Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przyjęta 22 lutego przez Senat Południowej Dakoty (głosami 23 do 12), potwierdzona dwa dni później przez tamtejszą Izbę Reprezentantów (głosami 50 do 18) i podpisana przez gubernatora ustawa zakazuje aborcji także wówczas, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kazirodztwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy zagrożone jest życie matki. W myśl nowego prawa osoby dokonujące umyślnej aborcji są winne przestępstwa, za które grozi do 5 lat więzienia i 5 tys. dolarów grzywny. Karane nie będą matki poddające się aborcji. Ustawa stwierdza, że "życie zaczyna się od chwili poczęcia" i definiuje "nienarodzoną ludzką istotę" jako "indywidualnego żyjącego członka rodzaju ludzkiego, homo sapiens, w całym embrionalnym i płodowym wieku nienarodzonego dziecka od zapłodnienia po pełną ciążę i narodziny".
Biskupi Południowej Dakoty przyjęli decyzję z radością, stwierdzili jednak, że to początek drogi. Bp Blase J. Cupich z Rapid City zauważył, że zmiany prawa i struktur nie wystarczą, bo społeczeństwo musi stworzyć kulturę życia, która obejmuje edukację młodzieży, właściwą opiekę zdrowotną w rodzinach, pomoc samotnym matkom i położenie kresu karze śmierci. Z kolei bp Samuel J. Aquila z Fargo podkreślił, że Kościół musi "poświęcić się promocji kultury, która szanuje ludzkie życie. (...) Wszyscy ludzie muszą uznać ludzkie życie za dar".
Tymczasem - jak poinformowała agencja AP - sondaż przeprowadzony kilka dni po uchwaleniu nowego prawa wśród 630 mieszkańców Południowej Dakoty wykazał, że 62 proc. respondentów uważa je za zbyt radykalne. Być może w listopadzie odbędzie się w tej sprawie stanowe referendum, do którego zmierza jedna z organizacji pro-choice.
Działacze ruchów pro-life mają nadzieję, że lista stanów delegalizujących aborcję wkrótce się wydłuży. Działania w tym kierunku podjęły już władze stanów uchodzących za ośrodki konserwatyzmu: Ohio, Indiany, Georgii, Tennessee i Kentucky. Najbliżej celu wydaje się być stan Mississippi, gdzie Komitet Zdrowia Publicznego tamtejszej Izby Reprezentantów opowiedział się za zakazem aborcji na wzór ustawy Południowej Dakoty.
***
Z radykalną krytyką nowego prawa z Dakoty wystąpiły organizacje opowiadające się "za wolnym wyborem", obwieszczając, że niezwłocznie zaskarżą je do sądu, podobnie jak ewentualne posunięcia władz innych stanów. Jednak według analityków, krok taki w gruncie rzeczy jest po myśli działaczy ruchów pro-life. Ich taktyka ma dążyć do sprowokowania Sądu Najwyższego, by wmieszał się w spór. Jedynie on władny jest zrewidować sądowy wyrok w słynnej sprawie "Roe kontra Wade" z 1973 r., który zalegalizował w USA aborcję "na życzenie" (co ciekawe, Norma McCorvey kryjąca się za pseudonimem "Jane Roe" - symbol amerykańskiego ruchu proaborcyjnego w latach 70. - 22 lata później przyjęła chrzest, a w 1998 r. została katoliczką, stając się ikoną amerykańskich środowisk antyaborcyjnych). Ruchy pro-life liczą na to, że ostatnie zmiany w dziewięcioosobowym składzie Sądu Najwyższego, które wzmocniły w nim skrzydło konserwatywne, dobrze wróżą ich celowi. Niektórzy jednak uważają, że przewagę w Sądzie wciąż mają zwolennicy status quo (stosunkiem głosów 5 do 4); niemniej jeden z członków tej większości ma 86 lat i trzeba liczyć się z możliwością jego ustąpienia na rzecz kolejnego konserwatysty. Gdyby do tego doszło zanim sprawa z Dakoty trafi do Sądu Najwyższego, wyrok w sprawie "Roe kontra Wade" rzeczywiście wisiałby na włosku.
Według oficjalnych statystyk w USA dokonuje się 1,3 mln aborcji rocznie, w tym kilkanaście tysięcy po szóstym miesiącu ciąży.