Czas lasu

Wiek drzew zdradzają słoje. Ale o mądrości przyrody – a nawet o tym, jak ograniczyć skutki zmian klimatycznych – mówią dzieje całych lasów. Zwłaszcza górskich.

09.08.2021

Czyta się kilka minut

Edward Żentara w filmie „Siekierezada”  (reż. Witold Leszczyński, na podstawie  powieści Edwarda Stachury). Studio Filmowe Perspektywa, Polska, 1985 r. / INPLUS / EAST NEWS
Edward Żentara w filmie „Siekierezada” (reż. Witold Leszczyński, na podstawie powieści Edwarda Stachury). Studio Filmowe Perspektywa, Polska, 1985 r. / INPLUS / EAST NEWS

Kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Bieszczady nie były takie dzikie – przed II wojną światową należały do najgęściej zaludnionych regionów Polski. Sto lat wcześniej las pokrywał tylko jedną trzecią gór, które teraz uznajemy za królestwo przyrody, naszą małą Alaskę.

Hale i polany rozciągały się na wielkich obszarach, więc gdy po przejściu frontu I wojny światowej Austro-Węgry przystąpiły do budowy karpackich cmentarzy, stawiano je często na odkrytych szczytach, gdzie dziś gęsto rosną buki.

„W reglu dolnym lasy liściaste i mieszane, w górnym iglaste, wyżej piętro alpejskie. Temperatura powietrza spada o pół stopnia na każde sto metrów wzrostu wysokości” – nawet świat, którego jeszcze niedawno uczyliśmy się z podręczników do biologii czy środowiska, miał niezmienne zasady.

Teraz jednak górskie lasy południowej Polski zmieniają się na wielką skalę. W zmianach tych zaś, jak w soczewce, skupiają się problemy, od których uciec się nie da: ekstremalne zjawiska pogodowe i kryzys klimatyczny. A do rozpalającego emocje ekologów i leśników pytania o to, jak gospodarować lasami, dojdzie wkrótce – czy w ogóle trzeba.

Spadek w świerku

Lista zasług lasów górskich dla człowieka jest długa. Przede wszystkim pełnią one rolę osłony przeciwpowodziowej dla terenów położonych niżej. Góry to naturalne zbiorniki retencyjne. W gęstym lesie o kilku piętrach roślinności dotarcie na ziemię może zająć kropli deszczu nawet kilka godzin. Drzewa działają też jak gigantyczne pompy – przytrzymują i wyciągają z ziemi wilgoć, po czym oddają wodę z powrotem do atmosfery.

Karpackie lasy są więc bezcenne, choć z punktu widzenia gospodarki leśnej mniej zyskowne niż np. sosnowe mono­kultury północno-zachodniej Polski (najwięcej drewna w kraju pozyskuje się w Zachodniopomorskiem, najmniej w Małopolsce). I zupełnie inaczej się nimi zarządza.

– Są narażone na surowsze warunki klimatyczne. Leśnicy o tym wiedzą i w górach chętniej niż w lasach nizinnych „współpracują” z przyrodą. Np. częściej korzystają z tzw. odnowień naturalnych – tłumaczy prof. Tomasz Szymura, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Kłopot w tym, że polskie lasy górskie nie zawsze wyglądają tak, jak powinny. Charakterystyczne dla Karpat i Sudetów zbocza porośnięte świerkami dostaliśmy w spadku po leśnikach z XIX wieku. Dziś już wiemy, że sadząc ten gatunek, popełnili błąd.

– Monokultury świerkowe są ­bardzo podatne na zmiany klimatyczne, w szczególności na suszę. Świerk lubi wodę – mówi prof. Szymura. – Osłabione drzewa w jednogatunkowym lesie stają się łatwym łupem dla korników. W górach powinny dominować lasy bukowe i mieszane, z udziałem jodły. W niektórych miejscach już kilkadziesiąt lat temu próbowano w ten sposób przebudowywać drzewostan, wprowadzać gatunki liściaste, ale nie były to działania na wielką skalę. Na pytanie dlaczego, usłyszałem od leśnika: „Nie możemy zalać rynku taką ilością drewna świerkowego”. Obecne zamieranie świerka przyspieszyło ten proces –tłumaczy biolog.

Inne miejsce

Większość – 78 proc. – lasów w polskich Karpatach, czyli pasie rozciągającym się od Cieszyna po Ustrzyki, to własność państwa. Dwiema trzecimi administrują Lasy Państwowe, pozostałe 12 proc. jest zarządzane przez sześć parków narodowych: Babiogórski, Tatrzański, Gorczański, Pieniński, Magurski i Bieszczadzki. Karpaty to również lasy prywatne – należące do indywidualnych właścicieli lub wspólnot leśnych.

To specyficzny teren: przecięty gęstą siecią dróg prowadzonych dolinami i przez przełęcze, latem i w weekendy masowo odwiedzany przez turystów, zimą poddawany gigantycznej presji związanej z ekspansją infrastruktury narciarskiej. Oraz, wbrew stereotypom, gęsto zabudowany. Naprawdę ustronne miejsca, z których do najbliższej miejscowości idzie się dłużej niż dwie godziny, ostały się już tylko w Beskidzie Niskim i Bieszczadach.

Niewiele jest miejsc, gdzie własnościowa mozaika oraz różne – czasem zbieżne, czasem sprzeczne – interesy obszarów ochrony przyrody, lokalnych samorządów, prywatnych właścicieli oraz nadleśnictw pokazują tak wiele, jak na południowych stokach Babiej Góry, najwyższego (1725 m n.p.m.) w Polsce szczytu położonego poza Tatrami.

Potoki prowadzą stąd wody do Dunaju i Morza Czarnego. Dopiero 101 lat temu – jako część Orawy, regionu rozciągającego się stąd aż po Tatry – tereny te znalazły się pierwszy raz w granicach Polski. Wcześniej były tu Węgry. Dziś masyw przedzielony jest granicą ze Słowacją, ale linii podziałów jest więcej.

Na szczyt Babiej Góry, oblegany przez turystów od strony północnej, od Zawoi i Polany Krowiarki, prowadzi stąd tylko jeden szlak. Rzadko można spotkać ludzi. Wiedzie przez las, zrazu łagodnie, drogami leśnymi, wyżej przekracza potok. Niebawem na okolicę roztacza się stąd widok, którego jeszcze kilka lat temu nie było. Olbrzymi obszar powalonych i w większości ściętych już drzew wygląda jak rana na ciele góry. Kilkaset metrów wyżej przebiega granica parku narodowego – tam jednak las stoi.

Przyroda powiedziała leśnikom: „sprawdzam” pamiętnego 19 listopada 2004 r., gdy przemieszczający się nad środkową Europą front atmosferyczny wywołał gwałtowny spadek temperatury i powstanie katastrofalnego w skutkach wiatru, nazwanego przez Słowaków Wielką Kalamitą. W Tatrach, wiejąc przez trzy godziny z prędkością nawet powyżej 200 km na godzinę, przewracał drzewa i na wiele dekad zmienił krajobraz słowackich miejscowości wypoczynkowych. Kolejne wiatry – w 2005, 2009 i 2014 r. – uderzyły także w rejon Babiej Góry, tworząc takie jak to wylesienia.

Po wietrze – kornik

– Ta część lasu, która na pierwszy rzut oka wydaje się wręcz wycięta, należy do Parku Narodowego w jednej trzeciej, pozostałym terenem zarządzają Lasy Państwowe – mówi Paweł Hotała, leśniczy z Obwodu Ochronnego „Orawa”. Obwód ten jest od 1997 r., czyli od momentu poszerzenia granic Babiogórskiego Parku Narodowego, odpowiedzialny za część południowych stoków Babiej Góry.

Paweł Hotała mówi, że martwe drewno, które czasem kole w oczy mieszkańców okolicznych wsi czy turystów, z punktu widzenia przyrodnika jest bezcenne: – Bez tego nie będzie przecież nowego lasu. Na wysokości regla górnego, pomimo notorycznego obumierania drzew, las stoi non stop. Ale niżej każda forma ataku na niego, czy przez grzyby, przez wiatr czy owady – powoduje, że świerk zamiera, i to na ogromnych powierzchniach.

– Tam, gdzie wiatr położył nam drzewa stosunkowo młode, wykorzystaliśmy to do przebudowy lasu na te gatunki, które rosły tu kiedyś, czyli jodłę i buka z domieszką świerku – dodaje Paweł Hotała.

Niedaleko, na terenach administrowanych przez Lasy Państwowe, rozpoczęły się tzw. cięcia sanitarne. Podczas spotkania w dyrekcji Parku Narodowego często pada zastrzeżenie, że inne są cele Lasów Państwowych, inne zaś Parków (te pierwsze działają gospodarczo, zadaniem drugich jest zachowanie, a czasem wspomożenie naturalnych procesów przyrodniczych). Co więcej, choć drewna z lasów zwoziło się w ostatnich latach bardzo dużo, nawet ekolodzy nie zarzucają tu nadleśnictwu działania na szkodę przyrody.

Pytanie jednak: co stanie się z tym lasem w przyszłości?

Zmianę widać

Mateusz Lichosyt, od trzech lat wójt gminy Lipnica Wielka, pamięta, jak po stronie słowackiej, wcześniej niż w Polsce, intensywnie cięto i sadzono nowy las na Babiej Górze. – Pytanie, czy nie powinniśmy byli zrobić tego wcześniej, i w ten sposób powstrzymać kornika? – zastanawia się.

30-letni wójt niedawno otrzymał wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie dla najlepszych włodarzy „Perły Samorządu”. Położona nieco na uboczu, wzdłuż granicy ze Słowacją, Lipnica Wielka dokończyła ostatnio budowę dwóch ścieżek rowerowych, we wsi organizowane jest kino letnie, a w niedawno zbudowanym amfiteatrze – koncerty i transmisje meczów. Gmina chce postawić na zrównoważoną turystykę – w tym na lasy.

– Kiedyś nie byłem tego świadomy, teraz już wiem, że kornik mocno zaatakował także tereny położone w parku narodowym – mówi Mateusz Lichosyt. – Teren jest tam o tyle piękny, że naturalny, nie są prowadzone żadne prace. Ale także na terenie Lasów Państwowych wycinka już się powoli kończy. Nie wygląda to może pięknie, jest dużo pustych przestrzeni. Ale sadzone są nowe drzewa.

Dla przyrodników zmiany, które zaszły na południowych stokach Babiej Góry, były jednak nie do uniknięcia.

Tomasz Pasierbek: – Na terenie regla dolnego świerki wcześniej nie rządziły. Zaczęto je masowo sadzić prawdopodobnie w latach 60. XIX w. Kiedy w 2010 r. prowadziliśmy opis tych lasów, najstarsze drzewostany miały po 145 lat. Średni wiek świerka wynosił 125–130 lat. Skoro sadzono je na tak dużym obszarze, wcześniej musiały występować intensywne cięcia.

Cena po latach

Z czasów, gdy na zlecenie węgierskich właścicieli lasami administrowali leśnicy sprowadzani z Niemiec, zachowało się niewiele dokumentów. Ale czas nasadzeń pokrywa się z okresem intensywnego przemysłu, który potrzebował drewna.

– Świerk był wtedy traktowany niczym leśne zboże – tłumaczy Tomasz Pasierbek. – W reglu dolnym gatunek ten dobrze się czuje i szybko przyrasta. Ale nikt nie zadawał sobie pytania, dlaczego nie było go tu wcześniej. Dolnoreglowy las babiogórski wyglądał inaczej: dominowały jodła i buk. Tymczasem pod koniec XIX w. pojawiły się drzewostany, które nie miały prawa tutaj przetrwać.

Wielka Kalamita, która największe spustoszenia poczyniła po słowackiej stronie Tatr, pokazała, że świerk nie radzi sobie na tym terenie. – Ma płaski system korzeniowy, jest mało odporny na działanie wiatru. Patrząc na pojedyncze drzewa, które pozostały po Wielkiej Kalamicie na Słowacji, od razu zauważymy, że to nie są świerki – mówi dyrektor.

Na Babiej Górze w teren osłabiony przez wiatr przyszedł kornik drukarz. Czuł się tu świetnie: w reglu dolnym okres wegetacyjny jest dłuższy. Tak lasy zapłaciły za decyzje leśników z XIX w. Tomasz Pasierbek: – To wszystko pokazuje, że myśląc o tym, jak gospodarować, zwłaszcza w tak specyficznym miejscu jak lasy górskie, musimy patrzeć na wzorce, które wymusza przyroda. Teren sam podpowiada, co i jak powinno tu rosnąć.

Jak tniemy

Nieco inne od przyrody plany mają Lasy Państwowe, które w 2020 r. na terenie całej Polski pozyskały prawie 40 mln metrów sześciennych drewna. Takim urobkiem można by 40 razy wypełnić warszawski Stadion Narodowy. 120-letni świerk rosnący na wilgotnej i żyznej glebie to ok. 1,3 metra sześciennego tzw. grubizny, czyli surowca drzewnego; najbardziej rozpowszechniona sosna daje jej ok. metra sześciennego – ubiegłoroczne „pozyskanie” przekłada się więc w praktyce na ok. 30 mln ściętych drzew.

Brzmi to niemal apokaliptycznie – a głośne ostatnio spory o Białowieżę czy Puszczę Karpacką sprzyjają powstaniu wrażenia, że w ciągu ostatnich paru lat polskie lasy zdominował hałas pił i harwesterów. Tego jednak nie potwierdzają statystyki: w rekordowym pod względem ścinek 2018 r. wywieźliśmy z lasów o 5,5 mln metrów sześciennych drewna więcej niż w roku ubiegłym.

Niepokoi jednak statystyka w dłuższej perspektywie.

– W ciągu ostatnich 20 lat pozyskanie drewna w całym kraju wzrosło o ok. 45 proc. W 2000 r. wycięto ok. 27,5 mln metrów sześciennych drewna, w 2020 już prawie 40 mln – wylicza prof. Tomasz Szymura.

Ten wzrost coraz trudniej usprawiedliwiać rosnącą powierzchnią lasów. W ostatnich dekadach przybywa ich już niewiele, bo brakuje gruntów, które można zalesiać, a po drugie, przeliczając ilość drewna na powierzchnię, dostaniemy podobne wyniki: w 1990 r. na każde 100 hektarów lasu uzyskaliśmy 202 metry sześcienne drewna, w 2020 r. – dwukrotnie więcej. Czy to oznacza, że prowadzimy gospodarkę rabunkową? Odpowiedź nie jest prosta.

– Oceniając ten wzrost tylko i wyłącznie z perspektywy leśnictwa produkcyjnego można stwierdzić: „wycinamy, bo mamy co wycinać” – mówi prof. Szymura. – W całej Polsce dominują drzewa zasadzone niedługo po wojnie, które obecnie osiągają kulminację przyrostu. Drugim czynnikiem jest duża ilość azotu w glebie, pochodzącego z zanieczyszczeń atmosferycznych, która przyczynia się do wzrostu produkcji tzw. biomasy.

W modelu, o którym mówi biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, drzewo ścina się w bardzo młodym wieku. Dla większości drzew iglastych – od 70 do 120 lat. Wtedy sosna czy świerk wchodzi w dorosłość, a przyrost masy spowalnia. Leśnikom w lasach gospodarczych czekanie się nie opłaca: na miejscu ściętych nastolatków lepiej posadzić szybko rosnące młodziki i nie ryzykować, że starsze drzewo zachoruje lub powali je wiatr.

– Dąb może dożyć 800 lat. Powiedzmy, że to odpowiednik 80 lat u człowieka – tłumaczy prof. Szymura. – W Polsce dęby wycina się w wieku 140–180 lat. Dzisiejsze lasy gospodarcze to król Maciuś w praktyce – same dzieci, bez dorosłych. Nazywamy to „zrównoważoną gospodarką leśną”, ale jeśli sosna żyje ok. 300 lat, a wycina się ją w wieku 120, to tak jakby eksterminować ludzi, którzy przekroczyli czterdziestkę, bo już nie produkują tak wydajnie.

Tymczasem, dodaje biolog, drzewa w średnim wieku oraz stare są kluczowe dla zachowania różnorodności biologicznej, a akumulacja węgla jest największa właśnie w starych drzewostanach – w glebie, próchnicy, martwych i żywych drzewach.

W rękach państwa

Sądząc po liczbach, polska gospodarka leśna wcale nie jest bardziej drapieżna niż europejski standard. Nieco większe Niemcy wycięły w 2020 r. ponad 80 mln metrów sześciennych drewna, dwa razy więcej niż my, większość ze względu na szkodniki (np. kornika). Wyjątkowy jest natomiast polski model zarządzania. Inaczej niż w większości państw Europy, Lasy Państwowe zatrudniają kilkadziesiąt tysięcy ludzi i mają pod „opieką” prawie jedną trzecią terytorium kraju. To państwo w państwie.

Ma to swoje zalety. Dla prawie wszystkich lasów w Polsce – wyjątkiem jest właśnie wiele lasów w górach – można łatwo wprowadzić odpowiednie procedury, by stworzyć spójny model gospodarki leśnej. Próżno szukać u nas np. wielkoobszarowych wycinek po kilka kilometrów kwadratowych. W ramach rębni zupełnej można naraz wyciąć maksymalnie cztery hektary, a każdy zabieg wykonany w lesie musi być wcześniej zapisany w Planie Urządzenia Lasu. Plany te uchwala się raz na 10 lat.

Ale centralizacja rodzi też problemy, zwłaszcza gdy organizacja zarządzająca ogromnym wspólnym dobrem przestaje być transparentna. Łatwo poddające się wpływom politycznym – zwłaszcza na poziomie krajowej i regionalnych dyrekcji – Lasy Państwowe nie zdają tego egzaminu. Pierwszy przykład z brzegu: pomimo wielokrotnych wezwań Komisji Europejskiej, nadal nie istnieje żadna procedura zaskarżenia czy odwołania się od Planów Urządzania Lasu.

Co z tą wodą

Do wyzwań związanych z powalonym przez wiatr lasem na Babiej Górze doszły te, z którymi boryka się już cała Polska: w glebie jest coraz mniej wody.

Zmiany w warunkach atmosferycznych zauważyć można choćby obserwując gryzonie. – Okazało się, że ich rozmieszczenie jest inne, niż się spodziewaliśmy, ponieważ gatunki wcześniej obecne w dolnych partiach dziś zasiedlają już praktycznie cały masyw. Co pokazuje, że zmieniły się warunki, z ich punktu widzenia na korzystniejsze – tłumaczy dyrektor Tomasz Pasierbek.

I dodaje: – Rokiem, który jest podawany za przykład, jeżeli chodzi o obniżenie poziomu wód gruntowych, czyli rokiem suszy, był 2015. U nas nałożyło się to na wiatr z 2014 r., który wyłamał spore obszary lasu. Zaczęło się nieco intensywniejsze zamieranie.


KATASTROFA KLIMATYCZNA - CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM


Czy obniżenie poziomu wód gruntowych to zjawisko stałe? Trudno stwierdzić. Poziom wody jest uzależniony od warunków panujących w danym roku. W tym na razie nie jest źle – zima była długa, wiosna chłodna, a w ostatnim czasie spadło dużo deszczu. Ale pytanie brzmi, czy wody w ziemi jest dostatecznie wiele, aby jej nie zabrakło, nawet jeżeli przyjdzie kolejny suchy rok.

Przyrodnicy mówią, że trend istnieje – widzą to po strumieniach, które kiedyś płynęły sezonowo, a teraz w ich miejscu są suche koryta – ale potwierdzą to i odczują dopiero nasze dzieci.

Cele lasów

Na południowych stokach Babiej Góry Lasy Państwowe i Park Narodowy operują na drzewostanach, których wiek w niektórych miejscach dochodzi do 140 lat. Tak długo udało się je zachować, choć pochodziły ze sztucznego odnowienia. W lasach prywatnych świerki nie dorastają do stu lat. Wszędzie jednak ostateczne słowo należy do przyrody.

– Przejęliśmy drzewostany o niewłaściwym składzie gatunkowym i siedlisku – mówi Paweł Hotała. – Przyroda pokazała, jak to zmienić: pojawił się wiatr, a za nim inne czynniki, m.in. kornik. Odsłoniły się wtedy tereny, gdzie pod spodem była już jodła, gatunek docelowy. Teraz, po kilkunastu latach zabiegów, mamy już w tym miejscu naturalny las.

– Naturalny, czyli taki, który jest wielo­gatunkową mozaiką – dopowiada dyrektor Pasierbek. – Ale nie tylko. Chodzi również o różnice w wieku drzew. Sadzenia i uprawy sprawiają, że mamy do czynienia z drzewostanem jednowiekowym. A gdy drzewa są jednego gatunku i w tym samym wieku, reprezentują taką samą odporność na czynniki środowiskowe. Wiatr kładzie ogromne obszary takiego lasu. Gdy natomiast mamy drzewa różnych gatunków, różniące się między sobą systemami korzeniowymi, wymaganiami dotyczącymi wody i światła – ich odporność jest dużo wyższa. Tego też uczy nas przyroda.

Dyrektor powtarza: – Cele lasów gospodarczych i parków narodowych są zupełnie inne, ale to przyroda podpowiada, jak powinniśmy postępować.

Więcej dróg

Wycinki i inne prace leśne to nie tylko ubytek drzew. Aby dotrzeć w trudno dostępne miejsca lasu, utrzymuje się i wciąż buduje w górach sieć dróg leśnych. Powstają też tzw. szlaki zrywkowe, nazywane czasem „operacyjnymi” – pasy terenu, po których odbywa się zrywka, czyli transport drewna z miejsca ścięcia drzewa do składnic, gdzie z kolei jest ono ładowane na ciągniki i samochody i wywożone z lasu.

Jest to sieć wyjątkowo gęsta. Gdy Andrzej Norbert Affek, Alina Gerlée, Agnieszka Sosnowska i Maria Zachwatowicz, autorzy opracowania opublikowanego przed dwoma laty w „Przeglądzie Geograficznym”, przebadali 120 oddziały leśne znajdujące się pod zarządem Lasów Państwowych w Bieszczadach oraz okolicach Gorlic, okazało się, że na kilometr kwadratowy górskiego lasu przypada tu średnio 12,48 km dróg zrywkowych. To prawie piętnastokrotnie więcej niż gęstość sieci dróg publicznych w Polsce.

Ujmując to inaczej: gdyby wybrać dowolne miejsce w tych lasach na chybił trafił, prawdopodobieństwo, że znajdziemy się w odległości mniejszej niż 50 metrów od jakiejś drogi leśnej czy szlaku zwózki, wynosi 2 do 1. W zasięgu tzw. efektu brzegowego – czyli przerywania ciągłości siedlisk i tworzenia nowych, sztucznych granic – jest od 38 do 86 proc. powierzchni analizowanych lasów.

W wielu miejscach, nawet wbrew wewnętrznym instrukcjom Lasów Państwowych, buduje się równoległe do siebie drogi leśne. Zdaniem badaczy ich gęsta sieć ma wpływ na powstawanie osuwisk i może przyczyniać się do zwiększenia natężenia tzw. powodzi błyskawicznych nawet o kilkanaście procent.

A gdyby tak...

Zapytany o przyszłość górskich lasów w Polsce prof. Tomasz Szymura proponuje rewolucję: – Z uwagi na ich znaczenie dla ochrony przyrody oraz fakt, że w trudnych warunkach terenowych pozyskanie drewna jest kosztowne, najlepiej skupić się na ochronie biernej. Czyli dać im święty spokój – mówi.

Ochrona lasów – poza ewentualną koniecznością naprawy błędów człowieka – jest prosta: wystarczy nic nie robić. W naszej strefie klimatycznej las jest najbardziej naturalnym stanem przyrody. Oczywiście nie będzie to las produkujący wiele drewna w krótkim czasie, a zupełne zatrzymanie gospodarki leśnej jest mało realne. Dlatego ważniejsze pytanie brzmi: które lasy powinniśmy chronić?

Prof. Szymura proponuje, by były to przede wszystkim siedliska Natura 2000 – typy ekosystemów, które odgrywają ważną rolę w bioróżnorodności i są zagrożone przez człowieka. To ponad 30 proc. naszych lasów.

– Dlaczego chronić akurat te obszary? Ze względu na prostotę rozwiązania. Możemy wykorzystać gigantyczną, już wykonaną pracę badawczą. Tworzenie map tych siedlisk w lasach rozpoczęło się w 2006 r. Jeżeli jakieś siedlisko zostało zaklasyfikowane jako Natura 2000, to dlatego, że obszar ten ma szczególną wartość dla zachowania różnorodności biologicznej. Nawet jeżeli znajduje się w złym stanie, to ciągle ma ponadprzeciętną wartość przyrodniczą.

Perspektywa wyłączenia z użytkowania jednej trzeciej polskich lasów brzmi radykalnie. Same Lasy Państwowe w 2021 r. uzyskały z handlu drewnem 8,6 mld zł przychodów i 500 mln zysku. Według danych Polskiej Izby ­Gospodarczej Przemysłu ­Drzewnego sektor drzewny wypracowuje ok. 2,5 proc. krajowego PKB.

Prof. Tomasz Szymura: – Otaczają nas zabetonowane miasta, które ­latem ­nagrzewają się jak patelnie, a kiedy spadnie deszcz, dochodzi do podtopień, bo woda nie ma gdzie wsiąkać. Pola uprawne zalewamy tysiącami litrów pestycydów, fungicydów i herbicydów. Lasy przecinamy drogami, których zwierzęta nie mogą bezpiecznie przekraczać.

Zdaniem biologa z perspektywy zachowania różnorodności biologicznej nie mamy już nadmiaru lasów, które możemy sobie bezpiecznie niszczyć: – Żyjemy w świecie, który się ostatnio bardzo zmienił. Być może w takim, w którym bardziej jest nam potrzebny las niż fabryka desek.

Start do światła

Dyrektor Tomasz Pasierbek: – Oglądanie zamierającego drzewostanu wydaje nam się nienaturalne. Ale przecież każde drzewo rodzi się i umiera. To, co obserwujemy teraz na terenie regla górnego na Babiej Górze, a co wygląda jak masowe zamieranie świerka, wynika z tego, że osiągnął on kres swojego życia. A odnowienie świerczyny, czyli całego zbiorowiska, wymaga tzw. rozpadu wielkopowierzchniowego. Musi być większy obszar, gdzie młode świerki dostaną dużo światła, ale też gdzie jest obfitość martwego drewna. Na takiej wysokości martwe drewno jest warunkiem wykiełkowania nowego pokolenia lasu.

Jednym słowem stan lasu nie zawsze jest świadectwem czasów – bardziej kapsułą czasu z przeszłości. Dla przyrodników obserwowanie takich zmian, jak na Babiej Górze, jest tym, czym dla astronomów obserwowanie przelotu komety Halleya – zdarza się wyjątkowo rzadko.

– Za 20-30 lat ten las będzie wyglądał zupełnie inaczej. W miejscach, gdzie dziś stoją suche świerki, będzie przepiękny zielony las – mówi Tomasz Pasierbek. – Już teraz trudno tamtędy przejść, tak gęste jest to odnowienie. Tylko czeka, żeby wystartować do światła.

Dyrektor dodaje: – Pojawiają się głosy, że na terenie Parku Narodowego jest dużo kornika. To dlaczego na dole lasu nie ma, a na górze, już na terenie Parku, las jest? Przecież nie dlatego, że świerki poza Parkiem są dla kornika smaczniejsze.

Zdaniem przyrodników lasy górskie w Polsce można porównywać z lasami borealnymi – tajgą, lasami północnej Skandynawii czy Kanady. Tam naturalnym bodźcem do odnawiania się lasu są wielkie pożary. – Gasi się je w chwili, gdy zaczynają zagrażać człowiekowi. Ale tak długo, jak płonie sam las, jest to pozostawione jako element naturalny. W warunkach górskich w Polsce odpowiednikiem tego jest wiatr, wspomagany później przez opieńkę, hubę i kornika – tłumaczy Tomasz Pasierbek.

Chcemy sadzić

Wójt Lipnicy Wielkiej również widzi, jak zmiany w lasach przyspieszają w ostatnich latach. Jako dziecko pomagał rodzicom w pielęgnacji i sprzątaniu lasu. Teraz prywatni właściciele coraz rzadziej wchodzą między swoje drzewa.

– Powszechne, zwłaszcza tu, w górach, jest jeszcze palenie drewnem. Ale dziś od tego już się odchodzi. Dopóki można było palić drewnem, prywatne lasy były wysprzątane. Teraz jest z tym nieco gorzej – mówi Mateusz Lichosyt. I powtarza, że las ma dla niego wartość strategiczną, może pomóc w rozwoju turystyki: – Cieszy mnie, że Lasy Państwowe zaczynają udostępniać bezpłatne miejsca do biwakowania, tworzą nowe pola namiotowe. Teraz czas na zmianę świadomości. Żeby wszyscy wiedzieli, że gdy wytniemy jedno drzewo, trzeba posadzić ich dziesięć – mówi wójt. Chciałbym, aby każdy czwartoklasista z Lipnicy dostał pod opiekę jedno drzewo. I aby kilka lat później, gdy będzie kończył szkołę, przekazał je młodszym.

Idzie nowe

Spór o lasy będzie narastał, bo w dobie katastrofy klimatycznej będziemy potrzebowali mniejszej, a nie bardziej intensywnej gospodarki leśnej. Pierwsze duże zmiany może przynieść Strategia Leśna Unii Europejskiej, będąca częścią tzw. Zielonego Ładu. Planuje się m.in. ustanowienie obszarów chronionych na co najmniej 30 proc. powierzchni lądowej i 30 proc. powierzchni morskiej Europy oraz objęcie ścisłą ochroną jednej trzeciej tych terenów, w tym wszystkich pozostałych w Unii lasów pierwotnych i starodrzewów.

W Polsce ochroną ścisłą zostaną objęte przede wszystkim lasy – bo niewiele innych terenów do ochrony nam zostało. – Z użytku gospodarczego może będzie trzeba wyłączyć około 2,7 mln hektarów, co stanowi około 30 proc. powierzchni naszych lasów. Dokładny efekt zależy w dużej mierze od przyjętej w prawie definicji ochrony ścisłej czy „starodrzewu” – mówi Tomasz Szymura.

„Stary las” niekoniecznie oznacza stare drzewa. Prof. Szymura odwołuje się do angielskiego terminu ancient forests. To lasy, które przetrwały największą falę wylesień w Europie w XVII i XVIII w., czyli z perspektywy ludzkości miejsca, w których las był zawsze. Nawet jeśli drzewa położył huragan, to pozostało ukryte w glebie bogactwo mikroorganizmów, grzybów, połączeń mikoryzowych. Niezależnie od tego, że rosną nad nimi zaledwie 120-letnie świerki.

Podobnie jak pozornie zniszczony przez wiatr las na Babiej Górze, właśnie takie tereny są bezcenne dla zachowania bioróżnorodności.

Dopóki w ogóle istnieją. ©℗
 

WSZYSTKIE LASY NASZE SĄ

„LAS, którego głównym celem jest produkcja drewna” – czytamy w słowniku na stronie Lasów Państwowych pod hasłem „Las produkcyjny, użytkowy”. Niestety, nie dodano: „dla człowieka” – gdyż sam dla siebie las drewna nie produkuje. Ten złożony i trwały ekosystem składa się z tysięcy współzależności, nie tylko między roślinami i zwierzętami, ale także między poszczególnymi piętrami, od drzew przez krzewy, zioła i krzewinki po mchy i porosty.

 

PIERWOTNYCH LASÓW – czyli ukształtowanych na zasadach doboru naturalnego i rozwijających się bez ingerencji człowieka – zachowało się już w polskich Karpatach niewiele. Przeważająca większość to lasy naturalne, powstałe bez udziału człowieka i trwające w wyniku naturalnych procesów przyrodniczych: odnowienia, dojrzewania, starzenia i rozpadu. Niektóre elementy ich życia – jak opieńka, huby czy kornik – są szkodliwe z punktu widzenia gospodarki, często jednak wskazują na miejsca, gdzie w wyniku wcześniejszych błędów człowieka las jest słaby.

 

W TYCH NIEOBJĘTYCH OCHRONĄ prowadzi się zwykle gospodarkę leśną, choć w warunkach górskich – ze względu na trudną dostępność terenu, krótszy okres wegetacji, ryzyko erozji i powstawania osuwisk – ma ona nieco inny charakter. W górach częściej niż na nizinach do lasu wjeżdża ciężki sprzęt. Poszczególne wydzielenia są wolne od cięć przez stosunkowo krótki czas, drewno z reguły pozyskuje się na całym obszarze poszczególnych nadleśnictw.

 

W KARPATACH leśnicy także posługują się pojęciem „odnowienie lasu”, które oznacza wprowadzenie kolejnego jego pokolenia na miejsce drzewostanu wyciętego lub zniszczonego przez klęski żywiołowe, choroby lub owady. Odnowienie naturalne postępuje w zasadzie samo, może być jednak – jak to ma często miejsce w parkach narodowych – wspomagane przez człowieka. W lasach dokonuje się również tzw. cięć sanitarnych, czyli usuwa się drzewa chore, obumierające i obumarłe. Jednym z celów jest minimalizowanie ryzyka pożaru – choć akurat w lasach górskich, ze względu na dużą wilgotność i chłodniejszy klimat, pożary właściwie nie występują. ©(P)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2021