Nie nasza wina

Jerzy Toczyski, prezes Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA: Spotkania z lekarzami nie powinny być organizowane w egzotycznych kurortach, nie powinniśmy też sponsorować wydarzeń rozrywkowych związanych z konferencjami.

30.01.2012

Czyta się kilka minut

ROBERT SOCHA: Jak daleko może posunąć się firma farmaceutyczna w walce o publiczne pieniądze?

JERZY TOCZYSKI: Firma farmaceutyczna, jak każdy inny przedsiębiorca uczestniczący w życiu gospodarczym, ma prawo, aby w sposób zgodny z prawem próbować wywrzeć wpływ na decyzje, które decydują o jej interesach. Jest to podstawowa zasada demokracji, oparta na obywatelskim prawie petycji do władz.

Nasze interesy są jasne: wynajdujemy i produkujemy leki, które potem wprowadzamy na rynki, aby je sprzedać. Przemysł farmaceutyczny jest najbardziej innowacyjnym sektorem gospodarki, inwestuje ok. 17 proc. dochodów w badania i rozwój (prawie dwa razy więcej niż branża IT). Stworzenie i zarejestrowanie nowego leku kosztuje dziś ponad miliard dolarów. Aby móc inwestować takie pieniądze w rozwój nowych terapii, a także dostarczać zyski akcjonariuszom, musimy nasze produkty sprzedawać.

Refundacja, czyli dostęp do finansowania publicznego, jest kluczowym warunkiem sprzedaży leków pozwalającym nam funkcjonować jako przedsiębiorstwa w branży innowacyjnego przemysłu farmaceutycznego. Wierzymy jednak, że nasza działalność pomaga realizować interesy polityki zdrowotnej państwa i odpowiada na potrzeby lekarzy i pacjentów.

Walcząc o publiczne pieniądze przeznaczone na refundację, firmy realizują swoje cele biznesowe. Z omawianego przed tygodniem na łamach „TP” raportu brytyjskich socjologów wynika, że metody przez nie stosowane mogą budzić wątpliwości.

Ponownie używa pan słowa „walka”. Nie rozumiem, dlaczego nazywamy tak działalność przedsiębiorców ważnego przemysłu, który przyczynia się do rozwoju farmakoterapii, medycyny, a także gospodarki. To nie jest walka, tylko prowadzenie normalnej działalności. Staramy się być partnerem dla decydentów i działać jak najbardziej jawnie — sami o tę jawność zabiegamy.

Odkąd Polska weszła do UE, prawo regulujące finansowanie świadczeń opieki zdrowotnej przez państwo było nowelizowane ponad 50 razy, a przy większości tych nowelizacji firmy innowacyjne zrzeszone w INFARMIE podkreślały potrzebę implementacji do polskiego ustawodawstwa Dyrektywy przejrzystości i wskazywały przepisy, które są z nią sprzeczne.

Raport brytyjskich socjologów jest ważnym dokumentem, ponieważ nie tylko diagnozuje sytuację, ale też pokazuje przyczyny. Dla nas kluczowe znaczenie mają jednak jego wnioski i rekomendacje. Uważamy, że powinno istnieć środowisko, w którym podczas podejmowania decyzji refundacyjnych odbywa się transparentny dialog przemysłu z regulatorem i płatnikiem. To dla nas absolutny priorytet. Tymczasem jeszcze do niedawna jedynym podmiotem, który mógł złożyć wniosek o wpis leku do refundowanego programu terapeutycznego, był konsultant krajowy. A zatem przemysł, który produkuje lek i któremu najbardziej zależy na przeprowadzeniu go przez procedurę decyzyjną, nie mógł zainicjować tego procesu.

Nic dziwnego, że przemysł próbował nawiązywać mniej lub bardziej formalne kontakty z konsultantami i ekspertami: po prostu nie było zbyt wielu możliwości prowadzenia oficjalnego dialogu. Zmieniła to dopiero nowa ustawa refundacyjna.

Osobną kwestią jest realizacja jej przepisów przez regulatora. W opinii branży tryb, w jakim powstała ostatnia lista leków refundowanych, nie jest zgodny z duchem transparencji czy choćby literą prawą. Ale fakt, że takie zapisy pojawiły się w ustawie, daje szansę na lepszą realizację w przyszłości.

Mamy procedury, ciała doradcze, rekomendacje dotyczące refundacji leków, ale podstawowy wniosek, który wynika z brytyjskiego raportu, jest taki, że w Polsce dominuje lobbing mający postać nieformalnych wpływów wśród urzędników. To niemal oskarżenie pod adresem zarówno urzędników, jak firm farmaceutycznych, które takimi metodami się posługują.

Trudno powiedzieć, czy lobbing w postaci nieformalnych kontaktów dominuje – np. firmy zrzeszone w INFARMIE podczas prac nad nową ustawą prezentowały swoje stanowisko w sposób całkowicie jawny, transparentny i udokumentowany.

Jednak zjawisko, o którym pan mówi, istnieje. Zwracam uwagę, że lobbing oznacza poruszanie się w granicach prawa: nie należy go mieszać ze zjawiskami przekraczającymi te granice. Zgadzam się, że w Polsce zachwiały się proporcje między sformalizowanymi formami wywierania wpływu, opartymi na ustawach i innych przepisach prawa, a działaniami nieformalnymi. W mojej ocenie był to przede wszystkim wynik braku lub niewydolności procedur pozwalających prowadzić profesjonalny i transparentny dialog między firmą farmaceutyczną a płatnikiem. Skoro ich nie było, wytworzyły się mechanizmy nieformalnego oddziaływania.

Podejmując takie działania, firma zawsze ryzykuje reputacją. To oczywiste więc, że zamiast desperacko szukać sposobów na uczestnictwo w procesie refundacyjnym, który ma fundamentalne znaczenie dla naszej działalności, wolelibyśmy działać w środowisku przewidywalnym, uregulowanym prawnie i bezpiecznym dla naszej reputacji, skupiając się na tworzeniu nowych leków i przekazywaniu wiedzy na ich temat zainteresowanym — wiedzy popartej wynikami badań, na które wydajemy miliardy.

Jasne, że powinny istnieć relacje między wpływowymi lekarzami a biznesem farmaceutycznym: ci pierwsi chcą mieć dostęp do nowoczesnej wiedzy, te drugie chcą mieć dostęp do najlepszych ekspertów. Rzecz w tym, że brakuje przejrzystości, jeśli chodzi o pieniądze. Największe wątpliwości budzi kwestia faktycznego finansowania lekarzy przez przemysł farmaceutyczny.

To finansowanie zachodzi na wielu płaszczyznach. Jednym z przykładów jest obszar badań klinicznych. Mam nadzieję, że wkrótce zakończą się prace nad nową ustawą, która stworzy szanse na uregulowanie także tej sfery. Stoimy na stanowisku, że nie jest właściwe podpisywanie osobnej umowy z badaczem i osobnej umowy z instytucją, w której są prowadzone badania. Proponujemy, aby to była jedna umowa – możemy wtedy uzgodnić warunki podziału wynagrodzenia pomiędzy zespół badawczy i instytucję, która na potrzeby badania użycza swojego sprzętu i czasu pracowników.

Kolejnym obszarem jest sponsoring wyjazdów na konferencje i kongresy naukowe. W założeniu ma to umożliwić lekarzom dostęp do najnowszej wiedzy, w efekcie przynosząc korzyści również pacjentom. Taki sponsoring powinien być jednak proporcjonalny do potrzeb edukacyjnych i jawny, zwłaszcza w sytuacjach, które mogą rodzić ryzyko konfliktu interesów. Mamy wiele przykładów, że tak właśnie się to odbywa, choć pewnie ciągle w niezadowalającym stopniu, o czym świadczą komentarze opinii publicznej.

Konsekwentnie podejmujemy starania, aby poprawić przejrzystość relacji sponsoringowych z lekarzami. Wierzę, że w przyszłości na naszych stronach internetowych będzie można znaleźć nazwisko lekarza i kwotę, którą firma wydała na sponsoring jego udziału w szkoleniach, konferencjach, czy też przekazała mu jako wynagrodzenie za wykłady. Ale jak na razie, firmy powinny być o wiele ostrożniejsze w decydowaniu o kryteriach i proporcjach takiego finansowania: spotkania z lekarzami nie powinny być organizowane w egzotycznych kurortach, firmy nie powinny też sponsorować jakichkolwiek wydarzeń rozrywkowych związanych z konferencjami medycznymi. Dla wielu z nas są to już fundamentalne standardy etyczne w relacjach ze środowiskiem lekarskim, ale wystarczy że jedna firma zachowa się inaczej, a konsekwencje ponosi cała branża.

Wpływowi lekarze jeżdżą na zagraniczne konferencje organizowane przez firmy, prowadzą badania na ich zlecenie, dostają pieniądze za wygłoszenie wykładu na konferencji, a potem jest problem: urzędnicy narzekają, że w procesie refundacyjnym trudno o bezstronnych ekspertów.

W rekomendacjach cytowanego przez pana raportu jest punkt mówiący o braku konfliktu interesów. Jak go zapewnić, jeśli większość ekspertów wchodzi w różnego typu relacje finansowe z przemysłem farmaceutycznym? Dla wielu z nich ta współpraca jest przecież istotnym składnikiem dochodów, gwarantujących pozycję adekwatną do reprezentowanej przez nich wiedzy i wartości.

Być może kluczowi eksperci albo np. wszyscy konsultanci krajowi powinni mieć dostęp do finansowania publicznego? Może to właśnie Ministerstwo Zdrowia lub inne publiczne instytucje powinny płacić za wyjazdy konsultantów na kongresy? Jeżeli agencje rządowe chcą mieć pulę konsultantów niezwiązanych z przemysłem, to, niestety, łączy się z tym przejęcie ciężaru finansowego: ci eksperci muszą poszerzać swoją wiedzę i realizować się zawodowo.

Sami lekarze czują chyba, że ich współpraca z przemysłem farmaceutycznym nie jest do końca w porządku: urzędnicy mają problem ze skłonieniem lekarzy do podpisania deklaracji o braku konfliktu interesów, a nawet jeśli lekarz podpisze taką deklarację, to nie ujawni, ile i w jakim koncernie zarobił.

INFARMA jest za tym, aby to było przejrzyste. W nieuregulowanej rzeczywistości oba środowiska — przemysł oraz lekarze — są łatwym celem ataków. A wiadomo, że firmy farmaceutyczne są dyżurnym czarnym charakterem, nawet jeśli na to nie zasługują.

Powstaje jednak pytanie, czy lekarzom zapewniono odpowiednie warunki, żeby mogli to ujawnić, nie wystawiając się na reperkusje czy ostracyzm. Zamiast rzucać oskarżenia pod adresem środowiska lub indywidualnych osób, należałoby otwarcie o tym rozmawiać, np. prowadzić dialog z Naczelną Radą Lekarską i innymi organizacjami tej grupy zawodowej, aby wypracować lepsze standardy. Widocznie są powody, dla których lekarze obawiają się takich zeznań. Nie jesteśmy narodem, który jest przyzwyczajony do dyskutowania o zarobkach. 

ROZMAWIAŁ ROBERT SOCHA (TVN)

Związek Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA, którego prezesem jest Jerzy Toczyski, zrzesza blisko 30 firm farmaceutycznych w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2012