Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W sprawie mediów publicznych politycy od lat mają do zrobienia jedynie dwie rzeczy: zaprzestanie upartyjniania mediów i zagwarantowanie im wpływów abonamentowych. Pierwszego zrobić nie chcą, drugiego nie potrafią. W efekcie TVP wnosi nową jakość do naszego biznesu: taką definicję ładu korporacyjnego, która oznacza publiczne kłótnie członków władz firmy, obniżające najważniejszą wartość handlową w świecie poważnych mediów - wiarygodność.
Nagrania ukrytą kamerą z kongresu PO czy z "pokojowych" negocjacji Renaty Beger nie mogłyby się ukazać na antenie TVP. Po pierwsze, skłócone i uzależnione politycznie kierownictwo firmy nie byłoby zdolne do podjęcia takiej decyzji. Po drugie, gdyby się jednak zdecydowano, nie zdołano by utrzymać tego w tajemnicy. Po trzecie, gdyby doszło do emisji i tak nikt by nie uwierzył, że za tym pomysłem nie stoi któraś z politycznych frakcji władz firmy. Zresztą TVP nie musi niczego skrycie nagrywać. Członek jej zarządu, Sławomir Siwek, otwarcie przyznaje, że Bronisław Wildstein toczy "otwartą wojnę z nim i Jarosławem Kaczyńskim", a premier, który niedawno zaprzeczał, że prezes pochodzi z jego nominacji, zapowiada, iż nie będzie go już dłużej chronić. Co tu jeszcze można dograć ukrytą kamerą?