Zwyczajne katastrofy

Niosąca śmierć i zniszczenie fala tsunami obudziła głosy rozczarowania w stosunku do nauki. Mamy do niej żal, że nie spełnia naszych oczekiwań życia w bezpiecznym, przewidywalnym świecie. W tym kontekście stawiane jest pytanie, na ile zrodzone przez naukę społeczeństwo technologiczne jest w stanie zaspokoić najgłębsze potrzeby człowieka.

09.01.2005

Czyta się kilka minut

Pytanie to jest zasadne, zbyt często jednak przypisuje się nauce dążenia czy obietnice, których nigdy nie zgłaszała. To raczej politycy, media, świat komercji i różni społeczni demagodzy - często odwołujący się w swej propagandzie do nauki - w zależności od potrzeb kreowali obraz świata absolutnie bezpiecznego albo absolutnie niebezpiecznego. Napoleon pozwolił sobie kiedyś na uwagę wobec Laplace’a: "Napisałeś tę wielką księgę ["Exposition du systeme du monde"] ani razu nie wspominając o Autorze Wszechświata". Uczony zripostował: "Panie, ta hipoteza nie była mi potrzebna." Odpowiedź nie dotyczyła problemu istnienia bądź nieistnienia Boga, ale tego, czy do zrozumienia ruchów ciał niebieskich wystarczą obserwacje i równania matematyczne. Wystarczą. Ostatnie słowa Laplace’a brzmiały podobno: "Nasza wiedza jest ograniczona, nasza niewiedza niezmierzona."

Nauka nie zajmuje się szukaniem odpowiedzi na pytania o sens życia, sens cierpienia, dobro i zło, piękno i brzydotę, o to, dlaczego w ogóle istnieje raczej coś niż nic, i wiele innych, podobnych. Prawda naukowa o świecie nie może być pomijana, co nie oznacza, że jest prawdą pełną. Istnieje jeszcze coś, co można nazwać prawdą poetycką, prawdą związaną z przeżywaniem świata fizycznego, bolesnym odczuwaniem "ześlizgiwania się jestestwa w nicość", szukaniem odpowiedzi na pytania egzystencjalne. Nauka może pomóc w poszukiwaniu takiej prawdy tylko o tyle, o ile rozwinięcie świadomości, wrażliwości, zdolności intelektualnych, skłonności do myślenia spekulacyjnego, jest w tym pomocne (co wcale nie jest oczywiste!). Zainteresowanych odsyłam do serii wykładów Richarda Feynmana, fizyka, laureata Nagrody Nobla z 1965 r., pt. "Sens tego wszystkiego. Rozważania o życiu, religii, polityce i nauce" (polskie wydanie, Prószyński i S-ka, 1999).

Twórcza siła katastrof

Katastrofy naturalne są elementem świata fizycznego i raczej regułą, a nie wyjątkiem. Jako nieodłączny składnik natury wiążą się tak samo ze zniszczeniem, jak z tworzeniem, czyli przemianami tego świata. My sami jesteśmy częścią tego procesu. Wszechświat powstał w wyniku największej "katastrofy" w dziejach - Wielkiego Wybuchu, który miał miejsce około 14 miliardów lat temu i którego skutki obserwujemy dziś jako rozszerzanie się Kosmosu i resztkowe promieniowanie mikrofalowe, wypełniające całą przestrzeń. Niektórzy spekulują, że sam Wielki Wybuch był wynikiem katastrofalnego zderzenia się struktur innych niż nasz widoczny Wszechświat, a z energii tego zderzenia zrodziło się wszystko, co widzimy.

Ziemia, wszystko co nas otacza, my sami, jesteśmy zrobieni z atomów, które powstały przed miliardami lat we wnętrzach gwiazd i które zostały rozproszone w przestrzeni w wyniku katastrofalnych wybuchów gwiazd supernowych. Takie wybuchy są czymś powszechnym w Kosmosie. Astronomowie obserwują ich co roku setki. Nasz Księżyc powstał prawdopodobnie w wyniku katastrofalnego zderzenia Ziemi z jakimś ciałem niebieskim na początku istnienia Układu Słonecznego, ponad 4 miliardy lat temu. Bez Księżyca ruch Ziemi byłby niestabilny, Ziemia koziołkowałaby po orbicie wokół Słońca i życie zapewne nie mogłoby istnieć (w każdym razie nie w takiej formie, jaką znamy).

Istnieje hipoteza, że wodę na naszej planecie zawdzięczamy katastrofalnemu bombardowaniu przez komety (złożone w dużej części z wody). Potwierdzają taką możliwość znalezione na Księżycu złoża lodu, najpewniej pochodzenia kometarnego. Na początku swego istnienia Ziemia przechodziła równie intensywny okres bombardowania z Kosmosu, co nasz naturalny satelita (kratery uderzeniowe możemy na nim zobaczyć posługując się zwykłą lornetką). Tylko dzięki erozji i pokryciu dużej części naszej planety przez oceany, ślady kraterów są na Ziemi ledwo widoczne. Dwa miliardy lat temu, w Oklo (Gabon), wskutek kumulacji nanoszonych przez wodę rud uranu, zapłonął naturalny reaktor jądrowy, w którym reakcja łańcuchowa trwała około 50 milionów lat. Nie wiadomo, jakie miało to znaczenie dla ewolucji życia na Ziemi (które wtedy istniało już od ponad 1,5 miliarda lat).

W ciągu ostatnich 2,5 miliarda lat Zmienia przechodziła okresy wielkich zlodowaceń i zanikania lodu. Powodowane były one zarówno rozwojem życia (i związanymi z tym zmianami w składzie atmosfery), jak i większą niż dziś aktywnością wulkaniczną. Z obecnej perspektywy były to procesy o katastroficznych rozmiarach. Katastrofalne wymieranie gatunków (np. dinozaurów kilkadziesiąt milionów lat temu), związane zapewne z gwałtownymi zmianami klimatu, które wywołane zostały być może zderzeniem Ziemi z innym ciałem niebieskim lub zmianą jasności Słońca, miały wielkie znaczenie dla ewolucji. Katastrofalnych rozmiarów ruchy górotwórcze i ruchy płyt tektonicznych ukształtowały krajobraz naszej planety, a wpływając na klimat i oddzielając krainy geograficzne, przyczyniły się do powstania rozdzielonych nisz ekologicznych, którym zawdzięczamy cudowną różnorodność świata.

Była wiedza i był czas

Te naturalne katastrofy nie skończyły się wraz z wejściem człowieka na scenę dziejów. Ostatnie zlodowacenie w Europie skończyło się kilkanaście tysięcy lat temu. Człowiek mógł już być jego świadkiem. W mrokach niepamięci ginie legendarna Atlantyda, której los może łatwiej nam sobie wyobrazić teraz, po tym, co stało się w Azji. Biblijna Sodoma i Gomora przypominają Pompeje, zniszczone wskutek wybuchu Wezuwiusza w 79 roku. Lista erupcji wulkanów, które w czasach historycznych spowodowały śmierć więcej niż 500 osób, obejmuje 24 zdarzenia, z wybuchami Tambora, w 1815 r. (92 tysiące ofiar, które zmarły głównie z powodu wywołanego katastrofą głodu) i Krakatau w 1883 r. (36,5 tysiąca ofiar, zabitych głównie przez wywołane erupcją tsunami) na czele.

Tsunami z 2004 r. jest uważane za najbardziej niszczycielskie w dziejach. Wcześniej 40 tys. ludzi zginęło wskutek tego zjawiska w 1782 r., po trzęsieniu ziemi w południowych Chinach. Tsunami wywołane trzęsieniem ziemi, które zniszczyło Lizbonę w 1775 r. (i zabiło 60 tysięcy ludzi w Portugalii, Hiszpanii i Północnej Afryce), wywołało na Karaibach fale o wysokości 7 metrów. W 1908 r., kilka kilometrów nad doliną rzeki Tunguska na Syberii, eksplodował obiekt z Kosmosu (planetoida lub kometa). Powalonych zostało 80 milionów. drzew, spustoszony został obszar o powierzchni przeszło 2 tysięcy kilometrów kwadratowych (dwa średniej wielkości polskie powiaty). Nie ma danych na temat ofiar. Ten odległy obszar na Syberii nie był zamieszkały.

Ta długa lista przykładów obejmuje zjawiska, którym człowiek nie może zapobiec. Jednak dzięki nauce znamy ich naturę. Możemy się zastanawiać, jak ograniczać ich skutki. Pamiętam swój pobyt w 1988 r. - tuż po trzęsieniu ziemi w południowej Kalifornii - w Carnegie Observatories w Pasadenie. Stary budynek tej instytucji, pochodzący z początku XX w., w wyniku wstrząsów popękał na tyle, że trzeba było go rozebrać. Nowy, wielopiętrowy, zbudowany na początku lat 80., zgodnie z naukową wiedzą na temat sejsmologii, w ogóle nie ucierpiał.

Na Pacyfiku działa system ostrzegania przed tsunami. Podobny znajdzie się już wkrótce na Oceanie Indyjskim. Satelitarny system meteorologiczny pozwala zmniejszać niszczycielskie skutki tajfunów i cyklonów. Prace wulkanologów - zawczasu ewakuować ludność. Ofiary tsunami w Afryce, a pewnie i na Sri Lance, są ofiarami ludzkich błędów i zaniedbań, a nie braku naukowej wiedzy. Zaraz po pierwszych wstrząsach wiadomo było, co się dzieje. Była wiedza i był czas, by ostrzec ludzi przez nadciągającą falą. Agencje donoszą o małej bohaterce tsunami z 2004 r.. 10-letnia Angielka, która na wyspie Phuket w Tajlandii spędzała z rodzicami i 7-letnią siostrą wakacje, przypomniała sobie, czego nauczyła się na lekcjach geografii. Prawidłowo oceniła obniżenie poziomu wody w oceanie jako zwiastun zbliżającego się tsunami i uratowała życie ok. 100 osobom. Wiedziała, że na ucieczkę mają 10 minut. Niezależnie od tego, ile w tym prawdy, warto się uczyć! Już teraz snuje się projekty ratowania Ziemi przed ewentualnym zderzeniem z ciałem niebieskim. Nauka nie jest w stanie zapobiec zachodzącym na wielką skalę katastrofalnym zjawiskom w przyrodzie, ale pozwala je często przewidzieć, zrozumieć i zminimalizować skutki.

To nauka pomogła człowiekowi zwalczyć większość epidemii, wyżywić (prawie cały) świat, ograniczyć śmiertelność niemowląt, zapewnić godziwe warunki życia sporej części ludzkości, leczyć wiele wcześniej nieuleczalnych chorób. Technika oparta na wiedzy naukowej uwolniła znaczną część ludzkości od ciężkiej, niszczącej pracy fizycznej. Dzięki temu wszystkiemu w ciągu ostatnich dwustu lat liczba ludzi na świecie wzrosła niemal dziesięciokrotnie.

To rodzi nowe problemy, których rozwiązywanie zależy nie tylko od naukowców, ale i przywódców duchowych i politycznych, a w ostatecznym rozrachunku od samych ludzi. Rzeź w Ruandzie miała miejsce w kraju o największej w Afryce gęstości zaludnienia. Katastrofy upadku Rzymu, zagłady Indian, wojen religijnych w Europie, dwóch wojen światowych, przyćmiewają w swych niszczycielskich skutkach wszystkie znane katastrofy naturalne w dziejach, razem wzięte! To ludzie je wywołali i to ludzie nie potrafili im zapobiec.

Pohamować "chciejstwo"

Ograniczony obszar naukowego poznania nie umniejsza obiektywnego charakteru prawdy naukowej. Brednie dekonstrukcjonistów, że prawa fizyki to tylko metafory, wynikające z kulturowego kontekstu, nie zasługują nawet na polemikę. Wystarczy wyobrazić sobie zwolennika takiego interpretowania prawa powszechnego ciążenia, wystawionego za kołnierz poza barierkę balkonu na 10. piętrze. Znając wysokość nad ziemią, fizyk bez trudu obliczy po jakim czasie wypuszczony z ręki dekonstrukcjonista rozbije się o ziemię (około 2,5 sekundy). Wie też, że ten czas nie zależy od masy ignoranta. Zwolennikowi traktowania prawa powszechnego ciążenia jako metafory zrodzonej w kulturowym kontekście nic nie pomogą próby dekonstuowania tej teorii fizycznej. Ziemia, na którą upadnie po czasie obliczonym z praw ruchu jednostajnie przyspieszonego, będzie równie twarda, jak powinna być świadomość, że nie ma wolności od praw przyrody. Prawda poetycka podlega interpretacji, a może nawet dekonstrukcji. Prawda naukowa nie.

Ten bezwzględny charakter praw przyrody sprawia, że nie można zbudować perpetuum mobile i trzeba oszczędzać paliwa kopalne. Nie da się też ani podróżować, ani przesyłać informacji z prędkością większą od prędkości światła, co nakłada ograniczenia na szybkość działania komputerów. Nie ma kamienia filozoficznego i trzeba ciężko pracować. Co gorzej, trzeba umrzeć na ostatku, a jak się do tego odnieść, tego nauka nie mówi.

Prawa przyrody nakładają na nas, na nasze poznanie i działanie, fundamentalne ograniczenia. Nasze "chciejstwo" musi zostać pohamowane. Dzięki bezwzględnemu charakterowi praw przyrody możemy jednak snuć jakiekolwiek przewidywania. Np. takie, że jadąc przepisowo szosą katowicką, ze zderzenia z BMW sekretarza stanu w kancelarii prezydenta, sunącego z fantazją 220 km/godz., na pewno nie wyjdziemy z korzyścią. Należy więc unikać bliskich spotkań z ministrem, albo zakazać ministrowi zabawy na drodze. Świat bez znajomości praw przyrody staje się światem gier komputerowych, w których wprowadzając odpowiedni kod możemy sobie zapewnić "dwa (a nawet więcej!) życia", albo światem guseł, zabobonów, czymś w rodzaju Hogwartu. Tyle, że zderzenie z rzeczywistością nie pozostawia złudzeń.

Postęp nauki i techniki umożliwił życie na Ziemi o wiele większej liczbie ludzi niż kiedykolwiek w przeszłości. Ludzie zamieszkują teraz miejsca, które w przeszłości były uznawane za nie nadające się do tego. Wysoko w górach i na pustyniach jesteśmy wystawieni na zwiększone dawki promieniowania kosmicznego i ultrafioletowego. Na tropikalnych wyspach, w nisko położonym Bangladeszu, grożą fale nawet mniejsze niż tsunami. Bogaci ludzie w Kalifornii w zamian na rajskie otoczenie i piękne widoki gotowi są drżeć na myśl o drżeniu Ziemi, w domach zbudowanych niemal dosłownie na uskoku św. Andrzeja. W klimatyzowanych, szczelnych budynkach gromadzi się radioaktywny radon. W otoczeniu są niezliczone chemikalia. Prześwietlamy się, miejmy nadzieję, że dziś już bezpiecznie, ale jeszcze przed wojną w drogich sklepach w Londynie przymierzało się buty, sprawdzając, czy dobrze pasują w aparacie rentgenowskim. Podróżujemy i zmieniamy strefy czasowe i klimatyczne w tempie wcześniej nieznanym. Płacimy za styl życia i naszą liczebność zwiększoną zapadalnością na choroby, często egzotyczne, przenoszone przez pasażerów linii lotniczych, nowotworami, depresjami, agresją, rozruchami i wojnami. Coś za coś.

Godność nauki, godność człowieka

Nauka nie rozwiązuje wszystkich problemów. Nie daje też złudzeń. Daje wiedzę i wynikającą z niej wolność. Wolność od manipulacji, wolność podejmowania świadomego, a nie kierowanego rynkową manipulacją wyboru. Daje też godność, stanowiąc wypełnienie opisanego przez Owidiusza w "Przemianach", zadania postawionego człowiekowi: "Kiedy stworzenia inne w ziemię patrzą, dał człowiekowi postać wzniosłą, kazał oczy ku niebu podnosić, ku gwiazdom".

Świat jest padołem łez. Żądanie pełnych gwarancji i ochrony przed wszystkim jest dziecięcym żądaniem gwiazdki z nieba. Podobnie jak oczekiwanie racjonalności i przewidywalności. Znajomość praw fizyki nie chroni nas przed przypadkowością i absurdem losu. Jakaś komórka zmutuje, jakaś cegła spadnie, jakiś szaleniec wystrzeli. Gałczyński opisał to w Teatrzyku Zielona Gęś: "Prof. Bączyński (wychodząc z domu) sprawdza gaz; chowa zapałki; zamyka szczelnie okna; akwarium stawia na szafie; kota wpycha do szuflady; dzieciom odbiera ostre przedmioty; żonie książki o treści podniecającej; spirytus denaturowany wylewa do zlewu; wyłącza telefon; pali »Pana Tadeusza« i »Trylogię«; na wszelki wypadek gasi światła i zabarykadowuje klozet; pod podmuchem lekkiej schizofrenii przykleja sobie rude wąsy; dziurkę od klucza zatyka ligniną; b. ostrożnie wychodzi na miasto; wpada pod pędzącą z szybkością 60 km ciężarówkę z kapustą. K U R T Y N A".

A Szymborska w wierszu "Wszelki wypadek": "Ocalałeś, bo byłeś pierwszy. / Ocalałeś, bo byłeś ostatni. / Bo sam. Bo ludzie. Bo w lewo. Bo w prawo. / Bo padał deszcz. Bo padał cień. / Bo panowała słoneczna pogoda".

Pewnie najbardziej przejmujący wyraz takim rozterkom dał Wolter w przejmującym "Poemacie o zagładzie Lizbony", analizującym w eschatologicznych terminach trzęsienie ziemi, do którego tam doszło: "Wierzcie mi, że gdy ziemia roztwiera otchłanie, / Niewinna jest ma skarga i słuszne wołanie. / A wy na to: »Na świecie wszystkiego potrzeba,/ Wszystko jest dobre«. Cóż to! Więc na świecie całym / Bez zniszczenia Lizbony gorzej by się działo?/ Czyście tak bardzo pewni, że Pierwsza Przyczyna / Wszystkowiedna, wszechmocna, co wszystko zaczyna, / Nie mogłaby nas rzucić na ten smutny padół, / Bez stworzenia wulkanów niosących zagładę" I dalej:

"Człowiek duchem wzlatuje do nieskończonego, / Niezdolny choć przez chwilę znać siebie samego. / Świat pychy i błędów to nic innego w końcu, / Jak teatr nieszczęśliwych o szczęściu mówiących."

Ziemia widziana z Neptuna jest maleńką, ledwie dostrzegalną kropką. Krąży wokół jednej ze 100 miliardów gwiazd w Drodze Mlecznej, która jest jedną z bilionów galaktyk w obserwowalnej części Wszechświata. Za ok. 5 miliardów lat Słońce zamieni się w czerwonego olbrzyma. Jego promień sięgnie 84% dzisiejszej odległości między Ziemią i naszą gwiazdą. Pochłonie Merkurego, zbliży się do Wenus. Wcześniej, za około 3,5 miliarda lat jasność Słońca wzrośnie o ok. 40%. Ziemia ulegnie efektowi cieplarnianemu. Wszystko wyparuje. Wszelkie życie na Ziemi zaginie. Czy to powód do rozpaczy?

Póki co, naszym ludzkim obowiązkiem - wynikającym tak ze znajomości praw przyrody, jak i z osobistych rozwiązań problemów egzystencjalnych - powinno być: uczyć się, pracować, gimnastykować, zdrowo odżywiać, dbać o dzieci, kochać bliźnich, szanować rodziców, być miłym, podziwiać sztukę i przyrodę, czytać dobre książki i "czuwać, by być gotowym". Prawdziwa K O S M I C Z N A K A T A S T R O F A, prawdziwy K O N I E C Ś W I A T A, choć w indywidualnym wymiarze, w bardziej czy mniej przewidywanym momencie, na pewno nastąpi.

STANISŁAW BAJTLIK (ur. 1955) jest astrofizykiem, zajmuje się kosmologią, pracuje w Centrum Astronomicznym im. M. Kopernika PAN w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Astrofizyk, w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika PAN pełni funkcję kierownika ośrodka informacji naukowej. Członek Rady Programowej Warszawskiego Festiwalu Nauki. Jego działalność popularyzatorska była nagradzana przez Ministerstwo Nauki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2005