Wzrost gospodarczy w zębach

Masowe demonstracje i strajki są we Francji standardowym sposobem na rozwiązywanie konfliktów społecznych. Tym razem na ulice wyszli przedstawiciele edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego.

07.07.2009

Czyta się kilka minut

Strajkujący Francuzi domagali się zwiększenia wynagrodzeń i lepszej ochrony przed kryzysem. Paryż, 19 marca 2009 r. / fot. De Russe Axelle, Abaca, Fotolink /
Strajkujący Francuzi domagali się zwiększenia wynagrodzeń i lepszej ochrony przed kryzysem. Paryż, 19 marca 2009 r. / fot. De Russe Axelle, Abaca, Fotolink /

O recesji pisze się obecnie we Francji bez znaków zapytania. Rok 2009 ma być gorszy od poprzedniego, a i 2010 nie zapowiada polepszenia. Gwałtowny wzrost bezrobocia dotyka szczególnie mocno osoby młode i gorzej wykształcone. W lutym dotyczyło ono blisko 2,4 mln osób, osiągając wzrost o 19 proc. w skali roku. W styczniu przybyło 100 tys. bezrobotnych. Jeśli wliczyć osoby bezrobotne, które pracowały dorywczo, ich liczba sięga 3,5 mln.

Do najbardziej dotkniętych sektorów należy przemysł samochodowy: ponad tysiąc członków załogi zwalnia producent opon Continental, ponad 3,5 tys. - Peugeot, blisko 5 tys. - Renault. Do setek zwolnień, których zapowiedź stała się stałym punktem wieczornych wiadomości, dochodzi bezrobocie częściowe, w wyniku czego pracownicy tracą dużą część pensji.

Francuska debata o kryzysie ma swoich negatywnych bohaterów, jak i uspokajające refreny. Do czarnych charakterów zalicza się Jérôme Kerviel, młody trader banku Société Générale, którego nazwisko stało się symbolem ryzykownych strategii finansowych firmowanych przez banki. Ten przedsiębiorczy finansista trafił na pierwsze strony gazet na początku roku 2008, kiedy upubliczniono straty spowodowane przez nielegalne transakcje, które przeprowadzał on na rzecz swojej firmy. Skandal wywołała nie tylko suma strat - rzędu 4,9 mld euro - lecz także spostrzeżenie, że przełożeni młodego tradera prawdopodobnie przymykali oczy na łamanie przez niego procedur i przekraczanie dopuszczalnych progów transakcji, dopóki działalność ta przynosiła bankowi zyski.

Ze wzrostem bezrobocia spada popyt na kredyty, co z kolei przejawia się spowolnieniem obrotów w sektorze nieruchomości. W tej dziedzinie eksperci zapewniają, że Francji nie grozi załamanie porównywalne ze Stanami Zjednoczonymi, gdyż kredyty bez pokrycia, oparte na spekulacji, należą tu do rzadkości. Niemniej w kontekście globalizacji i umiędzynarodowienia transakcji, załamanie niektórych gałęzi gospodarki po jednej stronie oceanu dotyka powiązanych z nimi sektorów produkcji w Europie. W prasie francuskiej pojawiają się więc cyklicznie apele polityków i ekspertów o regulację transakcji finansowych, postulujące powrót do interwencyjnej roli państwa oraz bardziej zaawansowanej regulacji na poziomie europejskim.

Powrót do walki klas?

W pierwszej połowie roku 2009 napięcia społeczne narosły i nic nie zapowiada ich osłabienia. Manifestacje, które zaludniły ulice większych miast kraju 29 stycznia, a następnie 19 marca, zgromadziły za każdym razem od 1,5 do 3 mln uczestników. Demonstracje pierwszomajowe były najliczniejsze od wielu lat. Nowym elementem tej mobilizacji był fakt, że bardziej licznie niż zazwyczaj do pracowników sektora publicznego dołączyli zatrudnieni w sektorze prywatnym, zagrożeni masowymi zwolnieniami. Frapuje również względna jedność w protestach zazwyczaj skłóconych związków zawodowych.

Wśród protestujących pojawili się przedstawiciele kategorii społecznych, które rzadko wychodzą na ulicę. Manifestowali przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia i służby więziennej, wykładowcy akademiccy i studenci. Owszem, masowe demonstracje i strajki są we Francji standardem. To struktury francuskiego systemu politycznego tradycyjnie sprawiają, że rozwiązanie konfliktu poszukiwane jest raczej na drodze konfrontacji niż kompromisu. Tym niemniej rozmiar protestów przekroczył średnie statystyczne, a nieugięta pozycja rządu dolała oliwy do ognia.

Wiosną zaczęły się mnożyć spontaniczne akcje pracowników dużych przedsiębiorstw, więżących przez wiele godzin przedstawicieli dyrekcji w siedzibach firm, które zapowiedziały zwolnienia. Te radykalne akcje miały zaciążyć na negocjacjach i zwrócić uwagę mediów. Choć przemoc fizyczną potępiono, przedstawiciele pracodawców zareagowali publicznie na rosnącą desperację pracowników. Laurence Parisot, przewodnicząca związku pracodawców francuskich (Medef), zaapelowała do dyrekcji firm o umiar w wypłacaniu premii i bonusów. Napięcie wzrosło bowiem w momencie, gdy okazało się, że szefom firm, które dopiero co otrzymały potężny zastrzyk finansowy ze środków publicznych, rady nadzorcze przyznały równie imponujące premie. Wypłaty dla odchodzących dyrektorów nazywane potocznie "złotymi spadochronami" szokowały tym bardziej, że niekiedy te same firmy cięły wypłaty i zwalniały część załogi.

I tak oburzenie wzbudziła wiadomość o odprawie w wysokości 3,2 mln euro przyznanej odchodzącemu dyrektorowi firmy Valeo, podczas gdy ta sama firma inkasowała hojne dotacje z budżetu państwa, realizując równolegle program masowych zwolnień.

W kwietniu prezydent Nicolas Sarkozy ponowił apel o "umoralnienie" kapitalizmu, nawołując przedsiębiorców do "odpowiedzialności" i "uczciwości". W obliczu kryzysu zarówno rząd, jak i stowarzyszenie pracodawców francuskich poprosili dyrektorów firm wspieranych z pieniędzy podatników o dobrowolny zwrot milionowych bonusów. Jednak te deklaracje można zaliczyć do strategii komunikowania wobec wyczulonej opinii publicznej. Idea wprowadzenia bardziej zdecydowanych rozwiązań strukturalnych, na przykład w postaci legislacji regulującej wynagrodzenia dyrektorów firm, została odrzucona przez głowę państwa.

Państwo to ja

Tymczasem rola państwa, które we Francji tradycyjnie pełni szerokie funkcje, ewoluuje w sposób dwuznaczny. Z jednej strony, w obliczu załamania światowych rynków finansowych i obawy przed spiralą recesji, rząd nie zostawił cienia wątpliwości co do gotowości zaangażowania środków budżetowych w ratowanie płynności finansowej banków i dużych przedsiębiorstw. Prezydent Sarkozy, który podczas kampanii wyborczej zapowiedział, że zapewni Francji wzrost gospodarczy, przynosząc go choćby "w zębach", bez wahania pozwolił odblokować duże sumy na ratowanie banków. Porównania z wielkim kryzysem okresu międzywojennego oraz przykład amerykański potwierdzają, że akcja rządu miała sens - chodziło o to, by zapobiec upadkowi całych sektorów produkcji. Jednocześnie trudno się oprzeć wrażeniu ambiwalencji przyjętej polityki, w której protekcjonizm wobec sektora prywatnego idzie w parze z coraz bardziej liberalną polityką stosowaną wobec sektora publicznego.

Mimo licznych protestów, rząd pod kierunkiem mało medialnego premiera François Fillona - a w praktyce wszechobecnego prezydenta Sarkozy’ego - nie wycofał się z najbardziej krytykowanych posunięć w sektorze budżetowym. Prezydent nadal pragnie wywiązać się z zapowiedzi niezastępowania co drugiego urzędnika udającego się na emeryturę. Ta decyzja przyczyniła się do protestów społecznych.

Jedynym sektorem stosunkowo oszczędzonym przez redukcje personelu mają być szpitale. Jednak i one znalazły się na celowniku reformy, zgodnie z którą zarządzanie nimi miało zostać powierzone menedżerom i poddane regułom rynku. Wobec protestów proponowane zmiany zrewidowano, a lekarzom obiecano włączenie ich do podejmowania tych decyzji, które mają bezpośredni wpływ na zdrowie pacjentów.

Trudniej o kompromis w edukacji, nauce i szkolnictwie wyższym. Strajkujących nauczycieli łatwiej uznać za nierobów (powołując się na dwa miesiące wakacji...), stawiając na podziały między grupami społecznymi. Chociaż nauczyciele i wykładowcy akademiccy mimo niewysokich pensji cieszą się w większości statusem urzędników państwowych, to nie przysparza to im gestów solidarności ze strony grup bardziej dotkniętych bezrobociem. Jednocześnie ich bezprecedensowa mobilizacja nadaje kryzysowi specyficzny wydźwięk. Pod koniec stycznia, odebrane jako obraźliwe wobec francuskich naukowców wystąpienie prezydenta Sarkozy’ego skłoniło Wendelina Wernera, laureata prestiżowego medalu Fields (ekwiwalent nagrody Nobla z matematyki), i wielu innych uznanych przedstawicieli środowisk akademickich do publicznego sprzeciwu. Forsowana od kilku lat reforma nauki i szkolnictwa wyższego sprowadza się, pod hasłami silniejszej autonomii jednostek naukowych, do radykalnych cięć środków na badania. W imię ambitniejszego sposobu oceniania naukowców rząd zaproponował dekret umożliwiający wszechpotężnym rektorom zwiększanie wymiaru godzin obowiązkowej pracy ze studentami tym wykładowcom akademickim, którzy nie wypełniliby "normy" publikacji naukowych. W odpowiedzi na tę karną koncepcję pracy dydaktycznej tysiące walczących o środki na przetrwanie młodych naukowców gromadziło się na cotygodniowych manifestacjach i happeningach. Wielu cenionych profesorów po raz pierwszy w karierze dołączyło do strajków, proponując "alternatywne wykłady" w miejscach publicznych. Wiele wydziałów w całym kraju zostało sparaliżowanych na prawie cały semestr.

Rząd jednak nie uległ presji, a im samym nie udało się oddalić stygmatu "korporacyjnej obrony przywilejów". Trudno istotnie porównać gniew wykładowców oburzonych antyintelektualnym dyskursem prezydenta z desperacją robotników.

Mało prawdopodobna zmiana status quo

Dwuznaczność polityki prezydenckiej uwidoczniły płomienne deklaracje zapowiadające ukrócenie nieuczciwych praktyk bankierów przy jednoczesnej zapowiedzi utrzymania tzw. "tarczy fiskalnej" wobec najbogatszych obywateli. Ta mocno nagłośniona w mediach decyzja realizuje obietnicę wyborczą, że od nikogo nie można wymagać płacenia podatku wyższego niż połowa dochodu. W związku z tą nową zasadą dwie trzecie środków przeznaczonych na pokrycie kosztu podatkowej "tarczy" zasiliło konta 834 milionerów, którzy w ramach zwrotu uiszczonych podatków otrzymali czek o przeciętnej wysokości 368 tys. euro.

Przywiązanie prezydenta do "tarczy fiskalnej" okazało się równie silne jak więzy łączące go z zamożniejszym elektoratem. Przykład amerykański, gdzie prezydent Obama zapowiedział wspartym z pieniędzy publicznych firmom podatki do 90 proc. dochodu, nie przekonał rządzących we Francji.

Choć popularność prezydenta Sarkozy’ego osłabła, rząd nie może sobie pozwolić na wyłącznie liberalną politykę w kraju, gdzie egalitaryzm zalicza się do sztandarowych haseł ideologii republikańskiej. Skłócona i skrajnie rozbita lewica, która do wyborów europejskich startuje z co najmniej pięciu partii i koalicji, nie oferuje wiarygodnej alternatywy politycznej. Tak zwana strategia otwarcia - polegająca na włączeniu do rządu osobistości zaangażowanych społecznie i kojarzonych raczej z lewicą - dopełniła nokautu opozycji. To Martin Hirsch, były przewodniczący organizacji charytatywnej Emaus, obecnie członek rządu, zainicjował nowy instrument, który od czerwca wchodzi w życie w całej Francji: tak zwany "dochód aktywnej solidarności" (RSA) to dodatek do dochodu przeznaczony dla najbiedniejszych pracowników i beneficjentów pomocy społecznej. Ma on zachęcić do aktywności te kategorie osób, którym drobne wpływy z dorywczych prac zarobkowych były dotychczas odejmowane od zasiłku. Francuski system świadczeń socjalnych oraz uniwersalne ubezpieczenie zdrowotne, które zapewnia opiekę lekarską nawet najbardziej zmarginalizowanym grupom społecznym, pozwalają częściowo ­zamortyzować szok utraty pracy.

W tym kontekście na pytanie, jaka siła polityczna jest dziś w stanie zaproponować doraźne odpowiedzi na kryzys gospodarczy, obecna większość rządząca dysponuje ofertą bezkonkurencyjną.

DOROTA DAKOWSKA jest pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych Uniwersytetu Strasburskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2009