Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czyli udałem się do Pana Wojtka. Czyli nie do byle kogo. Fryzjer Wojtek z Powiśla jest postacią legendarną, na poły mityczną wręcz, przy czym trudno ująć w słowa, na czym to polega, trudno czar w słowa zakląć – opisać się nie da, trzeba przeżyć, gdyż pióro zwisa bezradnie, a klawiatura szwankuje.
Pamiętam, gdy kilka lat temu, po pierwszym strzyżeniu, Pan Wojtek oznajmił, spoglądając na mnie lustrzanym rykoszetem: „Dziesięć złoty się należy. Bo się napracowałem”. Tak narodziło się uczucie, które może połączyć tylko fryzjera z klientem.
Poczuliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Przez zakład Pana Wojtka bezustannie, choć nie pośpiesznie, przewija się pełen przekrój społeczny: od polityków „z pierwszych stron gazet” po dżentelmenów zbierających na napoje wyskokowe. Mistrz z każdym potrafi przenikliwie porozmawiać, pielęgnując wymarłą już niemal sztukę konwersacji, co o wszystko łagodząco trąca, radząc sobie z dokuczliwością bólu istnienia poprzez ożywiony kontakt z osobą cierpiącego innego. Zakres tematyczny przepastnie niebotyczny: od pikantnych narracji damsko-męskich po zasadę nieoznaczoności. Żartom, radościom, krotochwilom i dykteryjkom nie ma końca.
Ostatnio Pan Wojtek oznajmił, że „odkrył coś wstecz”. A mianowicie, że zdarza się, że ktoś nagle i nieoczekiwanie wpada à la eureka na coś, co już dawno zostało odkryte gdzieś indziej przez kogoś innego, jak np. młotek, ale to nic, bo przecież każdy wpada na własną rękę i tylko to się liczy, że osobiście. Nie ma znaczenia, że kilka tysięcy lat temu ktoś to nazwał haiku, czy jakoś tak, skoro Pan Wojtek w Wielkim Tygodniu 2012, nie kryjąc wzruszenia, znacząco na chwilę ciszy wyłączywszy maszynkę, patrząc na mnie przenikliwie, w lustrzanym rykoszecie wyrecytował coś, co właśnie odkrył:
Wielki Przegrany
A te łzy są dla Ciebie