Wypożyczyć drogi przedmiot (lewostronny)

Ponieważ u nas od dawna już ma być wkrótce jak na pewnej wyspie (ale ciągle jeszcze nie jest, bo opozycja torpeduje), więc nie mogłem się doczekać i postanowiłem rzucić się przez morze, aby zobaczyć przyszłość swoją i moich dzieci (o potencjalnych wnukach nie wspominając).

19.10.2010

Czyta się kilka minut

Na wyspie jest zaiste zielono, ale nie różowo, gdyż brakuje PKP. Pociągi się tam nie rozwinęły, zatem trzeba było wypożyczyć samochód. Zrobiłem to, nie żałuję, jednak pozwalam sobie podzielić się kilkoma "ale".

Pojazd z wypożyczalni należy obejrzeć z zewnątrz i spróbować zapamiętać jego znaki charakterystyczne, odróżniające spośród setek innych wozów - inaczej będzie krucho gdzieś na parkingu pełnym czarnych toyot, a odczytanie numerów rejestracyjnych z breloczka przy kluczykach graniczy z cudem, zwłaszcza podczas deszczu. Na szczęście, kiedy już się zbliżymy, wypożyczony samochód łatwo poznać po rysach na karoserii. A co z wnętrzem?

Pojazd należy wypożyczyć co najmniej na dwie doby, gdyż pierwszy dzień upływa na poszukiwaniu stacyjki, przycisku otwierającego klapkę wlewu paliwa, guziczka zwalniającego hamulec ręczny, i na wielu, wielu innych wszechstronnych eksploracjach czasowo naszego pojazdu.

Inaczej czarno widzę tę jazdę.

Drugi dzień to już czysta przyjemność użytkowania... no, niezupełnie. Przecież na Wyspach myśli się lewostronnie. Nie jest łatwo, zważywszy na potencjalnie czołowo bolesny fakt, że myśli jadących z przeciwka znajdują się po stronie prawej - czyli odwrotnej niż u nas. Jasne? Teoretycznie tak - logiczne, konsekwentne, praktyczne - zwłaszcza dla praworęcznych, wszak od dawien dawna chodziło o to, aby pochwy mieczy nie trącały się przypadkowo, aby pojedynki wyglądały efektownie, zręcznie i nie odbywały się za często. Jestem zdecydowanie praworęczny, a do tego dużo pracuję w Krakowie, więc cząstka lewostronnej tradycji powinna potencjalnie przeniknąć i na mnie (podobno na drogach monarchii austro-węgierskiej jeździło się jak na Wyspach). Historyczne argumenty na rzecz tryumfującej praworęczności przemawiają do mnie spiżowym głosem tradycji, ale gdy siadam za kierownicą, lubię mieć lewarek zmiany biegów po prawej ręce. Mańkut zapewne wolałby odwrotnie, i nie dziwota.

Przebycie kilkunastu setek kilometrów w ciągu dwóch dób po nieintuicyjnej stronie wąziutkiej szosy to nieprzytomnie orzeźwiające doświadczenie z gatunku "przeżyj-to-sam", więc zamilknę ja na granicy snu i jawy, ale pióra jeszcze nie łamię, chciałbym bowiem napomknąć o pewnej finałowej zagwozdce, jaką jest rozstanie z drogim, a wypożyczonym przedmiotem. Mianowicie, nie do końca wiadomo, gdzie go porzucić. Teoretycznie rzecz biorąc - przeważnie na lotnisku (oczywiście: jak samochód, to na lotnisku). Wiadomo, że bak ma być pełny w momencie rozstania, ale podtrzymywanie baku w stanie wypełnienia podczas rozpaczliwego krążenia po wszystkich możliwych wielopoziomowych parkingach w poszukiwaniu igły w stogu siana - podczas gdy mój samolot nieubłaganie kołuje do startu - to temat godzien Homera (Simpsona).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2010