Między unią a podbojem

415 lat temu upadł plan wielkiej federacji Rzeczypospolitej z Rosją. Ale czy to znaczy, że wciągnięcie Moskwy do polsko-litewskiej republiki było tylko szaloną ideą, od początku skazaną na porażkę?

19.03.2016

Czyta się kilka minut

„Carowie Szujscy na sejmie warszawskim”: obraz Jana Matejki z 1892 r. przedstawiający hołd, który car Wasyl IV Szujski i jego bracia, wzięci do niewoli przez hetmana Żółkiewskiego w bitwie pod Kłuszynem, złożyli w 1611 r. królowi Zygmuntowi III Wazie / Fot. Pracownia Fotograficzna Muzeum Narodowego w Krakowie
„Carowie Szujscy na sejmie warszawskim”: obraz Jana Matejki z 1892 r. przedstawiający hołd, który car Wasyl IV Szujski i jego bracia, wzięci do niewoli przez hetmana Żółkiewskiego w bitwie pod Kłuszynem, złożyli w 1611 r. królowi Zygmuntowi III Wazie / Fot. Pracownia Fotograficzna Muzeum Narodowego w Krakowie

Od strony Wzgórz Borowickich ku czerwonym murom Kremla nadciągał liczny orszak. Na spotkanie z nim wyjechał niemal dwutysięczny poczet księcia Jeleckiego. Kniaź zwrócił się do dawno już oczekiwanych gości: „Car wielki, pan i głowa nasza, wita was i o zdrowie pyta”. Po czym poprowadził przybyłych ku Baszcie Borowickiej.

Gdy ruszyli przez Moskwę, tłumy mieszkańców wyległy na ulice. Przodem jechało 600 konnych, Kozacy w służbie Rzeczypospolitej i strojna husaria. Za nimi wielki tabor z wozami. Karety kupców postępowały na końcu.

Uroczysty wjazd przyciągnął najznamienitszych bojarów i dworzan, a jeśli Elijasz Pielgrzymowski, uczestnik tamtych wydarzeń, się nie myli, to „sam car z rodziną przypatrywał się gdzieś z ukrycia”.

Był 16 października 1600 r. Wielkie poselstwo z Rzeczypospolitej dotarło do Moskwy, by doprowadzić do unii, która miała zjednoczyć oba kraje.

Pomysł złączenia Polski i Litwy z Moskwą narodził się jednak dużo wcześniej. Choć oba państwa stale ze sobą wojowały, już od połowy XVI w. po korytarzach zamków w Krakowie i Moskwie zaczął krążyć pomysł trwałego rozwiązania tego sporu – drogą unii.

Od lubelskiej...

Możliwość zjednoczenia Rzeczypospolitej z Wielkim Księstwem Moskiewskim pod jednym władcą pojawiła się na horyzoncie już podczas pierwszej wolnej elekcji w 1572 r., gdy kandydaturę na tron krakowski zgłosił Iwan Groźny. Szanse od początku miał nikłe, nawet jeśli wybór Rurykowicza wzbudzał nadzieję na zakończenie uciążliwych wojen z Moskwą.

Co ważniejsze: działo się to ledwie kilka lat po zaprzysiężeniu unii lubelskiej, która ostatecznie połączyła Polskę i Litwę w jedną Rzeczpospolitą. Świeże jej wspomnienia sprzyjały myśleniu, że Iwan „przykładem Jagiełłowym” Moskwę ku Koronie przywiedzie. Wprawdzie despotyzm moskiewskiego władcy wzbudzał obawy, ale szlachta uważała, że wystarczy, aby car „wolności a prawa polskie wszytki poprzysiągł, a takim srogim tyranem być nie mógł”.

Porozumieniu z Moskwą sprzyjały wielkie rody litewskie, zwłaszcza Radziwiłłowie i Sapiehowie. Orientacji na Wschód towarzyszyła chęć trwałego unormowania stosunków z Wielkim Gosudarem. Myśl o wojnie była w tym towarzystwie mocno niepopularna – oznaczała wszak zahamowanie gospodarki i obciążenia finansowe.
Również wśród elity moskiewskiej nie brakło zwolenników zbliżenia z Polską. A pozycja wielkich rodów w Dumie jeszcze bardziej się wzmocniła, gdy po silnym Iwanie tron objął ułomny Fiodor. Do polityków moskiewskich, nastawionych przyjaźnie wobec Rzeczypospolitej, należeli bojarzy Szujscy. Jak w „Krwawej dekadzie” pisze Andrzej Andrusiewicz: „Książę Wasyl [Szujski] jeździł pod litewską granicę, gdzie pod pretekstem polowań prowadził rozmowy polityczne z magnatami litewskimi”.

...do moskiewskiej

Jednym z tych litewskich magnatów był prawdopodobnie przyszły kanclerz wielki litewski i hetman Lew Sapieha (1557–1633). Jako że wywodził się z prawosławnego rodu, to już od czasów króla Stefana Batorego posłował do Moskwy, a wśród tamtejszych bojarów miał rozległe stosunki. Sapieha zaliczał się do najtęższych politycznych umysłów swojej epoki, a projekt unii polsko-litewsko-moskiewskiej na trwałe związał się z jego nazwiskiem.

Podczas elekcji następcy Batorego w 1587 r. duża część szlachty litewskiej i mazowieckiej wyraziła poparcie dla Wielkiego Księcia Fiodora. Na polu elekcyjnym w podwarszawskiej Woli jego stronnicy wznieśli nawet krzyż z napisem „By był Fiedor jak Jagiełło, dobrzeby nam z nim beło”.

Wysłannicy cara przybyli już nawet do Rzeczypospolitej z propozycją układu, który czyniłby Fiodora wspólnym monarchą obu państw. Warunki, jakie wysunęła strona polska – m.in. przyjęcie wiary rzymskokatolickiej i porzucenie tytułu Wielkiego Księcia Moskiewskiego na rzecz godności króla Polski – okazały się jednak zbyt wygórowane. Ostatecznie szlachta zdecydowała, że królem został Zygmunt, królewicz szwedzki z dynastii Wazów.

Niemniej już od czasów króla Stefana unia z Moskwą powoli stawała się trwałym elementem myślenia o polityce wschodniej. Obie strony chciały jednak zawrzeć ów związek na swoich warunkach. Podstawową trudnością było tu wyznanie panującego: szlachta polska żądała, by władca był katolikiem, a bojarzy obstawali przy konwersji na prawosławie. Do tego dochodziły kwestie kultury politycznej. Polska demokracja szlachecka zdążyła już okrzepnąć, jej znaczenie w życiu publicznym było nie do przecenienia. Tymczasem sejm i sejmiki były instytucjami w Moskwie nieznanymi.

Misja Lwa Sapiehy

Podczas pierwszych burzliwych lat panowania Zygmunta III car zdradzał żywe zainteresowanie tym, co dzieje się nad Wisłą. Moskwa trzymała rękę na pulsie. Gdy tylko pojawiły się pierwsze pogłoski o zamyśle wyjazdu króla do Szwecji – bo choć był już królem, Zygmunt spoglądał łakomie także na koronę szwedzką – do Rzeczypospolitej wysłano kuriera carskiego z pismem. Bojarzy wyrażali w nim nadzieję, że oba państwa połączy wspólny monarcha – w tym wypadku Fiodor. Jak wiadomo, niewiele z tego wyszło...

Bezpotomna śmierć Fiodora w 1598 r. i wygaśnięcie dynastii Rurykowiczów ożywiły w Rzeczypospolitej nadzieje unijne. W Moskwie zjawiło się polskie poselstwo, proponując kandydaturę Zygmunta III na – także – tron carski. Bezskutecznie.

Bojarowie zadecydowali, że Wielkim Gosudarem został Borys Godunow. Jego władza opierała się jednak na wątłych podstawach. Godunow nie wywodził się z wielkiego rodu, ponadto obwiniano go o to, że miał zamordować Dymitra, najmłodszego syna Iwana Groźnego.

To właśnie zamęt w Moskwie, związany z przejściem władzy w nowe i niepewne ręce, przyspieszył pomysł wysłania na wschód wielkiego poselstwa upoważnionego do zawarcia historycznej unii z Moskwą.

Na jego czele stanął Lew Sapieha. Instrukcja opracowana na potrzeby poselstwa przewidywała ścisły związek polsko-litewskiej Rzeczypospolitej i Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, sojusz wojskowy, wolność podróży, nabywania majątków i służby wojskowej dla szlachty obu państw oraz swobodę budowania cerkwi i kościołów po obu stronach granicy. Projekt przewidywał też wolność handlu.

Aby łatwiej było negocjować ogólne kierunki polityki zagranicznej, posłowie Zygmunta na stałe mieli przebywać w Moskwie, a wysłannicy cara w Krakowie. W celu obrony przez Turkami i Tatarami proponowano powołać specjalnie wydzieloną armię w składzie mieszanym, opłacaną ze wspólnego skarbca (miał być założony w Kijowie, wtedy należącym do Rzeczypospolitej). Projekt przewidywał też sformowanie polsko-moskiewskiej floty na Morzu Czarnym i Bałtyku.

Wszelako najwięcej problemów nastręczała kwestia powołania przyszłego monarchy. Sapieha nie bujał w obłokach. Wiedział, że aby unia rzeczywiście zaczęła działać, potrzebny jest wspólny władca. Dlatego zaproponował „układ na przeżycie”: w wypadku bezpotomnej śmierci Zygmunta lub Godunowa szlachta w Rzeczypospolitej i bojarzy w Moskwie mieli powierzyć koronę jednemu z nich. Obrany w ten sposób wspólny król przebywałby „rotacyjnie” dwa lata w Polsce i na Litwie, a rok w Moskwie. W wypadku, gdyby projekt unii został odrzucony, instrukcja zobowiązywała Sapiehę do zawarcia tzw. pokoju wieczystego lub choćby rozejmu.

Wyzwanie, ale wyobrażalne

Z perspektywy XXI w. pomysł federacji polsko-litewsko-moskiewskiej może wydać się wytworem wybujałej fantazji, ćwiczeniem political fiction. Bo jak inaczej nazwać powołanie na tron krakowski przedstawiciela obcej dynastii i wiary? Jak przymusić kogoś, kto dotąd rządził wedle własnej woli, aby zwyczajów swoich się wyzbył, wolności przestrzegał i poddał się prawom, których nie ustanawiał?

Ale przecież dwa wieki wcześniej przed podobnie – zdawałoby się – niewykonalnym zadaniem stanęła Polska, gdy wyciągnęła rękę ku Litwie! Jak pisał Paweł Jasienica, „tamta unia także rozpoczęła się od ostrożnego badania gruntu, od małych sukcesów prowadzących ku faktom z trudem dokonanym, one z kolei tworzyły polityczny konkret”. A jeśli spojrzymy na dzieje Polski od wygaśnięcia dynastii Piastów, łatwiej będzie dostrzec, że zjednoczenie w formie unii nie było tu anomalią, ale normą. Normą umacnianą przekonaniem, że „już wcześniej się udało”, że Litwa i Korona stały się jedną Rzeczpospolitą, choć ich związek bywał burzliwy.

Unia z Moskwą byłaby wielkim wyzwaniem, ale nie z tych niemożliwych. Dobrze to świadczy o dojrzałości klasy politycznej, bo – cytując znów Jasienicę – „myśl podobna mogła się zrodzić tylko w środowisku nawykłym do wielowątkowej kultury (...) wśród ludzi, którzy odziedziczyli przekonanie, że z wczorajszym wrogiem śmiertelnym można się dziś dogadać, a jutro usadowić pod wspólnym dachem, że ogrom trudności da się pokonać nie inaczej niż pracą pokoleń”.

Za unią przemawiały argumenty geopolityczne. Rzeczpospolita należała do największych państw na kontynencie i siłą rzeczy uczestniczyła w europejskim systemie ekspansji. Zaniechanie prób rozszerzenia swego dominium zepchnęłoby ją do roli państwa drugorzędnego. Jeśli chciała powiększać wpływy, to najlepiej było wykorzystać do tego kombinacje dynastyczne.

Między bajki włożyć można powtarzane czasem tezy o „chęci zagarnięcia nowych ziem przez magnaterię” – w samej Rzeczypospolitej dość było wolnej ziemi, po którą nikt sięgnąć nie chciał. Choć Sapieha bez wątpienia myślał o odzyskaniu dóbr rodowych, utraconych w czasach Zygmunta Starego, to wyniesienie Rzeczypospolitej ponad inne narody i zwielokrotnienie jej zasobów poprzez unię musiało być dostatecznym afrodyzjakiem. Andrzej Andrusiewicz pisał, że „ziemie sięgające Syberii nie podniecały terytorialnej wyobraźni pragmatyków. Chodziło o polityczne opanowanie rosyjskiego wschodu”. W tym konkretnym momencie historii najkrótszą do tego drogą wydawał się „zwycięski kompromis” – w postaci unii.

Majestat Hospodara

Poselstwo Sapiehy wyruszyło na wschód pod koniec września 1600 r. Kanclerzowi towarzyszył poczet dostojników: wojewodowie, chorążowie, starostowie z Korony i Litwy. Do Moskwy ruszyło łącznie ponad tysiąc osób. Uczestnik wydarzeń Elijasz Pielgrzymowski dokładnie wylicza zaopatrzenie wyprawy: „prócz mięsa, ryb, oleju konopnego, owsa ćwierci 130, siana 130 kolas, słomy 75 wozów, miodu, wódki, piwa (...) imbieru grzyw 3, goździków i pieprzu grzyw 2”.

Polacy i Litwini nie spotkali się z ciepłym przyjęciem. Było wtedy regułą, że każde poselstwo z państwa katolickiego przybyłe do Moskwy poddawano inwigilacji, graniczącej z aresztem domowym. W sztuce zastraszania dyplomatów Moskali przewyższali chyba tylko Osmanowie... Delegację Sapiehy ulokowano w ogrodzonym i pilnowanym domu poselskim, a gospodarze na każdym kroku starali się dać im do zrozumienia, że reprezentują władcę niższej rangi – króla wobec cesarza (cara).
Do pierwszej utarczki doszło krótko po przybyciu. Bojarowie tłumaczyli, że przyjęcie delegacji przez cara musi zostać odwleczone „dając za powód, że ich Hospodar zachorzał na palec wielki nożny”. Potem audiencję odkładano jeszcze parokrotnie.

Wreszcie 26 listopada car przyjął poselstwo. Tego dnia Granowitą Komnatę na Kremlu wypełnili wspaniale wystrojeni bojarzy. Borys Godunow oczekiwał posłów ubrany w strój koronacyjny. Po obu stronach tronu stali wartownicy z łańcuchami na szyi i toporami wspartymi o ramię – gotowi odrąbać rękę temu, kto poważyłby się na majestat.

„Sam łżesz, chłopie głupi!”

Sapieha odczytał carowi list od Zygmunta III, gratulował wyboru na tron, wyrażając nadzieję na długoletnią przyjaźń. Gdy przekazano podarunki, zaczęła się uczta. Ponieważ trwał post, podano rybę. Brakło też obłożonych religijnym zakazem jaj, masła, wyrobów mlecznych. Ale, jak pisze Pielgrzymowski, „pić jednak można było do woli”. Wódkę rozstawiono w srebrnych naczyniach wraz z małymi filiżankami. Car wedle kolejności posyłał każdemu puchar czerwonego miodu. W dalszej kolejności wniesiono duże srebrne naczynia z miodem białym. Procedurę „powtarzano do późnego wieczora”.

W międzyczasie do Moskwy przybyła delegacja Karola Sudermańskiego, regenta króla szwedzkiego i zaciekłego wroga Zygmunta III. Szwedzi próbowali nakłonić cara do wojny z Polską. Godunow lawirował więc między Warszawą a Sztokholmem, chcąc uzyskać jak najwięcej. Finał rozmów odsuwano w nieskończoność... Dopiero w ostatnich dniach grudnia Sapieha doczekał się odpowiedzi na swoje propozycje.

Godunow – ustami bojarów – stanowczo odrzucił projekt unii. Zgodził się tylko na sojusz przeciw wspólnym wrogom i nieskrępowaną wymianę handlową.

Dalsze rozmowy utknęły w martwym punkcie. Sapieha w listach narzekał, że strona moskiewska trwoni czas, delegując do rozmów bojarów, którzy „do żadnej rzeczy statecznie przystępować nie chcą, jeno rzeczami próżnemi czas wloką”. Kanclerz zaczynał tracić cierpliwość – jak wtedy, gdy bojar, niejaki Tiatiszczew, zarzucił mu kłamstwo. Sapieha porzucił język dyplomacji, krzycząc: „Sam ty łżesz, chłopie głupi (...) w stajni takie mowy miewać!”.

Dopiero gdy stało się jasne, że car nie porozumiał się ze Szwedami, negocjacje ruszyły z miejsca. Ale o unii nie mogło już być mowy. Sapieha liczył jedynie na „plan minimum”, czyli rozejm. Ostatecznie rankiem 11 marca 1601 r. doszło do zaprzysiężenia traktatu na 20 lat. Polacy mogli opuścić Moskwę.

Na drodze aneksji

Pokój między Rzeczpospolitą i Rosją nie przetrwał nawet kilku lat, ale plan unii żył nadal.

Polska i Litwa liczyły na podbój wschodniego sąsiada drogą „zwycięskiego kompromisu”, a gdy ów projekt spełzł na niczym, sięgnęły po środki bardziej bezpośrednie. Nie bez przypadku Dymitr Samozwaniec wkroczył na arenę dziejów ledwie chwilę po niepowodzeniu poselstwa Sapiehy, a sam kanclerz umaczał ręce w tym mało chwalebnym przedsięwzięciu.

Idea unii wschodniej incydentem nie była. Polityczne głowy wielkiego kalibru trzymały się jej mocno. Jednak XVII-wieczni politycy nie mogli dostrzec tego, co wiemy dziś. Wspomnienie sukcesu unii lubelskiej najwyraźniej przesłoniło im różnice między autokratycznym samodzierżawiem a szlachecką republiką. Jak zauważył Arkadiusz Czowołek, biograf Sapiehy, „pogodzenie dwóch organizmów państwowych, mających osobny ustrój, wyznanie oraz historię, stanowiło zadanie nie do wykonania”. A jeśli Rzeczpospolita i Rosja były jak dwie nieprzystające rzeczywistości, to ich „zjednoczenie” możliwe było jedynie na drodze aneksji...

W ten sposób unia polsko-moskiewska w końcu doczekała się realizacji – choć jej duch został wypaczony. Najpierw w XVII w., gdy Polacy stanęli na murach Kremla, a bojarowie wezwali na tron Władysława IV. Później w wieku XIX, gdy car Aleksander, już jako imperator całej wschodniej części Europy, przyjął tytuł króla Polski.

Wielka polsko-litewsko-moskiewska federacja okazała się wizją niezrealizowaną, ale z rodzaju tych, które ujmy nikomu nie przynoszą. Jej autorzy nie mieli powodu do wstydu. A Polska z Litwą udowodniły wtedy, że wciąż miały siłę i energię na przedsięwzięcia ambitne, choć ryzykowne.

Ostatecznie więc tamta niedoszła „unia troista” pozostaje dziś cenną pamiątką po Rzeczypospolitej i po wyjątkowej kulturze politycznej tej szlacheckiej republiki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2016