Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prawie cztery miesiące: tyle Hiszpanie musieli czekać na nowy rząd. Po nieudanej próbie formowania większości, podjętej przez lidera konserwatywnej Partii Ludowej (to ona dostała najwięcej głosów, ale za mało, by objąć władzę), rząd udało się w końcu utworzyć obecnemu premierowi, który od 2018 r. stoi na czele lewicowej koalicji.
Powszechne niezadowolenie budzi jednak cena, jaką Pedro Sánchez musi płacić za utrzymanie się u władzy: za to, że jego nowa koalicja może liczyć na niewielką, ale większość 179 głosów w 350-osobowym Kongresie. W zamian za poparcie partie katalońskie chcą bowiem amnestii dla tamtejszych separatystów i przeprowadzenia nowego referendum, w którym Katalonia mogłaby zdecydować o swojej niepodległości.
Milion na ulicach | Od ponad trzech tygodni w Madrycie dochodzi do gwałtownych protestów przeciw ułaskawieniu skazanych separatystów. Schemat zwykle jest podobny: demonstranci zbierają się przy ulicy Ferraz, w okolicy siedziby Partii Socjalistycznej (PSOE). Początkowo spokojne, zgromadzenie szybko zamienia się w przepychanki z policją. W ruch idą petardy, kamienie i butelki, policja odpowiada siłą.
Przed siedzibą PSOE z policją ściera się zwykle od kilkuset do kilku tysięcy osób, jak można sądzić: o radykalnie prawicowych poglądach. Ale sprzeciw jest znacznie szerszy, a pokojowe manifestacje gromadzą tłumy znacznie liczniejsze. Jak ten z udziałem miliona ludzi, zorganizowany wspólnie przez liderów opozycji – prawicowej Partii Ludowej i ultraprawicowej partii Vox – w przedostatnią sobotę listopada. Na banerach demonstranci wznosili hasła: „Rząd się sprzedaje”, „Zamach stanu” czy „Chcemy państwa prawa”. Jak donosi portal Vozpópuli, premier Sánchez porusza się teraz po kraju w kolumnie aż dziewiętnastu pojazdów – ze względu na protesty dostał dodatkową ochronę.
Wojskowi grożą | Sprzeciw wobec projektu amnestii słychać nie tylko z ulic, wyrażają go także kolejne grupy zawodowe. Obawy wyrazili już sędziowie, adwokaci, Naczelna Rada Sądownictwa i Sąd Najwyższy. Ich zdaniem z amnestii może skorzystać nawet 400 skazanych. Według stowarzyszeń sędziowskich taka rewizja wydanych już wyroków przez władzę wykonawczą naruszałaby zasadę trójpodziału władzy. Pojawił się już neologizm – „lawfare”, czyli użycie systemu sprawiedliwości do celów politycznych – z którego wymową prezenterzy muszą się teraz mierzyć na antenie.
Przeciw amnestii protestują też emerytowani wojskowi. Zdaniem dziennika „El País” nie tylko protestują, ale wzywają do zamachu stanu. W swoim manifeście ponad 50 wysokich rangą byłych oficerów zażądało, by ich koledzy, którzy są w czynnej służbie, „odwołali” premiera, a potem rozpisania wyborów. Na czym ma polegać „odwołanie”, nie sprecyzowali.
Sprzeciw wobec projektu amnestii trafił już także do Unii Europejskiej. Jorge Buxadé z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów stwierdził podczas debaty w Parlamencie Europejskim, że za sprawą decyzji Sáncheza w Hiszpanii dochodzi do „zamachu stanu”, a kraj „przy milczeniu Brukseli zmierza w stronę tyranii”.
Nowy rząd | Sánchez został już zaprzysiężony. Tak jak w poprzednich dwóch kadencjach, premier ślubował wierność konstytucji w Pałacu Zarzuela i w obecności króla Filipa VI. Jego stary-nowy rząd poparło w sumie osiem partii, ale wchodzą do niego tylko dwie: PSOE i ultralewicowa Sumar. Zabraknie niedawnych koalicjantów z partii Podemos (ci krytykują Sáncheza m.in. za to, że nie chce potępić działań Izraela w Gazie).
Nowy gabinet będzie mieć „silny akcent feministyczny” – ogłosił Sánchez. Mają w nim zasiąść cztery wicepremierki i w sumie 12 kobiet na 22 resorty. Powstaną nowe ministerstwa: dzieci i młodzieży, transformacji cyfrowej i mieszkalnictwa. Premier zapowiada podniesienie emerytur, pensji minimalnych, poprawę opieki zdrowotnej i łatwiejszy dostęp do mieszkań.
Regiony zechcą więcej? | Najwięcej krytyki, jak powiedziano, budzi umowa z katalońską partią Junts, która poparła rząd Sáncheza w zamian za amnestię dla organizatorów nielegalnego referendum o niepodległości Katalonii w 2017 r. oraz za obietnicę nowego głosowania w tej sprawie. Rzeczniczka Junts zapowiedziała, że jeśli Sánchez nie spełni tych obietnic, to „będzie musiał szukać poparcia gdzieś indziej”.
Tymczasem obietnice Sáncheza wobec separatystów – wśród których jest też umorzenie 20 proc. długu Katalonii – mogą ośmielić kolejne hiszpańskie wspólnoty autonomiczne (to odpowiednik województw, ale o dużo większych kompetencjach) do walki o swoje interesy. Zwłaszcza że wotum zaufania dla Sáncheza poparły – prócz dwóch partii katalońskich – także partie nacjonalistyczne z Kraju Basków i Galicji.