Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wynika z nich jedno: zainteresowanie prokuratury Kuczmą nie bierze się z chęci wyjaśnienia zabójstwa. Chodzi - jak przekonują jedni - o uderzenie w zięcia byłego prezydenta, Wiktora Pinczuka, oligarchę, który by bronić teścia, będzie musiał podzielić się majątkiem z rządzącym klanem. Inni przekonują, że Wiktor Janukowycz albo chce odwrócić uwagę społeczeństwa od kłopotów gospodarczych, albo chce podreperować swoje oblicze na Zachodzie: tak, prokuratura nęka opozycjonistów z Julią Tymoszenko na czele, ale przesłuchania Kuczmy pokazują, że tu nie ma świętych krów. Inni znów dodają, że wbrew pozorom Janukowycz ma wiele osobistych powodów do "ojcobójstwa" - wszak gdyby Kuczma w 2004 r. nie bawił się
w negocjacje, Pomarańczowa Rewolucja nie ukradłaby Janukowyczowi prezydentury. W końcu może też chodzić o zaszachowanie obecnego przewodniczącego parlamentu (i trudnego koalicjanta Partii Regionów) Wołodymyra Lytwyna - to on był szefem administracji Kuczmy i to on miał zwrócić jego uwagę na uciążliwego dziennikarza.
Nie jest też jasne, czy Wiktor Janukowycz wie, jak groźnego dżina wypuścił z butelki. Wysłał sygnał, że pod jego rządami nikt nie może czuć się bezpieczny, a jego osobiste gwarancje (takie miał dać Kuczmie i Pinczukowi) niewiele znaczą. Ty też będziesz "byłym prezydentem" - przypominają Janukowyczowi komentatorzy (choć akurat Kuczma z powodu przedawnienia więzienia bać się nie musi). "Kuczmizm" przegrał m.in. z powodu śmierci Gongadzego, pomarańczowi przegrali m.in. dlatego, że tej sprawy nie umieli wyjaśnić. Czy niebieskim uda się grać tą sprawą bez uszczerbku dla siebie? Wątpliwe.