Tęsknota za Kaszpirowskim

Czy tajemniczy masażysta ze Wschodu, mówiący językami, naznaczony rozlicznymi talentami, poskramiający złe psy samym spojrzeniem, poskromi też strachy polskich dusz?

09.11.2020

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Śniegu już nigdy nie będzie” / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Śniegu już nigdy nie będzie” / MATERIAŁY PRASOWE

Ten nasz obecny czas marny – nieskończenie przejściowy, bezsłoneczny, bezśnieżny – sprzyja wypatrywaniu uzdrowicieli i cudotwórców. Dopiero co nawiedził polskie ekrany czesko-słowacki „Szarlatan” Agnieszki Holland, a już stoi w kolejce następny „zbawca”, tym razem przedstawiony w tonacji raczej buffo. Żenia z najnowszego filmu Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta zjawia się pewnego dnia na polskim osiedlu strzeżonym ze składanym łóżkiem pod pachą i w rytm walca Szostakowicza zaczyna wypełniać swoją sekretną misję. Czy rzeczywiście może nas uratować młody, silny, wrażliwy masażysta z ­Ukrainy?

Tytuł „Śniegu już nigdy nie będzie” brzmi niczym zaklęcie i memento, lecz posiada racjonalną wykładnię. Na rok 2025 przewidziano bowiem ostatnie opady śniegu – choć może coś jeszcze dałoby się zrobić, żeby zażegnać wyrok. W przeciwnym razie ten nieutulony kraj przez połowę roku będzie się pogrążał w brudnej, burej mierzwie, a dzieciaki już nigdy nie poczują magii świąt. Jednak wszyscy tu już dawno temu zapadli w zimowy sen i zastygli w przetrwalnikowych formach.

Osiedle pod miastem, złożone z dworkopodobnych willi, to zmaterializowana fantazja o życiowym sukcesie, a zarazem groteskowa symulacja życia, siedziba Simsów wchodzących ze sobą we wrogie, ubogie bądź pozorne interakcje – o ile w ogóle jakieś. Żenia (w tej roli Alec Utgoff, brytyjski aktor ukraińskiego pochodzenia) krąży więc od drzwi do drzwi, obdarzony nie tylko cudownie leczniczym dotykiem, ale i rodzajem przeczucia czy nadwiedzy, która pozwala mu przejrzeć na wskroś wszystkie te nieszczęsne „żyćka”. Masując sfrustrowane panie domu, spiętych byłych żołnierzy, nieuleczalnie chorych czy niewierne żony, staje się ich powiernikiem i długo wyczekiwanym ratunkiem.

Przed czym? Tutaj każdy musi sam sobie uzupełnić frywolnie ażurowy scenariusz Szumowskiej i Englerta. Na pierwszy rzut oka oglądamy grubo tkaną satyrę na obyczaje i snobizmy rodzimej klasy średniej: mężczyźni w kieracie pracy i kredytów, kobiety zaabsorbowane głównie swoim wyglądem, rasowymi pieskami i ogólnym niespełnieniem, biedne bogate dzieci wysyłane do francuskich szkół… – kłaniają się karykaturalni „inni ludzie” z ostatniej powieści Doroty Masłowskiej. W poprzednim swoim filmie „Twarz” ci sami twórcy masakrowali oblicze Polski z wsi i małych miejscowości, portretując jej kulturowe zacofanie, ksenofobię, pustą, obrzędową religijność i genetyczne niejako okrucieństwo. Tym razem padło na mieszkańców nowo­bogackich domów, na ich słabości, uzależnienia, pragnienia – i dla nich znaleźli odrobinę więcej sympatii.

Żenia uosabia w filmie tęsknoty zarówno ziemskie, jak i te wyższe, duchowe. Wszystkie one zostały potraktowane w „Śniegu...” leciutko, acz nie do końca z przymrużeniem oka, podobnie jak cienka warstwa politycznej poprawności i powierzchownej modernizacji. Tajemniczy masażysta ze Wschodu, mówiący językami, naznaczony rozlicznymi talentami i poskramiający złe psy samym spojrzeniem, to krzyżówka fantazji i stereotypów. Jest jak współczesny Kaszpirowski: niesamowita słowiańszczyzna i mityczna ikona spod znaku ex oriente lux skupione w jednym muskularnym ciele. Dlatego długo wyczekiwany cud może być równie dobrze apokaliptycznym opadem radioaktywnym – wszak bohater urodził się w okolicach Czarnobyla siedem lat przed awarią reaktora.

Pojawia się także jawny trop rodem z kultury popularnej, czyli Żenia jako napromieniowany superbohater, oraz sugestia, że mamy do czynienia z kolejnym wcieleniem trickstera, który na początku filmu wyłania się z głębi lasu, z mgły, z natury czy z tego, co wyparte, by namieszać, nabroić, może coś przy okazji naprawić – odpowiedź może być dowolna. O samym bohaterze dowiadujemy się akurat tyle, ile trzeba, by wypełnić go pożądanym znaczeniem. Że nocuje w brzydkim mieszkaniu gdzieś na postkomunistycznym blokowisku i ktoś depcze mu po piętach, że przekroczywszy szlaban zamkniętego osiedla, najlepiej czuje się popijając ze strażnikiem w jego budce, że wcale nie jest aniołem bezcielesnym. Wreszcie: że zostawił na dalekiej Ukrainie wspomnienia tyleż piękne, co traumatyczne.


Czytaj także: Organizatorzy festiwali w internecie dwoją się i troją, by utrzymać kontakt ze swoją publicznością. Oto najciekawsze propozycje najbliższych tygodni.


 

Szumowska powraca do metody zastosowanej już w „Body/Ciało” (2015), gdzie bez pretensji do późnej „kieślowszczyzny”, z cierpkim, choć jednocześnie ciepłym humorem poszukiwała kontaktu z duchami zmarłych. Tak jak ukraiński masażysta wyczuwa pod palcami wewnętrzną drżączkę, tak samo daje się wyczuć dyskretna metafizyczna podszewka, jaką podbity został ten kroto­chwilny film. Żenia staje się dla bohaterów, a zwłaszcza dla smutnej Wery (w tej roli przekonująca Weronika Rosati, w retrospekcjach grająca także matkę bohatera), źródłem przede wszystkim czysto ludzkiej empatii i bliskości. Albowiem jedyną prawdziwą twarzą, pozbawioną codziennej maski, wydaje się ta naga, bezbronna, wetknięta w otwór łóżka do masażu i filmowana od dołu w zabawnych ujęciach. Pojawiający się w filmie pierwszoligowi aktorzy i aktorki: Maja Ostaszewska, Agata Kulesza, Łukasz Simlat, Andrzej Chyra czy Katarzyna Figura, nawet kiedy czasem szarżują, zdają się wyczuwać ową tragikomiczną podwójność swoich ról.

Opowieść o masującym hipnotyzerze zza wschodniej miedzy i o jego nieszczęśliwych polskich klientach skupia się także na samym akcie patrzenia, na tym, jak widzą siebie nawzajem oni i on. Zdjęcia Englerta też mają chwilami moc hipnotyczną, odrealniają filmowaną przestrzeń na modłę bajki czy sennego koszmaru. Nasz tegoroczny kandydat do nominacji oscarowych opowiada zresztą niekoniecznie o Polsce, jakkolwiek figura obcego, który staje się tutaj jedną wielką projekcją, indywidualną i zbiorową, została wpisana w bardzo znajome pejzaże, również mentalne. ©

ŚNIEGU JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE – reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert. Prod. Polska/Niemcy 2020. Dystryb. Kino Świat. Film ma polską premierę w konkursie festiwalu Camerimage (14–21 XI), także w wersji online.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2020