Óscar Martínez, reporter totalny

Dziś na Festiwalu Conrada spotkanie z salwadorskim dziennikarzem śledczym. Óscar Martínez specjalizuje się w problematyce przemocy, karteli narkotykowych i przestępczości zorganizowanej w Ameryce Łacińskiej.

17.10.2022

Czyta się kilka minut

 / MATERIAŁY PRASOWE KBF
/ MATERIAŁY PRASOWE KBF

Zawód dziennikarza w Ameryce Środkowej (i szerzej – w wielu państwach Ameryki Łacińskiej) obarczony jest ogromnym ryzykiem. UNESCO Observatory of Killed Jour­nalists podaje, że z 1531 dziennikarzy zamordowanych na całym świecie od 1993 r., aż 217 poniosło śmierć w Meksyku, Gwatemali, Salwadorze i Hondurasie. To oznacza ponad 14 proc., a przecież prócz 130-milionowego Meksyku mówimy o państwach o stosunkowo niewielkich populacjach. Z kolei z raportu Reporters Without Borders wynika, że w latach 2011-2020 aż 80 proc. morderstw dziennikarzy dokonanych zostało w Meksyku, Hondurasie, Brazylii oraz Kolumbii. 139 osób – w większości przypadków zginęły one w wyniku egzekucji po uprowadzeniu bądź w miejscu pracy.

Rzecz jasna, śmierć to najczarniejszy scenariusz, ale przecież istnieje cały wachlarz możliwych represji wymierzonych w dziennikarzy. Na tym tle Salwador wypada wyjątkowo niekorzystnie nawet w tak upiornym regionie jak Ameryka Środkowa i Południowa. Ustawa dotycząca ochrony dziennikarzy (część krajów z tej części świata wprowadziła podobne regulacje, pytanie tylko, na ile skuteczne) utknęła na trzy lata i obecnie słuch po niej zaginął. To, że dziennikarze znajdują się na celowniku zorganizowanej przestępczości, nikogo nie dziwi, ale niewiele lepiej wypada samo państwo, jego służby i klasa polityczna. Tweety takie jak ten opublikowany w sierpniu ubiegłego roku przez prezydenta Nayiba Bukelego – „Podają się za »dziennikarzy«, ale my, Salwadorczycy, dobrze wiemy, że to pióra do wynajęcia” – potęgują tylko atmosferę nagonki i przyzwolenia na przemoc.

Światło latarni

W takich właśnie warunkach Óscar Martínez wykonuje swoją pracę. Od lat pozostaje związany z internetowym dziennikiem Elfaro.net. Założony w 1998 r. w stołecznym San Salvadorze „Elfaro” (nazwa znacząca: el faro to latarnia) był pierwotnie inicjatywą opartą na wolontariacie, z czasem jednak poszerzył swój skład, sprofesjonalizował się i podjął dziennikarską współpracę z zagranicznymi agencjami, co dziś stanowi podstawę jego finansowania. Jego reporterzy piszą przede wszystkim o swoim regionie, ale spoglądają też na dalszy świat. Warto sprawdzać ich stronę (istnieje tam dział po angielsku), choćby po to, żeby przekonać się, jak globalne sprawy wyglądają z perspektywy Ameryki Środkowej.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Bliskość zmarłych, kości, groby, mroczne legendy, ślady okrutnych mordów, rozkładające się ciała, archaiczne, krwawe rytuały – to wszystko znajdziecie w prozie Mariany Enriquez >>>>


 

Główne linie tematyczne to przestępczość zorganizowana, korupcja, migracja, nierówności, ale też kultura. Tak naprawdę to nie jest kwestia wyboru: taka jest tamtejsza rzeczywistość. Wspólny los środkowoamerykańskich państw obejmuje krwawe konflikty z okresu zimnej wojny, amerykańskie interwencje, nierówności rasowe i klasowe, przenikanie przestępczości do wszystkich warstw życia społecznego, przerzuty narkotyków z Ameryki Południowej via Meksyk do USA, doświadczenie skrajnej przemocy i masową migrację do Stanów Zjednoczonych.

Salwadorska szkoła reportażu

Choć pierwszą książkową publikacją Óscara Martíneza była „Bestia. O ludziach, którzy nikogo nie obchodzą” (2010, polskie wydanie 2019), to wydana sześć lat później „Una historia de violencia. Vivir y morir en Centroamérica” („Historia przemocy. Życie i śmierć w Ameryce Środkowej”) pełniej pokazuje typową dziennikarską robotę autora. Tom składa się z 14 reportaży, napisanych i opublikowanych na łamach „Elfaro” między 2011 a 2015 r. Opisane tu historie wydarzyły się w Salwadorze, Gwatemali, Hondurasie i Nikaragui.

 

We wstępie adresowanym do amerykańskiego czytelnika – książka ukazała się pierwotnie w USA – Óscar Martínez przedstawia coś w rodzaju credo, przy czym bardziej niż na zadaniach i celach dziennikarza skupia się na motywacjach odbiorcy. Dlaczego amerykański czytelnik miałby sięgać po zbiór reportaży o Ameryce Środkowej? Zasadnicze powody są dwa: po pierwsze, to nie są opowieści o mieszkańcach jakiegoś odległego „nie-wiadomo-gdzie”, tylko o ludziach żyjących tuż obok, o gosposiach, nianiach, ogrodnikach i hydraulikach, których przeciętny Amerykanin widuje codziennie. Przecież te miliony uciekinierów stanowią nieusuwalny element społecznego krajobrazu Stanów Zjednoczonych, czy to się komu podoba, czy nie. Wiele spośród tych osób ma za sobą historie podobne do tych opisanych w reportażach. Po drugie: bo za to, jak wygląda dzisiaj Ameryka Środkowa, odpowiadają w znacznej mierze kolejne amerykańskie rządy, więc byłoby dobrze, gdyby wyborcy mieli świadomość stanu rzeczy.

Polski czytelnik mógłby skwitować oba te argumenty wzruszeniem ramion, wszak nas one nie dotyczą. To pozór. Owszem, te sprawy nas dotyczą, tylko w innym stopniu. Wiedzieć o tym, co się dzieje, jest zdecydowanie lepiej, niż nie wiedzieć. Nie ma znaczenia, czy chodzi o miejsca oddalone od nas o dziesiątki, czy tysiące kilometrów.

Reportaże zebrane w „Una historia de violencia” mają szereg cech wspólnych. To historie konkretnych ludzi uchwycone w konkretnym momencie, ludzi, którzy raczej nie trafiają na pierwsze strony gazet. Rolnik, który nie może uprawiać ziemi, bo otaczają go prowadzone przez mafię plantacje palmy olejowej. Jedyny w Salwadorze ekspert od kryminalistyki, poszukujący i wydobywający szczątki ofiar mordów, który działa niemalże na własną rękę. Policjant, który przechwala się brakiem litości i twardą ręką wobec narcos, choć tak naprawdę nic z tych jego działań nie wynika. Lider gangu, który kręci na boku własne interesy. I jego były podwładny, który z zemsty idzie na współpracę z wymiarem sprawiedliwości.

Za każdym razem te punktowe historie odsłaniają szerszy mechanizm, związany z wszechobecnością przestępczości i nieudolnością – albo po prostu dezercją – państwa. Każda z tych historii, poniekąd mimochodem, wprowadza czytelnika w realia opisywanego kawałka świata, czytane zaś razem dają ogląd dramatycznej sytuacji w regionie. I bardzo ważna rzecz: styl. Martínez pisze z literackim polotem, nie stroni od poetyckości, od metafory, od błyskotliwego skrótu, portretuje swoje postaci celnymi pociągnięciami pióra, wzorem najlepszych nowelistów. Jednak literackość stylu nigdy nie staje u Martíneza w sprzeczności z faktograficzną rzeczowością, a sam reporter zawsze pozostaje w cieniu.

Na grzbiecie Bestii

Międzynarodowy rozgłos – dalece nieoczywisty, przecież świat w niewielkim stopniu interesuje się krajami w rodzaju Salwadoru czy Hondurasu – przyniosła Martínezowi książka o środkowoamerykańskich migrantach, przeprawiających się przez Meksyk. W oryginale nazywa się ona po prostu „Migranci, którzy nikogo nie obchodzą”, ale w tytułach wersji obcojęzycznych zawsze pojawia się Bestia, bo tak nazywany bywa towarowy pociąg, na dachu którego wielu migrantów przemierza sporą część drogi od granicy z Gwatemalą w stronę USA.

„Bestia. O ludziach, którzy nikogo nie obchodzą” wypełniła – przynajmniej częściowo – pewną lukę. O ile od kilkudziesięciu lat sporo mówiło (i nadal mówi) się o „nielegalnych” migrantach z granicy meksykańsko-amerykańskiej, to los milionów ludzi, którzy bez powodzenia próbowali przedostać się do USA (a cała trasa liczy około 5 tysięcy kilometrów), wciąż nie jest wystarczająco udokumentowany. Na książkę Martíneza składają się samodzielne reportaże, które jednak układają się w spójny obraz drogi z południa na północ i prezentują przerażającą panoramę niebezpieczeństw, na jakie nielegalnie wędrujący m.in. Salwadorczycy, Gwatemalczycy czy Honduranie byli i są narażeni.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Żadnego świata nie da się nauczyć do końca. Gdy go opisujemy, zawsze pozostają wątpliwości, a ich obecność świadczy wyłącznie o reporterskiej wiarygodności i uczciwości. Artur Domosławski mówi o tym w każdej ze swoich książek >>>>


 

Autor przeszedł tę drogę razem z nimi. Co prawda nie na raz, tylko etapami, ale i tak musiał wskakiwać na jadący pociąg, przechodzić torowiskiem przez miejsca, gdzie grasują złodzieje, i jeździć trasami, na których bojówki z karteli porywają migrantów. Zagranicznym dziennikarzom i czytelnikom, którzy z podziwem i zachwytem wyrażali się o jego odwadze, powtarzał zawsze, że w żadnym wypadku nie można porównywać jego sytuacji z tą, w jakiej znaleźli się uchodźcy. On zawsze mógł się wycofać, poprosić o pomoc (był w Meksyku legalnie) i ją otrzymać, zadzwonić do znajomych, wylegitymować się jako dziennikarz... Oni nie. Dla nich droga wiodła tylko w jedną stronę. Ale to właśnie dzięki bezpośredniemu doświadczeniu drogi i obcowaniu z migrantami Martínez mógł oddać głos ofiarom, konkretnym osobom. Mógł zamiast masy pokazać jednostki.

Poza tym salwadorskiemu reporterowi udało się uchwycić historyczny moment przemiany. Wcześniej migranci padali ofiarą złodziei, gwałcicieli, skorumpowanej policji itd. Spotykała ich przemoc, którą można by nazwać oddolną: zawsze znajdą się ludzie, którzy wykorzystają słabość innych. Ale na przełomie pierwszej i drugiej dekady XX wieku w miejsce przemocy oddolnej wkracza przemoc zorganizowana, wręcz przemysłowa. Meksykańskie kartele, które nie zajmują się przecież wyłącznie narkotykami, tylko – jak każda instytucja nastawiona na zysk – dywersyfikują źródła dochodu, zdały sobie sprawę, że tysiące migrantów, próbujących każdego dnia przedostać się do USA, to znakomita okazja do zarobku. To kobiety, które można sprzedać do domów publicznych, to czyiś krewni, za których można zażądać okupu, wreszcie – to tania siła robocza. A kiedy przemytnicy nie chcieli płacić podatku od każdego migranta, dokonano masowego mordu kilkunastu dziesiątek „nielegalnych” – tak dla przykładu, po to, by wysłać wiadomość do następnych.

Opowieść mordercy

Jeśli „Una historia de violencia” jest jak zbiór nowel, a „Bestia” jak cykl krótkich form zrastających się w całość, to „Młody z Hollywood. Skąd się wziął najokrutniejszy gang świata Mara Salvatrucha 13” (2018, polskie wydanie 2022) stanowi reportaż, który można określić mianem powieściowego.

Martínez poznał Miguela Ángela ­Tobara w czasie, kiedy ten pierwszy zgodził się zeznawać przeciwko kolegom z gangu i został objęty programem ochrony świadków, choć w salwadorskich realiach oznaczało to tyle, że chłopak, wraz z żoną i córeczką, przesiedział wiele miesięcy w klitce przy prowincjonalnym posterunku, dosłownie przymierając głodem. Óscar, razem ze swym bratem Juanem José, antropologiem badającym salwadorską przestępczość, przegadali z byłym przestępcą dziesiątki godzin, co pozwoliło im stworzyć kompletną opowieść o jego życiu, przez którą przebija inna, szersza historia: o kraju i o całym regionie.

Oscar Martinez

 

Tobar, w gangu posługujący się ksywą Młody z Hollywood, jest jak pełnokrwisty bohater powieści, tyle że żył naprawdę i wszystkie przedstawione w książce fakty zostały przez jej autorów zweryfikowane. Urodzony w nędzy, od dziecka otoczony patologią, przystał do lokalnej bandy podrostków, która stanowiła część rozległej struktury potężnego gangu Mara Salvatrucha 13, prowadzącego zaciekłą wojnę ze swym bliźniaczym odpowiednikiem Barrio 18.

Młody został aktywnym członkiem bandy, zabójcą, który sam przyznawał się do kilkudziesięciu ofiar, w tym kobiet. Zabijał z broni palnej, ale także rąbiąc maczetą. Żył w nędzy, tak jak jego towarzysze. Poważne zyski z przestępczej działalności czerpali tylko bossowie. Odszedł od swoich nie dlatego, że obudziło się jego sumienie, tylko z zemsty za zamordowanie brata. I – tak jak się spodziewał – zginął z ręki dawnych kumpli, bo w tym świecie zdrady się nie wybacza. Tobar nie wiedział, że to jego straszne i smutne życie stanowi logiczną konsekwencję dziejów całego kraju i regionu, że nie byłoby Mara Salvatrucha, gdyby nie nieletni uchodźcy, których najpierw przyjęto w USA z ogarniętego wojną domową Salwadoru, a potem do niego przymusowo wydalono. Nie wiedział, że nie byłoby tej beznadziejnej nędzy i drastycznych nierówności, gdyby nie kolejne dekady politycznych błędów, a mówiąc wprost – przekrętów. Bracia Martínezowie nie usprawiedliwiają swojego bohatera, ale pozwalają nam zrozumieć, dlaczego stał się tym, kim był.

„Młody z Hollywood” to reportaż z bardzo solidnym zapleczem socjologicznym, historycznym i kulturowym. Może to brzmieć onieśmielająco, ale książka napisana jest dynamicznie, z polotem, a nade wszystko ułożona z nadzwyczajną precyzją. Parę dekad temu, w czasach literackiego boomu w Ameryce Łacińskiej, pisano sporo powieści zwanych totalnymi. Całkiem możliwe, że teraz przyszedł czas na totalne reportaże.©

ÓSCAR MARTÍNEZ (ur. 1983) – salwadorski dziennikarz i reporter. Specjalizuje się w problematyce przemocy, karteli narkotykowych i przestępczości zorganizowanej w Ameryce Łacińskiej. Laureat wielu nagród, m.in. National Journalism Prize w Meksyku oraz Nagrody Praw Człowieka Uniwersytetu Środkowoamerykańskiego w Salwadorze. Po polsku ukazały się (w tłumaczeniu Tomasza Pindla) dwie jego książki reporterskie: „Bestia. O ludziach, którzy nikogo nie obchodzą” oraz napisana wspólnie z bratem Juanem José Martínezem „Młody z Hollywood. Skąd wziął się najokrutniejszy gang świata Mara Salvatrucha 13”.

Podczas Festiwalu Conrada porozmawiamy z ÓSCAREM MARTÍNEZEM o źródłach kryzysu, który doprowadził do zapaści w krajach Ameryki Środkowej i Południowej, a także o tym, jak nieopanowana przemoc determinuje życie ludzi zamieszkujących kraje tego regionu. Czy z tą patologią można walczyć, a jeśli tak, to w jaki sposób? I jaką rolę w tym kontekście ma do odegrania literatura, a w szczególności reportaż zaangażowany?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2022

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad. Wspólnoty II