Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tyle że kres tej patologii mógł nadejść już dawno temu, bo Arłukowicz ministrem został w 2011 r. Dlaczego w tym czasie nic nie zrobił? Dlaczego nie ma prawa zakazującego pracy w konkurencyjnych przychodniach, zwykle tuż za bramą publicznego szpitala? Dlaczego ordynatorzy nie mają – jak w innych krajach Europy – zakazu pracy dla konkurencji i posiadania udziałów w firmach konkurujących o publiczne fundusze?
Bo Arłukowicz pracuje tylko wtedy, kiedy ma miecz na szyi. Proszę zauważyć: za niedostatki onkologicznej opieki wziął się wtedy, gdy premier zażądał skrócenia kolejek do specjalistów. Obiecał leczenie w cztery tygodnie: za co i przez kogo – nie wiadomo. To m.in. dlatego dobrodziejstwa zmian zaczną obowiązywać od 2015 r. Dla chorych na raka znaczenie ma każdy dzień, ale przecież nie oni są w tej pozycyjnej grze najważniejsi...
Ciężko reformować ochronę zdrowia w oderwaniu od lekarzy, ale ten minister zamiast dyskusji ze środowiskiem woli udzielać wywiadów. W ostatnich dniach dał trzy – „Gazecie Wyborczej”, „Rzeczpospolitej” i PAP – ale na obrady Izby Lekarskiej już nie przyszedł. Czego się boi? Wszystkiego! Powtarza frazesy, czyta z kartek – dialog nie na tym polega. Zwłaszcza ze środowiskiem ludzi wykształconych ponadprzeciętnie, z doktoratami, nastawionymi na nieustanne podnoszenie kwalifikacji.
Owszem: pola patologii w medycynie minister definiuje precyzyjnie. Szkoda, że choć sporo o nich wie, to nie robi nic, żeby zapobiec tragediom. Tak było, gdy w ubiegłym roku dopiero oświadczenie Jurka i Lidii Owsiaków zmusiło go do zajęcia się wyjaśnianiem lekarskich zaniechań, które doprowadziły do śmierci dziewczynki spod Skierniewic. Czy to normalne, że urzędujący minister w takiej sytuacji nie bierze się za porządki sam, tylko prosi innych o napisanie procedur ratujących życie? Jak w przypadku tego resortu – mamy kolejne pytanie retoryczne.