Trzydzieści lat i kilka dni

Nastroje wśród biwakującej w centrum Kijowa młodzieży to sinusoida: euforia miesza się ze znużeniem. Ale mimo wszystko, zwłaszcza mimo mrozu, króluje życzliwość i muzyka. I wiara, że Pomarańczowej Rewolucji nic nie zatrzyma. Chyba nic...

Przez Plac Niepodległości, pieszczotliwie zwany “naszym Majdanem", każdego dnia przewija się kilkaset tysięcy ludzi. Kilka tysięcy “mieszka" tu na stałe. Pałatkowych mesteczek jest kilka. Główne na Chreszczatyku, obok Majdanu. Kilkaset namiotów, większość z Kijowa i Lwowa. Ale są też młodzi ze wschodu. Jak Jura z Charkowa, spod rosyjskiej granicy. U siebie był obserwatorem wyborów. - Wieczorem po głosowaniu poszliśmy z kolegami na wódkę. Za zwycięstwo, bo byliśmy pewni, że Juszczenko wygrał - opowiada. - Następnego dnia obudziłem się i słyszę, że prezydentem ma zostać Janukowycz. Wsiadłem w pierwszy pociąg do Kijowa i zostałem.

Jurę przygarnął Wasyl ze Lwowa. Dzień po wyborach poszedł do pracy, ale robota mu nie szła, nie mógł się skupić: - Poszedłem do szefa i powiedziałem, że chcę jechać do Kijowa. Dał mi dwa tygodnie wolnego i na bilet. Wczoraj dzwonił, że mogę zostać, ile będzie trzeba.

To Wasyla cieszy, bo umówili się z Jurą, że razem wypiją szampana na Majdanie. Ale dopiero, jak Juszczenko zostanie prezydentem. Teraz o szampanie nie ma mowy. Picie alkoholu jest w “miasteczku" zabronione. - Nawet “sto hram" na rozgrzanie nie wolno wypić - mówi Jura. I jest dumny, że protest przebiega na trzeźwo. Bo jakby zaczęli pić, władze zaraz nazwałyby ich pijakami-awanturnikami. A tak piją tylko ci od Janukowycza; jedyne ofiary śmiertelne to dwóch mężczyzn z Ługańska: zapili się na śmierć.

“Miasteczko" jest zorganizowane. Aby wejść, trzeba biegać od Annasza do Kajfasza i załatwić pozwolenia (aby nie weszli prowokatorzy). Ochrona sprawdza, czy ktoś nie wnosi niebezpiecznych przedmiotów.

Większość namiotów przysypana śniegiem, pozamarzane ściany. Nocami jest minus 15. - Jak się kładę, to jest mi ciepło - mówi Alina z Żytomierza. - Ale jak się rano budzę, nie mogę zdjąć skarpetek. Przymarzają do nóg.

Nocami coraz mniej ludzi śpi w namiotach. Siedzą tu do późnego wieczora, ale noce starają się spędzać tam, gdzie cieplej. - Rewolucja rewolucją, ale zapalenie płuc to nic przyjemnego! - grzmi doktor Chrostowa. Jest jedną z lekarek, które “służą rewolucji". Od szefa dostała urlop i spędza go w “miasteczku". I choć krzyczy na jego mieszkańców, to podziwia ich upór. - Żeby tylko bardziej o siebie dbali - wzdycha.

W “Domu Ukraińskim" koło Majdanu przez całą dobę przyjmuje się i odprawia grupy. Większość bezpłatnymi środkami transportu. Do dyspozycji przyjeżdżających z całego kraju są tysiące miejsc noclegowych w prywatnych mieszkaniach. “Dom" wozi też jedzenie i koce do “miasteczka", organizuje pomoc prawną i prowadzi część obsługi prasowej.

Tylko ci, którzy są od początku, narzekają, że rewolucja mogłaby się już skończyć. Są zmęczeni. Czują, że Kuczma gra im na nosie.

Dla mieszkańców “miasteczka" przeciwnik polityczny to “Donbas". - Donbas jedzie walczyć z Kijowem, Donbas jest odcięty od informacji - słyszy się na Majdanie. Majdan zastanawia się, jak poprawić relacje z Donbasem. Ktoś wywiesił plakat: micha pierogów i napis: “Donbas, wy nam nie wrogi, chodźcie do nas na pierogi!". Strategia “łagodzenia" odnosi efekty: gdy w okolicy pojawiają się zwolennicy władz, dziewczyny zapraszają na herbatę i ciastka, rozmawiają. Sasza z Kijowa opowiada, jak jeden z “donbasowców" dziwił się, widząc tak przyjazne nastawienie: - Powiedział, że ich tam straszą, że “juszczenkowi" chcą “janukowyczowych" pozbawić praw. Jak się dowiedział, o co walczymy, zmienił zdanie.

Podobnie opowiada Jarosław ze Lwowa. Był w komisji wyborczej, do której przyjechały dwie panie z Ługańska na wschodzie. - Jak chciałem pierwszego dnia jedną pocałować w rękę, to się wystraszyła, jakbym chciał gryźć. Jak wyjeżdżały po drugiej turze, to płakały, że muszą jechać. Tak im było dobrze. I obie głosowały za Juszczenką.

O ile z Donbasem “pomarańczowi" chcą się dogadać, wielu nie wyobraża sobie porozumienia z Rosją. Wokalista Taras Petrenenko tłumaczy publice, czemu Putin i Kuczma boją się oddać władzę: - Babcia mawiała: wiosna pokaże, gdzie kto zimą narobił. Oni się boją naszej wiosny!

- Putin myślał, że będzie nas prowadzić jak świniaka na postronku. Nas, atamański naród! - ironizuje Sasza z Kijowa.

Ale dla Snieżany, wolontariuszki, to niepotrzebne podgrzewanie: - Sąsiada nie zmienimy. Takiego mamy pecha, że jest nim Rosja. A wielu rosyjskojęzycznych Ukraińców też przyjeżdża na nasz protest.

Snieżana pracuje w biurze kwaterunkowym “pomarańczowych". Połowę spraw załatwia po ukraińsku, a połowę po rosyjsku. Nie podoba jej się, gdy ktoś kręci nosem na dźwięk rosyjskiego. Opowiada, jak przeszedł do “Domu" Bardzo Znany Artysta i chciała autograf: - A on się odwraca. Pytam, o co chodzi. Okazało się, że z rozpędu odezwałam się po rosyjsku. A ten pan nie życzy sobie po rosyjsku rozmawiać.

Za to Jurij z Iwano-Frankiwska ma Rosjan dość. Tłumaczy, jaki to prostacki i antyukraiński naród. Akurat na Majdanie przemawia przedstawiciel rosyjskiej partii “Jabłoko": mówi, że Rosja nie powinna się mieszać w sprawy Ukrainy, że powinno być sąsiedztwo, a nie poddaństwo. Jurij słucha i przypomina sobie, że zna i dobrych Rosjan.

Kiedy polityk “Jabłoka" kończy, ktoś z prowadzących chce, by tłum skandował “Rosja i Ukraina!". Jednak ludziom takie słowa nie przechodzą przez gardło. Sąsiad, którego nazwa pada na Majdanie z tysięcy gardeł, leży bowiem na zachodzie, a nie wschodzie. To Polska.

Już na granicy w Medyce widać, że coś się zmienia. Przekraczamy ją na piechotę, razem z “mrówkami". Szósta rano, mróz, ja i Norbert z Legionowa. Kolejka długa. Mówię komuś, że jedziemy na demonstrację. Szmer: - Chłopcy do Kijowa jadą, prapustitie! I kolejka rozstępuje się. - Dziękujemy, żeście z nami - słyszymy.

Wkrótce jesteśmy we Lwowie. Razem z nami Piotrek z Przemyśla, pół-Polak, pół-Ukrainiec. - Gdyby nie Polska, nie byłoby tych demonstracji - uważa. - Polska dała Ukrainie przykład. Ukraińcy widzą, jak jest w Polsce, i pytają, czemu u nas jest tak źle, skoro tam tak dobrze?

Kiedy rozmawiamy po polsku, wielu nas zaczepia, pytają, co się mówi w Polsce o ich rewolucji. Mówią, że ważny był dla nich przyjazd Wałęsy i Kwaśniewskiego. Mężczyzna zaprasza na herbatę z termosu. Mówi, że jest “banderowcem". I że Polska i Ukraina powinny żyć w przyjaźni. - Szczęka mi opadła - przyznaje Piotrek.

Inną sytuację opisuje Paweł Płuska z TVN-24: - Widziałem z bliska weteranów UPA, w mundurach. Słuchali Wałęsy i co chwila krzyczeli: “Polszcza, Polszcza!". Niesamowite, prawda?

A na Majdanie powiewają dziesiątki polskich flag. Z każdym dniem więcej. To ważne dla Ukraińców. Kiedy ze swą małą chorągiewką szedłem ulicą, goniły mnie strzępki zdań: “Patrz, z Polszczy, oni też z nami; dziękujemy". I zdanie, które znają tu wszyscy: “Jeszcze Polska nie zginęła". Może dlatego, że nasze hymny zaczynają się podobnie? I nie tylko: - I nas, i ich dotykały zawieruchy dziejowe - mówi Adrianna z Przemyśla, w Kijowie z potrzeby serca. Uważa, że teraz Ukraińcy patrzą na nas inaczej.

- Jeszcze rok temu jakbyś wyszedł w Kijowie z czymś takim, mógłbyś dostać w łeb - mówi Dawid z Wrocławia, patrząc na moją flagę. - A teraz wszyscy pytają, czy nic ci nie potrzeba.

Dawid przyjechał do Kijowa z dwoma kolegami. Kiedy zobaczyli w polskiej TV, co się dzieje, uznali, że muszą tu być. - Powinniśmy ich wesprzeć. Pokazać, że nie są sami - mówi. Jeszcze mocniej wyraża to Adrianna: - Nasze narody są jak bracia. Kiedy bratu dzieje się krzywda, drugi musi pomóc.

- Ukrainka powiedziała mi, że przez ostatnie dni rusyfikacja cofnęła się tu o 30 lat - mówi Dawid. - A pojednanie polsko-ukraińskie poszło o 30 lat do przodu.

Do Kijowa wciąż przyjeżdżają młodzi z miast, nawet wiosek. Zapowiadają, że nie dadzą się władzom wziąć na przetrzymanie. - Każdy z tych, co tu są, jest gotów położyć życie za wolność - mówi ksiądz Bohdan, grekokatolik ze Stryja. - Teraz jest spokój, ale jak się zaczynało, nikt nie wiedział, czy wróci żywy do domu.

Ksiądz jest w Kijowie od drugiego dnia rewolucji. Wtedy się bał. Wszyscy się bali. Ksiądz Bohdan dużo rozmawia: - Rewolucja to dla wielu przeżycie metafizyczne. Potrzebują rozmowy o Bogu. Dla wielu to pierwsza taka rozmowa w życiu.

Szybko połyka dwie kanapki i kawałek tortu: nasze śniadanie w “Domu Ukraińskim". I biegnie.

Nikt na Majdanie nie wierzy, że Janukowycz może być prezydentem. Snieżana nocowała u siebie chłopaka ze Lwowa. - Stał na barykadzie dwa dni i dwie noce bez przerwy. W największe mrozy. Nie jadł, prawie nie pił. Jak przyszedł do mnie, spał 30 godzin. Czy tacy mogą przegrać?

Od studentów ze Lwowa słyszałem: - Ty, Witia, masz dokąd wracać. Pobędziesz z nami i pojedziesz do Polski. A my? Jeśli teraz się nie uda, to dokąd mamy wrócić?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2004