Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak się ogłosiło, że się głosi prawdę (ewentualnie służy prawdzie), to właściwie wszystko jest do obrony: i treść, i forma przekazu. Bezdyskusyjna, nie podlegająca krytyce. Nie dopuszczająca wątpliwości i nie popełniająca omyłek. Widział kto kiedy, już nie tylko w telewizji, ale i w niejednym tytule prasowym, sprostowanie, przeproszenie, spór z prawdziwego zdarzenia?
A przecież w telewizji wszystko jest zabiegiem, wyborem, grą. Z natury rzeczy. Kiedyś prof. Osiatyński w rozmowie z dziennikarką wytknął (cytuję z pamięci): “kiedy Lepper blokował tory, w Polsce działo się tysiąc innych, ciekawszych rzeczy. Ale media skupiły się tylko na tym". “Mamy tego nie pokazywać?" - zdziwiła się dziennikarka, w ogóle nie zauważając, że owe “tysiąc rzeczy" sama pomija najzupełniej dobrowolnie.Tak zwana manipulacja (wszyscy ją piętnują) wcale nie jest grzechem zmonopolizowanym przez ideologię “postkomuny". To prowadzący “Forum" (które teraz pewnie zniknie) dbał o gwarantowany i równy czas dla podsumowań każdego z uczestników dyskusji - a nie czyni tego nigdy prowadzący tak chwalony nowy program “Warto rozmawiać", kończąc z nagła na wypowiedzi, która mu pasuje. Zróżnicowanie poglądów i poziom uczestniczek nieobecnego już “Co pani na to?" był o niebo lepszy od (też już byłej) “Piątki u Semki". A kto z najbardziej ideowych moralistów zrezygnuje w telewizji z przerywania oponentowi, przedłużania wypowiedzi miłej sercu, zbierania klaszczących w porę trybun widzów, albo tzw. “felietonów" ilustrujących temat, a tak naprawdę od razu go ustawiających?
Słychać też, że w telewizji publicznej otrzymamy poranną transmisję niedzielnej Mszy św. Dotąd nadawała ją Polonia. Dobrze to czy niezupełnie? Radiowa transmisja (przywrócona dzięki Solidarności jesienią 1980 r.) dawała chorym prawdziwą łączność z kościołem, bo głos jest rzeczywistością niekłamaną. Obraz stwarza złudzenie obecności, takie przecież wygodne, bez ruszania się z domu, z fotela, z łóżka. Czy duszpasterze na pewno tego chcieli, że niejeden z nas gotów sobie “odpuścić" wyprawę do świątyni?
PS. Rozśmieszyła mnie sonda (poważnie potraktowana i przez “Politykę", i przez “Niedzielę") dotycząca stopnia potępienia przez rodaków różnych objawów braku kultury. Dziewięćdziesiąt kilka procent oburza się na śmiecenie w miejscach publicznych i tyleż procent jest przeciw wulgarnemu językowi. To któż w takim razie zamienia w chlew nasze lasy i trawniki i jaki krasnoludek w moim własnym “Tygodniku", który czytam na drugim końcu Polski, bez żenady puszcza niewykropkowaną “łacinę" na ostatniej stronie pisma? Śmieję się, ale ze wstydem.