Szkoła Świętości

KS. PROF. GRZEGORZ RYŚ: Eucharystia w krypcie św. Leonarda to szczególne przeżycie. Wchodzi się w pamięć Kościoła od św. Stanisława do Karola Wojtyły. Pierwszy poświęcił to miejsce i może został tu zamordowany. Drugi odprawił w krypcie Mszę prymicyjną. / Rozmawiała Agnieszka Sabor

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Katedra pw. św. Wacława i św. Stanisława na Wawelu - fot. Jan Mehlich / wikipedia.org

Agnieszka Sabor: Czym katedra wawelska wyróżnia się spośród innych, nierzadko piękniejszych?

Ks. Prof. Grzegorz Ryś: Kiedyś zszedłem z grupą kleryków z Londynu do krypty św. Leonarda. Natychmiast zauważyli podobieństwo do kaplicy św. Jana w Tower. Powiedziałem: "Racja, z tą różnicą, że my tu odprawiamy Msze". Nie wszędzie tak jest. Wystarczy przykład Hradczan: arcybiskup Pragi, ilekroć w katedrze mają się odbyć uroczystości religijne, musi czynić specjalne ustalenia z władzami państwowymi. Nasza katedra zawsze należała do Kościoła. Choć czyniono na nią zamachy: Austriacy chcieli zamienić ją na kościół garnizonowy, zaś w PRL-u ktoś wpadł na absurdalny pomysł, by przekazać katedrę PTTK - jako pomnik dziejów narodu.

Pamięć liturgii

Ale katedra wawelska to rzeczywiście pomnik dziejów narodu. Jak to połączyć z funkcją sakralną?

Poprzez liturgię, która jest szczególnym rodzajem "pamiętania". Liturgia sprawia, że staję się uczestnikiem wydarzeń, które wspominam. Podczas eucharystii, którą sprawuje się w katedrze, np. we wspomnienie św. Stanisława czy św. Jadwigi, pamięć o tych postaciach nabiera innego charakteru niż w wykładzie akademickim. Można wejść do Kaplicy Zygmuntowskiej, by popatrzeć na rozety w kopule, ale można też przyjść tu w Adwencie na Mszę św. roratnią - bo Zygmunt Stary, fundując tę kaplicę, stworzył przy niej kolegium rorantystów, którzy przez cały rok mieli w tym miejscu odprawiać roraty. Fakt, że katedra pozostaje czynnym kościołem, sprawia, że pamięć o historii wielu narodów związanych z zapisaną w tym miejscu tradycją jagiellońską jest również pamięcią religijną - prawdziwą, bo wiara w dużym stopniu kształtowała ich dzieje.

Rozmowę o sensach katedry zacząć trzeba od św. Wacława, pierwszego jej patrona.

To patrocinium, przywołujące na myśl Czechy, sprawia historykom nieco kłopotu. Jest jednym z argumentów za tym, by cofnąć w czasie datę powstania pierwszej katedry. Być może biskupstwo krakowskie (albo ołomunieckie z siedzibą na Wawelu) powstało już w latach 70. X w., kiedy Kraków pozostawał w obrębie państwa czeskiego. W roku 1000 zaś, po słynnym zjeździe gnieźnieńskim, podporządkowano jedynie Kraków arcybiskupowi gnieźnieńskiemu. Jedno wydaje się pewne: chrześcijaństwo przyszło do Krakowa wcześniej niż polskość - przy czym nikt nie myślał wówczas takimi kategoriami. To był czas Europy, którą najchętniej nazywano "christianitas" i która rzeczywiście była wspólna. Był to rodzaj wspólnoty, o której dzisiaj możemy tylko pomarzyć. Była ona dokładną odwrotnością tego, z czym mamy do czynienia dzisiaj. Europejczycy w wieku X czy XI najpierw mieli poczucie przynależności do jednego, wspólnego środowiska. Na nim dopiero kształtowały się, bardzo powoli, tożsamości narodowe: pojedyncze słowa w morzu łaciny. Dzisiaj mamy do czynienia z procesem odwrotnym. Wszyscy mają daleko posunięte poczucie własnych interesów i próbują szukać konsensu, który wyznaczy jedność europejską. To karkołomne zadanie, jeśli porównać je z jednością Europy średniowiecznej.

Wróćmy do św. Wacława. Skąd wziął się na Wawelu?

Niektórzy twierdzą, że było to wezwanie ekspiacyjne: św. Wacława zamordował dziad Bolesława Chrobrego i wnuk w ramach pokuty dedykował zabitemu katedrę.    Nie dziwi fakt, że patronem katedry został męczennik: w Kościele najpierw pojawił się kult męczenników, którzy pomagali przeżywać eucharystię (w starożytności ołtarze stawiano na grobach męczenników). Sam Wacław zaś był piękną postacią. Rozumiał to, czego już dwa wieki później nie rozumieli ci, którzy pielgrzymowali do jego grobu: wiedział, że chrześcijaństwo ma dwa płuca - wschodnie i zachodnie. Jego "Żywoty" zachowały się w dwóch wersjach: łacińskiej i starosłowiańskiej. Pielęgnował owoce misji Cyryla i Metodego. Zginął w rodzinnym konflikcie o władzę, tak jak jego babka, św. Ludmiła. Pamiętajmy, że mówimy o pierwszych pokoleniach chrześcijan w Europie Środkowej. Św. Wojciech był drugim biskupem Pragi - działającym w środowisku ochrzczonych pogan. A św. Wacław reprezentuje jeszcze wcześniejsze pokolenie.

Patron Królestwa

Św. Wacława zastąpił św. Stanisław.

Nie do końca: św. Wacław nadal pozostaje pierwszym patronem krakowskiej katedry. Choć zapewne w świadomości powszechnej kojarzy się ją przede wszystkim z biskupem Stanisławem. Wygląda na to, że kult św. Stanisława był bardzo żywy w wieku XIII, ale już w wieku XIV osłabł. Odrodził się w wieku XV dzięki biskupowi Zbigniewowi Oleśnickiemu i Janowi Długoszowi, jego prawej ręce. Wtedy, za sprawą, by tak rzec, "polityki religijnej", stał się patronem Królestwa Polskiego. Stanisław był potrzebny - trochę na zasadzie "swój" i "obcy". W miarę, jak narastała świadomość polskości, św. Wacław stawał się kimś z zewnątrz.

Ale ze św. Stanisławem mamy pewien problem.

Nie wiemy, na czym polegał konflikt między biskupem a królem. Liczba źródeł jest w tym przypadku ograniczona. Problem bierze się z jednego słowa, które pada w relacji Galla Anonima: "traditor", czyli zdrajca. To słowo należy jednak rozumieć, tak jak rozumiano je w średniowieczu. A oznaczało ono wtedy kogoś, kto złamał przysięgę wierności złożoną seniorowi. "Traditor" u Galla oznacza, że Stanisław - lennik Bolesława Szczodrego chociażby dlatego, że to jemu zawdzięczał stanowisko biskupa - uczynił coś, co król uznał za złamanie przysięgi lennej. Słowo "traditor" nie wyklucza kultu: w średniowieczu szło wyłącznie o to, że ktoś wypowiada posłuszeństwo seniorowi, a nie o to, jaka jest tego moralna ocena. Świetnie pokazuje to Dante w "Boskiej Komedii": w piekle pozostają obok siebie Judasz i Brutus - a przecież pierwszego uznalibyśmy za syntezę zła, a drugiego - za syntezę ideałów, zwłaszcza dzisiejszych, demokratycznych. Jednak z punktu widzenia człowieka średniowiecza obaj dopuścili się tego samego czynu: wyparli się seniora.

Jak doszło do kanonizacji Stanisława?

Jego grób jest jedynym w katedrze pochówkiem z XI w. (obok biskupa Maura z 1118 r. w krypcie św. Leonarda). A przecież gdzieś tutaj powinni być pochowani władcy, ich żony, dzieci. O żaden inny grób nie zadbano tak, jak o grób Stanisława! Symptomatyczny jest też fakt, że zwłoki biskupa przeniesiono do katedry i pochowano "in medio ecclesiae" - pośrodku kościoła. Od początku przeczuwano, że chodzi o męczennika, który oddał życie za jakąś sprawę Chrystusową.

Do rozwoju kultu w XIII w. przyczynił się Wincenty Kadłubek. Ktoś może powiedzieć, że relacja w jego kronice wzorowana jest na wieściach z Anglii, a świeża była sprawa zabójstwa Thomasa Becketta. Cóż z tego, że chodzi o podobne historie? Kadłubek wyraźnie sugeruje przy tym podobieństwo Stanisława do Chrystusa w akcie męczeństwa. Pisze, że rycerze wysłani, by zabić biskupa, nie potrafią tego zrobić, bo ilekroć on się do nich odwróci, padają na ziemię. To literacka kalka pojmania Jezusa w Getsemani. A więc Stanisław jako alter Christus... Potem Wincenty z Kielczy napisał dwa żywoty św. Stanisława, w których pojawiła się już idea zjednoczenia państwa. Stanisław wyrastał na patrona Królestwa. Kanonizacja odbyła się w 1253 r. w Asyżu, ale już rok później do Krakowa na specjalne uroczystości zjechali wszyscy panujący Piastowie. Kanonizację postulowali biskup Prandota, Kinga i Bolesław Wstydliwy - Kościół i dom panujący. Kinga uprosiła dla siebie szczególny przywilej: mogła obmyć kości Stanisława i przełożyć je do nowej, ufundowanej przez siebie trumny.

Jego kanonizację można widzieć jeszcze szerzej: XIII wiek w Polsce to czas pogłębionej chrystianizacji. To także wiek świętych w Krakowie, często o duchowości franciszkańskiej: Jacka, Czesława, Bronisławy, Salomei - i Kingi właśnie. Karol Wojtyła mawiał, że to pokolenie ukształtował Wincenty Kadłubek, to była jego szkoła świętości.

On również pochowany został w katedrze.

Ten człowiek był syntezą wiary i kultury: pierwszy Polak, który napisał książkę, a zarazem biskup związany z reformą Kościoła. Kadłubek pojechał na IV sobór laterański, na którym ważnym wątkiem był kult eucharystyczny. Po powrocie do Krakowa zapalił w katedrze pierwsze wieczne światło przed Najświętszym Sakramentem. Przekazał na to dochód z dwóch wsi biskupich. Zrehabilitowaliśmy też Kadłubka jako historyka, choć rzeczywiście domaga się on umiejętnej interpretacji, kt orej mistrzami byli prof. Plezia i prof. Kirbisowa.

Wracając do św. Stanisława: jak objawiał się jego kult jako patrona Królestwa?

W "Ordo coronandi regis Poloniae", spisanym na potrzeby koronacji Władysława Warneńczyka (1434), po raz pierwszy zanotowano, że król Polski w wigilię koronacji pielgrzymuje na Skałkę, gdzie, jak głosi tradycja, zamordowano biskupa. Majowa procesja św. Stanisława to pewna kontynuacja tamtych wydarzeń (jej współczesną formę zawdzięczamy Wojtyle). Zresztą, podobnych procesji było w Krakowie więcej - nie pamiętamy np. o procesji św. Jacka Odrowąża z Wawelu do kościoła Dominikanów (przypominała, że był on członkiem kapituły katedralnej). Dla mnie ważne jest to, że w dniu św. Stanisława - przed konfesją męczennika - odbywają się święcenia diakonatu. I jeszcze jedno: w katedrze związana jest z nim nie tylko konfesja, ale i krypta św. Leonarda, pochodząca z drugiej, romańskiej katedry. Tę kaplicę zbudował Bolesław Szczodry, a więc poświęcał ją biskup Stanisław. Odprawiał Msze w kaplicy, którą ufundował jego przyszły morderca, nota bene jeden z najlepszych władców Polski! Zresztą, istnieje też tradycja mówiąca, że biskup nie zginął na Skałce, ale w katedrze, może w krypcie św. Leonarda (odnajdujemy to w poemacie "Stanisław" Karola Wojtyły). Eucharystia w tym miejscu oznacza szczególne przeżycie; wchodzi się w pamięć Kościoła od św. Stanisława do Karola Wojtyły, który odprawił w krypcie Mszę prymicyjną.

Dwa razy "M"

Kolejną wielką świętą krakowskiej katedry jest królowa (król) Jadwiga.

To postać przepiękna. Niestety, najczęściej zawężamy narrację o niej do wątku romantyczno-dramatycznego, do decyzji o małżeństwie z Jagiełłą i chrztu Litwy, ostatniego kraju pogańskiego w Europie: 12-letnie dziecko dla dobra wyższego ma wyjść za mąż za 36-letniego mężczyznę, którego wrogowie przedstawiają jako owłosioną małpę. Owa "małpa" okazała się człowiekiem wybitnym, który dał początek wielkiej tradycji. Podczas procesu kanonizacyjnego Jadwigi niektórzy żałowali, że nie starano się o proces małżeński. Źródła mówią o Jagielle niezwykłe rzeczy - nawet Długosz, który Jagiełły nie znosił. Wiemy np., że w Wielki Czwartek król dokonywał obrzędu mycia nóg ubogim: nie w ramach jakiegoś teatru liturgicznego, ale w akcie prywatnej pobożności; że po bitwie pod Koronowem król pielęgnował jeńców krzyżackich i to samo nakazywał polskiemu rycerstwu.

A Jadwiga? Syntezą jej życia duchowego stały się dwie skrzyżowane litery "M" (znajdziemy je np. w "Psałterzu Floriańskim" albo na ścianach komnat z jej czasów) - odnoszące się do dwóch sióstr ewangelicznych: Marii i Marty, z których jedna symbolizuje życie kontemplacyjne, a druga życie aktywne. Wydaje się, że Jadwiga świadomie nawiązywała do tego modelu. Z jednej strony była królem Polski, politykiem prowadzącym własną politykę także wtedy, gdy była już żoną Jagiełły (mieliśmy wtedy dwóch królów, a nie króla i królową). Zachowała się obfita korespondencja Jadwigi z zakonem krzyżackim. Potrafiła zadbać o odnowę Uniwersytetu Jagiellońskiego i powstanie wydziału teologicznego (nie ma wątpliwości, że to był jej pomysł, do którego potrafiła przekonać Jagiełłę). Z drugiej strony, poznajemy Jadwigę jako kobietę, która - zwłaszcza w czasie Adwentu i Wielkiego Postu - wycofywała się z życia czynnego w lekturę duchową i modlitwę. Na to potrzeba dyscypliny wewnętrznej. A pamiętajmy, że zmarła w wieku 25 lat. Wcześnie osiągnęła dojrzałość ducha.

Jest jeszcze jeden wymiar tej postaci: osobisty dramat kobiety, która długo czeka na potomstwo, żyjąc w poczuciu swojej bezpłodności. Jadwiga może być bliska wielu kobietom, które dziś przeżywają podobne dramaty. Potem, gdy okazało się, że jest w ciąży, wykazała się większą dojrzałością niż pół Europy. Wiadomość szybko się rozeszła i dwory dosłownie oszalały. Papież przysłał kołyskę ze złota i ogłosił, że będzie ojcem chrzestnym tego dziecka. Jagiełło, który bez przerwy był gdzieś w drodze, pisał w listach, że żona ma się odpowiednio ubierać, a ściany jej komnaty należy ozdobić szlachetnymi tkaninami. Królowa odpisywała spokojnie, że to nie jest czas na pychę, ale na pokorę, i że trzeba się zdać na wolę Bożą. Okazało się, że miała rację. Poród skończył się nieszczęśliwie i dla niej, i dla dziecka. Jest szereg wątków w postaci Jadwigi, których nie eksploatuje się wystarczająco - a szkoda, bo one są bardzo realistyczne i rezonują w problemach współczesnego człowieka.

Dlaczego królową kanonizowano tak późno: w czasach Jana Pawła II?

Pierwszą komisję do spraw kanonizacji Jadwigi powołał w wieku XV Wojciech Jastrzębiec. Z tamtego czasu pochodzą też najstarsze zachowane zapisy dotyczące cudów za wstawiennictwem królowej. Wtedy do kanonizacji nie doszło, bo - najbrutalniej mówiąc - środki przeznaczone na ten cel poszły na wojnę trzynastoletnią. Potem Jadwiga Andegaweńska pomieszała się ludziom trochę z Jadwigą Śląską. Ale w wieku XVI, XVII znajdujemy wizerunki świętej królowej. Pamiętajmy, że jednym z warunków kanonizacji jest udowodnienie ciągłości kultu.

"A gdzie mają jeździć?"

Wszyscy wawelscy święci, o których mówimy, byli postaciami publicznymi.

Wracamy do punktu wyjścia: właśnie dlatego chodzi o to, by trwała pamięć liturgiczna. Mówimy o ludziach wiary, którzy są jednocześnie kamieniami milowymi historii Polski. Mają znaczenie nie tylko konfesyjne.

W XIX wieku Wawel stał się celem pielgrzymek narodowych, podczas których mieszkańcy Śląska czy Kongresówki odkrywali w sobie polską tożsamość. Czy - pamiętając o ogromnym znaczeniu tego faktu - nie przeszkadzało to nieco funkcji religijnej katedry?

Pielgrzymi nie rozdzielali tego. W archiwum kapitulnym zachowała się księga pamiątkowa z tamtych czasów, w dużej mierze jeszcze nie opracowana (jest tylko artykuł ks. Szczurowskiego). Wpisy są wstrząsające - religijne i patriotyczne zarazem. Człowiekiem, który ustawiał w skarbcu katedry gabloty, by pokazać pielgrzymom np. racjonał Jadwigi czy włócznię św. Maurycego, był ks. Polkowski. Masowe pielgrzymki chłopskie również organizował ksiądz - Stoyałowski. Mają tu zastosowanie słowa ks. Tischnera, który mówił, że Kościół w Polsce nie wytworzył wielkiej myśli teologicznej (choć czasem wytwarzał) - ale dawał ludziom nadzieję.

Dziś katedra jest celem turystyki międzynarodowej. Cieszymy się z tego, ale czy nie powinniśmy także mieć pewnych obaw?    

To bardzo krakowskie stwierdzenie - mogę to powiedzieć, bo sam się na nim złapałem. Kiedyś szedłem ze znajomym księdzem ze Śląska przez Rynek. W maju, kiedy jest tu koszmarnie. "Ale się tej stonki najechało" - powiedziałem. "A gdzie mają jeździć?" - zapytał z oburzeniem. Zrobiło mi się wstyd. Do dziś jestem mu wdzięczny za to pytanie. Dobrze, że ludzie przyjeżdżają. Ważne, by dać im klucz do zrozumienia sensów. Ot, choćby Kaplicy Świętokrzyskiej, w której oglądamy freski ze Wschodu i rzeźby z Zachodu. Tu można zrozumieć, co to znaczy, że Polska pozostawała na pograniczu kultur. Albo dlaczego Jan Paweł II tak często mówił o dwóch płucach chrześcijaństwa - było mu to bliskie, bo wychowała go ta katedra.

Jednocześnie musi ona zachować sakralny charakter. Jak o to zadbać? Warto przemyśleć, co Jan Paweł II zrobił w czterech wielkich bazylikach Rzymu. Wszędzie tam wyznaczono kaplicę wieczystej adoracji. Każdy zwiedzający znajduje na trasie turystycznej przestrzeń, gdzie może się pomodlić. Kaplica wieczystej adoracji w katedrze wawelskiej byłaby również znakiem dobrej pamięci o Papieżu, który wiele zrobił, by zachować  jej sakralny charakter.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2009