Ks. Tomáš Halík: Zaczyna się nowa reformacja

Chrześcijaństwo stoi przed koniecznością przekroczenia mentalnych, konfesyjnych i kulturowych granic, aby mogło wypełniać swoje uniwersalne posłanie.

30.09.2023

Czyta się kilka minut

Zaczyna się nowa reformacja
Nabożeństwo otwierające Zgromadzenie Światowej Federacji Luterańskiej. Kraków, 13 września 2023 r. / RICCARDO DE LUCA / AP / EAST NEWS

Chrześcijaństwo stoi na progu nowej reformacji.* Nie będzie to reformacja pierwsza ani druga, ani ostatnia. Kościół, według słów św. Augustyna, stale się reformuje – semper reformanda. Przede wszystkim w okresach wielkich kryzysów i przemian naszego wspólnego świata proroczym zadaniem Kościołów jest rozpoznanie w tych znakach czasu bożych wyzwań i umiejętność odpowiedzenia na nie.

Od Marcina Lutra, wielkiego nauczyciela paradoksalnej mądrości Krzyża i ucznia wielkich niemieckich mistyków właśnie w takim okresie zmian musimy uczyć się uważności na to, w jaki sposób „mowa Boga” objawia się – subcontrario – w naszych kryzysach i słabościach. „Wystarczy ci mojej Łaski”– te słowa Chrystusa do apostoła Pawła są obowiązujące także dla każdego z nas, ilekroć w ciemnych nocach historii ulegamy pokusie utraty nadziei.

Nowa reformacja

Reformacja, zmiana formy, jest niezbędna tam, gdzie forma zaczyna przeszkadzać treści, gdzie hamuje dynamikę żywego jądra. Jądrem chrześcijaństwa jest zmartwychwstały, żywy Chrystus, żyjący w wierze, nadziei i miłości mężczyzn i kobiet w Kościołach i za widzialnymi granicami Kościołów. Te granice należy rozszerzać i wszystkie nasze ludzkie zewnętrzne wyrazy wiary należy przemieniać, jeżeli stoją na drodze naszemu pragnieniu słuchania i rozumienia Słowa Bożego.

Dwie równoległe reformacje w XVI w., reformacja Lutra i reformacja katolicka wzbogaciły chrześcijaństwo, odnowiły je i pogłębiły, ale jednocześnie także podzieliły. W XX wieku rozpoczęły się także dwie wielkie równoległe reformacje – globalny rozwój chrześcijaństwa pentakostalnego i II Sobór Watykański, przejście (exodus) Kościoła katolickiego od katolicyzmu (konfesyjnego zamknięcia), od kontrkultury wobec protestantyzmu i nowoczesności do katolickości, uniwersalnej otwartości ekumenicznej.

Nowa reformacja może nawiązać do obu tych stale trwających „niedokończonych rewolucji” i w ten sposób uczynić znaczący krok w drodze do jedności chrześcijan: jedno ciało, jeden duch, jedna nadzieja. Jestem jednak głęboko przekonany, że dar jedności otrzymamy dopiero na wspólnej drodze ku szerszej i głębszej ekumenii niż tylko jedność między nami, chrześcijanami.

Ekumenizm XXI wieku musi iść o wiele dalej niż ekumenizm ubiegłego wieku. Jedność chrześcijan nie może być ostatecznym celem nowej reformacji; może być tylko efektem ubocznym starań o zbliżenie całej rodziny ludzkiej i przejęcie wspólnej odpowiedzialności za środowisko naturalne, za całe stworzenie.

Nowa reformacja musi wzmocnić świadomość współodpowiedzialności chrześcijan za całe „ciało”, którego przez tajemnicę wcielenia Bożego Słowa jesteśmy częścią: za całą rodzinę ludzką i za nasz wspólny świat. Musimy pytać się nie tylko o to, co dziś „Duch mówi Kościołom”, ale także jak Duch, który „wieje kędy chce”, działa poza granicami Kościołów. Musimy mieć odwagę do kenotycznego samoprzekroczenia dotychczasowych postaci i granic chrześcijaństwa.

Trzeba głębiej zrozumieć i przyjąć to, co jest posłaniem i podstawą Kościołów: być skutecznym znakiem (signum efficiens) jedności, do której powołano całą ludzkość, być instrumentem pojednania i uzdrowienia ran naszego wspólnego świata. Staramy się o jedność nie dlatego, aby chrześcijaństwo było w tym świecie silniejsze i bardziej wpływowe, ale po to, aby było bardziej wiarygodne: aby świat uwierzył.

Posłanie, które zostało nam powierzone, mamy przekazywać w sposób wiarygodny, zrozumiały i przekonujący. Napięcie między chrześcijanami tę wiarygodność osłabia. Św. Paweł wzywa chrześcijan nie do uniformizacji, ale do wzajemnego szacunku i współgry poszczególnych części ciała, niezastąpionych właśnie ze względu na swoją odmienność i niepowtarzalność. Właśnie taka jedność chrześcijan, jedność w różnorodności ma być początkiem, źródłem i przykładem współżycia w ramach całej rodziny ludzkiej, drogą szerzenia wzajemnej kompatybilności naszych darów doświadczeń i perspektyw. Pierwsza reformacja powstała z odwagi św. Pawła do wyprowadzenia młodego chrześcijaństwa z wąskiej przestrzeni jednej z żydowskich sekt do szerokiej ekumeny ówczesnego świata. Przedstawił je jako propozycję uniwersalną, przekraczającą religijne, kulturowe, socjalne i płciowe granice: nie jest już ważne to, czy człowiek jest Żydem, czy poganinem, mężczyzną, czy kobietą, wolnym albo niewolnikiem – wszyscy w Chrystusie jesteśmy stworzeni na nowo.

Także dziś chrześcijaństwo stoi przed koniecznością przekroczenia dotychczasowych, mentalnych, instytucjonalnych, konfesyjnych, kulturowych i społecznych granic, aby mogło wypełniać swoje uniwersalne posłanie. Musimy być bardziej otwarci i uważni na Boże wyzwania, ukryte w bólach i lękach, radościach i nadziejach ludzi, z którymi dzielimy „oikumene” – wspólny świat.

Czy uda nam się sprawić, aby nasze świadectwo pomagało przetwarzać ten świat w „civitas ecumenica”, czy też z powodu obojętności i egocentryzmu będziemy ponosić współwinę za to, że te nadzieje zanikną w tragicznej wojnie cywilizacji? Czy wspólnoty wierzących staną się częścią rozwiązania problemów, które przed nami dziś stoją, czy też będą raczej częścią tych problemów?

Herezja triumfalizmu

Dzieje świata i dzieje Kościołów nie są ani jednokierunkowym postępem, ani trwałym upadkiem i alienacją od wyidealizowanej przeszłości, ale otwartym dramatem – stałą walką między łaską i grzechem, wiarą i niewiarą – który trwa w każdym ludzkim sercu. Marcin Luter uczył, że każdy chrześcijanin jest „simul justus et peccator” (sprawiedliwym i grzesznikiem zarazem). Dodajmy, że dziś wielu ludzi w naszym świecie to „simul fidelis et infidelis” (wierzący i zarazem niewierzący) – hermeneutyka zaufania przeplata się w ich sercach z hermeneutyką sceptycyzmu i wątpliwości. Jeśli uda się z konfliktu wiary i wątpliwości wewnątrz naszych myśli i serc wytworzyć szczery dialog, pomoże to dojrzeć naszej wierze i może to wesprzeć dialog wierzących z niewierzącymi, którzy wspólnie żyją w pluralistycznym społeczeństwie. Wiara bez krytycznych pytań może prowadzić do fundamentalizmu, bigoterii i fanatyzmu. Wątpliwości, które nie są zdolne powątpiewać same w siebie, mogą prowadzić do cynizmu. Wiara i krytyczne myślenie potrzebują się nawzajem. Dojrzała wiara może żyć z otwartymi pytaniami współczesności i oprzeć się pokusie zbyt prostych odpowiedzi, które proponują niebezpieczne współczesne ideologie.

Kościół katolicki na II Soborze Watykańskim zobowiązał się dążyć do jedności między chrześcijanami, do dialogu z wierzącymi pozostałych religii, z ludźmi niewyznającymi wiary religijnej, do solidarności ze wszystkimi ludźmi, szczególnie biednymi i potrzebującymi. Kościół wyznał, że jest „communio viatorum”, społecznością pielgrzymów, którzy są jeszcze daleko od eschatologicznego celu pełnej jedności z Chrystusem i w Chrystusie. Kościół na Ziemi nie jest „ecclesia triumphans”, Kościołem zwycięskim i doskonałym Kościołem świętych w niebie. Kto uważa jakąkolwiek historyczną postać Kościoła i jej teologię za ostateczną i doskonałą, kto zamienia ziemski Kościół walczący, „ecclesia militans” (Kościół, który ma walczyć przede wszystkim ze swoimi grzechami), za zwycięską ecclesia triumphans dopuszcza się herezji triumfalizmu, grzechu i idolatrii.

Krytykom religii, takim jak Feuerbach, Marks czy Freud zawdzięczamy świadomość, że liczne nasze wyobrażenia Boga były tylko projekcjami naszych lęków i życzeń oraz naszych stosunków społecznych. Friedrichowi Nietzschemu zawdzięczamy świadomość, że ten Bóg naszych wyobrażeń jest martwy. Dietrichowi Bonhoefferowi zawdzięczamy rozpoznanie, że nasza wiara może żyć bez tego Boga naszych Iluzji.

Bonhoeffer, uczeń Mistrza Eckharta i Marcina Lutra, uczył nas, że jedyna autentyczna chrześcijańska transcendencja to samoprzekroczenie ku innym, w solidarnej i ofiarnej miłości. Ku temu samoprzekroczeniu (kenosis) wezwani są dziś nie tylko poszczególni chrześcijanie, ale także nasze Kościoły, całe chrześcijaństwo.

Chrześcijańska dusza

Czy jednak jeśli chrześcijaństwo „przekroczy samo siebie”, to nie straci swojej tożsamości? Ludzi w epoce Marcina Lutra paraliżował strach o zbawienie duszy. W naszej epoce ludzi, narody i wspólnoty religijne oraz Kościoły paraliżuje strach przed utratą tożsamości. Być może pojęcie „tożsamość” nie jest zbyt dalekie od tego, co w przeszłości wyrażało słowo „dusza” – to najcenniejsze w nas, co nas czyni nami samymi. „Co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16, 25).

Populiści, nacjonaliści i fundamentaliści religijni wykorzystują ten strach do realizacji swoich ekonomicznych i politycznych interesów. Nadużywają go podobnie, jak kiedyś strach o zbawienie duszy był nadużywany w czasach sprzedaży odpustów. Proponują w zamian za dusze różne rodzaje kolektywnej tożsamości w postaci nacjonalizmu i politycznego albo religijnego sekciarstwa. Nadużywają także chrześcijańskich symboli i retoryki; czynią z chrześcijaństwa tożsamościową, polityczną ideologię.

Marcin Luter, ale także mistycy katolickiej reformacji – Teresa z Ávili, Jan od Krzyża i Ignacy z Loyoli – rozpoznali drogę zbawienia w wierze, osobistej relacji człowieka z Chrystusem i w relacji Chrystusa do człowieka, w jego samoofiarowaniu się dla mnie (pro me).

To, co tworzy fundament chrześcijańskiej tożsamości i co jest dla nas chrześcijan jednocześnie hermetycznym kluczem do rozumienia historii łącznie z dzisiejszymi znakami czasu, to wydarzenie Wielkiej Nocy, która pewnego razu weszła do historii i stale ją przetwarza. Jestem przekonany, że dziś należy znowu odnowić, przemyśleć i pogłębić teologię Krzyża Marcina Lutra.

Poprzez skumulowane globalne kryzysy naszego świata – zmiany klimatyczne, destrukcję środowiska naturalnego, pandemie chorób zakaźnych, wzrost biedy, wojen i terroryzmu – mamy swój udział w „pasio continua” – w trwającej tajemnicy Krzyża. „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” – pisze św. Paweł. Krzyż jest drogą ku zmartwychwstaniu.

Zmartwychwstanie to nie jest tani happy end; wiara w zmartwychwstanie nie jest łatwą, tanią łaską. Wskrzeszony Jezus przyszedł w tak zmienionej postaci, że na początku nawet jego najbliżsi nie mogli go rozpoznać i długo nie mogli pozbyć się wątpliwości: czy to jest on, czy też nie? Także do nas Chrystus przychodzi w wielu nowych, zaskakujących, ambiwalentnych postaciach.

Przychodzi do nas jak do apostołów po zmartwychwstaniu. Przychodzi w cudzoziemcach, tak jak na drodze do Emaus; poznamy go dopiero przy wspólnym łamaniu chleba. Przychodzi przez zamknięte drzwi naszego strachu, legitymuje się swoimi ranami. Kiedy ignorujemy rany naszego świata, te rany Chrystusa we współczesnym świecie, nie mamy prawa mówić wspólnie z apostołem Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój!”.

Wiara w zmartwychwstanie zawiera w sobie przygodę szukania ukrytego, przemienionego Chrystusa. Prawdziwego Chrystusa, prawdziwy Kościół, prawdziwą wiarę poznamy po tym, że jest zraniona. Zraniony Chrystus, zraniony Kościół, zraniona wiara przynoszą światu dar ducha pokoju i odpuszczenia.

Apateiści i nones

Liczne kościoły w wielu częściach świata, które kiedyś były pełne, dziś są już puste. W wielu miejscach świata – także w tradycyjnie „chrześcijańskich krajach”, jak na przykład w Polsce – szybko rośnie liczba nones – ludzi, którzy na pytanie o swoją tożsamość religijną odpowiadają „żadna”. W wielu krajach spada liczba ludzi, którzy w pełni identyfikują się z Kościołami i biorą aktywny udział w ich życiu. Rośnie liczba byłych katolików i byłych protestantów.

Wśród nones liczni są tacy, którzy zostali rozczarowani, a często zgorszeni stanem swoich Kościołów. Są wśród nich tacy, którzy w Kościołach szukali odpowiedzi na swoje poważne, egzystencjalne pytania, a zamiast nich słyszeli tylko religijne frazesy. Są wśród nich także „apateiści”, obojętni wobec wiary, ponieważ nigdy nie spotkali się z chrześcijaństwem, które mówiłoby do nich zrozumiałym i wiarygodnym językiem. Są wśród nich także ci, którzy byli w dzieciństwie wychowani w wierze, a kiedy wyrośli z infantylnej postaci tej wiary, nikt im nie zaproponował wiary dojrzałej. Kiedy Jezus daje nam za przykład dzieci, nie wzywa nas ku religijności infantylnej, ale raczej ku temu, abyśmy byli jako dzieci otwarci, spontaniczni, chłonni i zdolni do wzrostu oraz uczenia się.

Głównym poselstwem Kościołów jest ewangelizacja. Płodna i efektywna ewangelizacja polega na inkulturacji – na twórczym wcielaniu wiary do żywej kultury, do stylu myślenia i życia ludzi. Nadchodząca reforma Kościoła jest reakcją na długotrwały proces, który był czymś przeciwnym ewangelizacji: proces ekskulturacji chrześcijaństwa z naszego świata. O ekskulturacji możemy mówić tam, gdzie wiara chrześcijańska, ewentualnie jej zewnętrzna forma – Kościół i jego środki wyrazu – tracą wiarygodność, zrozumiałość i płodność. Pewna postać Kościoła staje się wówczas ziarnem, które zamiast samo obumrzeć, aby wydać plon, pozostaje niezmienione i w efekcie zanika jako bezużyteczne.

Dzisiejsza Galilea

Wróćmy jednak do opowieści Wielkanocnej. Ci, którzy przychodzą do „pustego grobu”, nie powinni popadać w smutek. Nie wolno nam lamentować nad martwym chrześcijaństwem przeszłości.Nie wolno nam ignorować głosu, który mówi nam: „Dlaczego szukacie żywego między martwymi? Idźcie do Galilei, tam go zobaczycie!”.

Celem uczniów Jezusa od wielkanocnego poranka do dziś jest szukanie żywego, a jednak często zmienionego do niepoznania Jezusa Chrystusa, szukanie „Galilei dnia dzisiejszego”, w której możemy się z nim spotkać. Czyż tą Galileą dnia dzisiejszego nie jest właśnie ów świat nones, ludzi żyjących poza granicami religii? Czyż nie do nich ma przede wszystkim kierować się nasza misja?

Misyjna praca chrześcijaństwa musi dziś zmierzać najpierw do wnętrza Kościoła. Tam znajdziemy wiele „dolin martwych kości”, w których trzeba głosić Słowo Boże. Dopiero później możemy skierować się ku szerokiemu światu nones poza widzialnymi granicami Kościołów i wspólnot religijnych, ten świat musimy jednak najpierw dobrze zrozumieć. Byłoby nieporozumieniem uważać tych, „którzy z nami nie chodzą”, automatycznie za ateistów albo niewierzących. Musimy także dobrze rozróżniać wśród ateistów. Czy skoro wielu „ateistów” odrzuca określony rodzaj teizmu, ludzkie teorie na temat Boga, to nie oznacza, że są zamknięci na tajemnicę, którą my nazywamy słowem „Bóg”.

My także mamy, podążając śladami Mistrza Eckharta, Dietricha Bonhoeffera i Paula Tillicha, odkrywać i głosić „Boga ponad Bogiem teizmu”.

Częścią „nowej reformacji”, „nowej ewangelizacji” i ekumenizmu XXI wieku jest też przemiana sposobu prowadzenia misji. Nie wolno nam zachowywać się wobec innych jak aroganccy właściciele prawdy. Tylko Jezus może powiedzieć: Ja jestem Prawdą. My nie jesteśmy Jezusem; my jesteśmy niedoskonałymi uczniami Chrystusa, jesteśmy na drodze jego naśladowania, na której Duch stopniowo wprowadza nas do pełni prawdy.

Cel tej drogi, pełnia prawdy to cel eschatologiczny. Teraz widzimy tylko częściowo, jak w zwierciadle, jak w zagadce. Ta świadomość granic naszych indywidualnych i grupowych perspektyw ma nas prowadzić ku pokorze i poznaniu, że do poszerzania tych granic potrzebujemy uważności i szacunku dla doświadczeń innych.

Celem misji nie ma być zyskanie nowych członków Kościołów, aby ich wcisnąć do współczesnych mentalnych i instytucjonalnych granic naszych Kościołów, ale wyjście poza te granice i wspólnie z nimi we wzajemnym szacunku i obustronnie wzbogacającym dialogu podążanie ku Chrystusowi, który jest większy niż nasze wyobrażenia o nim.

Kiedy Kościół wkracza na arenę „wojen kulturowych” ze swoim świeckim środowiskiem, wychodzi z nich zawsze pokonany i zdeformowany; walki kulturowe pogłębiają proces ekskulturacji i sekularyzacji.

Alternatywą dla wojen kulturowych nie jest konformizm i tanie przystosowanie, ale kultura duchowego rozróżniania. W tym rozróżnianiu chodzi o różnicę między „duchem czasu”, który jest mową „tego świata”, a „znakami czasu”, które są mową Boga w wydarzeniach w świecie, społeczeństwie i kulturze. W czasach komunizmu Kościół potrzebował najbardziej cnoty dzielności do obrony. Dziś potrzebuje najbardziej cnoty mądrości, sztuki duchowego rozróżniania.

Program reformy synodalnej, którą rozpoczął papież Franciszek, może mieć znacznie szersze i głębsze znaczenie niż tylko konieczność reformy Kościoła katolickiego. Jestem przekonany, że możliwy jest początek owej nowej reformacji chrześcijaństwa, która nawiąże z jednej strony do Soboru Watykańskiego II, z drugiej – do pentekostalnej rewitalizacji globalnego chrześcijaństwa. Reforma Kościoła musi sięgać o wiele głębiej niż tylko do reformy instytucji kościelnych. Płodność reformy i przyszła żywotność chrześcijaństwa zależy od ponownego odkrycia związku z duchowym i egzystencjalnym wymiarem wiary. Odnowiona i zrozumiana na nowo duchowość chrześcijańska może znacząco wesprzeć duchową kulturę dzisiejszej ludzkości, także daleko poza granicami Kościoła.

Chodzi o więcej niż tylko o jedność chrześcijan czy o pogłębienie dialogu międzyreligijnego. Duch Boży, spiritus creator, nieustannie wytwarza, ożywia i przetwarza tę niedokończoną symfonię stworzenia. Żyje i działa poprzez naszą nadzieję, wiarę i miłość; nieustannie przekracza i burzy wszystkie granice, mury graniczne, które zbudowaliśmy między nami i w nas.

Między nocą a dniem

Na zakończenie chciałbym zacytować chasydzką opowieść. Rabin Pinchas postawił swoim uczniom na pozór proste pytanie: kiedy kończy się noc i zaczyna dzień? „Wtedy, kiedy już jest dość światła, abyśmy mogli rozróżnić psa od owcy” – zaproponował jeden z uczniów. „Wtedy, kiedy możemy rozróżnić drzewo morwowe od figowego” – twierdził inny. „To jest w tym momencie – odpowiedział rabin Pinchas – kiedy możemy w twarzy drugiego człowieka rozpoznać swojego brata czy siostrę. Jak długo to jest niemożliwe, nadal trwa noc”.

W części naszego świata, w części naszych wspólnot wiary i naszych Kościołów, w części naszych serc nadal panuje noc. Panuje tam ciemność uprzedzeń, strachu i nienawiści. Celem nowej reformacji jest przemiana i zjednoczenie chrześcijaństwa w wysiłkach o jedność rodziny ludzkiej.

Jest to cel eschatologiczny, ale w naszej epoce mamy wykonać ważny krok na drodze ku niemu. Polega on na poznaniu i uznaniu – z wszystkimi skutkami – tego, że wszyscy ludzie są naszymi braćmi i siostrami, że mają takie same prawa do swojej godności, do naszego przyjęcia, do szacunku, miłości i solidarności. ©

Z czeskiego przeł. Tomasz Maćkowiak

* Skrócona wersja inauguracyjnego wystąpienia 14 września na Zgromadzeniu Ogólnym Światowej Federacji Luterańskiej w Krakowie. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof, teolog, psycholog, duszpasterz. Wykładowca Uniwersytetu Karola w Pradze. Profesor socjologii, i teologii, doktor filozofii. Laureat Nagrody Templetona (2014) przyznawanej za przekraczanie barier między nauką a wiarą. W czasach komunizmu jedna z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Zaczyna się nowa reformacja