Migracyjny biznes

Saacid ma rodzeństwo, ale rodzice wierzą, że to on, najmłodszy, dotrze z Somalii do Europy i ściągnie resztę. Na jego wyprawę składa się cała rodzina. Zarobią na niej szmuglerzy. Ile konkretnie?

06.12.2015

Czyta się kilka minut

Migranci w czasie podróży przez Saharę. Agadez, Niger, maj 2015 r. / Fot. Akintunde Akinleye / REUTERS / FORUM
Migranci w czasie podróży przez Saharę. Agadez, Niger, maj 2015 r. / Fot. Akintunde Akinleye / REUTERS / FORUM

Szkoła językowa w Wormacji – 80-tysięcznym mieście nad Renem – oferuje naukę tylko jednego języka: niemieckiego. Co kilka tygodni rusza tu nowa klasa, z uczniami z Nigerii, Erytrei, Somalii, Jemenu, Pakistanu, Iranu, Egiptu, Rumunii, Grecji, Tajlandii, Turcji, Kanady, Bułgarii, Syrii, Serbii, Ukrainy, Włoch, Francji, Polski, Słowacji...

Wśród najpilniejszych uczniów są teraz Saacid, Abdi Azis, Amin i Daniel. Mówią, że muszą szybko znaleźć pracę, by zacząć spłacać długi. Zaciągnęli je, by wyrwać się z Afryki. Znajomość języka jest dla nich koniecznością. A długi mają spore, bo na każdym etapie swych wędrówek musieli płacić. To opowieść o nich – i o szmuglerach. Albo: o ich cennikach.

52 x 5800 = 301 600 

Saacid ma 17 lat, gdy opuszcza Somalię. Jest luty 2012 r. Droga do Europy zajmie mu 2 lata, 5 miesięcy i 17 dni. Zanim ruszy, długo czeka, aż w jego miasteczku zbierze się 52 chętnych (dla mniejszej grupy szmugler nie ryzykuje). Wtedy dostaje wiadomość: miejsce i czas zbiórki.

Saacid ma braci i siostry, ale rodzice wierzą, że to jemu, najmłodszemu, uda się dotrzeć do lepszego świata i potem ściągnąć rodzeństwo. Na wyprawę składa się cała rodzina. Liczy, że kiedyś Saacid im pomoże.

Szmugler ma duże auto z przyczepą. Za kilkaset dolarów Saacid jedzie z nim do Etiopii. Tam pracuje, aby dorobić. Po dziesięciu tygodniach zjawia się policja. Za nielegalną pracę dostaje wyrok: pięć miesięcy. Podczas krótkiej rozprawy sędzia proponuje: „Jeśli ktoś za ciebie poświadczy, puścimy cię”. Ale Saacid nie zna tu nikogo. Więzienie to nora, nie dociera tu światło. Strażnicy dla zabawy palą ognisko i rzucają w nie chili: dym pali oczy, głowa eksploduje. Saacid chudnie dziesięć kilogramów.

Zwolniony, szuka ludzi, którzy zabiorą go dalej – do Sudanu. Szmuglerzy nie chcą pieniędzy z góry. Są przyjacielscy, troskliwi i podobno najtańsi na rynku. Traf chce, że znów zabierają 52 osoby. Idą nocami, wypatrując patroli. W dzień ukrywają się pod mostami i w opuszczonych domach.

Na granicy etiopsko-sudańskiej czekają kolejni szmuglerzy. Mają broń i pokój w granicznym miasteczku. Upychają w nim całą grupę. Ludzie stoją ściśnięci, pot ścieka, para osadza się na ścianach. Saacid marzy o garści ryżu, łyku wody. Boi się.

To sposób szmuglerów na wymuszenie pieniędzy. Jeśli rodzina je dośle, Saacid będzie mógł iść dalej. Szmuglerzy przestają być mili. Krzyczą, nieposłusznych biją lub podłączają do prądu. Chcą 5800 dolarów od głowy. Grożą, że zabiją. Rodzina Saacida zbiera pieniądze w tydzień. Zrzucają się najdalsi wujowie i ciotki. Wierzą, że ta inwestycja kiedyś im się zwróci.

Jeśli wszyscy zapłacą, szmuglerzy zarobią ponad 300 tys. dolarów. Obiecują, że podróż przez Saharę jest wliczona w cenę.

Paszport za 8 tysięcy

Abdi Azis ma 11 lat, gdy ginie jego ojciec. Tata był kierowcą. Zatrzymali go na punkcie kontrolnym i zażądali pieniędzy. Nie byli przedstawicielami władzy. W Somalii każdy może mieć broń. Tata zaczął dyskutować. Wtedy go zabili.

Abdi Azis pamięta, co wtedy czuł. Ale mama chwyta go za ręce i mówi: – Abdi Azis, zamiast broni, weź do ręki długopis! Tylko tak możesz nam pomóc.

Gdy kończy 15 lat, emigruje z mamą i bratem do Etiopii. Żyją w obozie dla uchodźców. Po raz pierwszy idzie do szkoły; w trzy lata zalicza osiem klas. Ale któregoś dnia czuje, że nadchodzi czas na zmiany. Mówi, że żyje dzięki Muhammedowi, przyjacielowi ze szkoły. To on odradza mu przeprawę przez Morze Śródziemne. Mówi: – Abdi Azis, wszystko tylko nie Sudan i Libia.

Muhammed mówi, że zna włoskiego szmuglera, który sprzedaje paszporty za 8 tys. dolarów. Abdi Azis prosi go: – Błagam, znajdź sposób, żebym nie musiał płacić całej sumy naraz. Uzbieram połowę, resztę oddam, jak dojadę do Europy.

Wysyła swoje zdjęcie, dostaje paszport. Potem jest podróż do Turcji i czekanie na ten moment. Miesiąc i trzy dni.
– Turcja to nie Europa, tam nie znają się na paszportach – opowiada Abdi Azis. – A ten szmugler, który zajmował się mną w Istambule, wow! Jakie robił biznesy! Za 10 tys. dolarów załatwiał ludziom wyjazdy do Ameryki, Kanady, Australii. A gdy nadszedł ten dzień, zawiózł mnie na lotnisko. Powiedział: „Abdi Azis, wyobraź sobie, że jesteś wolny i szczęśliwy. I zachowuj się tak, a zobaczysz, nikt nie rozpozna, że jesteś uciekinierem. Jeśli będziesz się garbił, spuszczał wzrok, zaraz cię zaaresztują”. I tak, czując błogosławieństwo mamy, przeszedłem kontrolę paszportową.

Abdi Azis mówi, że napędzała go nadzieja, iż w Niemczech będzie mógł się uczyć i pracować. Kiedy ma się taką motywację, nie myśli się o niebezpieczeństwach. Zwłaszcza gdy ma się 19 lat. – Policja złapała mnie dopiero na lotnisku we Frankfurcie. Aresztowali mnie i zamknęli. Pytali o Somalię, o moją przeszłość. Potem zawieźli do obozu dla uchodźców. Tu dziś mieszkam.

Uchodźca od dwudziestu lat

Amin dorasta w obozie dla uchodźców w Jemenie, dokąd rodzice uciekli przed wojną z Somalii, gdy miał 10 lat. Żyją w namiocie na pustyni. Brakuje wody i jedzenia. Jest tak ciężko, że po pięciu latach rodzina Amina wraca do ojczyzny. Ale on nie chce im towarzyszyć, woli chodzić do szkoły w obozie. – Byłem najstarszym synem, ale udało mi się przekonać ojca i zostałem. Sam.

To czas, gdy Jemen nie jest pogrążony jak dziś w wojnie domowej. Amin sobie radzi. Kończy naukę obsługi komputera, uczy się angielskiego. Zostaje tłumaczem, a potem szefem oddziału duńskiej organizacji humanitarnej. Z pensją 800 dolarów miesięcznie. Masa pieniędzy. Ale Jemeńczycy nie są zadowoleni, że rządzi Somalijczyk. Jest rozporządzenie, że uchodźcy mogą pracować tylko jako tłumacze. – Proponowano mi kontrakt za 200 dolarów, odmówiłem. Miałem dość dyskryminacji. Byłem młody, postanowiłem spróbować szczęścia w Europie – opowiada.

Amin rozpytuje w mieście o handlarzy paszportami. Bez problemów kupuje jemeński, za 2 tys. dolarów. Żeby zarobić, pracuje. Mijają dwa lata. Amin żeni się, obserwuje rynek, nawiązuje kontakty. Znajomy pomaga mu zdobyć wizę do Europy. Odprawa paszportowa na lotnisku w Sanie, stolicy kraju, przebiega bez kłopotów. Ale podczas przesiadki w Jordanii Amin wpada. Zabierają mu paszport, a jego odsyłają do Jemenu, gdzie dostaje sześć miesięcy więzienia. Amin: – Nie chcę o tym mówić. Powiedzmy, że zapomniałem.

Po odbyciu kary przekupuje urzędników, którzy chcą go odesłać do Somalii. – Grunt zaczyna mi się palić pod nogami. Nie widzę przyszłości w Jemenie, płacę więc szmuglerom za transport do Arabii Saudyjskiej. Nie pamiętam ile, kilkaset dolarów na pewno.

Po trzech miesiącach w Arabii, podczas przypadkowej kontroli dokumentów, wychodzi na jaw, że Amin jest tu nielegalnie. Odsyłają go do Somalii. – Somalia mnie przeraziła: brak pracy, przemoc, beznadzieja. Znalazłem szmuglerów i zapłaciłem 600 dolarów za podróż przez Morze Czerwone znów do Jemenu. W Europie niewiele się mówi o tej trasie, a tam codziennie giną ludzie. Mnie wraz z trzystoma innymi upchano pod pokładem rozpadającej się rybackiej łajby. Kilkanaście osób zmarło.

Znów w Jemenie Amin i żona decydują, że razem ruszą dalej. Za pieniądze zebrane przez rodzinę z Somalii kupują nowe paszporty. Ona dostaje dokument z wizą kanadyjską, on z unijną. Czwórkę dzieci wysyłają do dziadków w Somalii.

Amina policja zatrzymuje na lotnisku we Frankfurcie. Trafia do obozu. Żona dociera do Kanady. Widzą się codziennie na Skypie. Z dziećmi rozmawiają przez telefon. Nie widzieli ich od trzech lat: – Jestem uchodźcą od dwudziestu lat. Moje życie to ciągła walka o prawo do szczęścia.

Ekspresowy przekaz

Na pustyni nie ma gdzie uciec. Co kilka dni grupa Saacida dostaje od szmuglerów trochę wody i kilo makaronu. Nie ma ucieczki przed zimnem nocy i żarem dnia. A szmuglerzy chcą kolejnych 3500 dolarów. Mówią, że w cenie jest podróż do morza.

Kto nie zapłaci, tego zabiją. Wcześniej zgwałcą kobiety, mężczyzn podręczą dla zabawy. Mają telefon satelitarny: 10 minut za 100 dolarów. Rachunek doliczą. Saacid dzwoni do wuja w Wielkiej Brytanii. Błaga o pomoc i obiecuje, że kiedyś odda. Po trzech miesiącach czekania na pustyni, gdy nadejdą dolary, ruszy dalej.

Pieniądze przesyła firma Xpress Money. – To wygląda tak – tłumaczy Abdi Azis. – Jeśli chcę przesłać matce pieniądze do Somalii, jadę z obozu do Frankfurtu, gdzie jest pewien człowiek. Daję mu 100 dolarów i mówię: „Przekaż je mojej matce, adres itd.”. On dzwoni do swojego człowieka w Egipcie, a ten do swojego w Somalii. I tamten wypłaca mamie pieniądze.

– Mówią, że facet, do którego należy Xpress Money, mieszka w Dubaju – opowiada Abdi Azis. – Gdy człowiek z Frankfurtu zgromadzi dość pieniędzy, kupuje podobno auta i wysyła je do Arabii Saudyjskiej. Tam są sprzedawane, a kasa trafia do właściciela tego „banku”.

Tymczasem, już po drugiej stronie granicy, grupę Saacida przejmują Libijczycy. Na wstępie żądają po 1700 dolarów. – To nie są zwykli ludzie. To wojskowi, policjanci. Mogą wszystko.

Saacid dzwoni do ojca. Wie, że rodzina wydała już całe oszczędności. Ojciec próbuje negocjować ze szmuglerem, ale to pogarsza sytuację. Szmugler ma drewnianą deskę, a Saacid do dziś blizny na nogach. Ojciec przez kilka miesięcy pożycza dolary, przesyła. Za całą jego grupę szmuglerzy zbiorą może i 100 tys. dolarów. Są zadowoleni.

Każdy chce swój udział

Gdy Europejczycy pytają ich, skąd mają pieniądze na podróż, mówią: – W Somalii ludzie umierają z biedy, bo rząd defrauduje fundusze. Są grupy interesu, które podsycają chaos. I jest tyle zagranicznych firm z Ameryki i Europy, które wydobywają ropę, uprawiają owoce, a my nie mamy z tego nic. Wyobraźcie sobie, że młody Somalijczyk stracił matkę, ojca i został sam. Patrzy na bogate statki, które pływają po naszych wodach bez płacenia podatków. Ma grupę przyjaciół, której też się to nie podoba. Razem chwytają za broń, biorą zakładników, żądają okupu. Wiele osób bierze sprawy w swoje ręce. To jedyny sposób, by zdobyć pieniądze.

Wtedy szmugler zostawia Saacida na obrzeżach Trypolisu, nad ranem. Chłopak rzuca się w oczy: ma podarte ubranie, jest brudny, chudy i kuleje. Pomoc proponuje taksówkarz. Zawozi Saacida do siebie, karmi i mówi: „A teraz niech twoja rodzina przyśle mi pieniądze. Chcę 200 dolarów”. Saacid: – W Libii nie ma rządu. Każdy, kto rozpozna, że jesteś obcokrajowcem, może cię złapać, uwięzić i żądać okupu. Tak zarabiają na życie. Ja już nie miałem pieniędzy. Znów poprosiłem wujka z Anglii.

Gdy Saacid dociera nad Morze Śródziemne, musi zapłacić 800 dolarów za podróż łodzią. Dzwoni do matki i prosi ją, w tajemnicy przed ojcem, o wsparcie. Matka płacze, ale obiecuje pomóc. Kilka tygodni będzie od znajomych zbierać dolary, które przez Xpress Money prześle do syna. Gdy Saacid odbiera pieniądze, dzwoni po poleconego mu przez bank kierowcę, który ma bezpiecznie zawieźć go do portu. Ale mężczyzna zatrzymuje się w centrum, dzwoni po kolegę. Domyślają się, że Saacid ma pieniądze. „Gdzie ukryłeś dolary?”. Znajdują je w butach Saacida. Porzucają chłopaka z dala od miasta. Chwilę potem zatrzymuje go policja.

– Nie miałem dokumentów, aresztowali mnie i wsadzili do więzienia na siedem miesięcy. Wiedzieli, że chcę do Włoch, że jestem z Somalii, że przejechałem Sudan i Libię. Chcieli mieć w tym udział.

Policjant odwiedza Saacida w więzieniu i proponuje: „Odtąd będę za ciebie odpowiedzialny. Zabiorę cię do domu, załatwię łódź, w której popłyniesz. Ale twoja rodzina musi za to zapłacić. Zadzwoń do nich. 1300 dolarów”.

7000 nakfa = 2 euro 

Gdy Daniel z Erytrei, jednej z najbardziej ponurych dyktatur w Afryce, kończy 18 lat, dostaje powołanie do wojska. – Nikt mnie nie pytał, jakie mam plany na przyszłość, nikogo nie obchodziło, że chciałbym studiować architekturę wnętrz. Miałem się stawić i już – opowiada. – Szkolenie łamie życie wielu młodym. Ciężka musztra, poniżenie, nierzadko tortury.

Daniel wytrzymuje i po dwóch latach wraca do domu z tytułem specjalisty od GIS (geograficznego systemu informatycznego). Pracy nie ma. Od czasu do czasu dostaje bezpłatne rządowe zlecenia na wykonanie map. Krytyczny moment nadchodzi w 2013 r., gdy dostaje nakaz przeniesienia do wioski w południowej Erytrei. – Nie miałem żadnego wpływu na moje życie. Miałem dość – opowiada.

W drogę do Europy rusza z dwoma przyjaciółmi. Idą nocą w grupie 11 osób, tylko jedna zna drogę do granicy z Sudanem. Są biedni, lokalnemu przewodnikowi płacą tylko po 7000 nakfa, równowartość 2 euro. – Częstowaliśmy go piciem i jedzeniem. Nie oczekiwał więcej – mówi Daniel. Już za granicą zatrzymują ich Sudańczycy. Przesłuchują: „Jesteście żołnierzami? Pracujecie dla rządu?”. Odpowiedź twierdząca grozi aresztem.

Matka Daniela nie wie o jego ucieczce. Zadzwoni do niej dopiero z Sudanu. Jest zmartwiona: Daniel to jedyny, ukochany syn. Po jego zniknięciu erytrejscy żołnierze przeszukają dom.

W Sudanie Daniel trafia do obozu dla uchodźców. Po trzech tygodniach formalności jedzie do Chartumu, gdzie odnajduje siostrę matki. Pracuje dorywczo, nawiązuje kontakty ze szmuglerami, negocjuje, aby po roku ruszyć do Libii. Pomaga mu wujek z Kanady: przesyła 5600 dolarów. Na konto szmuglerów, którzy mają go przewieźć do Libii, a potem łodzią do Europy.

Jadą osiem dni, 30 osób w ciężarówce. Szmuglerzy są w porządku, nie żądają po drodze więcej. Ale Libia przeraża Daniela. – Czekając na łódź, ukrywałem się przez dwa miesiące. Dla Libijczyków liczy się tylko pieniądz. Życie uchodźcy nic nie znaczy. Na szczęście 11 kwietnia 2014 r. wypłynąłem. Po 12 godzinach walki z morzem i modlitwach wszedłem na pokład włoskiego statku.

We Włoszech Daniel wsiada do pociągu do Niemiec. Stara się zachowywać jak obywatel Unii. – Podpatrywałem innych i robiłem to samo. Niby czytałem gazetę, uśmiechałem się do współpasażerów – mówi. We Frankfurcie idzie na policję i prosi o status uchodźcy. Od półtora roku czeka na pozwolenie na pobyt w Niemczech. Dorabia. Do matki dzwoni codziennie.

Ostatni etap

Łódź, na którą szmugler upycha setkę ludzi, w tym Saacida, psuje się już przy nabrzeżu. Choć zapłacili prawie 90 tys. dolarów, sami muszą ją naprawić. Gdy po kilku godzinach znów ruszają, morze znosi ich na wody Tunezji; policja ściąga ich na brzeg.

W Tunezji nie ma szmuglerów i łodzi do Europy, więc Saacid wraca do Libii. Łapie pracę na stacji benzynowej. Po czterech miesiącach znów jest w porcie. Europa na wyciągnięcie dłoni. – Przed wejściem na łódź stoimy w kolejce. Podjeżdżają szmuglerzy i zaczynają nas przeszukiwać. Zabierają wszystko: pieniądze, zegarki. Jeden ma nóż i grozi, że jeśli będziemy dyskutować, podziurawi łódź. Krzyczy, że jak coś ukryjemy, zabije.

Po dwóch dniach i dwóch nocach łódź Saacida ratuje włoski statek. Płyną na Lampedusę. Stąd trafia do Rzymu. Włoski rząd opłaca życie i daje kieszonkowe, ale tylko przez sześć miesięcy. – Chciałem jechać do Niemiec – mówi Saacid. – Miałem w Rzymie adres, gdzie Włoch sprzedaje fałszywe paszporty. Wsiadłem w autobus. Policja zatrzymała nas dopiero po wjeździe do Niemiec.

– Czy ta podróż była warta ryzyka? – zastanawia się Saacid. – Tak, jestem bezpieczny, zaczynam w Niemczech nowy etap. Chodzę do szkoły, będę się uczył zawodu, może dostanę pracę. Zacznę spłacać długi, to prawie 14 tys. dolarów. Gdybym jednak spotkał szmuglera... Tak, zabiłbym. Na pustyni miał mnóstwo wody, a my umieraliśmy z pragnienia.

Mija dziewięć miesięcy, odkąd Abdi Azis jest w Niemczech. Tęskni i ciągle zadaje sobie pytanie: – Czemu zdecydowałeś się na to wszystko?

Abdi Azis mówi, że słyszał o Polsce. – Znasz Warszawę? Mój znajomy studiuje w Warszawie. Mówi, że Polska to świetne miejsce do życia. Czy to prawda? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2015