Jak się człowiek uprze

Gagik Carukjan, najbogatszy z żyjących na Kaukazie Ormian, postanowił wznieść największy na świecie posąg Jezusa, wyższy niż ten ze Świebodzina.

26.09.2022

Czyta się kilka minut

Makieta pomnika Jezusa, który ma stanąć na szczycie góry Hatis / MATERIAŁ PRASOWY
Makieta pomnika Jezusa, który ma stanąć na szczycie góry Hatis / MATERIAŁ PRASOWY

Ormiański Jezus ma być wysoki na 33 metry – tyle ile lat żył na ziemi – a dodatkowo stanie na ponad 40-metrowym cokole. Będzie więc prawie dwukrotnie większy od żelbetowego Króla Świata ze Świebodzina z 2010 r. i najsłynniejszego, Odkupiciela z Rio de Janeiro, rocznik 1931. Jezus brazylijski wznosi się wyżej do nieba niż świebodziński, ponieważ stoi na wierzchołku mierzącej 710 metrów góry Corcovado (Garbus), wznoszącej się nad Rio de Janeiro. Świebodzin stoi na równinie, niespełna sto metrów nad poziomem morza. Jezus ormiański stanie zaś na szczycie góry Hatis, na wysokości ponad 2,5 tys. metrów. Zostanie też pokryty fosforem, co sprawi, że będzie świecił. W ciemnościach widać go będzie jeszcze lepiej niż za dnia.

66-letni Gagik Carukjan jest obecnie politykiem i człowiekiem interesu. Uważany za jednego z najbogatszych – sam twierdzi, że jest najbogatszy – w kraju, z majątkiem liczonym w setkach milionów dolarów. Wiosną ogłosił konkurs na projekt pomnika – wpłynęło ponad trzysta prac. Pamiętał, że w Armenii zarzuca mu się kiczowaty gust, poprosił więc o radę znawców sztuki. Dla zrównoważenia ich smaku dał też prawo głosu – poprzez wysyłanie esemesów – każdemu mieszkańcowi niespełna trzymilionowej Armenii. W maju ogłosił zwycięski projekt autorstwa rzeźbiarza ­Armena Samweljana.

Pomysł Carukjana spodobał się premierowi Nikolowi Paszynianowi, choć jeszcze niedawno uważał Gagika za wroga i próbował go wtrącić do więzienia. Na początku lipca ­Paszynian powiedział, że pomnik Jezusa przyciągnie do Armenii zagranicznych turystów, jak ten brazylijski z góry „Garbusa”, na którą co roku wspina się po pół miliona ludzi, by ze szczytu oglądać panoramę miasta, plaże Copacabana i Ipamena, a także wyrosłe na wzgórzach dzielnice biedoty, fawele.

Uznawszy, że ma błogosławieństwo premiera, 10 lipca Gagik Carukjan urządził ceremonię złożenia kamienia węgielnego pod budowę pomnika. Żeby oszczędzić gościom wspinaczki na samą górę, uroczystość zorganizowano u jej podnóża, we wsi Akunk, na gruntowej drodze wiodącej na wierzchołek – jej przebudowa w asfaltową szosę ma być początkiem wielkiego dzieła.

„To coś naprawdę ogromnego. Być może coś największego w całej Armenii – powiedział na uroczystości minister gospodarki Wahan Kerobjan. – My w rządzie zrobimy wszystko, by to powstało możliwe jak najszybciej”.

Chłop na schwał

O takich jak Gagik mówi się „chłop na schwał”. Jako młodzieniec przerastał rówieśników o głowę, a jako mężczyzna już stateczny – także tuszą, która dodała powagi sylwetce atlety, potężnym ramionom siłacza, bicepsom łamacza podków i byczemu karkowi. Nic dziwnego, że siła, jaką się wyróżniał, pokierowała życiem Gagika i połączyła je na zawsze ze sportem.

Jako chłopak, w rodzinnej wsi Arindż, uprawiał zapasy i boks, a także siłował się na rękę. Dzięki sukcesom w sporcie dostał się na studia, do akademii wychowania fizycznego w stołecznym Erywaniu i wykształcił na nauczyciela gimnastyki i trenera zapasów. Wpierw jednak odsłużył dwa lata w wojsku, w Armii Czerwonej, a nauczycielski dyplom otrzymał, mając już 33 lata. Trzy lata później zdobył swój najcenniejszy sportowy laur – zwyciężył w rozgrywanych w USA zawodach o mistrzostwo świata w siłowaniu się na rękę. Wygrał w kategorii superciężkiej, w której mogli startować zawodnicy ważący ponad 110 kilogramów. Dwa lata później został mistrzem Europy.

Powodem opóźnionej edukacji Gagika był pobyt w więzieniu, w którym jako 23-latek został osadzony za rozboje i udział w zbiorowym gwałcie. Krajanie Gagika powiadają, że o ile nigdy nie brakowało mu krzepy, to rozumu – owszem. Nauka w szkole z trudem wchodziła do głowy, książek nie lubił, za to wdawał się w bijatyki, z których zawsze wychodził zwycięsko. Posłuch wywalczał sobie pięściami. Z tamtych szkolnych lat wzięło się przezwisko, które nosi do dziś, „Dodi Gago” („Głupi Gagik”).

Pałac za wsią

Okazało się, że „Głupi Gagik” miał jednak głowę do interesów. Smykałkę odziedziczył chyba po matce, Rozie, księgowej (ojciec, Mikołaj, pracował w kołchozie jako inżynier elektryk). Interesami zajął się pod koniec lat 80., gdy Związek Radziecki i komunizm chyliły się ku upadkowi. W tamtych czasach wielkiego przełomu i deficytu wielu dorobiło się bogactwa – na przemycie, handlu, na wykupywaniu wszystkiego, co dotąd było państwowe. Wygrywali najzuchwalsi, a także ci, którzy umieli skorzystać ze znajomości i układów. Skąd zdobywali pierwszy milion? – to zwykle otaczała tajemnica. Następne miliony przychodziły już łatwiej.

Pierwsze wielkie pieniądze zarobił Gagik jako szef własnej firmy o nazwie Armenia, która po oddaniu w prywatne ręce kołchozu w rodzinnej wsi rozwinęła interes w branży mleczarskiej i hodowli. Musiało mu się nieźle powodzić, bo w połowie lat 90., do spółki z Francuzami z koncernu piwowarskiego Castel, kupił w pobliskim mieście Abowjan browar Kotjak, zbudowany 20 lat wcześniej przez władze sowieckie. Rodzinne strony Gagika, prowincja Kotjak, położona nieopodal Erywania, na przedgórzu Gór Gegamskich, stały się jego królestwem. Tu wybudował swój pałac, nigdy się stamtąd nie wyniósł.

Jego imperium rozkwitło, gdy założył koncern Multi, w którym zebrał swoje rozliczne interesy – apteki i fabryki lekarstw, sklepy z meblami i odzieżą, biura podróży i hotele, salony samochodowe BMW, Opla, Hyundaia oraz Łady i GAZ-a, cementownię i pasieki. Do browaru dokupił też wytwórnię win, koniaku i wódek Ararat. Pod koniec lat 90. Gagik Carukjan, mistrz w siłowaniu się na rękę, był również jednym z największych w Armenii bogaczy.

Przełom stuleci, złoty czas „Głupiego Gagika”, przypadł na rządy prezydentów Roberta Koczariana (1998-2008) i Serża Sarkisjana (2008-2018). Pierwszy prezydent, ojciec niepodległości Lewon Ter-Petrosjan (1991-98), został obalony przez nich w pałacowym zamachu, gdy próbował ułożyć się z Azerbejdżanem i oddać ormiańską enklawę Górskiego Karabachu. Ormiańscy fedaini pod przywództwem Koczariana i Sarkisjana zdobyli ją w rezultacie wojny secesyjnej z lat 1988-94 i ogłosili samozwańczą niepodległość. Ter-Petrosjan przekonywał, że tylko wymiana „ziemia za ­pokój” zapewni ­Ormianom bezpieczeństwo. Koczarian i Sarkisjan, wywodzący się z Karabachu, nie chcieli o tym nawet słyszeć.

Za rządów Koczariana i Sarkisjana ormiańska republika przepoczwarzyła się w oligarchię, rządzoną przez nieliczną kastę uprzywilejowanych, mających dostęp do władzy i pieniędzy. Jedno zapewniało drugie, a drugie wynikało z pierwszego – sprzężenie zwrotne. Gagik, choć przezywany głupkiem, bardzo szybko tę zależność pojął.

W 2003 r. został posłem z rodzinnego Kotjaku, a rok później założył własną partię polityczną, którą nazwał Kwitnąca Armenia. Zrazu zwolennikami nowej partii stali się ziomkowie Gagika z Kotjaku. Dawał im zarobek, przyjmując do pracy w swoich firmach, za własne pieniądze budował przychodnie zdrowia i szkoły, kładł asfalt na dziurawych drogach, fundował stypendia dla młodych, żeby mogli się uczyć w stolicy, wyjść na ludzi. Nie żałował też grosza na Kościół, odnawiał świątynie, cmentarze i chaczkary – kamienne obeliski i płyty z ormiańskim krzyżem, wystawiane od wieków, by uczcić szczególnie ważne w dziejach Ormian zdarzenia i zasłużone osobistości. Wszystko to pokazywała ludziom telewizja, którą Gagik też sobie kupił. „Nie robię tego dla siebie – mówił. – Ja już wszystko mam”. A ziomkowie powiadali, że nawet jeśli Gagik, jak to politycy, kradnie, to przynajmniej dzieli się pieniędzmi z biednymi.

Gdzie indziej ludzie kryją się z bogactwem, nie chcą, by kłuło w oczy tych, którym się nie poszczęściło. Na Kaukazie jednak z bogactwem się obnosi. „Po co mi to wszystko, jeśli nikt nie będzie wiedział, że to moje” – słyszałem często w Armenii, Azerbejdżanie, Czeczenii, Gruzji. Gagik postawił sobie za wsią istny pałac, na szczycie wzgórza, z widokiem na okolicę i prywatną świątynią. Ma też basen jak się patrzy i park z egzotycznymi drzewami. I menażerię, gdzie trzyma w klatkach swoje ulubione bestie – lwy.

Przyjmuje tu zagranicznych gości, których obsypuje wspaniałymi prezentami – kilku znaczniejszym ministrom dyplomacji z Europy podarował złote pistolety. Powiadają, że pewnego razu nieopodal gagikowego pałacu przejeżdżał sam Władimir Putin. Zainteresował się budowlą na wzgórzu. Wziął ją za zabytek. Kiedy powiedziano mu, że to dom „Głupiego Gagika”, pokręcił tylko głową i rzekł: „Wcale nie taki głupi ten Głupi Gagik”.

W tarapatach

Wróble z erywańskich dachów ćwierkały, że „Głupi Gagik” założył Kwitnącą Armenię za namową Koczariana i że to przychylności prezydenta zawdzięcza swoje miliony. W 2008 r., po drugiej i ostatniej kadencji, ledwie 54-letni Koczarian musiał złożyć prezydenturę. Namaszczonemu na następcę Sarkisjanowi nie ufał, swojej zaś partii założyć nie zdążył – został sprowadzony pilnie z Karabachu – a jako prezydent już zakładać nie mógł. Umyślił więc sobie, że w partii Gagika mieć będzie polityczną bazę i narzędzie nacisku na rządzących. Kiedy w 2008 r. w Erywaniu doszło do ulicznych protestów przeciwko oszukanym wyborom, wieńczącym wyreżyserowaną sukcesję, sprowadzeni przez Gagika ludzie z Kotjaku tłukli demonstrantów razem z policją.

Kwitnąca Armenia stała się drugą, po rządzącej Partii Republikańskiej Sarkisjana, najsilniejszą partią w kraju, a „Głupi Gagik” został wicemarszałkiem parlamentu, jedną z najważniejszych osobistości w kraju. Sprawował ten urząd aż do wiosny 2018 r., gdy opozycja znów wyprowadziła ludzi na ulice, a przywódca „aksamitnej rewolucji” Nikol Paszynian zmusił Sarkisjana do ustąpienia i sam zajął jego miejsce.

Z czwartym prezydentem Carukjanowi nie było po drodze. Paszynian nie zapomniał mu, że gdy w 2008 r. przewodził opozycyjnym protestom, bojówkarze Gagika byli po drugiej stronie barykady. Ledwie przejął władzę, a Gagikowi zarzucono korupcję, tę zwyczajną i polityczną. Zazdrośnicy od dawna narzekali, że nie zabiega o wyborców, tylko kupuje ich sobie, śledczy Paszyniana wykryli, że Carukjan od lat nie płaci podatków, odebrano mu immunitet poselski, ciągano na przesłuchania, przeprowadzano rewizje w pałacu na wzgórzu. W zeszłorocznych wyborach parlamentarnych Kwitnąca Armenia nie wprowadziła do parlamentu ani jednego posła.

Ale może właśnie słabość partii Gagika sprawiła, że Paszynian nagle mu odpuścił. Po przegranej jesienią 2020 r. wojnie o Karabach z Azerami niegdysiejszy ludowy bohater dużo stracił w oczach rodaków i wielu Ormian przeklina go dziś jako zdrajcę narodowej sprawy. Nie może już sobie pozwolić na walkę ze wszystkimi i stara się zdobywać sprzymierzeńców. Prokuratura umorzyła śledztwa przeciwko Gagikowi, a ministerstwo finansów przywróciło koncesje jego kasynom. Miał więc prawo sądzić, że w zapomnienie poszły też zarzuty, że bezprawnie przywłaszczył sobie górę Hatis, na której postanowił wznieść pomnik Jezusa.

Pan świętej góry

Hunan Rubenjan, wójt gminy Akunk, na której terenie leży góra Hatis i osiem wsi u jej podnóża, twierdzi, że 46 hektarów gminnych gruntów na samym wierzchołku kupił w 2008 r. niejaki Norik Petrosjan. Zamierzał pobudować kolejkę linową, ale rozmyślił się i podarował górę Gagikowi. Wójt Rubenjan przysięga, że sprzedał wierzchołek góry, zanim historycy i badacze przyrody z Erywania ogłosili ją pomnikiem przyrody, na którym bez specjalnego zezwolenia władz budować niczego nie wolno.

Kiedy ogłosił, że będzie stawiał pomnik Jezusowi, i nie spotkał się ze sprzeciwem władz, kupił kolejnych dziewięć parceli ziemskich, ponad sto hektarów, na zboczach góry. Podejrzane wydało się, że za prawie 150 hektarów zapłacił grosze, około 50 tys. dolarów, i że poza nim nikt więcej do przetargu nie stanął.

Gagik obiecuje, że pobuduje nie tylko kolejkę linową pod pomnik Zbawiciela, ale postawi wokół hotele, restauracje, sklepy z pamiątkami, a nawet muzeum chrześcijaństwa, pociągnie wodociąg i gaz. „Ludzie u nas co do jednego są za Gagikiem – zaklina się wójt Rubenjan. – Stanie pomnik, przyjadą turyści, będzie robota, będą pieniądze”.

„Dopiero wczoraj mi powiedzieli, że nasza góra to pomnik – wyznał Aramis Serdakjan, odpowiedzialny w urzędzie gminy Akunk za zabytki. – Żyję tu od urodzenia, a pojęcia nie miałem, że to pomnik. Nikt w tej sprawie ze stolicy nie dzwonił, nikt nie przyjeżdżał, nie pytał. A teraz krzyczą na nas, żeśmy sami zniszczyli ślady naszych dziejów. A kto to wiedział? Nikt nie wiedział, to i budowa ruszyła”.

Nazajutrz po uroczystości złożenia „kamienia węgielnego” na zboczu góry pojawiły bowiem się koparki i spychacze. Robotnicy zaczęli budować drogę na wierzchołek, a z Erywania rozległ się lament i protesty przeciwników budowy pomnika Zbawiciela.

Góra kolebka

Hatis nie jest dla Ormian górą zwykłą, ale niemal świętą, choć nie tak świętą jak Ararat, którą uważają za kolebkę narodu i początek historii rodzaju ludzkiego (to na Araracie, po potopie, miała osiąść Arka Noego). To w tej okolicy znajdował się też biblijny Eden, w którym rosło Drzewo Życia.

Według ormiańskich podań tu również, u podnóża gór Hatis i Ary, niecałą godzinę drogi z dzisiejszego Erywania, spotkały się przed bitwą wojska babilońskiej królowej Semiramidy, bogini miłości i zmysłowości, i Ary Pięknego, pierwszego ormiańskiego króla. Ara wzgardził jej uczuciem, więc Semiramida najechała jego królestwo (Ara zginął w bitwie). W 2019 r. wyprawa ormiańskich i włoskich archeologów odkryła na górze Hatis pozostałości po budowlach i cytadelach z epoki żelaza i brązu. „Koparki i spychacze zburzyły je i zasypały ziemią układaną pod pomnik Jezusa” – orzekł Artur Petrosjan, szef tamtej ekspedycji.

Do badaczy przeszłości przyłączyli się obrońcy przyrody i właściciele biur podróży. Przekonywali, że budowa pomnika zniszczy faunę i florę góry Hatis, a także zepsuje widok na Góry Gegamskie – łańcuch wygasłych wulkanów, rozdzielających jezioro Sewan od równiny Araratu. „Pomnik Jezusa nie przyciągnie milionów turystów, ale raczej ich odstraszy. Podróżnicy szukają w świecie osobliwości, ale prawdziwych, a nie z tektury – tłumaczyli w otwartym liście do rządu. – ­Zanim i jeśli w ogóle zjadą się pielgrzymi, uciekną od nas amatorzy pieszych wędrówek i wspinaczki”.

Budowie pomnika Jezusa Chrystusa na górze Hatis sprzeciwił się nawet Apostolski Kościół Ormiański, choć „Głupi Gagik” postanowił wznieść posąg także po to, by cały świat dowiedział się, iż Armenia w 310 r., jako pierwsza, przyjęła chrześcijańską wiarę za religię państwową. „Jesteśmy wdzięczni Gagikowi Carukjanowi za ofiarność i szczodrość, której nigdy nam nie skąpił – oświadczono w Eczmiadzynie, ormiańskim Watykanie. – Ale stawianie pomników Zbawicielowi i czynienie z nich obiektów kultu jest sprzeczne z nauczaniem i tradycją naszego Kościoła. Tak postępują katolicy. Przez prawie dwa tysiące lat nie wznieśliśmy nawet najmniejszego pomnika Chrystusowi, ani naszym świętym, a teraz ma stanąć u nas największy na świecie posąg Zbawiciela?”.

Protesty sprawiły, że kilka dni po uroczystym rozpoczęciu budowy z udziałem ministra gospodarki Kerobjana jego kolega po fachu, minister oświaty, nauki, kultury i sportu Wahram Dumanian, kazał wstrzymać roboty na górze ­Hatis. Do ministra Dumaniana przyłączył się minister ds. przyrody i środowiska naturalnego, a urzędnicy z kancelarii Paszyniana wyjaśnili, że choć premiera zachwyciła idea pomnika, to przed rozpoczęciem budowy pomysłodawca musi przedłożyć w urzędach stosowne dokumenty, konieczne zezwolenia i zgody, zaświadczenia, ekspertyzy i wyliczenia korzyści i strat.

„Głupi Gagik” odparł, że szanując władzę i prawo, a także w trosce o zabytki, przyrodę i tak dalej, kazał przerwać przedsięwzięcie do czasu, aż wszelkie konieczne formalności zostaną dopełnione. Obrońcy przyrody i zabytków skarżą się jednak, że choć kazał wstrzymać budowę pomnika, rozorana koparkami święta góra dalej jest placem budowy, robotnicy przygotowują drogę na wierzchołek, ciągną linie elektryczne, wodociąg i gazociąg. Carukjan zapewnia, że pokona każdą przeszkodę i za trzy lata na górze Hatis stanie największy na świecie, świecący nocą pomnik Jezusa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2022