Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prezentację przez ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego raportu w sprawie Pegasusa można podsumować znanym powiedzeniem „z dużej chmury mały deszcz”. Adam Bodnar nie powiedział właściwie nic, czego byśmy nie wiedzieli i czego on sam nie ujawnił wcześniej w mediach. Jedyny konkret to potwierdzenie liczby inwigilowanych Pegasusem – 578 osób.
Można zrozumieć wstrzemięźliwość ministra. By powiedzieć więcej, musiałaby zostać zwolniony z tajemnicy, a w tej kwestii zawsze odpowiedzialne za to służby są na ogół bardzo wstrzemięźliwe. Zresztą sprawa jest delikatna, bo dotyczy dóbr osobistych osób inwigilowanych. W Sejmie mało kto spodziewał się po wystąpieniu Bodnara sensacji – świadczyła o tym frekwencja na niemal pustej sejmowej sali.
Można to było przewidzieć. Ale jeśli tak, to sprawa nie została dobrze rozegrana politycznie. Wobec narosłego w opinii publicznej oczekiwania, że kwestia Pegasusa zostanie szybko, dogłębnie wyjaśniona i zdemaskowana, strzelanie z takich „kapiszonów” obniża wiarygodność wszystkiego, co na temat izraelskiego programu powiedziano. Miejmy nadzieję, że raport komisji śledczej, która to bada, będzie bardziej wyczerpujący i rzeczywiście wyjaśniający, co w związku z Pegasusem zaszło.
W środę wokół wystąpienia ministra Bodnara nie było więc politycznego trzęsienia ziemi. Było natomiast wokół list Koalicji Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego, na których mają znaleźć się czołowi politycy PO, a zarazem ważni członkowie rządu – szef MSWiA i sekretarz generalny PO Marcin Kierwiński, minister aktywów państwowych i były lider PO Borys Budka i wreszcie, co było najbardziej spodziewane, minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz. Ten ostatni zdążył już nawet złożyć rezygnację ze stanowiska, niebawem w jego ślady mają iść pozostali.
Oczywiście można zrozumieć start ważnych polityków Koalicji Obywatelskiej w wyborach do PE. Dla formacji tej jest niezmiernie istotne, by po nie najlepiej zakończonych wyborach samorządowych w wyborach europejskich pokonałać PiS. To będzie dobry prognostyk przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.
Tym niemniej związana z tym dezynwoltura wobec sprawowania – zaledwie przez cztery miesiące – stanowisk ministerialnych nie wygląda dobrze. Być może nie ma ludzi niezastąpionych, zwłaszcza na stanowiskach rządowych, ale w takiej sytuacji trudno oprzeć się wrażeniu zbyt lekkiego traktowania spraw państwa, skoro dla mandatów w PE, nie obarczonych zbyt dużym politycznym ciężarem (ale za to sporymi gratyfikacjami finansowymi) rezygnuje się z zarządzania w tak kluczowych i popsutych po rządach PiS obszarach państwa, jak policja, spółki skarbu państwa czy instytucje kultury i media publiczne.