Pomruk ciszy

Dla filozofii nie sposób znaleźć gruntu i jasności oglądu. Lévinas powiada, że myśl nie rodzi się w trzeźwym umyśle - powstaje w niepewności i w nieoczekiwanym blasku.

24.11.2006

Czyta się kilka minut

Studium "Istniejący i istnienie", choć rozpoczęte przez Lévinasa jeszcze przed wojną, zostało ukończone podczas pobytu w stalagu. Informacja ta jest istotna z dwóch powodów. Po pierwsze, czytelnik ma okazję zapoznać się z laboratorium myśli powstającej z konieczności w izolacji, w oderwaniu od ważnych dzieł europejskiej filozofii tamtych lat. Po drugie, biograficzne okoliczności pozwalają dostrzec obsesyjnie powracające wątki: samotności, egzystencjalnej pustki, tajemnicy upływającego czasu, który bezustannie wymyka się poznawczym i językowym władzom.

Doświadczenie filozofa, prywatne i historyczne zarazem, nie stanowi jednak tylko prostej ramy. Dla Lévinasa myśl rodzi się bowiem na styku prywatnego doświadczenia i struktur odziedziczonych przez kolejne wersje metafizyki, która jest spadkiem jednocześnie przeklętym i błogosławionym, bo nie można go po prostu odrzucić. Wypływa tyleż z uważnej lektury Platona, co z nasłuchiwania dźwięków świata. Pod tymi względami "Istniejący i istnienie" jest niezwykle bliskie książce "Czas i to, co inne" stanowiącej zapis wykładów, które Lévinas wygłosił tuż po wojnie w Paryżu. W obydwu można odczuć gorący klimat powstających konceptów, widać gwałtowność poszukiwań, w końcu: obydwie opierają się na tej samej strukturze powtórzeń i przetworzeń tematów.

Język i Nieskończoność

Próba wypracowania nowego języka filozoficznego wydaje się we wczesnym dziele francuskiego filozofa jedną z kwestii pierwszoplanowych. Kryje się za nią coś o wiele głębszego niż tylko poszukiwanie oryginalności. Przeciwnicy Lévinasa często zarzucali mu skłonność do nadmiernego zaufania sile metafory, do wiary w impresywną funkcję języka. Tymczasem chodzi o świadomie stosowaną strategię "oplatania" doświadczenia słowem. Rzecz jasna język nieuchronnie wymyka się spod kontroli. Ale nawet gdy logika dowodzenia przeobraża się w ciąg obrazów, kiedy język zwodzi, pozostaje on dla Lévinasa przestrzenią innej racjonalności, przestrzenią do dialogu tak z Innym, jak i z samym istnieniem.

Lévinasowi nieustannie towarzyszy przekonanie, że język własną kreacyjną mocą wyrywa świat z utartych kolein, na nowo ustanawiając stosunek pomiędzy podmiotem i rzeczywistością. Z tego punktu widzenia mówienie nie jest czynnością niewinną, a styl nie stanowi ornamentu, lecz jest przeznaczeniem myśliciela dążącego do przełamania dyktatu sztywnej rozumności. Z jednej strony słowa, którymi opisujemy rzeczy, rozbijają stabilną na pierwszy rzut oka wzajemną ich tożsamość, z drugiej: skoro trwała istota i przestrzeń nienaruszalnych idei staje się fikcją, to uprawianie filozofii musi się wiązać z koniecznością konfrontacji z tym, co radykalnie inne, niesprowadzalne do horyzontu jałowych obrotów technicznego języka, jaki pozostał w spadku po wiekach myśli Zachodu. Prymat "tego samego" zostaje zastąpiony przez wizję zasadniczej "inności", która choć domaga się ujęcia w kształt problemu, tematu czy nawet obrazu, uchyla się władzom orzekania, wymyka się możliwym przybliżeniom.

W tym nieredukowalnym dystansie, w owej separacji - jak powie później Lévinas - pomiędzy "tym samym", za którym stoi restrykcyjnie pojmowany Rozum, a "Innym", za którym do głosu dochodzi już tylko tajemnica, rodzi się niemożliwe do zaspokojenia pragnienie tego, co nieskończone. Tak pojmowana Nieskończoność jest nie tylko poza jakąkolwiek intencją i nazwą, ale także poza regułami języka, nawet tego najgłębiej diagnozującego byt. Dla Lévinasa najistotniejsze nie jest ani pytanie, ani zdziwienie, ani nawet "zadanie myślenia", jak dla jego mistrza Heideggera. Najważniejsza i nieusuwalna pozostaje asymetryczna relacja etyczna podmiotu z tym, co fundamentalnie różne, a co go równocześnie ustanawia i determinuje. Etyka wyprzedza metafizykę także i w tym sensie, że odkrywa przed nami enigmatyczną rzeczywistość przedrefleksyjną, świat tuż przed podjęciem decyzji, od której nie ma odwołania, przestrzeń spotkania z twarzą drugiego człowieka, zdarzenia w ścisłym sensie, a więc spotkania, na które nie jesteśmy w stanie się przygotować i po którym nie pozostajemy tacy sami.

Ten moment dla autora "Całości i nieskończoności" jest początkiem drogi, chwilą spotkania, które konstruuje pragnienie niemożliwe do zaspokojenia. We wstępie do drugiego wydania "Istniejącego i istnienia" Lévinas wyjaśnia regułę relacji bez wzajemności: "Dążenie, które nie może się spełnić. Nieskończoność nie jest bowiem kresem. Poszukiwanie i Pytanie, które je zainspirowały, zrodziły się z Pragnienia Nieskończoności. Przeszły przeobrażenie w trakcie Poznania, którego Pragnienie Nieskończoności wymaga lub które pobudza. (...) Do Pytania należy ostatnie słowo - tym sposobem przypomina, że narodziło się w Pragnieniu Nieskończoności".

Zastanawiać mogą pisane wielkimi literami słowa-klucze poszukiwań. Przypominają alegorie, którym autor na przekór nieoznaczonej i wywrotowej materii opisu usiłuje nadać kształt ze świadomością, że będzie to forma arbitralna i jawnie konwencjonalna, a więc na moment przynajmniej ustabilizowana. Tak też funkcjonuje dialektyka Lévinasa, do której on sam niespecjalnie chciałby się przyznać, utrzymująca w dynamicznej równowadze aspekt negatywny, czyli niemożliwość odnotowania doświadczenia Nieskończoności, oraz aspekt pozytywny, czyli nieskończoność samego języka będącego wcieleniem bytu, metamorfozą przemieniającą obojętną rutynę mowy w żywą tkankę doznania świata. Obydwie te sprzeczności pozostają w wywodach podtrzymane jako wersje marzenia o spełnieniu jednostkowego losu. Taka logika pozwala w jeszcze innym świetle dostrzec regułę dramatu ludzkiej osoby, w którym główną rolę odgrywa Pragnienie pojmowane tak radykalnie, że staje się niemal nieobecne.

Przeciw ekonomii bycia

Tytułowy porządek oddzielający "istnienie" od "istniejącego" jest tyleż podstawowy, co dla zrozumienia stanowiska filozofa niewystarczający. Pomimo często formułowanych przez Lévinasa zastrzeżeń kieruje uwagę w stronę opisu fenomenologicznego oraz ku rozważaniom Heideggera poświęconym różnicy ontologicznej. Obydwie te modalności traktuje jednak nieortodoksyjnie, wybierając z nich jedynie pewne wątki.

Zdaniem Lévinasa, poczynione przez autora "Bycia i czasu" rozróżnienie na konkretny byt i niedające się przedstawić bycie jest dalece niedostateczne, ponieważ przenosi uwagę na problem czystego bytu. Dlatego należy przede wszystkim przemyśleć relację z transcendencją, z przestrzenią bycia, której nie można zamknąć w jakąkolwiek formułę (np. "zmierzchu metafizyki"). Każdy ze sposobów obłaskawiania istnienia utrudnia dotarcie do niego, unieważnia pluralizm bycia i nieusuwalne różnice pomiędzy bytami. Rozmaite filozoficzne "strategie przetrwania" są dla Lévinasa o tyle niewystarczające, o ile nakazują myśleć o istnieniu w kategoriach ekonomii, wzajemności i wymiany, dzięki której ustalana zostaje równowaga, ale dzięki której również każde z poczynań może zostać usprawiedliwione, zinterpretowane, odpłacone. Tymczasem zasada bycia mieści się nie tylko poza wszelką istotą, lecz także poza jakimkolwiek prawem ekwiwalencji. Istnienie staje się w tej perspektywie bolesnym zdziwieniem oraz otwarciem. Jest w ten sposób także etycznie nieodwołalne, bowiem jako takie oznacza konfrontację z nieosiągalnym Innym niedającym się sprowadzić do oswojonego świata podmiotu świadomego siebie.

Doświadczenie bycia skutkuje zatem nie tylko zdziwieniem, lecz pozostawia po sobie bolesny ślad. Powiada filozof: "Bycie pozostaje bez odzewu. I nie sposób przewidzieć, w którym kierunku należałoby go szukać. Albowiem pytanie jest właśnie manifestacją relacji z byciem. Bycie jest z istoty dziwne i nas rani. Niczym noc obejmuje nas duszącym uściskiem, lecz odzewu nie przynosi. Tkwi w nim cierpienie". W tym miejscu etyczna koncepcja Lévinasa jest najbardziej przekonująca. Skoro rzeczywistości klasycznej metafizyki odpowiada wykalkulowana obecność wobec Innego, skoro w perspektywie transcendencji zbawienie jest rezultatem targu, to w przestrzeni ludzkiego doświadczenia nie ma już miejsca na nadzieję. Nadzieja bowiem wyklucza traktowanie egzystencji w kategoriach rekompensaty za utratę wpisaną w jednostkową kondycję.

Przeciw ekonomii bycia Lévinas zwraca się także w drugim ze wspomnianych atrybutów ustanawiających jego koncepcję istnienia. Jeśli punktem wyjścia było nienazywalne trwanie, to punktem dojścia jest nieusuwalny konkret bytu jednostkowego. To niezwykle istotne przejście odbywa się - co znamienne - w nieoznaczonej przestrzeni pomiędzy powołującą do życia mową i anonimowym istnieniem. "Byt - to, co jest - jest podmiotem czasownika »być« i tym samym sprawuje władzę nad nieuchronnością bycia, które stało się jego atrybutem. Istnieje ktoś, kto bierze na siebie bycie będące odtąd jego byciem". Tym przejściem jest hipostaza, która zmusza do przyjęcia przez podmiot logiki odpowiedzialności i na trwałe wiąże z ciążącym i uwierającym stygmatem bycia.

Il y a

Tym idiomem, jedną z podstawowych struktur gramatycznych francuszczyzny, podkreślającą bezosobowość formy "jest", wprowadza Lévinas w fundamentalne ustalenia własnej filozofii, ale również w rejony własnej lingwistycznej inwencji. Fragmenty, w których usiłuje zdefiniować to pojęcie, wskazują nie tyle - jak zwykło się mówić - na poetyckie inklinacje autora, co na jego przeświadczenie o sile sprawczej retoryki, której filozofia przez wieki bezpodstawnie się obawiała. Wszakże nie chodzi tutaj o jakąś czczą słowną rozgrywkę, lecz o poszukiwanie takiego rejestru języka, w którym w przybliżeniu choćby mógłby wybrzmieć głos niewymawialnego doświadczenia.

Gdyby jednak spróbować zracjonalizować definicyjne wysiłki Lévinasa, to okaże się, że nieoczekiwanie biegną one w stronę dość klasycznie rozumianego porządku transcendentalnego, w którym chodzi o ustalenie niepodzielnych kształtów przestrzeni i wymiarów niepochwytnego, podstawowego czasu. Rzecz jasna obydwa te porządki współistnieją i nie dają się odizolować. Istnienie rozumiane jako il y a "jest jak gęstość próżni, jak pomruk ciszy. Nie ma nic, tylko bycie jako pole sił. Ciemność to właśnie gra istnienia, która toczyłaby się nawet wtedy, gdyby innego nie było".

Ścisły związek pomiędzy retoryką, etyką i ontologią najwyraźniejszy jest w momentach, w których filozof przywołuje i analizuje przykłady literackie. I po raz kolejny dzieło literackie nie funkcjonuje na prawach prostej ilustracji tezy, lecz w pełni oddaje charakter poszukiwania. Dla filozofa początek powieści "Tomasz Mroczny" Maurice'a Blanchota jest najdobitniejszym przykładem grozy i powagi bycia, którego przyjęcia na własne barki podmiot nie może odmówić. W pięknym passusie, w którym Lévinas zbliża się do określenia il y a, styl jego wypowiedzi grawituje wokół formy heraklitejskiej: "nieobecność wszelkich rzeczy powraca jako pewna obecność, jako miejsce, gdzie wszystko się pogrążyło, jako gęstość atmosfery, jako pełnia pustki lub jako pomruk ciszy". Literatura i filozofia tworzą nierozwiązywalny splot myślenia i przeżycia.

Bezsenność i zmęczenie

Dla filozofii nie sposób znaleźć gruntu, pewności i jasności oglądu. Lévinas powiada, że myśl nie rodzi się w trzeźwym umyśle, który projektuje rzeczywistość, nakładając na świat szczelną sieć wykoncypowanych pojęć, ani tym bardziej w peregrynacjach spekulatywnego rozumu - powstaje w niepewności i w nieoczekiwanym blasku. Innymi słowy: filozof za wszelką cenę chce ocalić wagę subiektywności, lecz myślanej w innych niż tradycyjne ramach pojęciowych.

Nietrudno zauważyć, jak daleko w tym miejscu Lévinasowi do arystotelesowskiego, kartezjańskiego i heglowskiego wzorca filozofowania. Ale daleko mu również do intuicjonistów oraz fenomenologów, bowiem zarówno Bergson, jak i Husserl zbyt mocno przywiązani byli do ujmowania bytu i bycia w kategoriach obecności, panowania i przemocy. I choć wątki wszystkich tych systemów dostrzegalne są w krytycznych reinterpretacjach Lévinasa, to zdecydowanie przechodzi on na stronę nieobecności i nierealności wzgardzonej przez największych myślicieli. Obcowanie z byciem możliwe jest bowiem za cenę radykalnego gestu egzystencjalnego przełamującego oschłość teorii, a prawdziwe przemyśliwanie tej relacji wymaga sprzeciwu wobec tradycyjnej metafizyki jednokładnie ustanawiającej więź z transcendencją.

Mówiąc metaforycznie: filozofia nie może powstać za dnia, rodzi się w nocy, ujawnia się natomiast w fenomenie bezsenności, owego szczególnego napięcia, w którym w jedno stapia się cielesność oraz duchowość. Stan bezsenności jest pojmowany nie tyle jako dyspozycja konkretnej osoby, lecz jako fenomen odrealniania świata przybierającego kształt sceny, na której człowiek ma dopiero się zjawić: "Czuwanie jest anonimowe. W nocy czy w chwilach bezsenności nie ma mojego czuwania, albowiem to sama noc czuwa. Czuwa się. W tym anonimowym nocnym czuwaniu, gdy jestem całkowicie wydany na bycie, moje myśli wypełniające bezsenność tracą punkt zawieszenia. Nie znajdują oparcia. Jestem, rzec by można, bardziej przedmiotem niż podmiotem anonimowego myślenia".

Owo czuwanie bez żadnego celu nie jest - jak się rzekło - metaforą projektu filozoficznego, lecz gestem pragnienia dotarcia do samego źródła doświadczenia, które wymyka się ścisłemu duktowi logicznych poszukiwań. Wszakże wraz z bezsennością zjawia się nieodłącznie zmęczenie, które dla Lévinasa wystawia świadomy podmiot na próbę granicy i szaleństwa. W znaczeniu najściślejszym w doznaniu zmęczenia ujawnia się nie tylko cierpiące ciało, lecz w samej osobie dochodzi do dekompozycji jej konstytucji. Doświadczenia te niwelują również podział na to, co zewnętrzne i wewnętrzne. Rzeczywistość przeobraża się w tajemnicze i płynne otoczenie, które osacza w sensie dosłownym, ale również w znaczeniu przeżywania grozy niedocieczonego bycia.

Nad obiema sytuacjami góruje jednak samotność. W samotności bowiem do głosu dochodzi mowa istnienia, jedynie wtedy osoba staje ogołocona i bezpośrednia: "To nie jest samotność istoty opuszczonej przez świat, któremu ona dotrzymuje kroku, lecz, jeśli tak wolno powiedzieć, istoty, która kroku nie dotrzymuje samej sobie, która - z siebie wybita - nie scala się w chwili, i tak oznaczającej dla niej wieczne zobowiązanie. Męczyć się to tyle, co męczyć się byciem. I to poprzedza całą interpretację - namacalna totalność, zmęczenie".

Wydarzenie chwili

Rozważanie bezsenności prowadzi także w innym kierunku. Emil Cioran, wielki znawca tematu, powiadał: "Jest to doświadczenie nadzwyczaj bolesne, katastrofa. Ale pozwala nam ono zrozumieć rzeczy, jakich inni nie mogą zrozumieć; bezsenność stawia nas poza obrębem wszystkich żyjących, na zewnątrz ludzkości. Jest się wykluczonym. (...) Po pierwsze, czas przybiera inny wymiar. Ledwo się wlecze. Minuta po minucie. A każda minuta jest pewną rzeczywistością. Czas się wlecze, ale nie postępuje. Nie wiadomo ku czemu postępuje" (przeł. Ireneusz Kania).

Uporczywość trwania to doznanie działania czasu niwelującego wyjątkowość konkretnej egzystencji. Lévinasa, inaczej niż Ciorana, interesuje fenomen chwili, która rozrywając bieg rzeczy, nie jest równocześnie ekstatycznym opuszczeniem egzystencji. Chwila "jest jak bezdech, duszność, wysiłek bycia", powiada w jednym z najpiękniejszych fragmentów filozof. Oznacza to tyle, że w jednym momencie na nieznanych zasadach konstruuje się tożsamość będąca relacją podmiotu z obcym istnieniem i równocześnie to wiązanie pod jej wpływem się rozpada. W błysku chwili podmiot zarazem ustanawia sam siebie, jak i potwierdza jedynie własną prymarną niezborność, niepełność i kruchość.

Namysł nad fenomenem (czy też raczej: sytuacją) chwili prowadzi myśliciela w dwóch kierunkach, podpowiada dwie zasady otwartości bytu. Z jednej strony apologia momentu, odsuwając na plan dalszy świadomość przeszłości zachowanej w obsesjach pamięci i przyszłości, stającej się z miejsca projektem i nieweryfikowalnym planem, pozostawia miejsce dla nadziei. Jest ona w zasadzie nie tyle paradoksalna, gdyż wtedy pozostawalibyśmy uwięzieni wciąż w rygorach logiki, ile niewyobrażalna, ale dlatego właśnie wiarygodna. "Mieć przeto nadzieję - powiada Lévinas - to tyle co liczyć na powetowanie tego, co nie powetowane, a więc mieć nadzieję na teraźniejszość". Z drugiej strony w doświadczeniu teraźniejszości ja nieuchronnie zderza się z Innym. Jedynie w tej asymetrycznej relacji, w owej niemożliwości odpowiedzi na absolutnie zewnętrzny głos, wreszcie: w konieczności zachowania różnicy pomiędzy ja a tym, co inne, podmiot stać się może wiarygodny, niewywłaszczony z własnej struktury ani nieutożsamiony z obcą, niemą rzeczywistością.

Paroksyzm

Rzecz jasna ta fundamentalna sytuacja asymetrycznej relacji z Innym opiera się nie tylko na niemożliwości spotkania, na niewspółmierności porządków sfery podmiotu i Nieskończoności. Rozdarcie osoby wynikające z faktu, że nie można równocześnie istnieć oraz istnieć wobec kogoś, staje się zarzewiem procesu bolesnego odwlekania momentu spotkania i dialogu. Wydarzenie chwili uświadamia bowiem komunikacyjną porażkę, której nie jest w stanie zniwelować porządek Erosa, Dobra czy Światła. Nie móc się porozumieć oznacza w języku Lévinasa niezwykle mocno akcentowaną obecność bólu, który - co oczywiste - antycypuje nadejście śmierci, ale przede wszystkim pozostawia odseparowany podmiot w przestrzeni hipnotycznej pustki i paraliżu czasu.

Filozof mówi o tym wprost w trzecim wykładzie z cyklu "Czas i to, co inne": "Ból sam w sobie zawiera jakby paroksyzm, jak gdyby miało nastąpić coś jeszcze bardziej rozdzierającego niż cierpienie, jak gdyby wbrew zupełnej nieobecności wymiaru powracania do siebie, konstytutywnej dla cierpienia, istniała jeszcze wolna przestrzeń dla jakiegoś wydarzenia, jak gdyby należało się o coś jeszcze niepokoić, jak gdybyśmy byli u progu wydarzenia wykraczającego ponad to, które zostało do końca odsłonięte w cierpieniu".

O tym podstawowym wymiarze bólu często się zapomina studiując myśl Lévinasa, traktując różnicę jako niewzruszoną pierwszą zasadę, a pragnienie nie do zaspokojenia jako efekt negatywnej teologii. Tymczasem autor "Istniejącego i istnienia" nie stawia pytań o naturę istnienia, ale o naszą postawę wobec niego. Jak pisała Barbara Skarga w przedmowie do "Całości i nieskończoności": "Istnienie jest faktem, pytać zaś trzeba, czyśmy je usprawiedliwili, innymi słowy: czy możemy być, nie zabijając, przeciwnie, ponosząc ofiarę dla innych".

Emmanuel Lévinas, "Istniejący i istnienie", przeł. Janusz Margański, Kraków 2006, Wydawnictwo Homini.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2006