Tracimy umiejętność rozmowy. Nie tylko tej twarzą w twarz, ale nawet przez telefon

Krzysztof przysyła z podróży dziesiątki zdjęć i wiadomości. Pisze o pogodzie, spotkaniach zawodowych, ale też o tęsknocie za Magdą i domem. Po powrocie niewiele więcej można z niego wycisnąć. Nie tylko z niego.

01.04.2023

Czyta się kilka minut

 / GARY WATERS / ADOBE STOCK
/ GARY WATERS / ADOBE STOCK

Rozmowa prowadzona przez komu­nikatory internetowe wypiera tradycyjną. Nie tylko tę twarzą w twarz, podczas której widzimy wyraźnie mimikę, gesty, czujemy obecność rozmówcy i jego emocje, możemy go wręcz dotknąć. Ale nawet tę przez telefon czy kamerkę w komputerze. I nie chodzi już tylko o młodzież. Dorośli cierpią na tę samą „chorobę”.

Psycholodzy są zgodni: zjawisko jest niebezpieczne, jednak samego internetu i technologii nie można potępić. Sieć pomaga utrzymywać albo wręcz przywracać więzi rodzinom i przyjaciołom żyjącym z dala od siebie, a introwertykom i ludziom cierpiącym z powodu zaburzeń lękowych ułatwia nawiązywanie kontaktów. W 2015 r. naukowcy Lee Rainie i ­Kathryn Zickuhr przeprowadzili (na zlecenie Pew Research Center, amerykańskiej organizacji pozarządowej) badania dotyczące skali używania i oddziaływania internetu na jakość relacji międzyludzkich. Aż 90 proc. ankietowanych przyznało, że korzystało ze smartfonu „podczas ostatniej aktywności społecznej”, a 50 proc. deklarowało, że sięga po komórkę nawet w łóżku, podczas zbliżeń intymnych z partnerem lub partnerką. Później językoznawcy i psycholodzy stworzyli słowo phubbing. To zbitka dwóch wyrazów pochodzących z języka angielskiego: phone (telefon) i snubbing (lekceważenie). Najprościej: phubbing to ignorowanie drugiej osoby, polegające na korzystaniu z komórki podczas rozmowy. Czasem nie do końca świadome, bo wynikające z problemów z koncentracją. Powodują ją liczne bodźce, którymi jesteśmy atakowani poprzez smartfony.

Opowiedz mi coś

Magdalena uważa, że jej związek przeniósł się do sieci. Z partnerem, Krzysztofem, poznali się kilkanaście lat temu, właściwie jeszcze w świecie na wpół „analogowym”. Esemesy i rozmowy przez telefon komórkowy były wtedy drogie. Krzysztof (dziennikarz specjalizujący się w tematyce międzynarodowej) dużo podróżował. Krótkie wyjazdy krajowe i długie zagraniczne. W tym czasie para wysyłała sobie co najwyżej nieliczne esemesy. On zdawkowo informował, gdzie się znajduje i czym obecnie się zajmuje, ona w kilku zdaniach pisała, co dzieje się w domu i jak się czuje. – Nie mogliśmy się doczekać naszego spotkania. Chcieliśmy się wreszcie nagadać – opowiada Magdalena.

Podkreśla, że w sumie jeszcze niedawno potrafili z Krzysztofem „opowiadać sobie swoje światy”. On opisywał miejsca (często egzotyczne i niebezpieczne), które odwiedził. Mówił o lokalnej kulturze i spotkanych ludziach. – Współodczuwałam z nim. Wypełniały mnie jego emocje. Byłam ciekawa tekstów, które wkrótce napisze – mówi kobieta.

Podczas rozmowy spojrzenia Magdaleny i Krzysztofa się spotykały, śmiali się, wzruszali. Od kilku lat, kiedy on wraca do domu, para zamienia ze sobą kilka zdawkowych zdań, choć nie przeżywa jakiegoś specjalnego kryzysu w związku. Kiedy Magdalena prosi: „No, opowiedz coś!”, Krzysztof jest zdziwiony: „Przecież wszystko ci już napisałem”.

– I to prawda. Napisał – mówi kobieta sięgając po smartfona. Otwiera aplikację ­WhatsApp. Długo przesuwa palcem po wyświetlaczu. Z ostatniej podróży Krzysztof wysłał jej kilkadziesiąt wiadomości (większość opatrzonych kilkoma zdjęciami). Pisał o rzeczach przyziemnych: pogodzie, nużącej podróży rozklekotanym autobusem, spotkaniach zawodowych. Ale też o swoich uczuciach: tęsknocie za nią, za domem, frustracji z powodu zmęczenia. Niestety, Magdalena dziś wie, że więcej nie da się z niego „wycisnąć”. Że naprawdę wszystko już jej „powiedział” przy pomocy komunikatora internetowego. Godzi się, że podczas wspólnych posiłków każde będzie patrzeć w swój talerz, spozierając przy okazji w ekran telefonu. W milczeniu.

Prof. Bogdan de Barbaro, psychiatra i terapeuta, uważa, że cyfrowe komunikatory doprowadziły do „dehumanizacji rozmowy”. – Coraz częściej zapominamy, że „komunikator” nie jest człowiekiem, tylko maszyną – mówi prof. de Barbaro. Te „maszyny” sprawiają, że pełnowartościowej rozmowy, która tworzy wspólną przestrzeń uczuciową, jest coraz mniej. A w domu, w którym zanika dialog, pojawia się kryptosamotność. Sączy się powoli i z czasem coraz trudniej zdobyć się na przeprowadzenie głębokiej rozmowy, która jest przecież sztuką. Wymaga cierpliwości, czasu, umiejętności słuchania i spełnienia kilku „warunków dialogicznych”. – Przede wszystkim nie możemy ranić i unieważniać drugiej osoby. Powinniśmy posługiwać się też językiem zrozumiałym – mówi prof. de Barbaro.

Joanna Flis – terapeutka, autorka książki „Co ze mną nie tak? O życiu w dysfunkcyjnym domu, środowisku, w Polsce i o tym, jak sobie z tym (nie) radzimy” – podkreśla, że głęboka rozmowa „uobecnia” drugą osobę. Podejmując ją wystosowujemy następujące komunikaty: „Chcę cię zauważyć, zrozumieć, usłyszeć, poznać twój świat”. Takiej rozmowy nie da się przeprowadzić stukając w ekran smartfona.

Kolorowe karteczki

– Tak ze sobą rozmawiamy – Krystyna wskazuje na lodówkę i wiszącą tuż obok korkową tablicę. Zapiski na kolorowych karteczkach przytwierdzonych pinezkami mienią się w oczach. U góry każdej notatki podkreślona data. „3 marca. Asia laryngolog”; „6 marca. Olek zebranie w szkole”; „15 marca. Obiad u rodziców”; „17 marca. Przegląd i ubezpieczenie samochodu”, „21 marca. Asia przedstawienie w szkole. Przygotować strój”. Na dole niektórych karteczek adnotacja: Piotr albo Kristin (ksywa z czasów studenckich).

Krystyna pracuje w instytucji kulturalnej, Piotr jest nauczycielem. Małżeństwem są od piętnastu lat, wychowują dwójkę dzieci. Typowa klasa średnia: przestronne, gustownie urządzone mieszkanie, kilkuletni samochód, wakacje za granicą. Krystyna do dziś uważa, że połączyła ich rozmowa. Choć ona jest humanistką, a on miłośnikiem nauk ścisłych, mieli wiele wspólnych pasji: współczesny teatr, zwiedzanie średniowiecznych miast, wycieczki w góry. Dyskutowali o przeczytanych książkach i obejrzanych spektaklach. Żartowali. Rozumieli się w pół słowa, przewidywali potrzeby. „Lupa ma premierę w Starym” – rzucała Krystyna. „Tak. Kupiłem już bilety” – odpowiadał Piotr. Albo: „Robi się ciepło” – zagajał Piotr. „Babia Góra w weekend?” – proponowała natychmiast Krystyna.

Byli ze sobą blisko. Podczas wycieczek w góry w namiotach ich znajomych szybko zapadała cisza i gasły latarki. Oni rozmawiali niekiedy do świtu. Wręcz się w rozmowie zatracali.

Krystyna wspomina, że z roku na rok w jej małżeństwie na zwierzenia miejsca było coraz mniej. Dzieci (pojawiły się szybko po ślubie) wymagały opieki i uwagi. Krystyna po całym dniu spędzonym z córką i synem nie miała siły na wychodzenie z domu, teatr czy rozmowę o sztuce. Kiedy tylko mąż wracał z pracy, prosiła, by zajął się synem i córką, a sama kładła się na sofie z telefonem komórkowym w ręce. „Może ze mną porozmawiasz?” – pytał Piotr. Krystyna odpowiadała, że jest zmęczona. „Ale masz siłę patrzeć w telefon” – stwierdzał z wyrzutem.

Krystyna: – Smartfon stał się moim oknem na świat, ucieczką od rzeczywistości. Szklany ekranik, jak mur, odgradzał mnie od domowych spraw. Czytałam posty znajomych, godzinami rozmawiałam z nimi na komunikatorze o błahostkach. To było przyjemne. Tu nikt nic ode mnie nie chciał. Nie krzyczał: „Mama, pić!”, „Kristin, podgrzej obiad, proszę”, „Nie kupiłaś mleka sojowego?”.

Joanna Flis uważa, że kryzys głębokiej rozmowy występuje w wielu związkach. Małżonkowie, partnerzy, przyjaciele zadają sobie pytania o charakterze informacyjno-organizacyjnym: kiedy, dlaczego, jakie masz plany na jutro? O wiele rzadziej pytają: jak się czujesz, czego ci brakuje? Niekiedy pytania te się pojawiają, ale zadawane są jedynie z grzeczności. Osoba je stawiająca wcale nie jest ciekawa odpowiedzi.

Krystyna podkreśla, że pary, które zna, żyją podobnie jak oni. Partnerzy zajęci są pracą (często w wymiarze ponadetatowym), zawożeniem dzieci na zajęcia pozalekcyjne (niekiedy nadmiernie je obciążając), dbaniem o dom (lśniąca podłoga jest ważniejsza niż bycie ze sobą). A kiedy wieczorem znajdą w końcu trochę czasu, wielu zamienia z partnerami kilka zdań, po czym ląduje z głową w ekranie. Tam jednak też króluje powierzchowna rozmowa – stanowi próbę ucieczki od najbliższych, ale także od siebie samego.

Flis: – Nie chcemy mieć kontaktu z własnymi emocjami, których często nie rozumiemy. Kultura, w jakiej funkcjonujemy, podpowiada nam, by nie decydować się na ich ujawnienie. A rozmawiając, staramy się ukryć reakcje ciała świadczące o lęku, stresie, zakłopotaniu, słabości, rozedrganiu. Wstydzimy się zaczerwienionej twarzy, drżenia rąk, zaszklonych oczu. Nie chcemy się zająknąć. Do rozmowy wkrada się fałsz.

Cisza jak makiem zasiał

W związku Krystyny i Piotra rozmowę zastąpiło omawianie spraw codziennych. Posługując się niemal równoważnikami zdań ustalali listę zakupów, zastanawiali się nad planami wakacyjnymi i dzielili obowiązkami: kto odprowadzi dzieci na zajęcia dodatkowe, kto pójdzie z nimi na wizytę kontrolną do lekarza, kto odwiezie kota na szczepienie, kto posprząta łazienkę.

Kiedy dzieci podrosły, dziadkowie zaproponowali, że będą opiekować się nimi w wybrane weekendy. Krystyna pamięta, jak pierwszy raz, dziwnie stremowana, pakowała ich ubranka i kosmetyki do małej plastikowej walizki. – Zamknęłam za nimi drzwi. W mieszkaniu rozległa się cisza jak makiem zasiał. Podobnego stanu nie doświadczyłam od ponad dekady. Przygotowałam kolację, Piotr otwarł wino, usiedliśmy naprzeciw ­siebie. Okazało się, że nie za bardzo mamy ze sobą o czym rozmawiać... Próbowałam zagadywać, nerwowo bawiłam się kieliszkiem. On, spoglądając przed siebie, przytakiwał. Zjedliśmy właściwie w milczeniu, by po chwili usiąść do komputerów – opowiada Krystyna.

Prof. Sherry Turkle, psycholożka kliniczna z Massachusetts Institute of Technology, od ponad dekady bada wpływ internetu na jakość rozmowy. Używa pojęcia, które oddaje relację Krystyny i Piotra – „sami we dwoje”. ­Turkle twierdzi, że internet przyczynił się do kryzysu intymnych relacji. Głęboką rozmowę zredukowaliśmy do powierzchownej „łączności”.

Krystyna zastanawia się, czy do ich małżeństwa powróci jeszcze kiedyś dojrzały dialog. Czy po latach życia wypełnionego rutyną i przyziemnymi sprawami mają jeszcze sobie coś do powiedzenia? – Boję się, że możemy jedynie rozplanować kolejny tydzień przy pomocy kolorowych karteczek przypiętych do lodówki i korkowej tablicy – mówi.

Joanna Flis uważa, że wstępem do rozmowy może być nawet wspólne mądre milczenie. – Wydaje nam się, że rozmowa obliguje nas do udzielenia mądrej odpowiedzi czy rady. Chcemy więc zabłysnąć. A czasem chodzi o wsłuchanie się w drugiego człowieka, dostrzeżenie go, pobycie razem – mówi.

Widok ludzi, którzy umówili się, by porozmawiać w kawiarni lub pubie, a zamiast tego siedzą wpatrzeni w telefony, stał się powszechny. Milczenie przerywane jest zdawkowymi wypowiedziami. Czasem ktoś podtyka komuś pod nos ekran swojego smartfona i coś tłumaczy. Coraz większe ekrany lądują na stole podczas rodzinnych uroczystości i świąt, gdzie tradycyjna rozmowa ciągle przerywana jest dźwiękami sygnalizującymi wiadomości, na które „trzeba” natychmiast odpisać. Zmieniła się etykieta. Coś, co jeszcze kilka lat temu uważane było za brak kindersztuby, dziś stało się społeczną normą.

Jedna z moich rozmówczyń, Ewa, stwierdza: – Właśnie tak funkcjonuje moja nastoletnia córka. Smartfon to cały jej świat. Sięga po niego zaraz po przebudzeniu. Skroluje jadąc autobusem do szkoły, niechętnie odkłada podczas wspólnego obiadu, zabiera ze sobą do łazienki. Kiedy odrabia lekcje, muszę poprosić, by zamknęła telefon w szufladzie biurka – opowiada Ewa. Matka nie raz pytała córkę, czego godzinami szuka w internecie. Była zdziwiona, kiedy nastolatka odparła: „Niczego. Rozmawiam ze znajomymi”. Na sugestię matki, czy nie lepiej się spotkać i porozmawiać twarzą w twarz, dziewczyna wzruszyła ramionami. „Teraz są już inne czasy, mamo”.

O tym, że córka i jej koleżanki nie potrafią prowadzić normalnej rozmowy, Ewa przekonała się kilka tygodni temu. Dziewczyna zaprosiła do domu koleżanki na noc. Mówiły, że chcą się „nagadać”. Ewa obudziła się w środku nocy. Dostrzegła strugę światła płynącą spod drzwi córki, ale zdziwiła ją panująca cisza. Nacisnęła klamkę drzwi. Zobaczyła, że dziewczynki siedzą w łóżkach, każda z telefonem komórkowym w ręce. Wpatrywały się w ekrany jak zahipnotyzowane.

Niebezpieczne związki

Matka nastoletniej Zofii zauważyła, że dziewczyna jest rozkojarzona, chwilami wręcz nieobecna. Nie wypuszcza telefonu z rąk, izoluje się od rodziny. „Masz kłopoty w szkole? – podpytywała. – Ktoś cię zranił?”.

W końcu zaczęła podejrzewać, że dziewczyna sięga po narkotyki. Intuicja podpowiedziała jej, by przeczytać wiadomości w jej telefonie. Kiedy przewijała rozmowy córki z chłopcami na komunikatorze, wydawało się jej, że studiuje scenariusz filmu porno. – Kilku z nich „czyniło jej zaloty”. Wulgaryzm szedł za wulgaryzmem – opowiada matka Zofii.

Badania przeprowadzone przez grupę naukowców i opublikowane w 2017 r. w periodyku „Journal of Economic Psychology” wskazują, że przeniesienie rozmów do sieci może przynieść ze sobą niebezpieczeństwo nie tylko w wymiarze osobistym. Niszczy też społeczne więzi. Sprawia, że niektórzy z nas przestają odnajdywać się w „prawdziwym” życiu, nie rozumieją innych ludzi, ich uczuć, nie mają oporów, by ich ranić. Człowiek przestaje być realną istotą.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Sami we dwoje