Najważniejsze jest w tobie

Pandemia ujawniła brak istotnego wymiaru w polskiej religijności. Warto zaczerpnąć z nurtów chrześcijaństwa, które ów wymiar świadomie rozwijają.

11.05.2020

Czyta się kilka minut

Msza przed kościołem w Előszállás. Węgry, 3 maja 2020 r. / ARPAD KURUCZ / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES / ARPAD KURUCZ / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES
Msza przed kościołem w Előszállás. Węgry, 3 maja 2020 r. / ARPAD KURUCZ / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES / ARPAD KURUCZ / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES

Ludzie mówią mi często: »Ojcze, pomódl się za mnie«. Myślę wtedy: »Dlaczego wychodzicie? Dlaczego nie pozostajecie w sobie samych i nie zajmujecie się waszym własnym dobrem? Całą prawdę macie przecież zasadniczo w sobie«”. Mistrz Eckhart z pewnym żalem wypowiedział powyższe słowa nad Renem na początku XIV wieku. Gdyby żył 700 lat później nad Wisłą, z podobnym żalem mógłby je powtórzyć. Odkrył bowiem coś niesłychanie ważnego, czego duża część ludzi religijnych nie jest świadoma. Warto posłuchać, co ów średniowieczny mistyk ma nam do powiedzenia (zwłaszcza że nakładem wydawnictwa „W drodze” właśnie ukazał się ostatni tom „Kazań” i mamy dziś po polsku komplet niemieckojęzycznych mistycznych dzieł Mistrza).

Znak czy zasłona

Jak pokazały socjologiczne badania prowadzone kilka lat temu przez amerykański ośrodek Pew Research Centre, Polska wyróżnia się pod względem praktyk religijnych wśród większości krajów na świecie tym, że zdecydowanie więcej Polaków regularnie uczestniczy w cotygodniowych nabożeństwach (45 proc.) niż codziennie się modli (27 proc.). Wyniki te sugerują, że nasza religijność ma charakter raczej rytualno-społeczny niż osobisty. Wydaje się, że rozmaite problemy, które ujawniły się w polskim Kościele w czasie pandemii, potwierdzają taką właśnie diagnozę.

Dość dokładny opis tych problemów i prób zaradzenia im, które podejmowali w ostatnich tygodniach duszpasterze, przedstawił niedawno na tych łamach ks. Andrzej Draguła („Kościół na kwarantannie”, „TP” 17-18/2020). Przewija się tam jeden dominujący wątek: zasadniczą trudnością w prowadzeniu życia religijnego i w funkcjonowaniu Kościoła okazał się fakt, że zagrożenie epidemiczne uniemożliwiło gromadzenie (się) ludzi na wspólnotowych nabożeństwach.

Dotkliwie odczuli to duszpasterze, ale także wierni. Stąd m.in. ogromny wysiłek, by realne współuczestnictwo w praktykach liturgicznych i paraliturgicznych zastąpić jakąś formą wirtualnej łączności – np. w transmitowanej mszy, drodze krzyżowej czy nawet adoracji Najświętszego Sakramentu. Stąd także potrzeba takich akcji jak procesje (piesze, w samochodzie czy nawet w samolocie) z Najświętszym Sakramentem dookoła parafii czy miejscowości.

Nie negując centralnego miejsca Eucharystii w katolickiej wierze, warto mieć świadomość, że pobożność tak bardzo skoncentrowana na sakramentach niesie ze sobą ambiwalentne konsekwencje. Problem dobrze pokazuje pewna anegdota. Oto proboszcz malutkiej parafii zgodził się, by bardzo biedni narzeczeni po ślubie zrobili skromne wesele na dziedzińcu przed kościołem. Jednak w trakcie zabawy weselnicy – uciekając przed nadciągającą burzą – przenieśli się do wnętrza świątyni. Gdy kościelny – próbując uspokoić księdza, zdenerwowanego, iż dopuścił do profanacji – przypomniał, że Jezus był na weselu w Kanie, proboszcz odparł: „No tak, ale tam nie było Najświętszego Sakramentu!”.

Świadomość może tak bardzo skoncentrować się na sakramencie, że przestanie on być „przeźroczysty” i zamiast wskazywać na Boga, zatrzyma naszą uwagę na sobie samym. Dzieje się tak nie tylko w anegdotycznej opowiastce. Łatwo dziś natrafić na pobożne wypowiedzi, w których mówi się o głodzie Eucharystii albo przypomina się naukę o przyjmowaniu komunii duchowej jako rozwiązaniu w sytuacji niemożności pełnego uczestnictwa w mszy. Taki język religijny wyraża zapewne autentyczne i szczere religijne doświadczenie, które ma swoją wartość. Można jednak postawić pytanie: dlaczego nie mówi się tu po prostu o głodzie Boga albo jedności z Jezusem?

Jedzenie Boga

Ktoś może powiedzieć, że nie chodzi tu o jakiś specyficzny rys polskiej religijności, lecz o podstawową cechę katolickiego chrześcijaństwa, które ma strukturę sakramentalną i w której to strukturze centralne miejsce zajmuje Eucharystia. Problem w tym, że sakramentalność naszej relacji do Boga różnie można rozumieć. Przykładem są tu różne interpretacje jednego z fragmentów tekstu Ewangelii, w którym mowa o Ciele i Krwi Pana.

W szóstym rozdziale Ewangelii Jana Jezus mówi o prawdziwym chlebie z nieba, którym nie jest manna, lecz On sam: „Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu” (J 6, 33). Dalsze wersy tego rozdziału zawierają naukę, na czym polega „spożywanie” tego pokarmu przez człowieka. Czytamy w nich najpierw słowa: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6, 35), a dalej, w odpowiedzi na wątpliwości słuchaczy, powtórne stwierdzenie: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy, ma życie wieczne” (J 3, 47). I kolejne wyjaśnienie: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. (...) Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie” (J 6, 53-57).

Teologia katolicka uznaje powyższe fragmenty za podstawę doktryny o Eucharystii rozumianej jako sakramentalna praktyka, której centralnym punktem jest spożywanie Ciała i Krwi Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Z pewnością ten rytuał jest niemal dosłowną realizacją obrazu nakreślonego i wyjaśnionego tu przez ewangelistę. Jednak – na co zwracają uwagę zwłaszcza protestanci – nie można pominąć tych spośród przywołanych zdań, które wiążą jedność z Jezusem i otrzymanie życia nie tyle z jakimś liturgicznym aktem, co po prostu z wiarą.


CZYTAJ TAKŻE: Kościół wobec epidemii >>>


To wiara, wedle tej interpretacji, jest fundamentalna. Obraz spożywania chleba, albo ciała oraz krwi, ma w plastyczny sposób otwierać świadomość na to, na czym polega jej rzeczywistość. Ona jest procesem, w którym następuje wchłonięcie („spożycie”) Boga w ludzką egzystencję; rzeczywistość boska przestaje być czymś wobec człowieka zewnętrznym, następuje zmieszanie – człowiek znajduje się w Bogu, a Bóg w człowieku. Następuje także transformacja ludzkiej kondycji niczym w procesie trawienia: zasadą naszego życia staje się Bóg sam – i to zasadą wewnętrzną, naszą własną. Jak mówił Eckhart, życie jest „tym, co się porusza od wewnątrz, samo z siebie. To, co otrzymuje poruszenie z zewnątrz, nie żyje”. Jeśli więc „mamy żyć w Nim czy przez Niego, musi On stać się naszym własnym dobrem i mamy działać przez to nasze własne dobro”.

Eckhart przekonuje, że właśnie w tej perspektywie trzeba interpretować podstawowe prawdy chrześcijaństwa, np. wcielenie: „»Bóg posłał swego Syna Jednorodzonego na świat«. Nie rozumiejcie tych słów w odniesieniu do świata zewnętrznego, w którym jadł On i pił z wami, lecz w odniesieniu do wewnętrznego. Jak Ojciec w swej prostej naturze prawdziwie rodzi swego Syna według natury, tak samo prawdziwie rodzi go w najgłębszym wnętrzu ducha, i to stanowi ten świat wewnętrzny. Tutaj głębia Boga jest moją głębią, a moja – Jego. Tutaj żyję moim własnym życiem, tak jak Bóg swoim”. W tej perspektywie trzeba też rozumieć praktykę sakramentalną. Uczestnictwo w mszy i przyjęcie komunii ma prowadzić do tego, by to człowiek stał się „tabernakulum”, miejscem trwałej obecności Boga.

Cisza Słowa

Bardziej rozbudowane wyjaśnienie, jak dochodzi do narodzenia się Boga w duszy, znajdziemy w jednym z najważniejszych cykli kazań Eckharta, w których komentuje on werset z Księgi Mądrości: „Gdy głęboka cisza ogarnęła wszystko, wypowiedziane zostało ukryte we mnie słowo” (por. Mdr 18, 14). Boskie Słowo jest – zauważa Mistrz – ukryte. Rodzi się w nas w głębi duszy, w najbardziej ukrytym miejscu, „pośrodku ciszy”.

Motyw ciszy, milczenia, wydobyty z tekstu Pisma, ma fundamentalne znaczenie metafizyczne. Eckhart zauważa bowiem, że nasz stosunek do świata stworzonego jest zapośredniczony – by poznać dany byt i odnieść się do niego, musimy wytworzyć sobie w naszej świadomości jakiś obraz tego bytu. W pewnym sensie nigdy nie pozostajemy w relacji bezpośrednio ze stworzeniami, lecz zawsze tylko z obrazami osób i rzeczy. Bóg jednak nie zadowala się – rozpoznaje Eckhart – tak zapośredniczoną z nami relacją. Jedynie On – właśnie dlatego, że nie jest stworzeniem, lecz Bogiem – „działa w duszy bez żadnych pośrednictw, obrazów i podobieństw; działa w głębi, do której nie wszedł żaden obraz poza Nim samym z Jego własnym bytem”. W konsekwencji, „gdzie się chce słyszeć to [boskie] słowo, tam musi panować cisza i milczenie” – tj. wolność od wszelkich „obrazów”.

Odnosząc się do poglądu, iż życie religijne musi obejmować aktywne myślenie o Bogu, udział w rozmaitych praktykach i nabożeństwach, Eckhart stwierdza: „Nie! Powinieneś wiedzieć, że najlepszą dla ciebie rzeczą jest wytrwałe pozostawanie w całkowitej ciszy”. W tej perspektywie liturgiczne celebracje, choć mają bardzo ważną rolę w procesie kształtowania się ludzkiej relacji do Boga, nie mogą być utożsamione z istotą wiary. Tą istotą jest wewnętrzna obecność Boga i Jego kult „w duchu i prawdzie” (por. J 4, 23). Celebracje mogą tylko do niej prowadzić i być środkiem jej wyrazu. Błędem jest jednak wiązanie możliwości bycia w jedności z Bogiem z koniecznością uczestnictwa w konkretnych religijnych praktykach: „Bo jeśli ktoś wyobraża sobie, że w przeżyciach wewnętrznych, nabożeństwach, słodkich zachwytach i w szczególnych łaskach Bożych otrzymuje więcej niż przy kuchennym piecu lub w stajni, postępuje tak samo, jakby Bogu owinął płaszcz wokół głowy i wsunął go pod ławę. Kto bowiem Boga szuka w jakimś sposobie życia, chwyta ten sposób, traci zaś ukrytego w nim Boga. Ten natomiast, kto Boga szuka bez takiego sposobu, ujmuje go takim, jakim jest On sam w sobie; człowiek taki żyje z Synem i jest samym życiem”.

Wolność

Może się tu zrodzić pytanie: czy pozostawanie w ciszy nie jest jednym ze sposobów życia – a więc, próbując znaleźć Boga w pozostawaniu w ciszy, znajdziemy tylko ciszę, utracimy zaś ukrytego w niej Boga? Lub od innej strony, można zapytać: jak jest możliwe połączenie nieustannego trwania w ciszy z codziennym życiem w rozmaitych okolicznościach?

Eckhart świadom jest istniejącego tu napięcia. Wyjaśnia, dlaczego nie ma tu sprzeczności. Jeśli wydaje się nam, że jest, to dlatego, że nadal pojmujemy relację z Bogiem na wzór relacji z czymś stworzonym. Na tym poziomie czeka nas nieuchronny konflikt dążeń i zaangażowań: „ponieważ musimy przechodzić od jednej rzeczy do drugiej, niemożliwe jest, żebyśmy trwali przy jednej bez przeszkadzania innym”. Jeśli potraktujemy poszukiwaną boską ciszę w taki sposób – jako specyficzne doświadczenie, którego obraz sobie wytworzymy – będziemy mieli kłopot. Wewnętrzna obecność Boga nie jest jednak jednym z doświadczeń – nawet doświadczeniem ciszy. Jest czymś „przed” wszelkim doświadczeniem.

Dlatego – choć praktyka wyciszenia i pozostawania w ciszy jest ważnym ćwiczeniem, ostatecznie chodzi o coś innego. Sam Eckhart był człowiekiem bardzo aktywnym. Wiedział, że w życiu trzeba posiadać wiele wiadomości, czyli „obrazów”. Jeśli jednak – mówi – „w tym, co robię i czego unikam, nie byłbym do nich przywiązany i żadnego z nich, wraz z ich »przed« i »po«, nie zatrzymywałbym jako swojej własności, lecz raczej byłbym od nich w tej obecnej chwili wolny i oderwany ze względu na umiłowaną wolę Bożą, w pragnieniu nieustannego jej wypełniania, wtedy (...) żaden obraz by mi nie przeszkadzał”.

Kroki na drodze

Jeśli ktoś szukałby bardziej konkretnych rad, jak rozwijać w sobie taką postawę, o jakiej mówi Eckhart, uzupełnienie nauk dominikańskiego mistrza może odnaleźć w tradycji hezychazmu. Nazwa tego nurtu duchowości pochodzi od greckiego słowa hezychia – wyciszenie. Klasyczną antologią tekstów tego nurtu duchowości jest zbiór „Filokalia” – w części już dostępny po polsku. Ale, co ważniejsze, tradycja ta powoli odradza się również w Kościele w Polsce – choć z socjologicznego punktu widzenia nadal pozostaje na marginesie. Podążać tą drogą nie trzeba samemu, można spotkać ludzi, którzy idą tą ścieżką, m.in. w środowiskach skupionych wokół benedyktyńskich klasztorów w Tyńcu i w Lubiniu. Inspirujących materiałów jest dużo – choćby w internecie. Niedawno ukazała się wspólna książka dwóch nauczycieli Lubińskiego Ośrodka Medytacji: o. Maksymiliana Nawary OSB i człowieka świeckiego, Dariusza Hybla – „Medytacja. Droga miłującej obecności”. Jest to pozycja jednocześnie bardzo praktyczna, jak i eckhartiańska z ducha.

Kroki, jakie człowiek może podjąć, by otworzyć się na narodziny boskiego Słowa w głębi duszy, są proste, chociaż niełatwe. Zgodnie z radą Eckharta: warto poświęcić codziennie trochę czasu na siedzenie w ciszy – bez podejmowania żadnej aktywności, nawet takiej, która wydaje się nam bardzo pobożna. Po prostu: jesteśmy cicho obecni, „zamieniamy się w słuch”. Pozwalamy, by nadchodziło to, co nadchodzi – dźwięki i myśli, uczucia i obrazy, odczucia ciała. I pozwalamy temu wszystkiemu odchodzić. Gdy uświadomimy sobie, że nasz umysł uwikłał się w cokolwiek – wspomnienia czy plany, albo np. w odgłosy telewizora za ścianą – przyjmujemy i to doświadczenie, wracamy do cichej obecności, a uwikłaniu spokojnie pozwalamy odejść.

Cicha obecność nie ma jednak jakiejś jednej, właściwej formy. Można ją praktykować w domu, w kościele, stojąc w kolejce, jadąc tramwajem. W gruncie rzeczy sprowadza się do takiego bycia-w-świecie, które jest uważne na wszystko i pozbawione egocentrycznego przywiązania. Pracując w tym stanie, adekwatnie reagujemy na sytuację bez chęci zawłaszczenia rezultatów działania. Angażując się w relację z drugim człowiekiem, jesteśmy świadomi swoich uczuć czy pragnień i pozwalamy, by rzeczywistość drugiej osoby przebijała się przez powierzchnię jej obrazu, który myśmy stworzyli.

To, oczywiście, szkic ideału: egzystencji – można powiedzieć – eucharystycznej. Boskie Słowo, które się w nas rodzi i staje się wewnętrzną zasadą naszego życia, to bowiem jednocześnie Ciało wydane. Jeśli ono staje się naszym życiem – nasze życie przyjmuje Jego postać.

Do postaci tej jednak, trzeba przyznać, często daleko. Nasze małe „ja” nie cichnie, krzyczy swoimi niechęciami i pragnieniami, chwyta się jednych rzeczy i ludzi, innych odrzuca. Kotłują się w nas uczucia i myśli, które zaciemniają i wykrzywiają zarówno nasz obraz świata, jak i głębię naszej duszy. Eckhart i mistrzowie hezychazmu nie byliby wcale zdziwieni. Powiedzieliby pewnie: w cichej uważności trzeba z pokorą przyjąć i to – własną niedoskonałość. To element tej drogi. Możemy być nim zaskoczeni właśnie dlatego, że żyjąc w hałaśliwym rozproszeniu nie zauważamy, co tak naprawdę się w nas dzieje. Nie rozpoznajemy, że działanie naszego małego „ja”, pomimo poczucia autonomii, sterowane jest w dużej mierze przez bezosobowe mechanizmy: biologiczne, psychiczne, społeczne.

Trwanie w ciszy pozwala ujawnić się rzeczywistości. Najgorszą zaś rzeczą byłaby próba ucieczki i powrót do złudzeń. Trwanie w ciszy umożliwia rozpoznanie prawdy i pracę nad leczeniem zranień oraz rozwojem naszego potencjału dobra. Cisza wprowadza nas do środka nas samych, gdzie mieszka Ten, „który wszystko całkowicie napełnia” (Ef 1, 23), w którym wszystko, co jest, jest życiem (por. J 1, 3-4), od którego miłości nie może nas odłączyć żadne utrapienie, prześladowanie, głód, epidemia ani brak liturgii (por. Rz 8, 35). Tak więc, zgodnie z modlitwą Eckharta: „Niech nam Bóg dopomoże pozostać wewnątrz w ten sposób, byśmy wszelką prawdę posiedli bezpośrednio, bez zróżnicowań i w prawdziwej szczęśliwości”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2020