Historia w okruchach

Pamiętam pogrzeb, któremu się przypatrywałam z okna Burgu. Przesuwał się przed naszymi oczami arcydługi pochód arcybiałych koni ciągnących karawan, wozy i powozy. Służba na koniach i przy powozach miała stroje hiszpańskie, znane nam z szesnastowiecznych portretów. Konie kroczyły szczególnym, »hiszpańskim« krokiem. W osobnej ujeżdżalni hodowano od XVII wieku tę specjalną rasę białych koni poruszających się w sposób uroczysty, podnoszących wysoko przednie nogi charakterystycznie zgięte w kolanach. Odczuwałam w owej chwili kontrast jaskrawy między fenomenalnym przedstawieniem teatralnym z dalekiej przeszłości a toczącą się jednocześnie okrutną wojną światową XX wieku.
 /
/

Ten piękny, pełen szlachetnej prostoty opis, którego nie powstydziliby się pisarze łacińscy Złotego Wieku, dotyczy pogrzebu cesarza Franciszka Józefa - pogrzebu będącego w istocie złożeniem do grobu całej epoki i symbolicznym końcem imperium Habsburgów, które pod rządami nowego cesarza Karola miało istnieć już tylko dwa lata. Ktoś powie - cóż, jeszcze jedno świadectwo historyczne. Tyle że to świadectwo czytaliśmy po raz pierwszy w blisko osiemdziesiąt lat od zaświadczonych w nim wydarzeń, wiedząc, że spisane zostało niedawno i że jego autorka jest być może ostatnim człowiekiem, którego żywa pamięć przechowała obraz tamtych wiedeńskich dni.

***

Szkic "Franciszek Józef" ukazał się w "Tygodniku Powszechnym" pod koniec roku 1995; profesor Karolina Lanckorońska miała wówczas 97 lat. Nie był jedyny; trzy czwarte wydanej teraz książki to teksty publikowane na naszych łamach w połowie minionej dekady. Przychodziły do Jerzego Turowicza, przepisane starannie na komputerze przez współpracowników Pani Profesor. Czasem zastanawialiśmy się, czy nie są to fragmenty wspomnień wydobyte z archiwum, ale rozmaite szczegóły - choćby aluzja do wojny bałkańskiej w finale cytowanego szkicu - wskazywały, że mieszkająca w Rzymie autorka pisze je czy też dyktuje teraz.

Były i wyraźniejsze tropy: portret "Matki Prezydenta", czyli Róży z Potockich Raczyńskiej, nakreślony został na pewno w roku 1993, po śmierci Edwarda Raczyńskiego, nie było też wątpliwości co do daty wspomnienia o zmarłym w 1995 roku Janie Badenim, prezesie Fundacji z Brzezia Lanckorońskich i najbliższym współpracowniku Pani Profesor. "U mnie już było dość późno - pisała wtedy - gdy spotkałam człowieka o wiele ode mnie młodszego, który mi się stał nie tylko przyjacielem, ale i przykładem na resztę życia. Spotkaliśmy się w roku 1975, gdy Jan Badeni miał lat pięćdziesiąt cztery, a ja siedemdziesiąt siedem...".

To już trzecia w ostatnich latach książka Karoliny Lanckorońskiej. "Wspomnienia wojenne" opublikowane zostały przez Znak w 2001 roku, jeszcze za życia autorki, z biograficznym wstępem Lecha Kalinowskiego i Elżbiety Orman. Pośmiertne wydanie "Notatek z podróży do Grecji" przygotował w ubiegłym roku Marek Kunicki-Goldfinger. "Szkice wspomnień" z łamów "TP" i londyńskich "Wiadomości" (tu ukazały się m.in. relacje o rzymskiej wizycie kardynała Wyszyńskiego w 1957 roku i o wyborze papieża Pawła VI) zebrał Paweł Kądziela, a przedmową opatrzył Andrzej Biernacki.

Lektura tych trzech tomów budzi żal, że Pani Profesor - zajęta pracą naukową i edytorską, pochłonięta sprawami Fundacji Lanckorońskich i organizowaniem pomocy dla uczonych w kraju - publikowała tak niewiele, że nie pozostawiła autobiografii. Jednak te skromne obrazki, które zamiast autobiografii otrzymaliśmy, mają nie tylko urok, ale i wielką wartość. Ich siłą jest połączenie dotykalnego niemal konkretu - jak ów kondukt cesarski oglądany z okien wiedeńskiego Burgu - z mimochodem jakby notowaną historiozoficzną refleksją, omiatającą niby reflektorem wiek miniony.

***

"Szkice" rozpoczynają się wspomnieniami z domu rodzinnego, czyli z rezydencji w Rozdole, rozbudowanej przez Karola Lanckorońskiego z empirowego pałacu Kazimierza Rzewuskiego. "Pretensjonalny, pseudomonumentalny, nowy pałac pozostał jakby ciałem obcym w tym łagodnym kraju i w tej okolicy... Ojciec w starszym wieku zdawał sobie jasno z tego sprawę i mówił z żalem: »To ja zepsułem Rozdół!« - pisze Lanckorońska, dodając jednak zaraz: - Gdy byłam dzieckiem, to wszystko było dla mnie oczywiście »śliczne«, bo to był mój dom". Maluje barwną galerię rozdolskich domowników, wśród których są miejscowy lekarz doktor Rawski; opiekun biblioteki i archiwum pan Chotyniecki, potomek starej szlachty; niepiśmienny stangret Dmytro, samodzielnie dokonujący kopernikańskiego odkrycia...

Już w szkicu o panu Chotynieckim pojawia się postać Jacka Malczewskiego - wielki malarz był bowiem przyjacielem Karola Lanckorońskiego, odbył z nim podróż do Azji Mniejszej i przyjeżdżał często do Rozdołu, by pracować (na okładce książki widzimy kilkuletnią Karlę narysowaną jego ręką). I bohaterami dalszych wspomnień będą właściwie tylko postacie sławne, historyczne, od członków rodziny cesarskiej po generała Tadeusza Bora-Komorowskiego i jego żonę.

Często są to potomkowie wielkich rodów, z którymi autorka była skoligacona. Jak Andrzej Potocki, namiestnik Galicji zastrzelony przez ukraińskiego zamachowca Mirosława Siczyńskiego. Skazanemu na śmierć Siczyńskiemu wyrok złagodzono - opowiadał się za tym następca Potockiego, historyk Michał Bobrzyński, zadecydowało zaś wstawiennictwo wdowy po zamordowanym. "Była jedną z najbardziej religijnych osób, jakie spotkałam" - pisze o "cioci Krysi" autorka, wspominając, że później, gdy Siczyński wyjechał do Ameryki i prowadził tam akcję antypolską, sprawczyni ułaskawienia otrzymała od amerykańskich Polaków "długi szereg listów i gorzkich, i ostrych", które bardzo ją bolały.

Lanckorońska dziwi się wprawdzie, czemu Siczyńskiego umieszczono w więzieniu w Stanisławowie, nie zaś na przykład w Tyrolu, i ułatwiono mu w ten sposób ucieczkę, podsumowuje jednak opowieść mocnym zdaniem: "Wyrok śmierci wykonany przez człowieka na drugim człowieku imieniem prawa wydaje mi się zawsze rzeczą przekraczającą właśnie prawo człowieka".

***

"Szkice wspomnień" zawierają ziarno nostalgii czy żalu za odchodzącym światem, nie ma w nich jednak zupełnie sentymentalizmu. Czytając je, ma się wrażenie, że wiekowa autorka jest wciąż tą obróconą ku przyszłości osiemnastolatką, która z podziwem dla wspaniałości hiszpańskiego ceremoniału, ale bez nadmiernych emocji ogląda kondukt będący pożegnaniem dawnej Austrii, bowiem Piłsudski fascynuje ją dużo bardziej niż Franciszek Józef. Karol Lanckoroński umiał pogodzić się z poglądami córki. "Nie dziwiło go - pisze Lanckorońska o ojcu, nie tylko przecież kolekcjonerze i mecenasie sztuki, ale i dostojniku cesarskiego dworu - że moje serce było przy Legionach, a na pytanie, co myśli o brygadierze Piłsudskim, odpowiadał wymijająco, że konspiratorom rzadko się udaje"...

Ten wątek powraca zresztą we wspomnieniu o kardynale Sapieże (nb. czemu na okładce napisano: "Sapiesze"?). Jedno ze spotkań autorki z księciem metropolitą krakowskim związane było bowiem właśnie z cesarskim pogrzebem. W dniach żałoby w pałacu Lanckorońskich przy wiedeńskiej Jacquingasse odbywał się obiad z udziałem arcybiskupa. "Cały Wiedeń był świadom końca epoki wielkiego rozkwitu Austrii. Dzielił to przygnębienie mój ojciec, który marzył do tego czasu o cesarstwie austro-węgiersko-polskim. Ja tych marzeń oczywiście nie podzielałam, toteż uderzył mnie na obiedzie nastrój gościa. Sympatyczny i jakoś bliski mi był w tej chwili jego brak wrażliwości na panującą atmosferę. (...) Miałam wrażenie chłodu ze strony księcia biskupa w obliczu tych wszystkich, dla mnie trochę teatralnych, przepisów i ceremonii. Było mi to ogromnie sympatyczne. Czułam, że nie lubi Austrii i cieszyłam się".

Po ośmiu dziesięcioleciach, z perspektywy kolejnej wojny bałkańskiej Karolina Lanckorońska umiała lepiej docenić zasługi monarchii, zwłaszcza w dziedzinie polityki narodowościowej - ale to już całkiem osobna historia... (Biblioteka "Więzi", Warszawa 2005, s. 160. Przedmowa: Andrzej Biernacki.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2005