Wybory Andrzeja Papuzińskiego

W drugiej połowie października minionego roku w ciągu pięciu kolejnych wieczorów w Instytucie Polskim w Paryżu pokazano dorobek filmowy mieszkającego tu od jakiegoś czasu Andrzeja Papuzińskiego.

09.01.2005

Czyta się kilka minut

Zauważyłem tego twórcę przeszło trzydzieści lat temu. Jego filmy, kiedyś produkowane w Wytwórni Filmów Oświatowych, trwają od 10 do najwyżej 28 minut. Powodzenie paryskiej imprezy było tak znaczne, że Instytut, ulegając prośbom swej publiczności, na św. Mikołaja raz jeszcze pokazał 9 spośród nich. Wiele osób przyszło obejrzeć je powtórnie, przyprowadzając tym razem swoich przyjaciół.

Jedynym właściwie tematem filmów Papuzińskiego jest twórczość, a ich bohaterami artyści. Czasem są to twórcy o znanych nazwiskach: Tadeusz Brzozowski, Andrzej Panufnik, Waldemar Świerzy. Innym razem osoby uznane raczej za rzemieślników: lutnik, rodzina ludwisarzy, panie zdobiące fajanse z Włocławka. Patrząc na nich przy pracy, niezależnie od tego, czy w rezultacie powstaje dzwon, plakat, skrzypce, zegar czy tylko dzbanek, mamy poczucie, że jesteśmy świadkami powstawania dzieła sztuki. Rzemieślnicy Papuzińskiego okazują się być artystami, natomiast wybrani przez niego artyści opanowali rzemiosło do granic doskonałości. Ten szacunek i zainteresowanie doskonałością rzemiosła skłoniło Andrzeja Papuzińskiego do zajęcia się także konserwatorami rekonstruującymi Zamek Królewski w Warszawie czy ratującymi Panoramę Racławicką. W czasie tych projekcji wydało mi się pewne, że żaden konceptualista czy aranżer instalacji nie przyciągnie uwagi A.P.

Do rytuałów szkolnych mego dzieciństwa należało regularne zapoznawanie uczniów z produkcją Wytwórni Filmów Oświatowych. Było to nudniejsze od niektórych lekcji, niezależnie od tego, czy filmy te traktowały o sówce-choinówce - szkodniku lasów czy o Janie Matejce. Papuziński przekazuje masę ciekawych wiadomości, zawsze jakby mimochodem najgłębiej przejęty swoimi postaciami, o których wie tak wiele. Opowiadając, sam tworzy dzieła sztuki.

Niemiecki teoretyk powieści Wilhelm Dibelius twierdził, że każdy powieściopisarz przeczytał przed napisaniem swej książki przynajmniej jedną powieść. Spytałem Andrzeja Papuzińskiego, czyje filmy były dla niego wzorem, komu chciał dorównać? - sam nie potrafiąc rozstrzygnąć tej kwestii. Odpowiedział, że oglądając na różnych festiwalach i pokazach już nie dziesiątki, lecz setki filmów, żadnym z nich nie potrafił się przejąć. To sprawiało, że zaczął je sam robić.

Reżyser woli wprawdzie pokazywać twórczość budzącą podziw i zachwyt, skoro jednak tak żywo reaguje na dzieła niedoskonałe, to może pochopna była moja, wyrażona przed chwilą opinia, że nie zainteresuje go nigdy konceptualista lub instalator? Mam nawet ochotę obejrzeć jego okiem wydarzenie, na które, znając je tylko z relacji prasowych, zareagowałem nieżyczliwym rozbawieniem.

Oto w początkach roku 2001 p. Julitta Wójcik obierała publicznie w warszawskiej Zachęcie ziemniaki, co dało jej “możliwość edukowania odbiorców, przede wszystkim młodego pokolenia. Uświadamiając je, że dziś sztuka nie jest sferą odgrodzoną od rzeczywistości". A dyrektorka Zachęty Anda Rottenberg pouczała, że “praca Wójcik należy do cyklu pokazów wskazujących na nowe zjawiska artystyczne w Polsce, zwracających uwagę na zjawiska niekonwencjonalne".

Patrząc na osoby pokazane przy pracy przez A.P. zdaję sobie sprawę, że jakkolwiek skala możliwej doskonałości w zetknięciu ręki z ziemniakiem jest skromniejsza niż przy działaniu pędzlem po płótnie, i ona może być rozległa. Umiem sobie wyobrazić wieśniaczki obierające ziemniaki, będące jedynym pokarmem rodziny. Świadome zarazem, że obierki będą stanowić karmę dla inwentarza. W patriarchalnej rodzinie mego dziadka po kądzieli, gdzie z majstrem i jego rodziną do stołu zasiadali czeladnicy i uczniowie, kobieta przywożąca mleko ze wsi zabierała zawsze worek obierzyn. Widywałem także obieranie kartofli, mające głównie wyrazić niezadowolenie z osiągniętej przez obierających pozycji społecznej.

Mam wrażenie, że cokolwiek by nam pokazała kamera Andrzeja Papuzińskiego, miałoby to większy wpływ na rzeczywisty status kobiety w dzisiejszej Polsce niż powoływanie Specjalnego Pełnomocnika w Kancelarii Premiera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk literacki, publicysta i były felietonista “TP". Wydał zbiory tekstów: “Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia" (Puls 1993) oraz “Generał w bibliotece" (WL 2001). Zagrał w “Rejsie" Marka Piwowskiego. Od lat mieszka w Paryżu, gdzie prowadzi księgarnię.

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2005