Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dzisiaj najłatwiej byłoby uczynić z Mędrców agentów Heroda. Wystarczyłoby kilka niedomówień i podejrzeń. Na dobrą sprawę to po co oni w ogóle wędrowali do Betlejem, gdy tylu porządnych Izraelitów nie słyszało nic o jakichś nadzwyczajnych urodzinach w miasteczku? W jaki sposób nawiązali informacyjny kontakt z Herodem i dlaczego spotkali się z nim "potajemnie" (Mt 2,7)? Czy polecenie "wypytujcie o Dziecię ... i donieście mi" nie stanowi jednoznacznej instrukcji, która nie zostawia miejsca na złudzenia?
Tak łatwo można było zniszczyć niepowtarzalny urok bezinteresownego porywu serca, który zaskakuje u wędrowców ze wschodu. Tak łatwo jedną z piękniejszych scen Ewangelii można by zastąpić infantylną wersją zabawy w małego detektywa; bez zrozumienia istoty tej mądrości, która wyraża się w adoracyjnym pokłonie przed Nowonarodzonym. W takiej perspektywie jedyną pozytywną postacią byłby król Herod.
Chrześcijaństwo przez wieki potrafiło uchronić się od tej wersji radykalizmu, w której podejrzliwość ważniejsza jest od mądrości. Styl Mędrców stanowi zobowiązanie także i dziś, gdy jakże często nauczycieli mądrości usiłuje się szukać wyłącznie w kręgu dworzan Heroda.