Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To, że Rosja próbuje od kilku lat wprowadzić do swego arsenału nowe rakiety, nie jest nowością. Może dziwić, że ważne oświadczenia w sprawie stosunków z partnerem zza oceanu składa premier, podczas gdy polityka zagraniczna i sprawy bezpieczeństwa należą do kompetencji prezydenta. Ale taka jest "uroda" obecnej rosyjskiej tandemokracji, że słowo premiera w każdej dziedzinie więcej waży niż słowo prezydenta.
Ważna to wypowiedź w kontekście toczących się w Genewie rozmów Rosja-USA na temat nowego układu o redukcji zbrojeń strategicznych. 5 grudnia 2009 r. wygasł poprzedni układ, powstała próżnia prawna. Rosjanom zależy na utrzymaniu pozorów parytetu ze Stanami. Faktycznie parytetu dziś nie ma: USA mają więcej nośników głowic, ponadto w najbliższych latach wiele z rosyjskich rakiet wyprodukowanych jeszcze w czasach ZSRR zakończy służbę i różnice się pogłębią. Putin nie wspomina więc o niewygodnej z prestiżowego punktu widzenia amerykańskiej przewadze, ale robi "wrzutkę": zaczyna nowy temat, przy którym można ubić wiele piany. A to może oddalić perspektywę zawarcia nowego układu, na którym tak zależy Stanom. Wygląda na to, że Putin nadal uważa amerykański system przeciwrakietowy - nawet po wycofaniu się z planów budowy elementów tarczy w Europie Środkowej - za zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji. A przynajmniej próbuje ciągle grać tą kartą.