Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Autorzy niezależnego raportu na temat przestępstw seksualnych w Kościele Ewangelickim w Niemczech (EKD) od 1946 r., ogłoszonego w zeszłym tygodniu, szacują liczbę nieletnich ofiar na 9355 (średnia wieku 11 lat), a sprawców na 3,5 tys. (z czego 40 proc. to duchowni). Mowa o szacunkach, ponieważ nie wszystkie z Kościołów krajowych (EKD jest organizacją federacyjną, każdy land ma oddzielny Kościół) prawidłowo współpracowały z komisją. Kierujący zespołem prof. Martin Wazlawik mówi o wierzchołku góry lodowej. Przed rozpoczęciem badań zakładano, że liczba ofiar sięgnie 900.
Szokują jednak nie tylko liczby, ale także paraliż kościelnych instytucji. Za parawanem demokratycznych struktur i licznych procedur bezpieczeństwa dochodziło do przestępstw i ich tuszowania. Dzieci były wykorzystywane seksualnie w domach parafialnych, przedszkolach, domach dziecka czy podczas wyjazdów młodzieżowych. To, co działo się w placówkach kościelnej Diakonii (domach opieki itp.), przypomina koszmary znane z irlandzkich internatów czy zabrzańskiego ośrodka sióstr boromeuszek. Ofiary przemocy nazwały EKD „papierowym tygrysem”, który nie otaczał ich opieką, zaniedbywał wyjaśnianie przypadków nadużyć i działał reaktywnie, np. popychany przez media. Jednocześnie – po ogłoszeniu analogicznego raportu o Kościele katolickim w 2018 r. – podnosiły się głosy o tym, że EKD jest, dzięki swoim regulacjom, bezpieczny.
Ważny wniosek z raportu brzmi: przestępcy oraz ci, którzy ich kryją, znakomicie dostosowują się do struktur. W Kościele katolickim wykorzystują klerykalizm i sztywną hierarchię, w EKD – obrośnięty biurokracją federalizm, pozwalający na rozmywanie odpowiedzialności.