Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Naprawdę tak to musi wyglądać? Nie można ugryźć się w język? Nie można znaleźć słowa mniej palącego, mniej dzielącego? Czy władza jest rzeczywiście czymś tak wspaniałym, że dla jej utrzymania lub zdobycia warto podeptać godność przeciwnika? Czy warto dla tego celu podeptać godność własną?
Jakoś inaczej mnie rodzice wychowali… Wiadomo, że człowiek nie jest ideałem, ale kłamać publicznie, poniżać, stosując najbardziej obraźliwe porównania, rzucać błotem ot tak, nie przejmując się, gdzie upadnie? Po co? Żeby dokupić jeszcze trochę ziemi? Kolejnych kilka mieszkań? Zabezpieczyć się w ten sposób na późny wiek? Zabezpieczyć dzieci, rodzinę? Tylko przed czym?
Możliwe, że to jest bardzo prosty mechanizm: chodzi o adrenalinę i nic więcej. Albo jeszcze prostszy: o adrenalinę i posiadanie właśnie. Żadne wartości nie mają tu nic do rzeczy, oprócz tych, które dają się wyrazić w pieniądzach. Nie przysłuchuję się uważnie, ale zdaje się, że nikt już w tej kampanii nie cytuje wielkiej polskiej literatury. Uff, jak dobrze. Przynajmniej tyle. Może nie cytują, bo nie wiedzą, co cytować. Herberta, który modlił się: „żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia”? Który o cnocie pisał, że jest „śmieszna jak strach na wróble / jak sen anarchisty”? Nie, nie, o tym lepiej nie wspominać. Nie ma poezji w kampanii – i może lepiej. Bo jak nawet była, to przecież nie była poezją, tylko wyszarpanym z rąk poety kawałkiem nie wiadomo czego.
Gdy usłyszałem prezydenta cytującego powiedzenie o świniach siedzących w kinie, przyszły mi na myśl jedynie dwa słowa: „Jezus Maria!”. Człowiek chciałby się oburzyć, ale już właściwie nie ma siły. Czuje wstyd – i może także ból. To tak można? No można, jak widać… Człowiek czuje wstyd, choć właściwie nie on powinien się wstydzić, tylko ten, który tak powiedział. Skoro nie potrafi wznieść się ponad jedną konkretną perspektywę, jeden punkt widzenia, mógł chociaż powiedzieć: „Nie dziwię się, ale jednak pewnych słów używać nie wypada”. Albo: „Podzielam złość, ale nie akceptuję formy”. Zamiast tego brnął dalej, uśmiechnięty, zadowolony z siebie. Jezus Maria! Bał się? No może się i bał. Jest prawdą, że nikt cię tak nie sponiewiera, jak twoje własne zaplecze polityczne – jeśli tylko zrobisz krok w bok. Okropne to jest właściwie, „Tygodnik” pisał o tym wielo-krotnie.
Muszę powiedzieć, że ostatnio często rozmyślam o godności. Co to jest ta godność? Czy można ją utracić? Czy można ją odzyskać? Powiadają nam, że jest ona „przyrodzona” i „niezbywalna”, a to znaczy, że cokolwiek byśmy zrobili, nie pozbędziemy się jej ani też nikt nie może nas jej pozbawić. Powiadają też, że jest „nienaruszalna” i że państwo powinno tej nienaruszalności bronić. No ale przecież na własne oczy widzimy, że tak nie jest. Że naruszanie godności to jest sport narodowy i jednocześnie fundament polityki państwa. Że państwo w resztkach swojego majestatu godność przyznaje lub odbiera, a bywa i tak, że cieszy się i wspiera tych, którzy innym godności odmawiają. I że to wszystko daje się ładnie objaśnić i opakować, tak że człowiek już właściwie nie wie – stało się tu coś złego czy nic się nie stało?
Kiedy słyszę z ust głowy państwa frazę „tylko świnie siedzą w kinie”, pozwolę sobie nie film zrecenzować, a prezydenta
Okazuje się, że w polityce nie da się upaść, że każdy upadek można zrelatywizować. Miał rację Różewicz, kiedy pisał, że dziś już nie spada się w dół, lecz we wszystkich kierunkach. No ale on też był poetą – czyli anarchistą – więc pożytek z niego w polityce żaden. ©