Kochany wujku Hitlerze!

8 maja również Niemcy wspominali zakończenie II wojny światowej: wydarzenie, które dziś postrzegane jest i jako klęska, i jako wyzwolenie od nazizmu. W publicznej debacie cichnie mocny niedawno ton, akcentujący niemieckie cierpienia i ofiary.

11.05.2010

Czyta się kilka minut

"Koloseum" czyli nieukończona hala NSDAP w Norymberdze / fot. Michał Kuźmiński /
"Koloseum" czyli nieukończona hala NSDAP w Norymberdze / fot. Michał Kuźmiński /

Na początku minionej dekady, około roku 2000, w niemiec­kim dyskursie o historii dominować zaczął paradygmat "Niemców-ofiar". Przywołując alianckie naloty i wygnanie z utraconego po 1945 r. Wschodu, stylizowano się na poszkodowanych - czasem tak dalece, że zasadny wydawał się zarzut historycznego rewizjonizmu. Dyskusję napędzały publikacje, np. książki Jörga Friedricha o bombardowanych niemieckich miastach, sprzedające się w setkach tysięcy egzemplarzy, albo działania przewodniczącej Związku Wypędzonych.

Dziś mało kto pamięta o Friedrichu i mało kto mówi o Erice Steinbach. 65 lat po wojnie dyskusja kieruje się znów w stronę paradygmatu "Niemców-sprawców". Dwie przyczyny zdają się kluczowe: biologiczna i aktualna. Coraz mniej liczni są ci, którzy o straszliwej wojnie mogą dać osobiste świadectwo - i tym samym coraz mniej jest czasu, aby oddać im głos. Zaś przyczyna druga to Afganistan. Choć Niemcy są tam od ośmiu lat, dopiero teraz świadomość, że jest to wojna, brutalnie wtargnęła do niemieckiej rzeczywistości - pod postacią obrazów własnych poległych żołnierzy i zabitych afgańskich cywilów.

"I wybaw nas od Żydów i Litwinów..."

To aż zdumiewające, ale 65 lat po II wojnie światowej są jeszcze sprawy, które można odkryć i wydobyć na światło dzienne. Nie mówiąc już o tym, że o wielu tematach na pozór znanych można na nowo opowiedzieć. Liczne filmy dokumentalne i książki dowodzą, że temat II wojny i nazizmu długo jeszcze nie będzie zamknięty jakąś "grubą kreską".

Weźmy choćby film "Die blonde Provinz. Polen und der deutsche Rassenwahn" (Jasnowłosa prowincja. Polacy i niemieckie szaleństwo rasistowskie): wstrząsający dokument wyprodukowany przez Arte i telewizję ARD, a opowiadający o mało znanym w Niemczech rozdziale z dziejów okupacji Wielkopolski. Na ziemi tej, w 1939 r. włączonej administracyjnie do Rzeszy i nazwanej "Krajem Warty", prowadzono rasistowski eksperyment: stworzyć, jak chciał szef SS Heinrich Himmler, "germańskich nadludzi", usuwając z niej Polaków i Żydów - przez wygnanie z domów lub mord.

Także wstrząsający, choć z innych powodów, jest dokument "Lieber Onkel Hitler" (Kochany wujek Hitler), wyprodukowany przez magazyn "Spiegel". Autorzy filmu - jego tematem jest niewolniczy kult, jakim zwykli Niemcy otaczali Hitlera - przeanalizowali listy adresowane do "wodza". Zachowało się ich ponad 100 tys.: najpierw archiwizowała je Kancelaria Rzeszy, a potem przejęła Armia Czerwona. Obraz umysłowości piszących jest przerażający: quasi-religijnym życzeniom ("Wodzu, niech Pan unika przeziębień") towarzyszą pożyteczne prezenty (z komentarzami: "Te skarpety robiłam dla Pana na drutach w czasie, gdy Pan wyzwalał Kraj Sudecki") i świadectwa infantylnej indoktrynacji, jak w liście 13-latki spod Kłajpedy: "Przybądź proszę jak najszybciej i wybaw nas od Żydów i Litwinów".

Insygnia "żołnierskiej męskości"

Nowe fakty prowadzą do nowych konkluzji. Historyk Felix Römer po raz pierwszy przeanalizował wszystkie zachowane akta niemieckich jednostek na froncie wschodnim. Dowodzą one, że generałowie bez skrupułów przekazywali podwładnym zbrodnicze rozkazy Hitlera i je wykonywali. Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości: mit "czystego" Wehrmachtu definitywnie należy do przeszłości. W pracy "Der Kommissarbefehl" (Rozkaz w sprawie komisarzy) Römer wykazuje, że żaden z wyższych dowódców nie występował przeciw takiej "wojnie totalnej", jakiej chciał Hitler - nawet jeśli było oczywiste, iż żądania "wodza" nie tylko łamią normy prawa wojennego, ale są sprzeczne z tradycją i moralnością. Gdy Hitler zadysponował, by wzięci do niewoli oficerowie polityczni Armii Czerwonej byli "natychmiast usuwani przez nasze oddziały", gorliwe dowództwo Wehrmachtu zamieniło ustną dyspozycję w pisemny "rozkaz führera". Wprawdzie historię tę opisano już dawno, ale Römerowi udało się dowieść, jak systemowy charakter miało to działanie: nigdy wcześniej niemieccy dowódcy nie rozkazali żołnierzom tak systematycznego mordowania jeńców.

W kolejnej nowatorskiej publikacji chodzi o wódkę i kobiety traktowane jako insygnia "żołnierskiej męskości". W książce "Eroberungen" (Podboje) Regina Mühlhäuser rozprawia się z legendą, że gwałcili tylko Sowieci. Mühlhäuser dowodzi, że także żołnierze Wehr­machtu stosowali to, co socjolog nazwałby zorganizowaną przemocą seksualną - zwłaszcza wobec Ukrainek i Rosjanek. Apologetom Wehr­machtu, a tacy jeszcze istnieją, trudno będzie podważyć dowody zgromadzone w tej książce. Autorka analizowała pamiętniki, listy z frontu, raporty Wehrmachtu i doszła do wniosku, że niemieccy żołnierze wcale nie zachowywali się tak "rycersko", jak wielu twierdziło po wojnie. Przykładowo, we wsi Bieriezowka pijani żołnierze uprowadzili i zgwałcili wszystkie kobiety w wieku 16-30 lat. W Smoleńsku dowództwo otworzyło burdel dla oficerów, do którego zesłano przymusowo setki dziewcząt. We Lwowie grupa robotnic została zaciągnięta do parku Kościuszki i tam bestialsko zgwałcona. I tak dalej... Przemoc wobec kobiet jako narzędzie wojny - twierdzi autorka - ma miejsce podczas każdej wojny prowadzonej przez mężczyzn.

O gwałtach traktuje też niewielka książka "Warum war ich bloss ein Mädchen?" (Dlaczego byłam tylko dziewczyną?). Niemka, która w 1945 r. miała 15 lat, opisuje w niej - to pierwsza taka publikacja pod nazwiskiem - jak była wielokrotnie gwałcona przez sowieckich żołnierzy. Dziś 80-letnia Gabi Köpp, z zawodu fizyk, nie oskarża. Pokazuje za to, jak niewiele solidarności doświadczyła podczas swych cierpień ze strony niemieckich kobiet. I opisuje swoje życie, w którym odtąd nie było już miejsca na miłość.

Topografie terroru

Punktualnie na 65. rocznicę zakończenia wojny w Berlinie otwarto także - nareszcie - nowy budynek mieszczący wystawę i centrum dokumentacyjne pod nazwą "Topografia terroru". W 1987 r., a więc jeszcze w dawnym Berlinie Zachodnim, powstało - w sąsiedztwie muru berlińskiego - prowizorium tego jednego z najważniejszych dziś centrów dokumentacyjno-edukacyjnych, poświęconych III Rzeszy.

Wtedy eksponaty można było oglądać jeszcze w oryginalnych miejscach: w odkopanych piwnicach - katowniach gestapo, SS i Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). Istniejący nad nimi do 1945 r. kompleks budynków był centralą zorganizowanego terroru; tu urzędowali Reinhard Heydrich i Adolf Eichmann. Otwarta teraz wystawa, w nowym budynku, ale na tym samym miejscu, opowiada o oprawcach i ich zbrodniach oraz o późniejszym, mozolnym ujawnianiu najczarniejszych kart z dziejów Niemiec z lat 1933-45.

W pewnym sensie uzupełnieniem do berlińskiej "Topografii" jest otwarte niedawno pierwsze muzeum poświęcone historii SS, działaniom tej formacji oraz swego rodzaju "równoległym świecie", jaki stworzyła ona wewnątrz nazistowskiego społeczeństwa. Także to muzeum powstało w miejscu autentycznym: w Wewelsburgu koło Paderborn, w dawnej "warowni SS", gdzie czarne brygady Hitlera celebrowały swą ideologię.

Niemcy w obozach NKWD

Obok tego w niemieckim dyskursie zdaje się dziś pojawiać wątek, który wprawdzie był obecny stale, zwłaszcza po 1989 r., ale tym razem zainteresowanie nim jest coraz większe. Mowa o drugim XX-wiecznym totalitaryzmie: komunizmie. Sygnałem tego było już wielkie zainteresowanie powieścią Herty Müller "Atemschaukel" (Huśtawka oddechu), której tematem jest Gułag, i za którą w ubiegłym roku pisarka otrzymała Nobla.

Nie znaczy to jednak, że zbrodnie komunizmu nie były wcześniej tematem debat albo nie było instytucji, które zajmowałyby się ich badaniem. Tym właśnie zajmują się od prawie 20 lat Urząd Gaucka/Birthler (niemiecki odpowiednik Instytutu Pamięci Narodowej), którego zadaniem jest też lustracja osób z życia publicznego (proces ten bynajmniej się w Niemczech nie zakończył), a także liczne fundacje, ośrodki naukowe i organizacje społeczne.

Jak to często bywa, tematy, którymi na co dzień zajmują się te instytucje, stają się przedmiotem uwagi opinii publicznej wówczas, gdy np. ukaże się jakaś szczególna książka. Tak jest i tym razem: wydana niedawno praca Bettiny Greiner "Verdrängter Terror" (Terror wyparty ze świadomości) opowiada o jednym z najczarniejszych rozdziałów z dziejów komunistycznego terroru w Niemczech; w NRD był to temat tabu, a w Niemczech Zachodnich na długo popadł w zapomnienie. Mowa o kilkunastu obozach - de facto koncentracyjnych - które w latach 1945-50 sowieckie NKWD prowadziło na terenie wschodnich Niemiec. Zwykle organizowano je tam, gdzie była gotowa infrastruktura: w Sachsenhausen czy Buchenwaldzie, na miejscu nazistowskich kacetów. NKWD więziło tu i torturowało co najmniej 160 tys. Niemców, głównie niewinnych; dziesiątki tysięcy zginęły.

Niemcom, a zwłaszcza Niemcom z zachodnich landów zarzuca się często, że są "ślepi na lewe oko" - to znaczy, że łagodniej oceniają zbrodnie komunizmu niż zbrodnie nazizmu. Faktem jest, że wiele tematów z historii wymaga tu jeszcze większej uwagi, jak o tym mówią Niemcy - "przepracowania" czy "przezwyciężenia". Na przykład pakt Hitler-Stalin, którym obaj dyktatorzy przypieczętowali los Polaków i Bałtów. Na szczęście, to się w Niemczech zmienia - może wolno, ale jednak.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2010