Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zbigniew Wegehaupt, od ponad trzech dekad podpora kontrabasowa polskiego jazzu, wydał trzecią autorską płytę. Podobnie jak w albumie "Wege" z 2005 r., do nagrania krążka "Tota" zaprosił młodych jazzmenów - trębacza Jerzego Małka, pianistę Marcina Maseckiego oraz - po raz pierwszy - perkusistę pochodzenia izraelskiego Zivę Ravitza. Tym razem jednak muzyk nie oddaje łatwo dźwiękowej przestrzeni artystycznym potomkom. Raczej bryluje w pełnych fantazji solówkach i dzielnie sekunduje pianiście w zaskakujących kolorystycznie tyradach. Bo to właśnie Masecki i Wegehaupt - nie nadto ostrożny Małek i zbyt niewinny Ravitz - są pierwszoplanowymi bohaterami "Tota".
Największe wrażenie robi otwierający nagranie utwór tytułowy. Wyraźną kreską naszkicowany temat w powolnym interludium, podany z niemalże dziecięcą naiwnością, stał się mottem płyty, obecnym też w innych kompozycjach. Uporczywie powtarzana sekwencja akordów fortepianu i basu, wyraźnie, choć nie nachalnie podkreślana perkusją oraz zadziorne, grane wbrew rytmicznej regularności motywy trąbki są tylko zapowiedzią świeżo brzmiącego rdzenia kompozycji. A ten tworzy znakomity duet Wegehaupta i Maseckiego. Po kilku taktach subtelnego nawiązania do wstępu nasyconym dźwiękom coraz intensywniej zapętlanych fraz basu towarzyszą zrazu od niechcenia rzucane współbrzmienia fortepianu i tęskny motyw z Etiudy cis-moll Chopina, wreszcie wartki strumień klasterów. Chwilę wytchnienia daje dopiero spokojny epilog trąbki.
Płyta nie zaskakuje szaleńczymi eksperymentami. Zgrabnie skrojonymi, wyrazistymi tematami, czasem barwionymi nowatorską harmoniką, gdzieniegdzie komplikowanymi rytmicznie, muzyka basisty wpisuje się w tradycje rodzimego jazzu akustycznego sprzed dwóch dekad. Będzie więc dobrą propozycją dla bardziej umiarkowanych słuchaczy.