Z życia prasy i sfer myśliwskich

Najpierw, 17 sierpnia, dowiedziałem się z Życia Warszawy, że sprawdzają, czy architekt miasta nie wziął łapówki. Ciekawe. Podniecające. Wziął? Nie wziął? Autorowi artykułu szło w sumie o to, że naczelny architekt miasta stołecznego Warszawy jest osobą zamożną, posiada duże mieszkanie i drogi samochód, toteż należy mu patrzeć na ręce.

04.09.2005

Czyta się kilka minut

Dosyć mnie to, przyznam, rozbawiło: architekt Borowski przez ponad trzydzieści lat odnosił sukcesy w Szwecji, Francji i Portugalii, a zatem w krajach, w których uznani architekci i deweloperzy nie skarżą się na zarobki. Na domiar wszystkiego Borowski był właścicielem kamienicy w centrum Warszawy. Sprzedał ją korzystnie, co z punktu widzenia ukształtowanego w PRL jest czynem nagannym, zgoła niewybaczalnym. Gdyby sprzedał ze stratą - też byłby podejrzany, ale może mniej. Najlepiej, gdyby nie posiadał majątku. Wiadomo, że Polak z Polakiem lubi się kłócić, w jednej jednak sprawie są jednomyślni: własność prywatna (cudza) to kradzież, cierpiętnicze nieudacznictwo - cnotą. Jak się okazało parę dni później, artykuł w “Życiu Warszawy" był produktem pióra zbyt lekkiego, by mogło sobie poradzić z ciężarem prawdy dokumentów. Cóż, kończy się sezon ogórkowy, więc tabloidy robią bokami.

Zapomniałem jednak, że pod koniec sezonu ogórkowego zaczyna się - w kalendarzu myśliwskim - okres przygotowań do sezonu na grubego zwierza. Jakoż 19 sierpnia przeczytałem w “Rzeczpospolitej" artykuł pt. “Pomocna dłoń architekta". Jego autorzy, Jacek Krzemiński i Maciej Szczepaniuk, rozpoczęli swój tekst stwierdzeniem budzącym zainteresowanie i niepokój: “Wśród warszawskich deweloperów krąży rada: jeśli chcesz szybciej dostać pozwolenie na budowę, zleć projekt Domowi Architektury, dawnej spółce naczelnego architekta miasta Michała Borowskiego". Mocne zdanie. Zgodne z regułą dziennikarską, która głosi, że pierwsze słowa tekstu są najważniejsze. Byle zaciekawić czytelnika, a potem już samo pójdzie. No i poszło, na miły Bóg, poszło, jak te ogary w las. Dziennikarze “Rzeczpospolitej" postawili sobie bowiem za cel przekonanie opinii publicznej, że architekt Michał Borowski działa nieuczciwie, na granicy prawa i z pewnością jest uwikłany w korupcyjne machinacje, oni zaś - w imię publicznego dobra - stawią kres temu procederowi. Jakie dowody zebrali dziennikarze z “Rzeczpospolitej"? Dowód pierwszy: “Od kiedy Borowski objął stanowisko, zyski spółki wzrosły prawie czterokrotnie". Ciekaw, jak sprawa będzie się rozwijać, rzuciłem po paru dniach okiem na internetową stronę miasta st. Warszawy. Otóż kontrola przeprowadzona na polecenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego wykazała, że dziennikarze mijają się z prawdą. W latach 2001--2004 nastąpił spadek obrotów spółki Dom Architektury, zysk brutto był dwukrotnie niższy niż w 2001 roku, zaś zysk netto owszem wzrósł, ale m.in. z powodu obniżenia stawki podatku CIT. Dowód drugi: “uprzywilejowana pozycja byłej spółki Borowskiego". Kontrola wykazała, że od chwili objęcia stanowiska przez architekta Borowskiego, w Warszawie wydano czterdzieści tysięcy pozwoleń. W tym samym czasie była spółka architekta otrzymała dwa pozwolenia na budowę i jedną decyzję o warunkach zabudowy. Zatem dziennikarze kłamali. W czyim interesie? Może w interesie kogoś, kto pozwolenia nie otrzymał, choć bardzo mu na nim zależało? Tak jak kłamali sugerując, że pod presją Borowskiego firma Mostostal Invest zrezygnowała z usług architekta Jerzego Bogusławskiego i zleciła projektowanie jakiegoś budynku innej osobie. Kontrola wykazała, że architekt Bogusławski ukończył projekt dla Mostostalu i zyskał pozwolenie na budowę. I tak dalej, i tak dalej.

Przykra to sprawa. Przykra dla architekta, bo został oczerniony na łamach poważanego dziennika. Teraz - na stronie internetowej m.st. Warszawy - zapowiada wniesienie sprawy przeciw autorom artykułu. Ale w takich przypadkach sądy nierychliwe, a ukaraniu dziennikarza-kłamcy towarzyszą zazwyczaj piski o deptaniu gardła wolnej prasie. Przykra dla mnie, czytelnika “Rzeczpospolitej". Przykra dla tych wszystkich, którzy widzą, że w polskich mediach coraz więcej znajduje się miejsca dla kału i moczu. Cóż, w języku inżynierskim media dzielą się na elektryczne, wodociągowe i kanalizacyjne.

A przy okazji: ciekaw jestem, co by zrobiła “Rzeczpospolita", gdyby ktoś napisał, że wśród warszawskich deweloperów krąży rada: jeśli chcesz szybko utrącić wysokokwalifikowanego a niewygodnego urzędnika, zwróć się do Jacka Krzemińskiego i Macieja Szczepaniuka z propozycją sowitej nagrody?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2005