Uciec, ale dokąd?

"Życie przeżyte to nic szczególnego, naprawdę ważne jest życie, które sobie wymarzyliśmy, bo ono będzie trwało po naszej śmierci.Chanel.

22.05.2007

Czyta się kilka minut

Co wiedziałam o Macie Hari? Tyle co każdy. Do tej pory mi to wystarczało, ale w kioskach pojawiła się "Jej prawdziwa historia". Kosztowała 9,90 zł. Musiałabym być głupia, żeby jej nie kupić. Autor, Philippe Collas, jest prawnukiem Pierre'a Bouchardon, sędziego, który wydał na Matę Hari wyrok śmierci. "Lepiej niż ktokolwiek wiedziałem - pisze - że przyjdzie dzień, kiedy pochylę się nad losem tej, której przypadł w udziale rzadki przywilej - jej nazwisko stało się imieniem pospolitym...".

Miło się czyta o tym, jak Mata Hari egzotycznym tańcem podbija kolejne europejskie miasta, jak rozkochuje w sobie mężczyzn, uwodzi ich i porzuca. Prawdziwie przejmująca jest jednak dopiero jej historia, zanim sama stała się Historią.

Urodziła się w Holandii jako Margareth Gertrude Zelle. Była sierotą. Skończyła studium nauczycielskie. Nie widząc dla siebie perspektyw, odpowiedziała na anons matrymonialny i w 1895 r. wyszła za mąż za starszego od siebie o dwadzieścia lat oficera, służącego w Indiach Holenderskich. Przez kilka lat tułała się z nim od jednego garnizonu do drugiego. Urodziła dwoje dzieci. Nauczyła się jawajskiego. Mąż był alkoholikiem i despotą, w dodatku chorobliwie zazdrosnym. Miał powody - Margareth stale otaczał rój wielbicieli. Bił ją za to bezlitośnie. Kiedy umarł ich pierworodny syn, wpadła w depresję. W 1902 r. wrócili do Holandii, gdzie zażądała separacji. Mąż nie przysyłał jej alimentów, w kilku gazetach ogłosił, że nie będzie płacić jej długów, w końcu porwał ich córeczkę. Margareth nigdy więcej jej nie zobaczyła.

Była bez środków do życia. W 1904 r. za pożyczone pieniądze, w pożyczonej sukni pojechała do Paryża. Postanowiła zdobyć sławę, miłość i pieniądze. I zdobyła. Nie tylko w Paryżu. Przez kilkanaście lat mówiła o niej cała Europa. 18 lutego 1917 r. została aresztowana pod zarzutem szpiegostwa. Osiem miesięcy później stanęła przed plutonem egzekucyjnym. "Wielka heroina, kobieta wyzwolona, jest pierwszą kobietą XX wieku, zabitą przez mężczyzn XIX wieku".

Kiedy stawałam się "szaloną gospodynią", czytałam setki podręczników o tym, jak odmienić życie. Każdy przedstawiał przykłady osób, którym się udało. Zwykle zakładali firmy albo zostawali agentami ubezpieczeniowymi i dzięki temu odnajdywali szczęście - ale nikt nigdy o nich nie słyszał. A Mata Hari? Poniewierana w tropikach przez antypatycznego męża, przeszła do historii i stała się legendą. Czy odnalazła szczęście? Nie wiem. Czy można ją stawiać za wzór zagubionym dziewczątkom, które nie wierzą w siebie? Ja bym stawiała, choć to pewnie ryzykowne.

Lekturę tego miłego czytadła przerywało mi tłumaczenie filmów o Ludwiku Bawarskim, pokazywanych przez Dom Norymberski w Krakowie (czyli Renatę Kopyto) w ramach wystawy "Nauczyciele Matejki, Grottgera, Gierymskich...", która trwa w Muzeum Narodowym. Co wiedziałam o Ludwiku Bawarskim? Tyle co każdy. Do tej pory mi to wystarczało. Niesłusznie.

Urodził się w sierpniu 1845 r. Gdy po śmierci ojca wstępował na tron, nie miał jeszcze dziewiętnastu lat. Wysoki, piękny, szczupły, nadwrażliwy. Miał hipnotyzujące oczy. Lubił jeździć konno i chodzić w góry. Kobiety kochały się w nim na zabój, on jednak kochał tylko Wagnera. Sprowadził go na swój dwór. Utrzymywał. Zamierzał zbudować dla niego operę. Plany nie zostały zrealizowane; Wagner zbyt wiele kosztował królestwo Bawarii. W dodatku okazał się intrygantem i uwiódł żonę nadwornego kapelmistrza. W piwiarniach monachijskich śpiewano złośliwe kuplety na temat relacji między monarchą a kompozytorem. Ludwik, z bólem serca, musiał poprosić przyjaciela, by wyjechał z miasta.

Uległ wtedy żądaniom swoich ministrów. Kolejny raz uległ im, kiedy Bawaria została wciągnięta w wojnę z Prusami, którą przegrała w 1866 r. Ludwik jej nie chciał. Nie chciał żadnych wojen. Nie chciał też walczyć u boku Prus przeciwko Francji w 1870 r. Nikt się jednak nie liczył z jego zdaniem. Wyprowadził się więc z Monachium i uciekł w góry. Budował kolejne zamki: coraz droższe, coraz bardziej niedostępne, coraz bardziej zdumiewające. Nikt poza nim i służbą nie miał do nich wstępu. Linderhof, Neuschwanstein, Herrenchiemsee - wtedy szokowały, dziś są wizytówką Bawarii.

Wolał świat fantazji od realnego. Inscenizował rzeczywistość. Już w monachijskiej rezydencji kazał zbudować na pierwszym piętrze ogród zimowy. Rosły w nim egzotyczne rośliny, śpiewały egzotyczne ptaki i było jezioro otoczone sztucznymi górami. Ludwik pływał po nim w złotej gondoli. Jezioro przeciekało, o czym wiemy z pamiętników królewskiego kuchcika Teodora Hierneisa. Kapało mu na łóżko, więc chodził spać z parasolem.

Drugie jezioro i gondolę miał Ludwik w Linderhof. W grocie było specjalne oświetlenie. Król pływał zwykle dwadzieścia minut - dziesięć przy czerwonym świetle, dziesięć przy niebieskim. Czasem prosił służących, by przebrali się w tureckie szaty i zasiedli w tureckim pokoju. Mieli palić fajki wodne, pić kawę i milczeć. On sam, w stroju orientalnego baszy, siadał pośrodku i podróżował w wyobraźni. Dokąd? Nie wiadomo.

Niedaleko pałacu stał w lesie szałas. Pośrodku - sztuczny jesion, pod ścianą skóry niedźwiedzia. W dniu przesilenia wiosennego król organizował tu święto Germanów. Germanami byli najpiękniejsi kawalerzyści. Wcześniej uczyli się germańskich śpiewów i tańców. Król spoczywał na niedźwiedzich skórach, Germanie popijali miód pitny. Podchmieleni, tańczyli i śpiewali.

Kim był wtedy Ludwik? Zygfrydem? Parsifalem? Dlaczego nie chciał być sobą? Czy był szalony? Tak orzekła komisja lekarska, mimo że żaden z jej członków nigdy króla nie badał. Orzeczenie wystarczyło, by go ubezwłasnowolnić, aresztować i osadzić w zamku Berg. 13 czerwca 1886 r. Ludwik wyszedł na spacer ze swoim psychiatrą doktorem Guddenem. Kilka godzin później znaleziono ich martwych. Utonęli w jeziorze Starnberg. Jak doszło do wypadku? Nie wiadomo.

Dlaczego piszę tak dużo o Ludwiku Bawarskim? Czym mnie zafascynował? Determinacją, która sprawiła, że uciekł od rzeczywistości, kiedy stwierdził, że mu się ona nie podoba, ale nie ma na nią wpływu. W jego przypadku to nie było trudne - miał do dyspozycji 5 milionów marek w złocie rocznie i mógł beztrosko zaciągać długi w państwowej kasie. Łatwo wtedy budować światy fantazji. Jakim wzorcem może być dla nas Ludwik Bawarski? Raczej żadnym.

Ale: kiedy moja córka Maria miała przyjść na świat, czytałam namiętnie książkę dr. Spocka o pielęgnacji noworodków. Do dziś zapamiętałam rozdział o kąpieli niemowlaka, bo radykalnie odmienił moje życie. Dr Spock najpierw opisał wanienkę, którą należy kupić, kosmetyki, myjki (trzy rodzaje) i ręczniki, jakich należy używać, a także temperaturę wody. A potem przyznał, że skoro nie mamy wanienki, możemy się posłużyć miednicą, a pod bieżącą wodą niemowlę też da się umyć. Więc może nie trzeba pałaców, ogrodów zimowych i gondol, by uciec od świata, który mnie coraz bardziej przeraża. Pytanie tylko: dokąd?

Philippe Collas, "Mata Hari. Jej prawdziwa historia", przeł. Wiktor Dłuski, Warszawa 2006, Świat Książki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (20/2007)