Wszystkie dzieci są nasze

Wylatujące na wakacje małżeństwo zostawiło dwuletnią dziewczynkę pod opieką personelu lotniska. Po kilkunastu minutach odebrała je niania. W Polsce wybuchło piekło. Tabloidy, internauci, nawet Jerzy Owsiak potępili „wyrodnych rodziców”. Dlaczego?

30.07.2012

Czyta się kilka minut

Mamy nowy reality show. Tytuł: „Szczucie w imię dobra dziecka”. W rolach głównych: mama, tata, ich dzieci – starszy chłopiec i młodsza dziewczynka – oraz Rzecznik Praw Dziecka. Miejsce akcji: poczekalnia lotniska Pyrzowice. Promocja: Jerzy Owsiak. Operator: lotniskowy monitoring. Dystrybucja: internet, telewizja, prasa. Rok produkcji: 2012.

Fabuła: rodzice wykupują wczasy w Grecji dla całej rodziny. W ostatniej chwili, już podczas odprawy, okazuje się, że paszport córeczki jest nieważny. Podejmują błyskawiczną decyzję: polecą tylko z synem, dziewczynka zostanie w Polsce, z lotniska odbierze ją niania, zawiezie do dziadka. Niania rusza w drogę, ale na skutek ciągu nieszczęśliwych przypadków (awaria samochodu, przegapiony zjazd z autostrady, kolejka przy wjeździe na parking – wyliczają na łamach „Wprost” Michał Majewski i Paweł Reszka), nie dociera na czas. W końcu rodzice idą do samolotu, powierzając dziecko – na kilka minut, jak sądzą – obsłudze lotniska. Skołowana dwulatka nie wie, co się dzieje, płacze, biegnie spanikowana za rodzicami. Obsługa lotniska usiłuje ją uspokoić, niania pojawia się po 12 minutach. Zaraz po niej dociera policja.

Sprawa zostaje skierowana do prokuratury. Wszczęte jest postępowanie przygotowawcze w związku z artykułem 160 KK dotyczącym narażania na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Rodzicom dziewczynki grozi nawet 5 lat więzienia.

Przede wszystkim jednak: sprawa trafia do mediów, jeszcze zanim samolot z Pyrzowic wyląduje na wyspie Zakynthos. Tabloidy grzmią. Internauci prześcigają się w komentarzach: „kasa im w głowie przewróciła”, „zwyrodnialcy – sami na wakacje, bez dziecka”, „potwory”. Przepytywani przez dziennikarzy sąsiedzi odsądzają rodziców dziewczynki od czci i wiary.

CZY RZECZNIK JEST DZIECINNY

Dział promocji wywiązał się z zadania wzorowo. Jurek Owsiak, filar Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, napisał list otwarty do Marka Michalaka, Rzecznika Praw Dziecka. Zarzucił mu brak reakcji na zachowanie rodziców, którzy zostawili dziecko na lotnisku. Grzmiał: „Pana strona internetowa wieje banałem, nie ma na niej Pańskiej osobistej reakcji na to, co się dzieje z dziećmi w Polsce. Chciałbym od Pana usłyszeć nawet brzydkie słowo w stosunku do rodziców i ludzi, którzy będąc na lotnisku w Pyrzowicach i widząc zachowanie tychże rodziców, nie zareagowali tak jak powinni zareagować normalni ludzie – nie pozwolić, aby mama i tata opuścili swoje dziecko. Powiem to za Pana – to jest kur...! Dla mnie jest Pan dziecinnym Rzecznikiem”.

Marek Michalak odpowiada w komunikacie przekazanym PAP: „Sądzę, że list ten jest głęboko niesprawiedliwy w ocenie mojej pracy na rzecz dzieci”. Punktuje niewiedzę Owsiaka, wymienia szereg dowodów na to, że nie siedzi na laurach, podkreśla m.in. swój wkład we wprowadzenie ustawowego zakazu bicia dzieci czy w powrót małej Róży do rodziców po tym, jak sąd odebrał ją im tuż po porodzie.

Lider Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie daje za wygraną: pokpiwa z dokonań Rzecznika, daje sobie przyzwolenie na publiczne korzystanie z wulgaryzmów – jako wytrawny socjotechnik wie, że dzięki temu zostanie uznany przez sporą grupę odbiorców za tego, który zna życie od podszewki i gwiżdże na konwenanse, jeśli idzie o sprawę wielkiej rangi. Ma też w rękawie asy, czyli liczby: WOŚP w 2012 r. zebrała 50 638 801,30 zł na ratowanie życia wcześniaków oraz na pompy insulinowe dla kobiet ciężarnych z cukrzycą. Rzecznik Praw Dziecka, w szarym garniturze, bez showmańskiego temperamentu, może odesłać tylko do linków z pokaźnymi raportami na temat swojej działalności...

KAMIENIE I OBRAZY

Nie byłoby całej afery, gdyby film nakręcony kamerą na lotnisku nie trafił do telewizji. Potwierdza się to, o czym pisała Susan Sontag, że z permanentnego odrętwienia mogą współczesnego człowieka wytrącić wyłącznie obrazy. Nie słowa, lecz odbicia. To one dają ludziom pewność, że obcują z prawdą, nawet jeśli zasadniczo mija się ona z faktami i jest zwizualizowanym złudzeniem.

W przypadku „afery lotniskowej” obserwujemy sytuację pozornie niebudzącą wątpliwości: dziecko płacze, a rodzice udają się w siną dal. Nie mamy jednak pojęcia, kim są ci ludzie, co nimi kieruje, jak się zachowują wobec siebie, co się wydarzy za chwilę itp. Wyrwany z kontekstu obrazek.

To medialne przedstawienie jest jeszcze jedną zmodyfikowaną wersją obrzędu „kozła ofiarnego”. Raz na jakiś czas jesteśmy świadkami wydarzeń, które są bezkrwawymi ukamienowaniami – skazującymi ludzi na ostracyzm, szkalującymi ich dobre imię, niedającymi im możliwości obrony. Wspólnota jednoczy się wtedy, gdy wytypuje w swoim obrębie jednostkę, którą obciąży odpowiedzialnością za spotykające całą grupę nieszczęścia. W ten sposób oczyszcza się z organicznej przemocy, jaka w niej wzbiera.

Dla ostudzenia emocji proponuję eksperyment: włączmy kamery w komórkach i zarejestrujmy nasz dzień powszedni, a następnie nagrany materiał wrzućmy na YouTube’a. Bądźmy uczciwi: filmujmy nie tylko słodkie scenki z życia rodziny polskiej, ale pokażmy ciemną stronę księżyca, kiedy mama z tatą skaczą sobie do oczu, a dziecko drży z przerażenia, próbuje ich rozdzielić, błaga o spokój. Pochwalmy się reszcie świata codziennymi „egzekucjami”– zmuszaniem malucha do jedzenia, wyzywaniem go od debila przy odrabianiu lekcji, stawianiem na wiele godzin do kąta w ramach aktywności pedagogicznej, laniem za krętactwa, nieposłuszeństwo, niewyparzony język.

Czekałby nas kapitalny seans. Bezpiecznie, bo bez zobowiązań, byłoby się rozsiąść w fotelu, podglądnąć życie bliźnich, poczuć się lepiej i wydać opinię w imię zasady: ja jestem dobry, a ty zły – masz pecha i stałeś się ofiarą linczu medialnego.

DOWODY MIŁOŚCI

„Afera lotniskowa” działa na zasadzie papierka lakmusowego – sprawdza możliwości nas jako społeczeństwa. Testuje poziom tolerancji, w której to kategorii regularnie trafiamy do oślej ławki. Nie znosimy odstępstw od reguły. Wszyscy mają być identycznie sformatowani. Rodzina polska np. powinna wypoczywać w komplecie – rodzice plus dzieci. O dorosłych wybierających się na wczasy bez ukochanych pociech w najlepszym przypadku mówi się „egoiści”. Mama i tata mają się poświęcać dla dziecka całymi sobą. Nic dla siebie; wypruwanie żył jest największym dowodem miłości. To prawda: wiecznie słaniają się ze zmęczenia i zieją złością, która natychmiast odbija się na dzieciach. Ale najważniejsze jest bycie razem! Bez względu na to, jaką to „bycie razem” ma jakość.

Szczęściem w nieszczęściu jest to, że pierwsze doniesienia medialne zostały zweryfikowane: dziewczynka miała lecieć z rodzicami do Grecji, a nie zostać pod opieką dalszej rodziny. W przeciwnym razie temperatura „afery lotniskowej” skoczyłaby o wiele, wiele wyżej.

Czy kozłem ofiarnym jest dwuletnia Maja? Jej rodzice? Rzecznik Praw Dziecka? A może ktoś zupełnie inny: podmiot zbiorowy – dzieci polskie?

Jerzy Owsiak ma rację: należy chronić dzieci przed krzywdą. Ale nie za pośrednictwem populistycznej retoryki, jaką w tej konkretnej sytuacji stosuje. W ten sposób nie uda się zbudować społeczeństwa obywatelskiego. Potrzeba gruntownej edukacji społecznej, szerzonej przez wszelkie przyczółki wychowawczo-perswazyjne, uzmysławiającej, że dziecko to człowiek, tyle że mniejszych gabarytów i słabszy psychicznie. I że każdy – krewny, znajomy, obcy – ma wziąć za niego odpowiedzialność. Dopiero wówczas stanie się naturalną i niebudzącą żadnych wątpliwości reakcja na krzyki dzieci maltretowanych za sąsiedzką ścianą czy doprowadzenie na ławę oskarżonych oprawców nieletnich molestowanych seksualnie.

Nie chodzi wyłącznie o zmiany świadomościowe wśród osób decydujących o losach dzieci – zasiadających w parlamencie czy organizacjach pozarządowych. Nie mam wątpliwości, że masę dobrego na rzecz małych obywateli czynią zarówno Owsiak, jak i Michalak – właściwi ludzie na właściwych miejscach.

W „aferze lotniskowej” przede wszystkim chodzi o nas, zadowolonych z siebie – rodziców, opiekunów, wychowawców, księży, przechodniów. Tym razem rodziców Mai wytypowaliśmy na kozła ofiarnego. Ale tak naprawdę nie chcemy się przyznać sami przed sobą, że jesteśmy tacy jak oni. Tym kozłem ofiarnym są tak naprawdę nasze sumienia, występki, nielojalności wobec naszych dzieci. I dzieci w ogóle.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2012