Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rada Ministrów przyjęła rozporządzenie w sprawie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę w przyszłym roku. Od 1 stycznia wyniesie ono 4242 zł brutto (czyli 3222 zł na rękę), a minimalna stawka godzinowa wzrośnie do 27,70 zł. W lipcu przyszłego roku nastąpi kolejna podwyżka; wtedy minimalne wynagrodzenie zwiększy się do 4300 zł, a stawka godzinowa – do 28,10 zł.
Podczas zwołanej z tej okazji konferencji prasowej premier Morawiecki podkreślał: „gdy przejmowaliśmy stery rządów, to płaca minimalna wynosiła 1750 zł”. Konferencja miała nawet hasło przewodnie: „Rząd blisko ludzi”. Tym razem chodzi jednak wyłącznie o kiełbasę wyborczą. Rząd musi waloryzować minimum płacowe ze względu na inflację powyżej progu 5,5 proc. – nakazuje to obowiązująca od 21 lat ustawa o minimalnym wynagrodzeniu za pracę. W przyszłorocznym budżecie założono inflację na poziomie 6,5 proc. Płace pójdą jednak w górę gwałtowniej i to już czysty ukłon w stronę najgorzej sytuowanych wyborców. W porównaniu z lipcem tego roku, latem 2024 najniższe wynagrodzenie będzie wyższe aż o 19,4 proc.
Rząd szacuje, że najniższą pensję krajową pobiera 3,6 mln osób. Przy okazji obłowi się jednak i budżet wraz z ZUS, bo za sprawą podwyżki pensji minimalnej łączne koszty zatrudnienia pracownika wzrosną w przyszłym roku z 4,2 do 5,1 tys. zł. Licząc z PIT, obciążenie podatkowe jednego etatu wyniesie już 1,9 tys. zł. Wyższe zarobki mają też napędzić słabnącą konsumpcję, a zatem przełożyć się na wpływy z VAT. Podwyżkę odczują wreszcie samozatrudnieni, którzy od lutego zapłacą wyższe składki ZUS.
Stratna będzie również budżetówka. W wielu jej sektorach, choćby edukacji, średnie wynagrodzenie niebezpiecznie zbliża się już do krajowego minimum płacowego. ©℗