Projekt: życie z sensem

Pytanie w nadtytule zdaje się obrazoburcze. Jak można kwestionować coś, co w ostatnich miesiącach było sztandarowym hasłem Kościoła w Polsce? Jak pytać o istnienie pokolenia, gdy tak wielu deklaruje, że do niego należy? Jak wątpić, skoro nie dość, że tyle się o nim pisze, to jeszcze prowadzi się na nim socjologiczne badania?.

16.10.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

“Pokolenie JP2" to etykieta, którą przypina się niemal wszystkiemu, co kojarzy się z młodzieżą i błogosławioną pamięcią Jana Pawła II. To słowo-wytrych, którym można otworzyć prawie każde eklezjalne drzwi. Pojęcie, które - bezkrytycznie powtarzane - może być dla duszpasterstwa bardzo niebezpieczne. Może uśpić ewangelizacyjną czujność i wzbudzić fałszywe przekonanie, że Jan Paweł II nawrócił już niemal całą polską i nie tylko polską młodzież.

Rówieśnicy JP2

Co czyni nas generacją? Jedna z definicji mówi, że pokolenie jest zbiorowością ludzi żyjących w tym samym przedziale czasowym, poddanych podobnym okolicznościom i kontekstom. Idąc tym tropem, wszyscy w pewnym sensie stanowimy pokolenie JP2. Powtarzamy, że Jan Paweł II był wśród nas, odkąd sięgamy pamięcią. Owszem, wielu nie wiązało życiowych wyborów z jego nauczaniem, wielu nie wiedziało o nim za wiele, ale przez ponad ćwierć wieku Jan Paweł II wpływał na bieg świata. To zaś znaczy, że w mniejszym lub większym stopniu wpływał na życie każdego człowieka.

Kłopot w tym, że nie wiadomo, czy akurat czas stanowi precyzyjne kryterium przesądzające o obliczu pokolenia. Czy wystarczy urodzić się w tym samym dziesięcio- czy dwudziestopięcioleciu, aby stworzyć generację? Czy wystarczy żyć w tym samym czasie co Jan Paweł II, aby być z jego pokolenia?

“Pytanie o pokolenie - mówiła Maria Rogaczewska w dyskusji o pokoleniu JP2 - to innymi słowy pytanie, czy istnieje dająca się wyróżnić kategoria ludzi, których łączy podobna struktura wyznawanych wartości, którzy mają za sobą podobne źródłowe przeżycie, oraz czy ta grupa ma wspólną wiedzę o swoim istnieniu" (“Więź", nr 5-6/05). By powstało pokolenie, potrzeba zatem tzw. wydarzenia pokoleniowego. Na ogół chodzi o przełomowe, dramatyczne, by nie powiedzieć: traumatyczne doświadczenie, które stało się udziałem wielu. A zatem: powstanie, wojna, barykada. To może scalić rówieśników w homogeniczne pokolenie.

Niektórzy twierdzą, że ostatnią generacją było pokolenie Kolumbów. W tekście “2000 - pokolenie czy pollena" Krzysztof Varga pisał, że potem “nie nastąpiło już żadne tak silne przeżycie jak wojna i Powstanie Warszawskie, przeżycie jednoczące całe roczniki. Od tamtego czasu nie przeżyliśmy aż takiej traumy" (książka “Młodzi końca wieku"). Może potrafimy wskazać inne dramatyczne wydarzenia, które wiązały kolejne pokolenia, chociażby tzw. polskie miesiące - rok 1956, 1968 i 1980. Albo przełom 1989 r. Jednak, czy tamte wydarzenia rzeczywiście scalały wszystkich albo prawie wszystkich? Wiemy, że nie. Te daty kreślą historię jednego tylko nurtu następujących po sobie pokoleń.

Czy w takim razie datą narodzin pokolenia mogą być graniczne lata pontyfikatu Jana Pawła II: październik 1978 albo kwiecień 2005? Czy wybór Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową był pokoleniotwórczy? Czy tym wydarzeniem była jego śmierć? Bo właśnie wtedy - jak często słyszymy albo czytamy - objawiło się pokolenie JP2.

Polska trauma

Jednym ze słów, które zdominowały opisy klimatu społecznego po śmierci Jana Pawła II, było “osierocenie". Spontaniczne, emocjonalne reakcje większości Polaków pokazały, że Karol Wojtyła rzeczywiście był dla nas kimś ważnym. Jego braku doświadczamy na wielu poziomach: osobistym, narodowym, społecznym, kościelnym. Dla jednych był największym przywódcą politycznym i religijnym, dla innych jedynym autorytetem moralnym. Wielu uznało, że to po prostu największy człowiek, jakiego znali. “Nasz stosunek do Papieża można określić jako relację do ojca, a więc - emocjonalną, bardzo bliską, bezpośrednią" - mówił socjolog Tomasz Żukowski. Jesteśmy sierotami, odszedł ojciec - powtarzano w kwietniu bez mała wszędzie. Charakterystyczne zresztą, że owo sieroctwo wielu chciało wyrazić publicznie.

Z emocjami się nie dyskutuje. Trzeba się zgodzić, że byliśmy świadkami wielkiego wspólnotowego przeżycia: “ludzie czują, że w takich chwilach muszą być razem, by wyrazić swą tożsamość" - twierdzi Żukowski. Niepokojące jest jednak pytanie, co było fundamentem tamtego wspólnotowego doświadczenia. I jak długo w nas pozostanie?

Odpowiedzią nie powinno być jednostkowe doświadczenie; ale akurat historia, którą chcę przywołać, jest symptomatyczna. Na 11 i 12 czerwca 2005 zaproszono pokolenie JP2 na czuwanie, które odbyć się miało na Westerplatte. Program był ambitny: konferencje, debaty, wspólna modlitwa, liturgia, a nawet Msza Kreolska odśpiewana przez Scholę Cantorum Gedanensis. Kłopot w tym, że na spotkanie przybyło niewielu uczestników, podczas gdy spodziewano się tłumów.

O podobnych wydarzeniach opowie niejeden duszpasterz młodzieży. Tego, co dokonało się w kwietniu, nie można ani kontynuować, ani powtórzyć. Na papieskie czuwania o 21.37 przychodzi coraz mniejsza garstka, coraz rzadziej sięgamy w księgarniach po papieskie książki.

W debacie na łamach “Więzi" Maria Rogaczewska zastanawiała się: “Być może wydarzenia związane ze śmiercią Papieża przyczynią się do uwspólnienia wiedzy o sobie - kim jesteśmy i co stanowi treść owego »my«. To doświadczenie może też przyczynić się do stopniowej instytucjonalizacji, bo każde pokolenie potrzebuje pewnych swoistych dla niego instytucji wyznaczających standardy życia społecznego. Gdyby wyrazem pokoleniowej tożsamości były tylko wydarzenia, byłaby to jedynie wspólnota »świąteczna«, »karnawałowa«. A tu wyraźnie jest coś więcej. Potrzeba zatem czasu, aby pokolenie JP2 się ujawniło. To będzie czas poświęcony jakiejś instytucjonalizacji".

Śmiem twierdzić, że - niestety - w kwietniowym mega-objawieniu zobaczyliśmy właśnie wspólnotę świąteczną, opartą na silnych emocjach, których zinstytucjonalizować się nie da. Co więcej, o których z czasem chce się zapomnieć. Gdy kresu dobiegała narodowa żałoba, ktoś powiedział mi, że to dobrze, bo człowiek nie może żyć zbyt długo w tak wielkim napięciu emocjonalnym, na tak wyśrubowanym psychicznym diapazonie. I miał rację. Na tydzień świat stał się jedną wielką żałobą. Ale trzeba powrócić do żywych. Także katecheci opowiadali o narastającym wśród uczniów emocjonalnym zmęczeniu - o pragnieniu, żeby skończyła się trauma, żeby można było znowu żyć.

Tylko oczyszczenie?

W opisach tamtego kwietnia pojawiło się - obok “osierocenia" - inne słowo: “oczyszczenie". Odejście Jana Pawła II miało być wielkim zbiorowym katharsis. Oczyszczenie jest jednak kategorią teatralną, a wizyta w teatrze wcale nie musi nas przemienić. Jak płacz nad dylematem Antygony albo tragedią Hamleta nie czyni nas automatycznie lepszymi, tak - przepraszam, jeżeli zabrzmi to okrutnie - płacz po śmierci Jana Pawła II także.

“Nie płaczcie nade mną, ale nad synami waszymi" - chciałoby się zacytować Jezusa. Od płaczu nad umarłym trzeba było przejść do płaczu nad sobą. W kwietniu wielu z nas porównywało własne życie do biografii Papieża. Wypadaliśmy przy Nim blado. Wobec jego zmagania ze światem nasze losy okazywały się marne, nijakie, bez mała bzdurne. Nagle zapragnęliśmy naprawić błędy, rozpocząć nowy rozdział.

Jak wielu z nas i na jak długo? Powtórzmy: tylko ci, którzy uronili łzę nie tylko za Janem Pawłem, ale przede wszystkim łzę wstydu nad sobą. Bo nie ma przemiany bez niezgody na własną nędzę moralną. To właśnie nazywa się nawróceniem. Naiwnością byłoby sądzić, że kwietniowe pospolite ruszenie dobra i emocjonalny wybuch religijności Polaków przyjmie zinstytucjonalizowany wymiar. Że zrodzi się wielki społeczny ruch, który ruszy “z posad bryłę świata". Że zrodzi się z tego “pokolenie JP2".

“Od dzisiaj będziemy dobrzy" - taki tytuł nosi sztuka współczesnego polskiego dramaturga Pawła Sali. Rzecz się dzieje w poprawczaku prowadzonym przez zakonników. Pod krzyżem klęczą wychowankowie z bratem Honoriuszem. I powtarzają za nim modlitwę: “Od dzisiaj będziemy dobrzy i prawi. Spraw, Boże, abyśmy wytrwali w naszych postanowieniach. Amen". Ale człowiek nie staje się dobry ani lepszy od samych przyrzeczeń, ani nawet próśb o wytrwanie. Wszyscy mamy ich za sobą aż nadto. Jedna z uczestniczek wspomnianego spotkania na Westerplatte - Ola - w wypowiedzi dla KAI szczerze przyznała: “Boję się, że im więcej czasu będzie mijało od śmierci Ojca Świętego, coraz mniej pamiętać będę o postanowieniach, które sama przed sobą wówczas poczyniłam".

Za Olą kryją się tysiące innych. Kibice, którzy się jednali i płakali, ale po kilku dniach znów gotowi byli mordować w imię honoru klubu. Politycy, którzy mieli zadbać o politykę z ludzką twarzą... Minione miesiące pokazały, że - jak pisał Gustaw Herling-Grudziński - “za ciężki jest człowiek dla słabych ramion Aniołów".

Dziwić może, że artykuł księdza jest tak pesymistyczny. Ale to nie pesymizm. To realizm oceny Polaka i człowieka. Polaka i człowieka, bo akurat pod tym względem różnimy się od innych narodów. Chociaż ponoć paradygmat romantyczny umarł, przecież zawsze byliśmy lepsi w powstaniach i rewolucjach niż w mozolnym budowaniu człowieczeństwa. Łatwiej nam sięgnąć po sztandar, niż zgiąć kark w trudzie kształtowania samego siebie, choćby przy lekturze tekstów Jana Pawła II. Dlatego na to, co stało się w kwietniu, staram się patrzeć z dystansem.

Ale to nie znaczy, że niczego nie dostrzegam. Szymon Hołownia powiedział w “Więzi", że “jeżeli cokolwiek wyniesiemy z niezwykłych dni po śmierci Jana Pawła II, to wyniesiemy ślad". Właśnie. Są tacy, w których ślad pozostał. Wierzę w tych, którzy w tamtych dniach zgłosili się do hospicjów, by pracować jako wolontariusze. I w tych, którzy ruszyli do świetlic środowiskowych, by ratować dzieci, które są jeszcze do uratowania. I w tych, którzy postanowili wyrwać się z oparów wódki, bo chcą ratować życie własne i bliskich. I w tych, którzy uświadomili sobie, że życie przemija, i postanowili go nie zmarnować.

Nawet jeśli nie uda im się natychmiast, i nawet jeśli nie uda się im wszystko, i tak w nich wierzę. Bo ci właśnie są spadkobiercami Jana Pawła II. Ci są jego pokoleniem, bo nie poprzestali na katharsis, ale zaryzykowali trud przemiany siebie.

Rewolucja moralna?

Wspominaliśmy o osieroceniu i oczyszczeniu, pora na rewolucję moralną. “Rewolucja moralna, jeżeli jest możliwa - twierdzi Leszek Kołakowski - może być tylko dziełem wielkiego proroka religijnego; żaden polityk i żadna instytucja polityczna nie może w sposób nagły odmienić ludzkich postaw, ludzkiego myślenia i moralnych motywacji..." (“Rzeczpospolita", 24-25 września 2005). Czy Jan Paweł II, największy prorok religijny naszych czasów, dokonał rewolucji?

Trzeba powiedzieć, że rewolucji nie dokonała jego śmierć. Ta niezwykła śmierć stała się jedynie katalizatorem przemian, które dokonywały się w życiu poszczególnych ludzi od wielu lat. “Całe nasze świadome życie przebiegało w latach pontyfikatu Jana Pawła II. On był dla nas wzorem i punktem odniesienia. Niewiele pamiętamy z lat komunizmu, dojrzewaliśmy już w wolnej Polsce. Jesteśmy ludźmi, którzy chcą przeżyć życie z sensem. Pokoleniem JP2" - czytamy na stronie internetowej poświęconej inicjatywie Caritas i KAI.

O pokoleniu JP2 zaczęto mówić przy okazji Światowych Dni Młodych, które gromadziły wpierw setki tysięcy, a potem miliony. Owszem: nie wszyscy utożsamiali się z tym, co mówił Jan Paweł II. Same spotkania bywały często fiestą, a nie poważną debatą o wartościach. Ale taka debata wśród młodych trwała nieustannie. Wystarczy wspomnieć papieskie wizyty w wielu krajach świata. Zresztą Papież odmieniał nie tylko tych, którzy go spotykali na pielgrzymkach. Wiele dotknięć dokonywało się w ciszy i odosobnieniu, ale scenariusz był zawsze identyczny. Nie zaczynał się od wsłuchiwania w papieskie słowa, ale od fascynacji. I - jak się zdaje - im starszy był Papież, tym większa była fascynacja jego osobą.

Wszystko można sprowadzić do jednego: 26 stycznia 1999, podczas pobytu w St. Louis w USA, Jan Paweł II spotkał się z młodzieżą w “Kiel Center". W przemówieniu, które wówczas wygłosił, odwołał się do słów Pawła skierowanych do Tymoteusza: “Niechaj nikt nie lekceważy twego młodego wieku" (1 Tm 4, 12). Papież powtórzył: “Chrystus nie lekceważy waszego młodego wieku". Te słowa doskonale streszczają relację, jaka zaistniała między nim a młodymi. To było widać na papieskich spotkaniach, w przemówieniach, homiliach i listach. Jan Paweł II - choć zabrzmi to banalnie - nie lekceważył ich młodego wieku. A młodzi serio traktowali jego, a potem także to, co do nich mówił.

Jeden z dyskutantów o pokoleniu JP2 powiedział: “Otóż każdy z nas - indywidualnie! - stawał lub będzie stawał przed jakimiś ważnymi momentami w swoim życiu. To nie muszą być momenty pokoleniowe, to nie musi być wspólne przeżycie. To może być decyzja o małżeństwie, o kapłaństwie, o zmianie pracy, o tym, żeby powiedzieć szefowi, że jest idiotą, i trzasnąć drzwiami. Czasami chodzi o bardzo dramatyczne wybory. W takich momentach szuka się jakiegoś punktu odniesienia. Czy możemy powiedzieć, że Jan Paweł II był - albo będzie w przyszłości - takim punktem odniesienia? Dla mnie był, i właściwie tylko on spośród żyjących mógł być mocnym i trwałym punktem odniesienia, bo z innymi autorytetami był wielki kłopot".

Tak właśnie rodzi się pokolenie. Jego wyznacznikiem nie jest ani wiek, ani skala emocjonalnych przeżyć w kwietniu 2005. Oba kryteria są niewystarczające. Tę generację tworzą ludzie, niekoniecznie młodzi, którzy chcą własne życie konfrontować z Janem Pawłem II. Ich tożsamość nie jest kwestią pokoleniową, bo nie zrodziła się z traumy. Powstała z osobistych decyzji.

Z fascynacji człowiekiem, który doskonale przylgnął do Boga. I z pytania, czy i my nie moglibyśmy przylgnąć do Boga jak on.

Elity i legenda

W dyskusji o młodzieży końca wieku Barbara Fatyga przypomniała, że w kształtowaniu pokolenia traumę można “zastąpić bardziej pokojowymi przeżyciami i celami", a bunt - poczuciem, że tworzy się “nowy wspaniały świat" (“Resentyment, marketing i legenda", w: “Młodzi końca wieku").

Myślę, że pokolenie JP2 czeka wytężona praca. Ta generacja, tworząc elitę, musi teraz zacząć nadawać ton życiu społecznemu. Raz jeszcze Maria Rogaczewska: “Nie ilość jest ważna, lecz siła, jaka motywuje liderów grupy etosowej do życia zgodnego z wyznawanymi wartościami. Jeżeli pytamy o zmianę społeczną, to wiadomo, że mniejszość może dokonać gigantycznej zmiany, wręcz rewolucyjnej - o ile jest silnie motywowana, silnie zmobilizowana i twórcza. Wystarczy zatem jakaś mocna elita - to nie musi być ruch masowy". Z kolei Barbara Fatyga pisała: “Pokolenie w szerokim sensie tego pojęcia tworzą dwie zbiorowości. Po pierwsze - musi zaistnieć wąska grupa (lub grupy) dysponująca nośną i atrakcyjną dla całej (lub prawie całej) młodej populacji legendą pokoleniową. Po drugie - ta właśnie populacja, która poddaje się cząstkowym definicjom zawartym w legendzie, musi zechcieć zbudować z nich swoją zbiorową tożsamość".

Pokolenie JP2 musi się więc na początku policzyć. Uświadomić sobie, że jest. Ten proces rozpoczął się w dniach żałoby po Janie Pawle. Ale z masowego doświadczenia musi się wykształcić elita. Tyle że elita nie może tylko być, tylko etykietować kościelne wydarzenia. Musi przekonać resztę, że dysponuje atrakcyjną i nośną legendą pokoleniową. A tą legendą jest właśnie etos, którego punktem odniesienia jest Jan Paweł II.

Wiemy, że to legenda atrakcyjna sama w sobie. Ale czy jako taka zostanie odebrana przez mniejszą lub większą część społeczeństwa? Czy wśród młodych Polaków będzie się rodzić przekonanie, że warto do tego pokolenia przynależeć? W tym rozumieniu pokolenie JP2 jest dopiero in statu nascendi. To wciąż przede wszystkim projekt, nie rzeczywistość. Okoliczności, by go zrealizować, są sprzyjające. Byle tylko elicie nie było dobrze z samą sobą, byle tylko nie zapomniała o reszcie.

Co więc zrobić, by polska młodzież - chyba nie tylko młodzież - z “pokolenia pontyfikatu Jana Pawła II stawała się pokoleniem JP2"? Nie chcę proponować recept ani wskazywać metod. W dziedzinie ewangelizacji jest ich wiele: Lednica, Przystanek Jezus i inne lokalne inicjatywy. Ale nie można się zamknąć tylko w ramach ewangelizacji. Jan Paweł II dostrzegał całego człowieka. I cały człowiek musi stać się przedmiotem zainteresowania tych, co budują pokolenie JP2. A wyzwanie jest naprawdę wielkie. Istnieje bowiem nie tylko pokolenie JP2, istnieje także tzw. “pokolenie nic", które jeden z jego przedstawicieli tak charakteryzuje: “Jeżeli jesteś w wieku pomiędzy 20 a 30 lat - nie mam dla Ciebie dobrych wiadomości. Jesteśmy straconym pokoleniem - za młodym, aby zająć atrakcyjne stanowiska i stać się posiadaczami firm utworzonych wkrótce po upadku komunizmu, za starzy, aby doczekać pozytywnych efektów transformacji ustrojowej i integracji europejskiej. Jesteśmy pokoleniem NIC". To właśnie takim młodym ludziom trzeba teraz zaproponować pokoleniową legendę JP2.

***

“Nie możemy już dłużej być niewidoczni i nierozpoznawalni. Musimy dać się poznać i pokazać, kim jesteśmy" - przeczytałem na jednej ze stron poświęconych pokoleniu JP2. Stąd biorą się liczne koncerty czy akcje charytatywne, ale także grupy modlitewne i ewangelizacyjne. Ci, którzy się utożsamiają z tym pokoleniem, projektem, pomysłem czy systemem wartości, mają potrzebę, by o tym publicznie mówić. To fakt, który budzi nadzieję. Owszem, pokolenie JP2 rodzi się z osobistych wyborów, wznosi się na fundamencie indywidualnych odpowiedzialności. To jednak ważne, by mieć świadomość, że nie jest się samotnym: jest nas wielu, w jakimś sensie już tworzymy generację i nie da się nas zignorować.

Po drugie, pokolenie JP2 wkroczyło do mediów i na salony, znalazło miejsce w przestrzeni publicznej i nie myśli z niego rezygnować. Na razie jeszcze jako hasło i projekt, a nie elita, ale mam nadzieję, że przyjdzie czas - choć to profetyzm, a nie publicystyka - że zagości tam jako ludzie: widoczni i rozpoznawalni.

Ks. ANDRZEJ DRAGUŁA jest duszpasterzem młodzieży, organizuje m.in. “Przystanek Jezus".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2005