planety, ślepe zaufanie wobec technologii, jej realne możliwości i ograniczenia – z udziałem nader skromnych, choć przecież nie tylko chałupniczych środków. Pomimo pewnej teatralności świata przedstawionego czuje się na ekranie filmowy oddech, a scenografia Marka Zawieruchy i zdjęcia Tomasza Wójcika, osadzone w postindustrialnym pejzażu, na śmietnisku ludzkiej cywilizacji, przykrywają budżetowe niedostatki. Sporo też potrafi zdziałać oszczędna ścieżka dźwiękowa autorstwa Łukasza Pieprzyka, rozmyślnie oldskulowa, niczym wydobyta z trzewi komputera Atari.
Przed nami skromne kino o dużym potencjale i łatwo można je sobie wyobrazić przepisane na scenariusz superprodukcji. Zresztą lista spektakularnych referencji sama się narzuca, od „2001: Odysei kosmicznej” (1968) Stanleya Kubricka po „Mad Maxa: Na drodze gniewu” (2015) George’a Millera. A zajmująca sto procent czasu ekranowego Magdalena Wieczorek, znana już ze świetnej roli raperki w „Zadrze” (2022) Grzegorza Mołdy, tworzy postać jeszcze jednej w uniwersum science fiction wrażliwej twardzielki, mającej szansę uratować ten popsuty świat.
Oczywiście, można było taką historię na różne sposoby pogłębić i rozwinąć. Na przykład relację Ewy i Artura, która miałaby większy ciężar emocjonalny, gdyby prócz jednostronnych żartów o małżeństwie z robotem zakładała także przywiązanie bohaterki do jedynego towarzysza jej samotności, generując tym samym etyczne dylematy. Równocześnie docenić należy, że Biedroń nie podąża szlakiem fantazji na siłę antropomorfizujących maszynę jako rzekomo zdolną do empatii czy nawet bardziej ludzką od człowieka. Pod tym względem film nie pozostawia złudzeń, jakkolwiek można się przyłapać na tym, że w akcie projekcji będziemy odczuwać wobec Artura (mówiącego głosem Jacka Belera) uczucia ściśle zarezerwowane dla ludzi, np. moralne potępienie.
Intryguje również zasygnalizowany tutaj temat uchodźców klimatycznych, który ostatnimi czasy przestał być tematem z porządku science fiction. I nie trzeba być na sztywno zaprogramowanym Arturem, żeby w sytuacji morderczej walki o zasoby naturalne, w szczególności o wodę i czyste powietrze, pogubić się w rozróżnieniu między uchodźcą a intruzem. To bodaj najciekawszy wątek tej opowieści o głupich robotach, znajdujący swoje ironiczne, choć nie do końca jasne odniesienie w jej tytule. Bo mimo że „W nich cała nadzieja” ma wiele z „akcyjniaka” skupionego na walce o biologiczne przeżycie bohaterki, to kiedy blaszany strażnik mówi do niej w krytycznym momencie: „Nie mam uprawnień, żeby dać ci wodę”, musi wybrzmieć polityczna – chcąc nie chcąc – aluzyjność owych słów.
W NICH CAŁA NADZIEJA – reż. Piotr Biedroń. Prod. Polska 2023. Dystryb. Galapagos Films. W kinach.