Danda

Okupacyjne Andrzejki. W czasie zwyczajowych wróżb młody Jan Józef Szczepański wypisuje na kartce swoje trzy najbardziej oczekiwane życzenia. Potem, nie pokazując innym, pali papier nad popielniczką i połyka popiół. Na zniszczonej kartce były trzy słowa: "Kobieta, Książka, Podróże. Kobietą miała być, jeszcze mu wówczas nieznana, Danuta Wolska.

10.01.2007

Czyta się kilka minut

Danuta Wolska, początek lat 40. /fot. J. Turowicz /
Danuta Wolska, początek lat 40. /fot. J. Turowicz /

W tekście "Łaskawy los" ("TP" nr 2/2000) Szczepański przyznaje, że choć życzenia były tylko trzy, już wówczas nie wierzył w ich realizację. Los okazał się być jednak wielkoduszny do tego stopnia, że ostatecznie pisarz przyznaje: "Kiedy dziś wspominam to wszystko, nie mogę wyjść ze zdumienia. Naprawdę aż tak bogate, aż tak barwne było moje życie? I czymże zasłużyłem? Czyż byłby to tylko darmowy dar losu?".

Nadziei na spełnienie życzeń nie dawała przede wszystkim okupacyjna rzeczywistość i poczucie, że ma się niewielki wpływ na jej kształt. Szczepański (1919-2003) ciężko pracuje fizycznie, zdarza się, że przymiera głodem. Ma za sobą udział w kampanii wrześniowej, działa w konspiracji, nielegalnie studiuje. Obawiając się aresztowania, zostaje konwojentem kolejowym, przez co jego miejscem zamieszkania stają się wagony kolejowe. Ciągłe podróże i nocowanie na podrzędnych stacyjkach wydaje się bezpieczniejsze od mieszkania z matką. Do czasu, bo gestapo ostatecznie wpada na jego trop. Szczepańskiemu udaje się uciec i zaczyna życie zbiega. Najdłużej ukrywa się w Goszycach pod Krakowem, we dworze Zofii z Zawiszów Gąsiorowskiej-Kernowej, koleżanki swojej matki. Tam też schronili się na czas okupacji córka Zofii - Anna (koleżanka Szczepańskiego ze szkoły w Sromowcach Wyżnych prowadzonej przez Olgę Małkowską, wdowę po założycielu harcerstwa) i jej mąż - Jerzy Turowicz. Rezydentów w czasie okupacji we dworze nie brakowało, mimo że do czasów po Powstaniu Warszawskim, kiedy do stołu zasiadało nawet 40 osób, brakowało jeszcze paru lat. Przemieszkiwała tam bliższa i dalsza rodzina, przyjaciele, wysiedleńcy, ukrywano też Żydów, "spalonych" partyzantów, a na okrasę, przez jakiś czas, skoczka spadochronowego rodem z Australii...

"Dom cały czas pełen ludzi - wspominała Anna Turowiczowa w rozmowie z Romanem Graczykiem ("Gazeta Wyborcza" z 23 grudnia 1999 r.). - Matka była zbyt roztargniona i często nieobecna, żeby tak naprawdę nad tym panować. Ale dawała dobry przykład, tworzyła atmosferę, w której pomoc innym stawała się czymś naturalnym". "Ciociuniasia", jak ją pieszczotliwie nazywano, oddała przybyszom własny pokój, przenosząc się do najmniejszego w domu, z trudem mieszczącego tapczan.

Jan Józef chronił się w Goszycach kilkakrotnie: pierwszy raz w 1941 lub 1942 r., ostatni - jesienią 1944 r., kiedy przyjechał tylko na przechowanie, ale postępujący front wykluczył powrót do oddziału partyzanckiego. Goszyce - "miejsce kuszących obietnic. Nie przymusowa kryjówka, lecz oaza unicestwionych przez wojnę uroków życia". Młodziutka Danuta Wolska mieszkała tam od kilku lat, a pierwsze z nią spotkania opisuje Szczepański w opowiadaniu "Trzy czerwone róże" (1982): "Szesnastoletnia Danusia, zwana Dandą, miała brwi jak »skrzydła jaskółki« i nabrzmiałe, chmurnie milczące usta. Właściwie nie była ładna. Raczej to, co się nazywa belle laideur, ale nikt nie mógł się oprzeć jej wdziękowi - wdziękowi »leśnego stworzenia«, płochliwego, tajemniczego i krnąbrnego. Pozwalałem sobie na marzenia. Wybierałem. Najczęściej i z największą ciekawością myślałem o Belle Laideur".

Historie rodzinne

Płochliwe "leśne stworzenie" znalazło się w Goszycach w wyniku szeregu osobistych komplikacji rodziców. Jej ojciec, Juliusz, był czwartym dzieckiem znanej młodopolskiej poetki Maryli z Młodnickich Wolskiej i Wacława Wolskiego, inżyniera i pioniera przemysłu naftowego w Galicji. Mieszkająca we Lwowie rodzina, której dom zwany "Zaświeciem" stał się centrum życia artystycznego i literackiego przełomu wieków, doczekała się piątki dzieci (najstarszy Ludwik był chrześniakiem Władysława Bełzy, który dla niego właśnie napisał znany wiersz: "Kto ty jesteś? Polak mały"). Kazimierz stał się dziedzicem Perepelnik, majątku Wolskich we wschodniej Galicji. Beata, po mężu - Obertyńska, była aktorką i poetką, podczas II wojny została aresztowana przez Sowietów, potem znalazła się w armii gen. Władysława Andersa; Czesław Miłosz w "Spiżarni literackiej" pisał, że "dziwnym zrządzeniem losu wykwintna poetka (...) stała się kronikarką ludzkiego poniżenia". Najmłodsza była Aniela, nazywana Lelą, po mężu Pawlikowska, malarka i graficzka (uczennica Wojciecha Weissa i Kazimierza Sichulskiego), współtwórczyni środowiska artystycznego w Medyce, mieszkanka okupacyjnych Goszyc.

To nie wszystko. Babką Juliusza była Wanda Monné - narzeczona Grottgera, która po jego przedwczesnej, spowodowanej gruźlicą płuc śmierci wyszła za jego najlepszego przyjaciela - Karola Młodnickiego. By rzecz jeszcze bardziej skomplikować, godzi się przypomnieć, że mąż Maryli Wolskiej, Wacław, był rodzonym wujem Zofii Kernowej, czyli sportretowanej przez Szczepańskiego w "Trzech czerwonych różach" ciociuniasi.

"Mój ojciec był dzieckiem, mam wrażenie, niechcianym, a przynajmniej - mało kochanym - wspominała, choć bez cienia żalu, pani Danuta Szczepańska. - A może, po prostu - za dużo już było tych dzieci? No, było jak było, ale matka, artystka i intelektualistka, nie wiązała zbyt dużych nadziei z najmłodszym synem, tak bardzo odstającym od uzdolnień i aspiracji reszty rodzeństwa. W dzieciństwie przeszedł zapalenie opon mózgowych, co zapewne rzutowało na jego wyniki w nauce; miał wadę serca. Trudno mi powiedzieć, czy miał jakiś zawód; mówiło się, że skończył szkołę rolniczą. Brał udział w obronie Lwowa, w archiwum fotograficznym rodziny było nawet jego zdjęcie w mundurze legionowym - domniemywam więc, że służył w Legionach".

Każdego lata wyjeżdżają do Skolego - posiadłości o nazwie Storożka zakupionej przez Młodnickich w 1882 r., w dolinie Oporu. To o tych okolicach właśnie pisała Wolska w, uznanym za jej najlepszy, tomiku poezji "Dzbanek malin": "Po Storożce tęsknić będę do śmierci - o Storożce będę pamiętać umierając. Tak ją kocham, że jej nigdy nie opowiem nikomu". Właśnie stamtąd pochodziła Stefania, młoda ukraińska dziewczyna, którą Wolscy wzięli do siebie do Lwowa. Pomagała w domu, będąc kimś w rodzaju pokojówki.

"A potem mój ojciec się z nią ożenił, co cała rodzina uznała za mezalians - wspominała Danuta Szczepańska. - Niby takie pojęcie uważano już wówczas za staroświeckie i moje ciotki zawsze protestowały, że to nie tak, że wszystko było planowane, ale coś chyba było na rzeczy... Na dodatek urodziłam się odrobinę za wcześnie, biorąc pod uwagę datę ślubu rodziców. Babka była zgorszona: mojej matki w ogóle nie chciała widzieć i dopiero po śmierci Maryli Wolskiej w 1930 r. stosunki z rodziną ojca się poprawiły. Do Perepelnik jeździliśmy na wakacje, na które zapraszała nas żona stryja Kazimierza, niesłychanie miła i kochana osoba. Stryj przesłał nam nawet kiedyś po parze nart, bo tam właśnie je wyrabiano".

Danuta miała zaledwie dwa lata, gdy, chora na koklusz, wyjeżdżała z matką z Goszyc do Perepelnik, gdzie ojciec umierał na zapalenie płuc, jakie wywiązało się po tym, gdy wpadł do lodowatej wody podczas polowania. Już po jego śmierci urodził się syn - Juliusz (po wojnie - aktor i reżyser Teatru Groteska w Krakowie, autor sztuk teatralnych dla dzieci). Po raz kolejny, tym razem matce z dwójką małych dzieci, przyszła z pomocą "poczciwa i kochana ciotka Kernowa", znajdując im pokój w budowanej w Goszycach szkole. Do zmartwień dochodziły skutki tzw. sprawy Kasy Oszczędnościowej z 1899 r., która kończy czas pomyślności finansowej rodziny Wolskich. Jak pisze Krystyna Zabawa we wstępie do "Poezji wybranych" Maryli Wolskiej: "Aby uchronić przed aresztowaniem krewnego - Stanisława Szczepanowskiego - spółka Wolskiego i Odrzywolskiego oddała Kasie cały swój majątek. Był to wyłącznie odruch dobrej woli i szlachetności, nie mieli oni bowiem względem Szczepanowskiego żadnych zobowiązań". Długi, zdaniem pani Danuty, rodzina spłacała do wojny; otrzymany spadek, z którego miała żyć wdowa po Juliuszu i dwójka jego dzieci, nie mógł więc być duży.

"Rentę płaciły na przemian ciotki, Obertyńska i Pawlikowska, ale gdyby nie pomoc ciotki Kernowej, byłoby ciężko. Kiedy dorośliśmy z bratem, mieszkaliśmy w przyszkolnych internatach. Potem moją naukę opłacał wuj Stefan Szuman, u którego rodziny w Krakowie pomieszkiwałam. Tam też wróciłam, gdy w 1945 r. »skończył się świat«, czyli Goszyce. Mieszkając u Szumanów zdałam maturę i poszłam do pracy w księgarni Kamińskiego przy Karmelickiej".

Wojna i dwór

Na razie jednak jest 10 września 1939 r. "Okropny czas na umieranie" - powie kilkadziesiąt lat później pani Danuta.

Na wojnę z Niemcami, pod przewodem Zofii Kernowej, wyruszyli jej mąż i zięć - Romuald Kern i Jerzy Turowicz. W Goszycach zostały Anna Turowiczowa, która za pół roku miała urodzić pierwszą córkę - Elżbietę (Danuta zostanie jej matką chrzestną), 15-letnia Danuta i jej umierająca na raka matka. Był jeszcze okropny bałagan, pracownicy folwarczni, którym nie miał kto wydawać dyspozycji, i 80 krów w oborze. Wanna w łazience była pełna śmietany tak gęstej, że któregoś razu na jej powierzchni ze zdziwieniem zobaczyły ślady mysich łapek - śmietana nie załamała się pod ciężarem gryzonia.

Młodzi Wolscy po śmierci matki zamieszkali na stałe w Goszycach. Danuta z pokojówką Adelcią całe dnie przesiadują w prasowalni: "Prania było bez końca. Naszymi brudami najpierw zajmowała się kobieta, ręcznie je piorąc i to w mydle, które robiło się w domu, dość paskudnym. Prasowało się na długim stole, paląc w piecu drobnym węglem i grzejąc dwie »dusze«. Śpiewałyśmy, plotkowałyśmy... Męską koszulę prasowało się pół godziny, choć krochmalone były tylko mankiety. Było ich sporo, zważywszy że na każdy dzień była jedna. Praca fizyczna »panów i panienek« ze dworu nie była w tamtym czasie niczym szczególnym. Anna robiła przetwory, Jerzy próbował pracować w ogrodzie. Jak on tego nie znosił! Zupełnie się do tego nie nadawał, doszło nawet na tym tle do pewnych nieporozumień z Kernem, który był zawołanym gospodarzem".

"Państwo" bieliło drzewa w sadzie, sadziło kapustę w kompoście, kobiety szyły i przerabiały ubrania. Wysyłano paczki żywnościowe dla więźniów obozów koncentracyjnych. Ale wieczorami, przy lampie naftowej (jednej, bo trzeba było oszczędzać naftę), Turowicz czytał "Króla Ubu" Jarry'ego lub wydawnictwa podziemne, a Zofia Kernowa, oburzając się na cynizm młodych, zachwyconych "Królem Ubu", cerowała znoszone staniki i dziurawe skarpety.

Danuta chodziła jeszcze do wsi z drobnymi usługami pielęgniarskimi: robiła zastrzyki, opatrywała skaleczenia. Pielęgniarska wprawa przydała się w sierpniu 1944 r., kiedy wraz z wujem Szumanem, lekarzem, jako sanitariuszka znalazła się w partyzantce. Trwało to zaledwie parę tygodni - oddział wyruszył na pomoc powstańczej Warszawie i został rozbity gdzieś pod Częstochową. Zostali: ona, wuj Szuman (stracił wówczas palec i nie mógł już być chirurgiem; po wojnie zajął się psychologią) i jeden z młodych Giertychów, ciężko ranny, z kulą w płucach, którą Szuman musiał mu wyjmować bez znieczulenia.

Trzy domy

Gdy w połowie września wróciła do Goszyc - dom zapełniali uciekinierzy z Warszawy. Wśród nich znaleźli się wkrótce Czesław Miłosz, jego żona Janka i teściowa. Pragmatyczny Miłosz, którego przyjaciele zginęli w Powstaniu, uważał ten zryw za niepotrzebny i dość szybko zaznaczyła się różnica zdań między nim a Janem Józefem. Powstały wtedy konflikt załagodzony został dopiero kilkadziesiąt lat później.

Jeszcze nikt nie przypuszczał, że koniec świata jest tak blisko. Rosjanie najpierw zabrali krowy, potem co się komu podobało, a na końcu okazało się, że wszyscy domownicy i goście muszą się wynieść. Gospodarstwo rozparcelowano.

"Zmieniły się czasy, skończył się dom w Goszycach - jedyny, jaki wówczas znałam" - powie pani Danuta, kiedy po śmierci Miłosza w sierpniu 2004 r. przyjdę do niej z dyktafonem, by wypytać o goszycki epizod w życiorysie Noblisty. Była jedyną osobą, która mogła to jeszcze pamiętać. Przypomniała gest niezwykle inteligentnej, choć ostrej w obejściu Janki Miłoszowej, która na "końcu czasów" zaprosiła całą goszycką młodzież, by wypili bruderszaft z jej mężem, "przyszłym Noblistą"... Bruderszaft był zbiorowy i spełniony "na sucho", choć dwór "stał" na wódce. Chowano jednak alkohol przed "Kałmukami".

Wcześniej, podczas ostatniego wojennego Sylwestra, wypije bruderszaft z przyszłym autorem opowiadania "Koniec legendy". Jan Józef opisał w nim pożegnanie ze starym światem, Danuta - zapamiętała tego Sylwestra jako początek czegoś nowego. Pobrali się w 1947 r., a kilkadziesiąt lat wspólnego życia podzielą między mieszkanie w kamienicy na Helclów w Krakowie i dom w Kasince. Dochowają się trójki dzieci: Anuli, Michała i Katarzyny. Niespożytych sił ciociuniasia Kernowa, peowiaczka i wielbicielka Piłsudskiego, do końca życia będzie traktować dom Szczepańskich jak własny. A pani Danuta, choć sama tak by tego nie nazwała, prowadzi życie japońskiej żony - nie ona była najważniejsza, ale wszyscy wokół, którzy dzięki niej mogli być szczęśliwsi.

***

"Z Danusią to może być tylko zobowiązanie na całe życie" - usłyszał Szczepański od przyjaciela.

"I było. I jest" - dopisał w tekście "Łaskawy los".

Teraz już wszystko było. Zostało to, o czym pisała Ewa Szumańska, żegnając w 2003 r. Jana Józefa Szczepańskiego: "Nie było tam miejsca na różne wyrachowania, ugody, małe zawiści, tchórzostwa, pogonie za karierą, apetyty na honory czy skłonność do wyciszania sumień - była przezroczystość, jednoznaczność, spokojna pewność i właśnie światło".

Niemożliwe, by coś takiego mogło zginąć.

PS. Skromny zamiar przypomnienia Miłosza w Goszycach przerodził się w dłuższą rozmowę o młodości i dorastaniu, jaką przeprowadziłam z panią Danutą Szczepańską w sierpniu 2004 r. Wszystkie wypowiedzi, jakie zamieściłam w tekście, pochodzą właśnie z tej rozmowy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2007