Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pomorskie Prawo i Sprawiedliwość słusznie próbuje utrącić tę kandydaturę: gdyby Kerski był prawdziwym Polakiem, na pewno nie korzystałby z placówki w obcej nam ideowo stolicy, tylko pojechał do Słubic albo Kostrzynia, stanął w tradycyjnym ogonku, kupił polski znaczek, a następnie wrzucił list do rdzennie polskiej skrzynki. Ponieważ tego nie zrobił, pokazał, że Kodeks Postępowania Administracyjnego - lektura dla prawdziwego Polaka równie zasadnicza jak elementarz Falskiego - jest mu z gruntu obcy.
Rację ma również zasłużony opozycjonista Bogdan Lis, który wskazuje, że konkurs był ustawiony, ponieważ wśród wymagań wobec nowego dyrektora wymieniono takie fanaberie, jak wykształcenie wyższe i znajomość co najmniej jednego języka obcego. Przecież to jasne, że tak wygórowane warunki zostały określone po to, by wykosić Bogdana Lisa.
No i w końcu argument ostatni: Basil Kerski, chociaż gdańszczanin, sercem związany z Polską i krytyczny wobec niemieckiej polityki historycznej, ma obywatelstwo niemieckie. A to oznacza, że nie ma prawa kierować instytucją, która powinna budować w Europie wiedzę o Solidarności. Nie jest ważne, że Kerski od wielu lat śledzi zainteresowanie Niemców powojenną historią Polski, że w Niemczech uchodzi za rzecznika polskich interesów, że na własne oczy przyglądał się nie tylko demontażowi muru berlińskiego, ale też budowaniu wokół jego pozostałości spójnej i przyciągającej wzrok całego świata opowieści historycznej. Po stokroć rację mają działacze pomorskiego PiS-u: nie może specjalistą od polskości być człowiek, któremu wydaje się, że zgłoszenie konkursowe można wysłać z dowolnie wybranej skrzynki pocztowej.