Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Podziękowanie za gościnę" to skomponowana z różnorodnych elementów opowieść o poznawaniu Francji. Historia niegdysiejszego "miłosnego zauroczenia" oglądana jest już z dystansu, dystans ten jednak, choć poszerza perspektywę i pozwala niektóre sprawy ujrzeć w innym świetle - powstały niedawno szkic "Trudna Francja" traktuje o wojennym rozłamie w społeczeństwie francuskim i o powojennym uwiedzeniu komunizmem części francuskich elit - nie zaciera odczuwanej kiedyś radości ani nie powoduje zerwania zadzierzgniętych więzi. Można by tę książkę nazwać świadectwem miłości dojrzałej, uczucia, które przetrwało niejedną próbę. A przy tym poznawanie "dzieł francuskiego geniuszu" staje się ważną lekcją wtajemniczenia w sztukę i jej nieoczywisty związek z biografią artysty.
Jakie są elementy tej układanki? Mamy tu eseje, dzienniki podróży z drugiej połowy lat 80. i początku lat 90., wiersze własne zawierające "motywy francuskie", wreszcie przekłady. Galeria twórców, którym poświęcono osobne miejsce, związana jest z poetyckimi i translatorskimi fascynacjami Julii Hartwig - bo to ma być właśnie "antologia osobista", w której obraz obcej kultury przefiltrowany został przez indywidualne doświadczenie. "Ilu czytelników wie, kim jest Gérard de Nerval? Ilu o nim słyszało, ilu zna jego twórczość?" - pyta retorycznie autorka, by następnie przekonująco wytłumaczyć, dlaczego ów "mały romantyk", szaleniec i samobójca, doceniony dopiero przez potomnych, stał się dla niej na tyle ważny, że poświęciła mu osobną książkę. Julia Hartwig chętnie zaprzyjaźnia się z outsiderami, z przybyszami, którzy ściągali do artystycznej stolicy świata, jaką przed II wojną światową był Paryż, a następnie czasem porzucali paryskie środowisko, by wyjechać - jak Szwajcar Blaise Cendrars czy Belg Henri Michaux - w kolejną podróż, albo osiedlić się - jak konwertyta Max Jacob - w dawnym klasztorze benedyktynów... Zresztą i Apollinaire z racji swego pochodzenia był przecież Obcym. Dodajmy do tej listy Marcela Duchampa, burzyciela kanonów estetycznych i jednego z twórców sztuki nowoczesnej.
Dlaczego ta kultura i jej centrum miały taką siłę przyciągania? "To, co jest uderzające w literaturze francuskiej - pisze Julia Hartwig - to rozpiętość skali: hugoliański geniusz francuskiego ducha i rabelaisowska rubaszność, mussetowski wdzięk i przejmujący zaśpiew Apollinaire'a, szaleństwo Lautréamonta, niewyczerpany żywioł poezji Rimbauda, skryta czułość kubizmu Reverdy'ego, wynalazczość paradoksu lirycznego u Jacoba. Stare i nowe, odrębne a wspólne, jak korzeń, łodyga, liść i kwiat w jednej roślinie. Literatura Francji jest może jedyną w Europie, w której rodzące się style miały czas okrzepnąć i dojrzeć, ustępując miejsca następnym, choćby ta przemiana miała pozory rewolucyjne, jak w wypadku surrealizmu". A więc paradoks: poczucie ciągłości, pewność trwania, dzięki któremu właśnie można rozwinąć indywidualność, a twórczość poetycka staje się "wielką, podejmowaną w duchu nieskrępowanej swobody, przygodą". Wachlarz możliwości rozpiętych między skrajnym wyrafinowaniem i ostentacyjną prostotą, zakorzenieniem w tradycji i obrazoburczym poszukiwaniem Nowego.
"Od momentu, kiedy znalazłam się we Francji, wszystko, co tam przeżyłam, zaważyło na mojej drodze, wpłynęło na moje zainteresowania, na mój stosunek do świata, na moje pasje i pracę. Powroty do Paryża stały się rodzajem nałogu, który ze zrozumiałych względów niełatwo było zaspokoić"... Kiedy czytamy te słowa Julii Hartwig, przypomina się miniatura z jej "Błysków":
Ten uśmiech na ustach cudzoziemców spotykanych na ulicach
Paryża.
Idą jak we śnie, w zapatrzeniu.
Ów nałóg czy pasja podszyte są jednak u autorki "Błysków" melancholią: bowiem miłości do Francji towarzyszy świadomość różnicy. Nieuchronnej, bo płynącej z odmienności doświadczeń historycznych. Owszem, Francja staje się czymś własnym - ale właśnie w indywidualnym, prywatnym wymiarze. Nie da się zapomnieć, że żyjemy "na trakcie przechodnim Europy", nie zaś "w kraju przypominającym zaciszną posiadłość/na której dostatek złożył się trud pokoleń niemarnowany przez następne pokolenia"; że nie dana nam została łaska ciągłości.
Wiersz, z którego pochodzą te cytaty i który nadał tytuł całej książce, powstał w czasie szczególnym: w roku 1981. Wtedy słowa: "A jednak porzucamy wygody i zasobne biblioteki/muzea z nieprzebranym bogactwem obrazów/i życzliwych przyjaciół którzy ofiarowują nam co mają najlepszego/i wracamy tam gdzie innym wydaje się że żyć nie sposób" miały mocną wymowę. Dziś, w dobie otwartych granic, dramatyzm tamtych wyborów jest już historią; w dodatku Paryż dawno przestał być artystycznym centrum świata, a literatura francuska w powszechnym odbiorze zeszła na drugi plan, zwłaszcza w porównaniu z anglosaską. Książka Julii Hartwig budzi chęć powrotu do świata francuskiej kultury - i nostalgię za barwną wielokształtnością epoki, w której rodziła się nowoczesność. (Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2007, ss. 422. Kilka świetnych ilustracji - m.in. portrety fotograficzne Nervala i Baudelaire'a autorstwa Nadara - a na obwolucie rysunek Józefa Czapskiego. Prócz własnych przekładów autorka umieściła w książce tłumaczenia Adama Ważyka - sonet "El Desdichado" Nervala - oraz Wisławy Szymborskiej i Czesława Miłosza - wiersze Baudelaire'a "Albatros" i "Balkon".)
Lektor