Rok temu opublikowaliśmy reportaż o wsi palestyńsko-izraelskiej, która wiarę w pokój miała wpisaną w swój statut. Co dziś czują jej mieszkańcy?

Żydzi i Palestyńczycy, którzy żyją wspólnie w Wahat al-Salam-Neve Szalom – niezwykłej miejscowości, gdzie miała realizować się bliskowschodnia utopia – wciąż wierzą w swoje marzenie. Ale nic nie jest już takie samo. Rozmawialiśmy z nimi.

20.12.2023

Czyta się kilka minut

Wioska Wahat al Salam Newe Szalom, grudzień 2022 r. / fot. Anna Majewska
Wioska Wahat al Salam Newe Szalom, grudzień 2022 r. / fot. Anna Majewska

Wiesz, co mnie załamało? Moment, gdy przytuliłem moje dziecko, a zaraz potem poczułem winę, że ono przeżyło, a tamte dzieci nie. Żaden rodzic nie powinien przez to przechodzić – mówi mi 36-letni Maajan Schwartz, twórca filmów dokumentalnych.

Więcej o tamtym dniu, 7 października, gdy Hamas zaatakował, mordując całe kibuce, w następstwie czego Izrael odpowiedział krwawo w Gazie, Maajan oczywiście opowie. Ale będzie się wahał, cofał do poprzednich słów, podważał własne myśli. Na koniec przyzna, że to dlatego, iż jest kompletnie załamany.

Maayan Schwartz / fot. Anna Majewska

Maajan 

W Wahat al-Salam-Neve Szalom (dalej w skrócie: WAS-NS), palestyńsko-izraelskiej wsi położonej nieopodal Latrun pod Jerozolimą, Maajan się urodził. Dorastał w pierwszym pokoleniu dzieci w eksperymentalnych warunkach dwunarodowej społeczności, która miała wychować do koegzystencji mimo różnic narodowych, religijnych czy ideowych. Rok temu, po latach nieobecności, w czasie których studiował, a potem mieszkał w Tel Awiwie, wrócił do wioski z żoną i dwójką małych dzieci.

Tam go wówczas odwiedziłam. Maajan był wtedy po premierze „Dzieci pokoju”: debiutanckiego filmu o realiach WAS-NS. Film był jego osobistym rozliczeniem z dzieciństwem. Pod koniec października 2023 r. otrzymał Grand Prix na warszawskim festiwalu „Kamera Dawida”.

Wojna Izrael-Hamas otworzyła w 2023 roku nowy etap w konflikcie na Bliskim Wschodzie. Dokąd to zaprowadzi, nie wiadomo

Hamas obnażył słabości Izraela, a zwłaszcza magiczne myślenie, według którego narodowe aspiracje Palestyńczyków można „wygasić”, a konfliktem da się zarządzać tak, by powstanie państwa palestyńskiego stało się bezprzedmiotowe.

Ale wcześniej zawalił się świat, o którym ten film opowiada. – 7 października byłem z żoną i dziećmi w domu. W pobliskiej bazie nieustająco wyły syreny. Czytałem o wydarzeniach na południu, znam ten region, bo tam studiowałem. Zamknąłem się i płakałem w pokoju, by nie denerwować rodziny. Później dowiadywałem się o kolejnych zabitych, porwanych, wśród których było wielu znajomych – mówi reżyser, gdy rozmawiamy przez komunikator.

Maajan: – Tego dnia rzeczywistość przybrała przerażające oblicze, jakiego dotąd nie doświadczyliśmy. Odtąd czuję, jakbym siedział na skrzyżowaniu pośrodku naszej wsi, w punkcie między Żydami i Palestyńczykami, i przyjmował podwójną ilość bólu i smutku. I nie siedzę tam sam: większość z nas w wiosce jest porażona strumieniem informacji z obu stron, które prowadzą nas do ekstremalnego emocjonalnego przeciążenia. Skala przemocy, o jakiej słyszymy i jakiej pośrednio doświadczamy, jest tak ogromna, że rozwinęliśmy w sobie jakiś rodzaj apatii wobec cierpienia po drugiej stronie. Tylko tak jesteśmy to w stanie przeżyć.

Paradoksalnie, zauważa Maajan, wokół nic się nie zmieniło. Ani status konfliktu – bo pokoju jak nie było, tak nie ma. Pokój nie umarł 7 października, on był duszony od dekad przez polityczną taktykę. Nie zmienił się też Hamas, bo przecież nigdy nie ukrywał, jakie są jego cele. Nie zmieniła się izraelska taktyka bombardowań w Gazie.

Maajan: – Jest w nas dużo emocji, nieumiejętności przełknięcia tego ogromu przemocy po obu stronach. Ta przemoc utwierdziła każdą ze stron w przekonaniu, że ci drudzy nie są gotowi na pokój. Że trzeba ich do tego zmuszać, a to rodzi kolejną przemoc, a ona następną. Rozmawiam z kolegą Palestyńczykiem i słyszę: w sumie dobrze, że zdarzył się ten atak, bo teraz wszyscy mówią o okupacji. A ja na to: ale co ci po tej przemocy, skoro w zamian twoi ludzie doświadczą jej dziesięć razy więcej? A przecież pokój potrzebuje dwóch stron. Palestyńczycy potrzebują do pokoju Izraelczyków i odwrotnie. 

Samah / fot. archiwum prywatne

Samah

W wiosce nie przerwano praktykowania pokoju. Choć wszystkich to teraz więcej kosztuje.

Samah Salaime jest Palestynką, mieszkanką WAS-NS, aktywistką pokojową i feministyczną, a w wiosce jej rzeczniczką prasową. Sytuacja Palestyńczyków jest tu szczególna: z jednej strony identyfikują się z izraelską populacją, z drugiej wielu z nich ma rodziny w Gazie. – Oczywiście wciąż wierzymy w pokój, choć to wyjątkowo trudna sytuacja. Ale jest to też test dla nas – mówi Samah.

Od wybuchu wojny zarząd wioski zorganizował sześć spotkań dla wspólnoty. Można było zabrać głos, podzielić się emocjami, otrzymać wsparcie. – Albo po prostu przyjść i się przytulić – mówi Samah. Z początku mieszkańcom trudno było się porozumieć, poziom stresu był zbyt wysoki. Ale nikt nie miał oczekiwań, że wspólnie wypracują jakiś konsensus. 

Samah: – W naszej wsi wierzymy, że nie musimy zgadzać się we wszystkim. Można żyć spokojnie i razem, nie tłumiąc różnic. To nas wyróżnia. Można też skupić się na tym, co nas łączy: wartościach, zamiłowaniu do człowieczeństwa, pokoju, szacunku, sprawiedliwości i demokracji. I to wbrew pozorom jest proste. Dwa miesiące temu poczułam, że musimy skupić się na ludziach, Arabach i Żydach, Palestyńczykach i Izraelczykach, oraz na tym, na co cierpią. Wszyscy jesteśmy przeciw przemocy.

Od mojej ubiegłorocznej wizyty w wiosce tylko na pozór niewiele się zmieniło. Władze robią wiele, by zapewnić mieszkańcom możliwość bezpiecznej dyskusji. Jakkolwiek trudna by nie była.

Samah: – Zaraz po ataku Hamasu doznaliśmy zbiorowej traumy. Wszyscy: i Żydzi, i Palestyńczycy. Wśród okrutnych obrazów i głosów, które do nas docierały, słyszeliśmy też deklaracje skrajnie prawicowych aktywistów, że będą atakować Palestyńczyków. Zaczęliśmy więc zamykać drzwi naszych domów, choć dotąd zostawialiśmy je otwarte, a także bramę wjazdową do wsi. Dotąd prawie zawsze była otwarta. Powołaliśmy nocne patrole, które mają nas chronić przed ewentualnymi atakami. Boimy się.

Samah mówi o innym zagrożeniu, które dotyczy Palestyńczyków chcących wyrazić swoją opinię o wojnie. Izrael wprowadził kontrolę mediów społecznościowych i monitoruje wpisy uznane za zagrażające. – Praktycznie nie możesz o tym rozmawiać. Zdarzało się, że za opinie czy wpisy w mediach społecznościowych wyrzucano z pracy. Próbuje się nam zamknąć usta i to niewątpliwie jest zagrożenie dla demokracji – uważa Samah.

Bob Mark oprowadza gości po wiosce / fot. Anna Majewska

Bob

Boba Marka, jednego ze starszych mieszkańców wsi, pamiętam dobrze z zeszłego roku. Poświęcony idei dialogu, spędzał dni na działaniach edukacyjnych i oprowadzaniu po wsi wycieczek ze świata, przekonując pewny swego, że takie dwunarodowe życie jest możliwe.

Na początku grudnia rozmawiam już z innym Bobem. Na jego twarzy widać zmęczenie i zniechęcenie. Pytam, jak się czuje. – To pewnie najtrudniejsze pytanie, jakie mi zadasz – słyszę. – Jestem nieszczęśliwy. Zrozpaczony. Właśnie po dwóch miesiącach przerwy wróciłem do pracy. Uczę edukacji wielokulturowej na dwóch uczelniach. Ale prócz tego, że nie mogę się doczekać spotkania z uczniami, jestem przerażony, bo nie wiem, jak mam z nimi o tym wszystkim rozmawiać.

Na jego biurku leży książka o psach. Bob uśmiecha się, że lektura o „geniuszu psów” to jedyna rzecz, która go ratuje: – Ale nawet wówczas, gdy popadam w taki eskapizm, dociera do mnie okrucieństwo rzeczywistości: kilkanaście tysięcy zabitych Palestyńczyków, w tym sześć tysięcy dzieci. Sama myśl o tym, że ludzie po naszej stronie granicy mogą z tym spać spokojnie, znajdować uzasadnienie dla tej wojny, jest moim dramatem. Że w Gazie przebywają nasi zakładnicy, a my ją bombardujemy. Rozumiem próbę stworzenia rzeczywistości, w której mieszkańcy Gazy będą mieć nadzieję na zmianę przywództwa i lepsze życie. Ale co lepsze przywództwo zmieni, jeśli będą się wychowywać bez matek i ojców?

Dwa tygodnie temu Bob wybrał się do Tel Awiwu, by demonstrować dezaprobatę dla wojny w Gazie i pokazać Palestyńczykom, że są Żydzi, którzy tej wojny nie chcą: – To było frustrujące doświadczenie. Mały cichy protest. Pierwsza i ostatnia taka demonstracja, na jaką zezwolono. Silna obstawa policji i kontrmanifestacja, liczniejsza niż my.

Na transparencie napisał: „Nie dla wojny, tak dla pokoju”. Ale nie jest pewien, czy ktoś z przechodniów nawet rzucił na niego okiem. 

Ariela Bairey Ben Ishai / fot. Anna Majewska

Ariela

Kolorowe okulary niby te same. Niby ta sama energia i spokój. Ale Ariela Bairey Ben Ishai – wykładowczyni uniwersytecka, jedna z pionierek wsi odpowiedzialna za edukację – wydaje się drobniejsza niż przed rokiem. Pytam, jak czuje się z myślą, że na mapie propokojowego Izraela zostali dziś niemal sami. 

– Bez przesady – ripostuje. – Gdybyśmy byli ostatnim miejscem, w którym ludzie wierzą w pokój, nie byłoby sensu tu żyć. Na szczęście nie jesteśmy jedyni. Są też inne miejsca i organizacje, gdzie Palestyńczycy współpracują z Izraelczykami. Na mojej uczelni mamy seminaria dla personelu, który prowadzi zajęcia w arabsko-żydowskich grupach. Gdy ktoś uczył np. biologii, dotąd nie musiał odnosić się do faktu, że w grupie są dwa narody. Teraz trzeba różne wrażliwości brać pod uwagę nawet podczas zajęć z biologii.

Wieś pomaga ewakuowanym, którzy nie mogą wrócić do domów, bo te są zniszczone. Ariela: – Tu w wiosce mam bliskie osoby, które straciły krewnych w Gazie. Znajomą Palestynkę, która straciła tam ok. 45 krewnych w wyniku zniszczeń i bombardowań.

Katolicy z Izraela: pozostaniemy pomostem między religiami i narodami, ale teraz dajcie nam przeżyć żałobę i gniew

Ks. Piotr Żelazko, wikariusz patriarchalny wspólnoty katolików języka hebrajskiego w Izraelu: Europejczycy mówią nam, że mamy wybaczyć zamach Hamasu i upominać się o prawa Palestyńczyków. A my, izraelscy katolicy, mamy w sobie różne uczucia: gniew, żałobę i żal. Potrzeba nam czasu.

Ariela: – Mam za sobą wiele pogrzebów. W masakrze 7 października straciłam wielu przyjaciół i uczniów. Przez 20 lat uczyłam w college’u Sapir blisko granicy z Gazą. Wielu znajomych mieszkało w zaatakowanych kibucach: Be’eri, Kfar Aza, Nir Am. Skala zniszczenia tych naszych społeczności jest niepojęta.

Mimo to Ariela przekonuje, że jest jakaś nadzieja. Np. w największych mieszanych społecznościach w Izraelu (jak Ramle, Lod, Jerozolima, Akko czy Hajfa) nie doszło do starć, izraelscy Arabowie nie dołączyli do Hamasu. – Ból i cierpienie połączyły nas – mówi Ariela.

Pytam, jak się prowadzi rozmowy w tej sytuacji. Ariela: – Na uniwersytecie najpierw spotkaliśmy się z grupą jednonarodową, palestyńską. Pomysł był taki, by najpierw przebadać nasze uczucia i wspólnie je przetworzyć, bez lęku, jak poczuje się druga strona, gdy usłyszy, że boisz się lub czujesz nieufność. 

– Wartość oddzielnej pracy polega też na tym – tłumaczy Ariela – że gdy słyszysz innych ludzi z własnej społeczności w grupie narodowej, widzisz, że ludzie różnie reagują. Niektórzy mówią o znajomych z drugiej strony, z którymi rozmawiali. Ktoś mówi o wywiadzie z synem, którego ojciec zginął w Be’eri, a który mówi: opłakuję ojca, ale jestem przeciw zemście.

– Wojna nigdy nie jest drogą – uważa Ariela. – Zachęcam: słuchaj drugiej osoby nie po to, by potem udowodnić jej, że się myli. Bo może być tak, że oboje macie rację. To trudne, gdy są popełniane zbrodnie wojenne, ale konieczne. 

Co dalej

Ariela: – Może się zdarzyć, że dojście do pokoju zajmie nam więcej czasu. Albo że, jak pisał David Grossman w „Haaretzu”, będziemy musieli żyć wiecznie w stanie wojny, że w tej chwili nie ma nadziei na pokój. Ale wierzymy, że musi istnieć sposób, by to rozwiązać. Może będzie musiała pojawić się jakaś zewnętrzna siła, która zmusi nas do pojednania. 

Maajan: – Jako lewicowy Żyd czuję się zdradzony przez postępową lewicę na świecie. Od dekad walczyliśmy tu z okupacją. 7 października Hamas wymordował najlepszych z nas. Większość ludzi w kibucach przy granicy z Gazą to byli przecież lewicowcy, wielu działało dla pokoju. Najbardziej wstrząsnęła mną historia Vivian Silver, którą znaliśmy. Była założycielką organizacji na rzecz pokoju, woziła dzieci chore na raka z Gazy do izraelskich szpitali. Po ataku mówiono, że została porwana, bo nie znaleziono jej ciała. W końcu okazało się, że Hamas spalił jej dom, a ona była w środku.

– W pierwszych dniach po ataku Hamasu nie słyszałem oburzenia lewicy z Zachodu – mówi Maajan. – Od razu był krzyk, żebyśmy nie podejmowali tej wojny. Potem Izrael wszedł na swoją standardową ścieżkę, zgodną ze swoim smutnym dziedzictwem. Bo ja ciągle mierzę się z tym, że konflikt z Palestyną to część naszego dziedzictwa. Ale wtedy to bolało, usprawiedliwianie tego, co zrobił Hamas, izraelską okupacją. W takim ujęciu życie i śmierć Vivian Silver nie miały znaczenia.

– Jesteśmy w trudnym momencie, gdy cały świat nawołuje do powrotu do rozmów o dwupaństwowym rozwiązaniu pokojowym, a my, narody palestyński i żydowski, jesteśmy już zupełnie gdzie indziej – dodaje reżyser. – Mówi się: kto wie, przy odpowiednich liderach, zewnętrznym wsparciu, we właściwym czasie i okolicznościach może jednak się uda? A my z różnych powodów odpuściliśmy ten pomysł i dziś nie wiemy, dokąd nas to zaprowadzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52-53/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ich test generalny