Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rozpoczynający album tytułowy utwór jest dużym zaskoczeniem - dziwne, zniekształcone dźwięki gitary, przetworzony wokal - Prince powraca po latach do eksperymentalnych brzmień. To, niestety, jedyna taka piosenka na płycie. Dalej otrzymujemy zbiór przebojowych kompozycji na wysokim poziomie. Jak zwykle nie można narzekać na monotonię: mamy soul, latynoską balladę, R&B... Najlepsze są jednak żywsze kompozycje. "Lolita" to potraktowany z przymrużeniem oka pop, z charakterystycznym dla lat 80. brzmieniem syntezatorów. Singlowy "Black Sweat", oparty na minimalistycznym, intrygującym podkładzie i zaśpiewany falsetem, przywodzi na myśl stary przebój "Kiss". Najlepszym momentem płyty jest "Fury" - pełna energii, rockowa piosenka z gitarowymi zagrywkami kojarzącymi się z Hendrixem. Wart wspomnienia jest też zamykający album radosny funk "Get on the Boat", z partią saksofonu w wykonaniu Maceo Parkera. Płyta ma jednak i słabsze momenty...
Można narzekać, że mało tu eksperymentów, że Prince zbyt mocno ogląda się na obowiązujące w dzisiejszej muzyce trendy. Ciężko jednak wymagać od niemal pięćdziesięcioletniego artysty, żeby wciąż wytyczał nowe szlaki. Entuzjastyczne przyjęcie płyty przez fanów pokazuje, że właśnie takiej muzyki oczekują od Księcia.