Otrzaskane z rozpaczą. Pogrzeby powojennej Warszawy

Powojenna Warszawa to dziesiątki tysięcy prowizorycznych mogił. Ekshumacja i pochówek ofiar są potrzebą chwili – z szacunku dla zmarłych i z obawy przed epidemią.

24.04.2023

Czyta się kilka minut

Ekshumacja przy ulicy Wspólnej w dzielnicy Śródmieście, 1945 r. / STANISŁAW URBANOWICZ / PAP
Ekshumacja przy ulicy Wspólnej w dzielnicy Śródmieście, 1945 r. / STANISŁAW URBANOWICZ / PAP

Pielęgniarka Sabina Dłużniewska wspominała: „Wszędzie leżały szczątki zabitych. Po ruinach przelatywały ogromne szczury. Gdy dotarłam do Twardej, ujrzałam na małym, pustym placyku w pobliżu dawnej bramy zakładów Toebbensa klęczącą nad odkopaną jamą, opartą na łopacie kobietę w bluzie-pasiaku. W płytkim czarnym dole leżało obok siebie troje małych dzieci: chłopiec i dwie dziewczynki o twarzyczkach koloru gliny. Stanęłam. Klęcząca kobieta nie zwróciła na mnie uwagi. Pozostawiłam ją – wpatrzoną w dół”.

W styczniu 1945 r. lewobrzeżna stolica to nie tylko morze ruin – to także wszechobecne mogiły, kryjące ofiary wojskowe oraz cywilne z sierpnia i września 1944 r. Są wszędzie: na ulicach, chodnikach, podwórzach. Podczas powstania zabitych chowano nie na cmentarzach – nie było to możliwe – lecz wykorzystując każdą wolną przestrzeń. Bywało, że do zwłok dołączano przedmioty ułatwiające ich identyfikację. Czasem umieszczano tabliczki na prowizorycznych krzyżach. Większość mogił jest jednak bezimienna. Także dlatego, że Niemcy zacierali zbrodnie, m.in. paląc swoje ofiary – po tych zostały góry prochów.

„Dzikie” ekshumacje

Wydobycie ciał jest koniecznością – religijną, kulturową, prawną oraz last but not least sanitarną. 6 lutego 1945 r. na konferencji z udziałem przedstawicieli władz i administracji Warszawy zapada decyzja o powołaniu Komitetu do spraw Ekshumacji Zwłok, którym kieruje naczelnik stołecznego Wydziału Sanitarnego doktor Juliusz Majkowski (podczas wojny podporucznik AK, jako szef Sanitariatu miasta stołecznego Warszawy pomagał m.in. Irenie Sendlerowej). Komitet zostaje później przekształcony w Referat Ekshumacji.

Sprawa jest na tyle pilna, że władze zgadzają się na prywatne ekshumacje. 27 lutego 1945 r. „Życie Warszawy” drukuje zarządzenie wiceprezydenta miasta, by ludność stolicy „z własnej inicjatywy i we własnym zakresie przystąpiła do grzebania trupów na miejscu ich spoczynku”. Zarząd Miejski nie ma na to pieniędzy, a skala zjawiska przerasta jego możliwości. Szacuje się, że w stolicy spoczywa od 150 do 200 tys. ofiar powstania, w tym kilkanaście tysięcy pogrzebanych płytko lub w ogóle niepochowanych.

Do Wydziału Sanitarnego, który wydaje zezwolenia na ekshumacje i pogrzeby, zgłasza się dziennie ok. 250 osób, pragnących samodzielnie pochować szczątki. Większość odchodzi z niczym, bo nie spełnia wymogów formalnych. Należy m.in. znać tożsamość zmarłej osoby, musi istnieć jej osobna mogiła z napisem identyfikującym, a ekshumowane szczątki trzeba złożyć w trumnie wyłożonej torfem lub trocinami i tak przewieźć na cmentarz.

Prywatne ekshumacje – wydano na nie ogółem 6 tys. zezwoleń – nie rozwiązują problemu. Zdarzają się też wypadki samowolnego rozkopywania mogił – bez kontroli, formalnych zgód, zabezpieczenia epidemicznego. „Dzikie ekshumacje” utrudniają pracę władz sanitarnych, mogą się przyczynić do epidemii. Są zwalczane przez władze.

Bez precedensu

W końcu machina administracyjna zaczyna jednak działać. W prowadzonych w Warszawie ekshumacjach uczestniczą m.in. Miejski Zakład Pogrzebowy, Polski Czerwony Krzyż, wspomniany Wydział Sanitarny, a także Zakład Oczyszczania Miasta.

Wydobywanie zwłok jest zadaniem trudnym. Brakuje przygotowanych do tego psychicznie i fizycznie ludzi, pieniędzy, a także narzędzi: łopat, kilofów, rękawic, fartuchów ochronnych, środ- ków dezynfekcyjnych. Nie ma wypracowanych metod wydobywania z ziemi i gruzu dziesiątek tysięcy ciał. Skala problemu jest bez precedensu w historii Europy.

Początkowo prace idą jak po grudzie. W ciągu trzech pierwszych tygodni ekshumacji udaje się pochować podobno tylko ok. 2 tys. zwłok. W związku z tym w drugiej połowie marca 1945 r. Wydział Sanitarny proponuje, by w celu usprawnienia akcji palić wydobyte szczątki. Kontrowersyjny pomysł nie zostaje przyjęty – uniemożliwiłby identyfikację i budziłby skojarzenia z niedawnym ukrywaniem zbrodni przez Niemców.

Tymczasem nadchodzi wiosna i miastu grozi epidemia. 19 marca 1945 r. „Życie Warszawy” alarmuje: „Większość zwłok leży płytko, pod cienką warstwą ziemi. Niektóre wprost depczemy nogami, inne dają żer szczurom, a wszystkie stanowią łatwą pożywkę dla bakterii”. Sytuację pogarsza fakt, że brakuje bieżącej wody, środków czystości, toalet.

Modus operandi

Prace odbywają się według planu. Najpierw – w 1945 r. – ekshumowane są szczątki leżące płytko lub w prowizorycznych mogiłach. Początkowo miasto nie ma transportu do ich przewiezienia na cmentarze. Dlatego po opisaniu ciał umieszcza się je w tymczasowych zbiorowych mogiłach na skwerach i w ogrodach miejskich. W latach 1946-47 zostaną one ponownie ekshumowane i pochowane na cmentarzach.

Prace prowadzone są dzielnica po dzielnicy – głównie w Warszawie lewobrzeżnej, ale obejmują także Pragę. Likwidacja grobów ulicznych odbywa się kwartałami. Informacje o akcji podają media, co ułatwia wyszukiwanie zwłok i ich identyfikację.

Kolejny etap prac obejmuje zasypane w gruzach ofiary powstania. Jest on powiązany z działalnością Biura Odbudowy Stolicy. Poszukiwania odbywają się też w piwnicach.

W obiektach zajmowanych przez aparat policyjny III Rzeszy odkrywane są głównie ludzkie prochy. W sumie w latach 1946-47 komisje ekshumacyjne zbierają ich w Warszawie ponad 22 tony. Przy tej okazji utrwalane są też świadectwa niemieckiego terroru, np. napisy na ścianach katowni Gestapo w alei Szucha. To bezcenny materiał dowodowy i historyczny.

Pogrzebom ofiar odnalezionych w masowych mogiłach towarzyszy kościelny i państwowy ceremoniał. Rodzą się „ekshumacyjne inicjatywy” – np. w kwietniu 1945 r. na Żoliborzu partie polityczne, związki zawodowe i domowe komitety tworzą za zgodą władz miejskich brygady pracujące przy wydobywaniu zwłok.

Akcję wspomagają specjaliści, np. sekcji dokonuje profesor medycyny sądowej Wiktor Grzywo-Dąbrowski. W ustaleniu metody ekshumacji pomaga Jerzy Wodzinowski, który jako członek komisji Polskiego Czerwonego Krzyża uczestniczył w 1943 r. w wydobywaniu ofiar sowieckiej zbrodni w Katyniu.

Siłaczki z PCK

W całej Warszawie działają ekipy Wydziału Grobownictwa PCK, stworzonego od podstaw przez Jadwigę Borytę-Nowakowską – przed 1939 r. aktorkę, a podczas wojny pracowniczkę wywiadu ofensywnego AK na Wschodzie. W wydziale pracują głównie kobiety: zbierają informacje o miejscach pochówków, rejestrują je i sporządzają protokoły rozpoznania zwłok. Na ich podstawie powstają karty rejestracyjne, które upoważniają do wydania zawiadomienia o śmierci i wystawienia aktu zgonu.

W identyfikacji ofiar pomagają anatomiczne cechy szczególne, a także ubranie, biżuteria, dokumenty. Rodziny zostawiają w PCK ich opisy. Im bardziej są precyzyjne, tym większa szansa na identyfikację.

Praca protokolantek jest heroiczna. Początkowo odbywa się w zimowych warunkach i na zaminowanym terenie. Ruiny grożą zawaleniem. Ekshumacje trwają czasem przez cały tydzień, bo wielu bliskich ofiar może w nich uczestniczyć tylko w niedzielę. Zwłoki, w stanie rozkładu, trzeba opisać z detalami. Trzeba też odnaleźć i opisać znajdujące się przy nich przedmioty ułatwiające identyfikację. Tymczasem protokolantki nie mają wystarczającej ilości rękawic i kombinezonów. Często pracują w prywatnych ubraniach – jedynych, jakie mają. Zdarza się, że nie mogą nawet umyć rąk – brakuje wody. Pracy jest tak dużo, że kartoteka PCK nie jest w stanie przerobić napływających protokołów, tworzą się zaległości.

Ekshumacje to także psychofizyczny rollercoaster. Choć koleżanki mówią o Nowakowskiej, że jest „otrzaskana z rozpaczą”, nawet ona z trudem znosi niektóre sytuacje. I niemal codziennie konfrontuje się z cierpieniem żyjących – np. gdy musi powiadomić pewną kobietę, że jej pięcioro dzieci zginęło w powstaniu.

Nadludzkie poświęcenie tych kobiet, siłaczek z PCK, jest motywowane chęcią niesienia ulgi zrozpaczonym bliskim. I wiarą, że ci, co przeżyli wojnę, mają do spłacenia dług wobec jej ofiar.

Zdążyć przed 1 maja

Do kwietnia 1945 r. zostaje pochowanych ok. 8 tys. ofiar. Mało, zważywszy na skalę zjawiska. Stąd kontrowersyjna, choć wynikająca z konieczności inicjatywa: władze Warszawy apelują do mieszkańców o masowy udział w ekshumacji zwłok spod gruzów.

Ma to być, jak czytamy w apelu, sprawdzianem „zdolności do pracy zespołowej” i „dowodem czci dla Poległych”. Stawka za godzinę pracy wynosi 10 zł (w Warszawie średnia cena chleba żytniego to 41 zł za bochenek), do tego dochodzi premia.

Akcja obejmuje jednorazowo wszystkie dzielnice. Przybiera charakter propagandowej makabreski: państwowej celebry pod hasłem: „Na 1-go maja – ani jeden trup nie będzie w Warszawie niepochowany” (sic!). W istocie to wyścig z czasem, w którym stawką jest zdrowie, a nawet życie 350 tys. warszawiaków, którzy do tej pory wrócili do miasta. Na makabryczną semantykę mało kto zwraca wtedy uwagę; ludzie są oswojeni ze śmiercią.

Ostatecznie ten „czyn społeczny” kończy się sukcesem; opóźnienie występuje tylko w Śródmieściu. We wspólnych 87 mogiłach zostaje pochowanych według oficjalnych danych ok. 29 tys. ciał. Zakończony zostaje ważny etap ekshumacji. Później poszukiwanie i wydobywanie ofiar obejmuje tereny zajmowane przez instytucje i sięga głębiej – w gruzowiska oraz do miejskich kanałów. W miarę postępu prac odkrywane są nowe miejsca niemieckich zbrodni np. w alei Szucha, Halach Mirowskich, Ogrodzie Sejmowym.

Ekshumacje przyspieszają, gdy od 15 października 1945 r. zaczyna je prowadzić Wydział Sanitarny w porozumieniu z Miejskim Zakładem Pogrzebowym. Choć czasem blokuje je brak pieniędzy – akcja jest dotowana z budżetu miasta i Ministerstwa Odbudowy. Największe wydatki, 260 tys. zł, Wydział Sanitarny przeznacza na ekshumacje w okresie luty-marzec 1947 r. Przestoje występują też latem, w okresie upałów, i trwają do jesieni.

Powrót do przeszłości

Ekshumacje to nie tylko proces poszukiwania, wydobywania, identyfikacji i pochówku ofiar, lecz także przywracania pamięci o powstaniu. Wiąże się z tym oficjalny ceremoniał, który komunistom trudno jest – jeszcze – całkowicie wyrugować. Wszak działa wtedy legalna opozycja z PSL Mikołajczyka na czele, a na styczeń 1947 r. są rozpisane wybory do Sejmu.

Ludzie władzy udają więc, że szanują demokrację, i nie wprowadzają totalistycznej postaci polityki „potępienia pamięci”. W tym czasie mają poważniejsze problemy: toczą nadal walkę z podziemiem niepodległościowym.

Pogrzebom ekshumowanych towarzyszą więc uroczyste nabożeństwa, pochody na cmentarze, przemówienia. Największe takie wydarzenie ma miejsce 6 sierpnia 1946 r., gdy z kościoła Najświętszego Zbawiciela wielotysięczny kondukt żałobny – po mszy odprawionej przez biskupa Wacława Majewskiego – odprowadza na Cmentarz Wolski 115 trumien z prochami. Z kolei w lutym 1947 r., na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach z honorami są żegnani odnalezieni powstańcy i lotnicy brytyjskiego RAF-u, którzy zginęli niosąc pomoc powstaniu. Później, w apogeum stalinizmu, coś takiego byłoby już nie do pomyślenia.

W 1945 r. powstają też tzw. rodzicielskie komitety opieki nad grobami poległych, których prace koordynuje płk Jan Mazurkiewicz, pseudonim „Radosław”, podczas okupacji dowódca oddziałów Kierownictwa Dywersji AK i uczestnik powstania. We własnym zakresie – niezależnie od państwa – komitety zajmują się ekshumacjami i pochówkiem kolegów i koleżanek, towarzyszy broni. Ich szczątki spoczywają w osobnej kwaterze Powązek. Komitety są inwigilowane przez Urząd Bezpieczeństwa, a ich członkowie represjonowani.

„Gazeta Ludowa”, organ PSL, informuje o odnalezionych powstańcach, krytykuje też władze za opieszałość. W tej roli występuje zwłaszcza Władysław Bartoszewski, chodząca encyklopedia wiedzy o okupacyjnej stolicy. Współpracuje z Nowakowską, informacje o ekshumacjach ma z pierwszej ręki (wkrótce, pod koniec 1946 r., zostanie aresztowany).

Niebezpieczne z punktu widzenia komunistów zjawiska, związane z ekshumacjami, nakazują jak najszybsze ich zakończenie. Aparat władzy ogranicza więc skalę pochówków żołnierzy AK. Pamięć o nich zaczyna podlegać coraz silniejszemu zafałszowaniu i manipulacji.

Pierścień śmierci

Przez pierwsze dwa powojenne lata akcja ekshumacyjna obejmuje też otaczające Warszawę miejscowości – jak Bukowiec, Laski, Magdalenka, Palmiry, Stefanów, Wólka Węglowa. W ich pobliżu Niemcy popełniali masowe zbrodnie. Tworzą one wokół stolicy „pierścień śmierci” – to pojęcie użyte po raz pierwszy przez Nowakowską.

Z jej inicjatywy 25 listopada 1945 r. rozpoczynają się uroczyście ekshumacje w Palmirach (w tym czasie trwa proces niemieckich zbrodniarzy w Norymberdze). Trwają do 10 czerwca 1946 r. Prace w obrębie „pierścienia śmierci” kończą się w maju 1947 r. Większość z wydobytych w nich 2670 ciał zostaje pochowana na cmentarzu-mauzoleum w Palmirach.

Wcześniej, 29 listopada 1945 r., zostaje poświęcony Cmentarz Powstańców Warszawy, na którym ostatecznie spocznie ponad 104 tys. szczątków – w większości ofiar cywilnych.

 

▪▪▪

Zorganizowane masowe ekshumacje trwają w Warszawie do końca 1947 r. Ale szczątki będą odnajdywane także dużo później, np. podczas rozbiórek i budowy nowych obiektów.

Wiele dekad po tych wydarzeniach w oparciu o listy ekshumowanych Archiwum Państwowe w Warszawie udostępni internetową bazę danych, która zawiera ponad 15 tys. personaliów. Tylko tyle, bo większość odnalezionych ofiar, jakie przyniósł stolicy furor teutonicus, pozostanie anonimowa. ©

 

Autor, doktor historii, pracuje w warszawskim IPN. Wydał szereg książek, poświęconych głównie XX-wiecznej historii Polski. Ostatnio ukazał się jego „Orient zesłańców”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2023