Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ostatnio poczułam się tak, jakbym zrobiła istotny cywilizacyjny krok do przodu, a przynajmniej uczestniczyła w czymś ważnym, może tak, jak kiedyś mogli czuć się ludzie oglądający lądowanie na Księżycu w telewizji – niewiele mnie to kosztowało, bo wystarczyło, że spożyłam pizzę przywiezioną mi przez kotka robota (kto się dobrze rozejrzy, ten wie, że kotki nie tylko promują chipsy w markecie, ale również pracują w gastronomii). Na niektóre zjawiska, stopniowo zmieniające nasze codzienne relacje z technologią, zdarza mi się załapać z dużym poślizgiem, a wręcz bywam ostentacyjnym grzybem (np. wciąż podpinam sobie stary komputer kablem do telewizora i nigdy nie oglądam niczego z telefonu), czasem bywam „rannym ptaszkiem” i wskakuję na popkulturowy czy technologiczny pokład szybciej niż inni (jak z moją stroną o latach 80. i 90., która wkrótce będzie obchodzić dziesiąte urodziny; bardzo wcześnie polubiłam również przebój „Dragostea din tei”), a czasem zależy mi, żeby zdążyć w porę z jakimś doświadczeniem, które potencjalnie wydaje mi się ważne. Tak właśnie było w przypadku spotkania z Kerfusiem (bo to imię chyba przywarło już do robokotka na dobre, niezależnie od miejsca zatrudnienia), znalazłam się w środku zeitgeistu.
Tak, jestem podatna na efekt UwU. To emotikonka oznaczająca coś milutkiego i uroczego (taki pyszczek z przymkniętymi oczami), która wywodzi się ze środowiska fanów anime, ale obecnie funkcjonuje jako jeden z wielu internetowych skrótów, które można również wymówić, podobnie jak dawno, dawno temu „LOL”. Na „milusizację” rzeczywistości, również w świecie reklamy, okazuję się w ogóle nieodporna i wychodzi na to, że dorobienie sympatycznej kociej mordki do dowolnego interfejsu od razu umieszcza mnie w potencjalnej grupie docelowej.
Najwięcej domorosłych analiz zbiorowej psychiki społeczeństwa sprowokowały memy nawiązujące do znanej internetowej „zasady 34”, głoszącej, że jeśli coś istnieje, to powstanie na ten temat porno – bo, oczywiście, błyskawicznie rozpowszechniły się memy sugerujące, że Kerfuś jest obiektem erotycznych fantazji, co wprawiło niejednego poczciwca w konsternację. Zapomniał wół, jak cielęciem był – prawem młodości jest postrzegać seksualność jako sferę z pogranicza fascynacji, żenady i żartu, i gdzieś na przecięciu tych zjawisk powstają właśnie memy z Kerfusiem. Bynajmniej nie tak obleśne, jak erotyczny „chómorek” młodzieży z dawniejszych lat (nawet z czasów Gangu Albanii). Może to dobrze, że także w seksualnie naładowanych treściach pojawia się potrzeba milutkości? A w wyobraźni wolno wiele, kto dłużej siedzi w świecie komiksu, ten dobrze wie, jakie emocje budziły kocie uszka kosmitki Lum z dzisiaj już prastarej wręcz serii „Urusei Yatsura”. Nie ma powodów do niepokoju. Lokowanie pragnień w robokotku nie oznacza symptomu kryzysu w relacjach międzyludzkich. To tylko „zawieszenie niewiary”.
Miewamy z milutkością niejednoznaczne relacje. W rankingach najbardziej nielubianych słów od lat prowadzą w końcu „pieniążki”, a to tylko jedno z wielu zdrobnień, które zwykle trafiają na takie niechlubne listy. Podobno dlatego, że ktoś, kto mówi „pieniążki”, wydaje się nieszczery i skrywa swoje zamiary, mówiąc o pieniądzach. Pamiętającym PRL mogą kojarzyć się z lizusostwem i dziedzictwem kombinowania i załatwiania: ktoś dostanie sumkę, a nie sumę, a inny posadkę miast posady, co ma czynić te praktyki błahymi, mniej szkodliwymi w oczach słuchacza. Sama długo żyłam w wyuczonej awersji do zdrobnień, właśnie przez to cwaniackie echo; wyczuwałam w nich niecny zamiarek. Zauważyłam jednak, że młodsze pokolenia albo radośnie korzystają z dobrodziejstw niepamięci, albo postępują zgodnie z zasadą embrace the cringe – „pogódź się z żenadą”. Im Kerfuś przywiózłby już nie pizzę, lecz pickę.
To dało mi do myślenia i nieco nadkruszyło moje uprzedzenia. Być może da się oderwać zdrobnienia od ich niemiłego czy dwuznacznego balastu, przynajmniej trochę, i potraktować je jako akt czynienia rzeczywistości nieco sympatyczniejszą. Obserwuję już pierwsze symptomy: niedawno zakupiłam CHLEBEK.©