Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Główna postać dramatu to Sam Altman, do niedawna prezes OpenAI, organizacji, która miała tworzyć „przyjazną ludzkości” sztuczną inteligencję. Choć Altman w branży znany był od lat, naprawdę głośno zrobiło się o nim pod koniec zeszłego roku, gdy OpenAI wypuściła Chat GPT, który błyskawicznie stał się najpopularniejszą aplikacją konsumencką w historii.
Zamachowiec to Ilya Sutskever, współzałożycieli i dyrektor ds. badań OpenAI, który jeszcze jako student był współtwórcą rozkręcającej się rewolucji sztucznej inteligencji, a dziś jest uważany za jednego z najważniejszych badaczy w branży.
W zeszły czwartek Sutskever poprosił Altmana o rozmowę. Dzień później obaj spotkali się online na Google Meets i Sutskever zakomunikował Altmanowi, że ten decyzją rady nadzorczej został zwolniony z pracy. W pół godziny później firma wydała lakoniczne oświadczenie, w którym poinformowała, że Altman „nie był konsekwentnie szczery w swojej komunikacji”. Tylko tyle. Cezar został zasztyletowany. Tak przynajmniej się wydawało.
Kolejne godziny miały więcej zwrotów akcji niż kiczowata brazylijska telenowela, a sytuacja stawała się coraz bardziej absurdalna. Najpierw OpenAI wyznaczyło nowego, tymczasowego prezesa – dotychczasową dyrektor ds. technologicznych Mirę Murati, a największy partner OpenAI, Microsoft, zapewniał o podtrzymywaniu ścisłej współpracy z organizacją. Tyle że już kilkanaście godzin po „tym akcie mordu” gruchnęła plotka, że OpenAI... prosi Altmana o to, by ten rozważył powrót na stanowisko prezesa.
Powody miały być dwa. Po pierwsze, ponad 700 z 770 pracowników firmy zagroziło, że rzuci papierami, jeśli Altman nie zostanie przywrócony. Po drugie, mimo kurtuazyjnych zapewnień o dobrej współpracy, prezes Microsoftu Satya Nadella miał być wściekły, że zawczasu nikt nie raczył go poinformować o planowanym puczu. A jego zdanie jest kluczowe, bo Microsoft wpompował w OpenAI 14 mld dolarów i jest właścicielem 49 proc. akcji firmy.
Gdy negocjacje między OpenAI a Altmanem nie przyniosły przełomu, w ciągu zaledwie 48 godzin zarząd powołał drugiego tymczasowego prezesa. Został nim Emmett Shear, współzałożyciel popularnego serwisu streamingowego Twitch. W notatce skierowanej do pracowników OpenAI napisano, że ma on „wyjątkową mieszankę umiejętności, wiedzy specjalistycznej i relacji, które pomogą w rozwoju firmy”.
Coraz dziwniejsze wygibasy zarządu OpenAI przerwał wreszcie Microsoft. Okazało się, że Altman dostał propozycję, by stworzyć tam nowy ośrodek zaawansowanych badań nad sztuczną inteligencją. I nie musiałby budować zespołu od zera. Dyrektor do spraw technologicznych cyfrowego giganta Kevin Scott oświadczył na X (dawniej Twitter), że każdy pracownik OpenAI, który zdecyduje się przejść do Microsoftu, może liczyć na dokładnie taką samą pensję, jaką miał w poprzedniej pracy.
Sytuacja zmieniła się w prawdziwą tragikomedię, gdy „Brutus”, czyli Ilya Sutskever... dołączył do pracowników składających rezygnacje w proteście przeciw zwolnieniu Altmana. „Głęboko żałuję swojego udziału w działaniach rady nadzorczej. Nigdy nie chciałem skrzywdzić OpenAI. Kocham wszystko, co razem zbudowaliśmy, i zrobię wszystko, by ponownie zjednoczyć firmę” – napisał na X.
Altman wygrywa
Tylko... co z tego? Dlaczego właściwie świat mają interesować pałacowe intrygi i ostre sztylety milionerów z Doliny Krzemowej? Otóż dlatego, że OpenAI z założenia nie miało być jeszcze jedną firmą technologiczną, a organizacją non-profit, która miała z założenia chronić ludzkość przed niekontrolowanym rozwojem sztucznej inteligencji. Pucz mógł być ostatnią, daremną próbą utrzymania takiego jej charakteru.
Algorytmy demokracji 2023: Populizm na cyfrowych sterydach
Mocno upraszczając dziwaczną strukturę OpenAI, już od kilku lat dzieliła się ona na organizację non-profit, która miała tworzyć „przyjazną ludzkości” sztuczną inteligencję, oraz tę część, której celem była komercjalizacja produktów. Prezes Altman – choć publicznie regularnie opowiadał o bezpieczeństwie – stał na czele sekcji dążącej do zysku. Rada nadzorcza reprezentowała głównie frakcję „bezpieczeństwa”. I chociaż Altman wyglądał na ofiarę puczu, najwyraźniej ograł zarząd. Przyjęcie propozycji od Microsoftu oznaczałoby, że będzie miał – zgodnie z umową inwestorską – dostęp do wyników prac OpenAI, doświadczony zespół i praktycznie nieograniczony budżet. Powrót do macierzystej firmy – że nikt prędko nie będzie w stanie zagrozić jego pozycji. Tak czy inaczej, dostanie niemal wolną rękę.
W środę ponownie pojawiła się informacja o jego powrocie do OpenAI, z którego odejść z kolei miałaby znaczna część dotychczasowej rady nadzorczej. Bez względu na to, czym skończy się ta telenowela, wszystko wskazuje na to, że frakcja apelująca o rozważne, stopniowe budowanie systemów sztucznej inteligencji przegrała. Być może ostatecznie. Pogalopujemy w przyszłość na złamanie karku.