Heinz Holliger

W Szwajcarii ludzie nie rozumieją za bardzo naszych określeń przed wojną i po wojnie, tam u nich wojny nie było, ewentualnie docierały jakieś jej odgłosy i relacje emigrantów, ale na ich historii to się nie odbiło, nie stanowi tak oczywistej cezury. Koncert skrzypcowy Heinza Holligera jest utworem wojennym i jednocześnie typowo szwajcarskim, eleganckie konstelacje barw dźwiękowych zmieniają się tu jak w kalejdoskopie i przy pierwszym słuchaniu człowiek jest całkiem skołowany tym bogactwem, dopiero po jakimś czasie dociera do niego sens całości.

11.12.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Sama historia powstania tego utworu mogłaby wypełnić całą tę recenzję, opowiedzmy ją zatem w skrócie: kompozytor otrzymał zamówienie od Orkiestry Szwajcarii Romańskiej i wtedy wykrył, iż skrzypkiem w tej orkiestrze był przez pewien czas Louis Soutter, postać nietuzinkowa, uczeń Eugčne’a Ysa˙e’a, ale też architekt i przede wszystkim malarz - wszechstronnie wykształcony artysta, acz outsider, świetnie pasujący do grona ulubieńców Holligera, takich jak Hölderlin, Beckett czy Robert Walser. Gdy szefem OSR został Ernest Ansermet, dyrygent trzymający orkiestrę “żelazną ręką", przeniósł wiecznie zbuntowanego Souttera ze stanowiska koncertmistrza do ostatniego pulpitu drugich skrzypiec. W ten sposób Soutter stał się “cieniem" - i motyw cienia zasiedla też jego ówczesne obrazy.

Za inspirację do swego “Koncertu" Holliger obrał cztery okresy twórczości Souttera. W części pierwszej jest to etap modernistyczny (sprzed wojny, ale tej pierwszej) - liryczny i nasycony podskórnym emocjonalizmem; tu pojawia się cytat z “III Sonaty" Ysa˙e’a, będący mottem całego utworu (a technika instrumentalna tego wirtuoza z przewagą polifonicznych dwudźwięków przenika całą partię skrzypiec). W części drugiej - obrazy palindromowe, których dodatkową atrakcję stanowi możliwość oglądania “do góry nogami" (w “Koncercie" jest to cykl popisowych wariacji na temat chorału Dies Irae); następnie stadium “cieni": wartka dotychczas akcja ulega tu licznym wstrzymaniom i wyciszeniom, obcujemy naprzemian z atmosferą grozy i uczuciem niepokoju, dochodzą do głosu instrumenty perkusyjne na czele z cymbałami, które nie są ani cyrkowe jak u Strawińskiego, ani “węgierskie" jak u Kurtaga, lecz drapieżne i wręcz drapiące po kręgosłupie. Na koniec wreszcie część “Avant le massacre", zainspirowana grafikami, które Soutter stworzył we wrześniu 1939 r., malując bezpośrednio palcami maczanymi w czarnym atramencie. Tu wszelka wirtuozeria i wybuchowość odchodzi w zapomnienie, zostaje nastrój rezygnacji i pogodzenia się z tym, co już nadeszło - iście, przyznajmy, szwajcarski, acz aktualny i dziś, gdy ze wszech stron otaczają nas jakieś wojny, którym nie możemy zaradzić ani też przed nimi uciec.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2005