Przedziwna historia pewnego mebla

Okrągły Stół obrósł legendami. Złotą: głoszącą że negocjacje były li tylko wyrazem dobrej woli i patriotyzmu obu stron. I czarną: powtarzającą różne odmiany formuły zdrada elit w Magdalence.

11.01.2004

Czyta się kilka minut

Czarna legenda w wersji “twardej" jest bliska tym, którzy lubią proste wyjaśnienia skomplikowanych historii. W wersji “miękkiej" odpowiada ona tym, którzy dostrzegają w samej konstrukcji III RP - koślawej, jak twierdzą - ślady ducha kompromisu, który panował w lutym-kwietniu 1989 r. w Pałacu Namiestnikowskim.

Jak się komponuje?

Opisywanie historii pod presją takiej czy innej legendy sprawia, że opowieść dobrze się komponuje. Wszystko się zgadza, wszystko wiadomo, wydarzenia toczą się wedle ustalonego z góry scenariusza. Inaczej, kiedy pisze się bez takiego założenia. Wtedy opowieść komponuje się źle.

Taka właśnie - “źle się komponująca" - jest książka Andrzeja Garlickiego o Okrągłym Stole. Taka jest cena rzetelności historyka. Bo mimo tego, że coraz więcej wiemy o nastawieniu stron konfliktu, które na koniec zasiadły do negocjacji, ciągle nie wszystko rozumiemy.

Przede wszystkim nie rozumiemy, jak to się stało, że z wielu możliwych wariantów rozwoju wydarzeń w latach 1986-1989 zawsze czy prawie zawsze dochodziło do takich, które w końcu doprowadziły internowanego w Arłamowie Lecha Wałęsę oraz szefa jego nadzorców generała Kiszczaka do Okrągłego Stołu. Garlicki, omawiając poufne dokumenty z obozu władzy (Komitetu Centralnego PZPR, MSW, Urzędu do Spraw Wyznań), usiłuje nam to rozjaśnić. Niby rozumiemy lepiej, ale i tak pozostaje wrażenie, że zdarzył się polityczny cud.

Autor nie przyjmuje częstej u historyków postawy: “to proste, to tak musiało się skończyć". Otóż to nie jest proste i wcale nie musiało tak się skończyć. Historia jest opowieścią nieoczywistą, przede wszystkim dlatego, że występujący na jej scenie aktorzy są ludźmi - co znaczy, że nie są do końca zdeterminowani okolicznościami, mają jakiś margines swobodnej decyzji. Szczęśliwie dla Polski w schyłkowych latach 80. ten margines był po obu stronach większy niż bywa zazwyczaj.

Margines swobody

Garlicki pokazuje rolę, jaką w obozie władzy odgrywał tzw. zespół trzech, czyli Jerzy Urban, Stanisław Ciosek i Władysław Pożoga. Pierwszy był wtedy rzecznikiem rządu, ale jego faktyczna rola polityczna wykraczała daleko poza prezentowanie stanowiska rządu. Drugi pełnił wysokie funkcje w centralnym aparacie partyjnym, wkrótce miał połączyć posadę sekretarza KC i członka Biura Politycznego. Trzeci był wiceministrem spraw wewnętrznych i zdaniem Garlickiego raczej tylko firmował opracowania autorstwa duetu Urban-Ciosek.

Opinia publiczna zapamiętała pierwsze opracowanie “zespołu trzech" głównie z oryginalnego pomysłu, by konfiskować mieszkania i domy użyczane podziemnej “Solidarności". Ale treści tych opracowań, które regularnie raz na kilka miesięcy lądowały na biurku I Sekretarza gen. Jaruzelskiego, nie da się zakwalifikować jako wyrazu myślenia partyjnego betonu. Konfiskata mieszkań była pomysłem oryginalnym, z którego ostatecznie nie skorzystano. Podobnie oryginalnym pomysłem była, zgłoszona w grudniu 1988, propozycja, by działając z zaskoczenia jak najszybciej rozpisać wolne wybory. Tego pomysłu też nie wykorzystano.

Główną cechą myślenia politycznego opracowań “zespołu trzech" była próba wyprzedzania rozwoju wydarzeń, podczas gdy od wielu lat PZPR była w ciągłej defensywie. I o ile niewiele z konkretnych sugestii wcielono w życie, to sam sposób myślenia, rodzaj ucieczki do przodu zalecany przez autorów jako jedyny naprawdę sposób ratunku dla słabnącej władzy, niewątpliwie wpływał na politykę przywództwa PZPR.

Pomysłem z arsenału “ucieczki do przodu" była propozycja zgłoszona przy Okrągłym Stole przez Aleksandra Kwaśniewskiego, aby w wyborach do Senatu zrezygnować z metody kontraktu z góry określającego liczbę mandatów dla każdej ze stron. Andrzej Garlicki pisze, że Kwaśniewski zaskoczył wszystkich, także stronę rządową, jednak wkrótce władza oswoiła się z jego pomysłem licząc, że w wolnych wyborach do Senatu jej kandydaci mają szansę na uzyskanie około połowy mandatów. Propozycja przeszła i stała się jedną z tych niespodzianek, które uczyniły kontrakt znacznie bardziej atrakcyjnym dla “Solidarności", niż się na to zanosiło.

Oswajanie bazy

W czasie strajków z przełomu kwietnia i maja robotnicy w większości przypadków nawet nie występowali z postulatem przywrócenia “Solidarności". Powodem nie był dystans do “Solidarności", ale powszechna obawa przed represjami. Pokazuje to, jak relatywnie małą siłę przedstawiała wtedy “Solidarność". 27 maja 1988, kilka tygodni po bezowocnej fali strajków, odbyło się jedno z wielu wtedy spotkań przedstawicieli najwyższych władz z przedstawicielami Episkopatu. Ci pierwsi zapytali wysłanników Episkopatu, czy Kościół weźmie odpowiedzialność za “Solidarność".

Władza zatem już w maju 1988 sondowała ewentualność przywrócenia “Solidarności". Do decyzji było daleko, ale myśl, że relegalizacja związku wkrótce stanie się nieuchronna, kiełkowała już w głowach partyjnego przywództwa. Pięć miesięcy później, już po strajkach sierpniowych i po zapowiedzi zorganizowania Okrągłego Stołu, 22 października gen. Jaruzelski przemawiał na Krajowej Naradzie Aktywu Robotniczego w Ursusie. I Sekretarz KC wypowiedział się wtedy zdecydowanie przeciwko reaktywowaniu “Solidarności".

O co tu chodziło? O to, że choć elita władzy była już niemal zdecydowana na ten przełomowy krok, to jednak wobec “aktywu robotniczego", a więc rdzenia swojej politycznej bazy, nie odważała się tego powiedzieć. Elita była “za", baza “przeciw". Co pozostawało elicie? Usilnie pracować nad stanem świadomości bazy. Co też i uczyniono.

Prawdziwy koniec Partii

Książka Garlickiego przekonująco pokazuje dwa równoczesne, ale przeciwstawne procesy. “Solidarność", która przecież miała swoje wewnętrzne problemy (Grupa Robocza Komisji Krajowej kontestująca kierunek na porozumienie), potrafiła zmobilizować się wokół przywódcy. To było widać przy Okrągłym Stole, a jeszcze wyraźniej - w kampanii wyborczej, kiedy “drużyna Wałęsy" z żelazną konsekwencją stosowała taktykę “jeden mandat - jeden kandydat".

Obóz władzy odwrotnie. Najpierw przywództwo Partii nie potrafiło okiełznać ambicji Alfreda Miodowicza (zresztą członka Biura Politycznego), który koniecznie chciał się zmierzyć w debacie telewizyjnej z Wałęsą, co się dla niego i w ogóle dla Partii źle skończyło. Następnie ten sam Miodowicz, wykreowany przez PZPR na przywódcę związkowego, zapragnął po wielu latach uległości zamanifestować swoją niezależność od Partii. I manifestował. Na koniec w czasie kampanii wyborczej Partia postanowiła wziąć na serio hasło, które głosiła nie traktując go nigdy serio: wewnętrznego pluralizmu.

Przywrócony do łask pluralizm sprawił, że nastąpiło drastyczne rozbicie głosów i choć ordynacja z góry gwarantowała Partii wygraną, to porównanie wyników kandydatów “Solidarności" (70-80 proc.) z wynikami kandydatów PZPR (20-30 proc.) miało efekt porażający i dalekosiężne skutki polityczne, włącznie z niemożnością skonsumowania kontraktu zawartego przy Okrągłym Stole.

Projekt Okrągłego Stołu, który w styczniu 1989 r. wydawał się szalenie ambitny, w czerwcu tego roku okazał się nie dość ambitny wobec dynamiki zmian politycznych. Tak to w historii bywa. Warto pamiętać, że bywa tak bardzo rzadko.

Andrzej Garlicki, “Karuzela. Rzecz o Okrągłym Stole", Warszawa 2003, Czytelnik.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2004